Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Oskarżono ich o zabójstwo i usiłowanie zabójstwa policjanta oraz przemoc podczas zamieszek w sierpniu 2013 r. – miesiąc po tym, gdy wojskowy pucz obalił związanego z tym islamistycznym ugrupowaniem prezydenta Muhammada Mursiego.
Nie tylko sam absurdalnie surowy wyrok, ale i okoliczności jego wydania wskazują na determinację, z jaką rząd w Kairze walczy z Bractwem, swoim głównym przeciwnikiem politycznym: proces trwał tylko dwa dni, a Al-Minja to bastion islamistów. Na dzień po zamknięciu tego numeru „TP” przed tym samym sądem zaplanowano kolejną rozprawę – tym razem oskarżone miały być 683 osoby...
Na Bliskim Wschodzie zawierano już kompromisy z grupami o proweniencji jeszcze bardziej wątpliwej niż Bractwo Muzułmańskie. Jednak w Egipcie porozumienie z „terrorystami” (tak islamistów określa się w Kairze) pozbawiłoby władzy i przywilejów członków aparatu bezpieczeństwa, który de facto rządzi krajem od dekad. Choć więc wątpliwe jest, aby wykonano wszystkie wyroki śmierci (oskarżonym przysługuje apelacja, ponadto większość z nich odpowiadała z wolnej stopy i trudno się spodziewać, aby zgłosiła się na własną egzekucję), zaostrzenie polityki wobec opozycji, nawet skrajnej – może oznaczać kres nadziei na demokratyczne zmiany. Minister obrony Egiptu, marszałek Abd al-Fattah as-Sisi – przywódca zamachu stanu sprzed roku – ma wkrótce ogłosić decyzję o swym starcie w lipcowych wyborach prezydenckich. Po jego prawdopodobnym w nich zwycięstwie Egipt może na powrót stać się dyktaturą w stylu tych, które pamiętamy z Bliskiego Wschodu z lat 70.
Wygląda na to, że do realiów, z którymi – jak sądziliśmy – definitywnie się już pożegnaliśmy, wracamy nie tylko w Europie Wschodniej.