Nieuprzedzone spojrzenie

Nigdy do końca nie interesowała mnie poetyka czy twórczość rezygnująca z momentów porządku i dyscypliny. Eksperymenty awangardowe są często bardzo staroświeckie.
 /
/

BEATA ZAREMBA: - Niewiele o Tobie jako osobie prywatnej wiadomo; tyle że jesteś diabelnie wykształcony, że dużo wiesz o Derridzie i postmodernizmie, no i że urodziłeś się w 1970 roku w Grodkowie na Opolszczyźnie, a mieszkasz w Opolu i pracujesz na uniwersytecie. Nie lansujesz się na wieczorach autorskich, nie udzielasz pokazowych wywiadów, jak niektórzy poeci Twojego pokolenia...

- Nie mam nic przeciwko lansowaniu się poprzez wiersze, ale zdaje się, że ja sam nie potrafię tego za dobrze robić. Kilka prób wypadło tak marnie, że nieomal przypłaciłem to depresją (śmiech). W każdym razie nie ma w tym premedytacji czy intencji. Właściwie dopiero twoje pytanie uświadamia mi, że powinienem mieć jakąś odpowiedź. A moja domniemana skrytość wynika chyba z przekonania, że nie ma potrzeby mówić szerzej o własnym życiu. Jestem przeciwnikiem wiązania literatury z życiem, bo zazwyczaj okazuje się, że te związki nie są specjalnie ciekawe. Z drugiej strony jestem admiratorem wszelkiego rodzaju biografii, listów. Ale cóż, dostrzegam w ludzkich życiorysach pewną powtarzalność...

  • W materii języka

- Jak wynika z wiersza "Ostatni dzień wakacji", latem 2000 roku spędzałeś całe godziny krążąc z córeczką po śródmieściu Opola. I, jak dodajesz, było to dla Ciebie doświadczenie nowe i silne, bo podążając za wskazówkami dziecka dostrzegłeś mnóstwo szczegółów, na które nie zwracałeś uwagi we "wcześniejszym życiu". Jak bardzo pojawienie się w Twoim życiu dziecka zmieniło Twoją percepcję świata, a co za tym idzie i Twoją poezję?

- “Ostatni dzień wakacji" ukazał się w tomie “X" i istotnie miał powiedzieć coś o rodzeniu się nowego rodzaju percepcji: odświeżonej, nieuprzedzonej, czystej jak łza. Można powiedzieć, że otrzymałem szansę patrzenia na świat na sposób dziecięcy. Fakt bycia rodzicem stał się rodzajem katalizatora - bo już wcześniej poszukiwałem (bezskutecznie) formuły nowego spojrzenia, swego rodzaju dziecięcej spostrzegawczości, łączącej rzeczy zupełnie oderwane. Pojawiła się też potrzeba wyrażenia nowej roli, w jakiej się znalazłem. Bardzo silnie udzieliła mi się fascynacja językiem dziecka, podwyższona wrażliwość na budzenie się słów i fraz do życia, na ich formowanie się i wzrastanie, na dziecięce budowanie świata i języków tego świata.

- Mam wrażenie, że odkąd prowadzony jesteś za rękę przez własne dziecko, notabene nazywane w przywołanym wierszu "dowodem na istnienie Boga", dość radykalnie zmienił się Twój język poetycki.

- Mam nadzieję, że mój język poetycki ulega ciągłym przemianom. Oczywiście niemożliwa jest radykalna odmiana - każdy ma taką, a nie inną barwę i intonację głosu - ale głęboko wierzę w imperatyw doskonalenia własnego języka: przede wszystkim dlatego, że najczęściej idzie to w parze z doskonaleniem czy też raczej dochodzeniem do własnej osobowości. Najogólniej rzecz ujmując, interesuje mnie poetycka koncentracja na detaliczności widzenia, na tym, co Piotr Sommer bardzo ładnie nazwał “smakiem detalu". Interesuje mnie samo doświadczenie, a nie jego abstrakcyjny opis. Ale nie można tak po prostu porzucić abstrakcji - ona zawsze powraca, choćby w przebraniu, w formie negatywnej, jako widmo nawiedzające każdy szczegół, jako niespodziewany efekt retoryczny. Chciałoby się samej rzeczy, ale zawsze zostajemy z opisami rzeczy.

- W tym podążaniu za konkretem czuję wpływ Seamusa Heaneya. Pisałeś zresztą o swojej fascynacji tym poetą...

- Najbardziej podoba mi się jego zakorzenienie w szczególe językowym, w pojedynczych słowach, dźwiękach, zbitkach słów. Intryguje mnie wczesna poezja Heaneya, ta z lat 60. i 70. - powrót do dzieciństwa języka i podwyższona wrażliwość na najprostsze słowa. W pełni przekonuje mnie jego koncepcja języka jako czegoś rytualnego i świętego, a także koncepcja poezji, w której poszczególne słowa i dźwięki są ważniejsze od przesłań albo przynajmniej równie ważne. Nie potrafię czytać jego wierszy w ilościach hurtowych - po lekturze kilku linijek zatrzymują mnie poszczególne słowa. Tacy poeci jak Seamus Heaney czy Ted Hughes nauczyli mnie postrzegać wiersz i język w całej ich materialności i fizyczności.

- To, co mówisz o języku, odsyła z kolei do konstatacji Josifa Brodskiego. Chociażby tej: "Człowiek bierze się do układania wierszy z bardzo różnych pobudek: aby podbić serce ukochanej, aby wyrazić swój stosunek do otaczającej go rzeczywistości - obojętnie, pejzażu czy państwa; aby utrwalić chwilowy stan ducha, aby pozostawić po sobie - jak mu się wydaje - ślad. Ucieka się do formy - do wierszy - z pobudek najpewniej bezwiednie mimetycznych: czarne pionowe zgęszczenie słów pośrodku białej kartki papieru przypomina miejsce człowieka w świecie, proporcje przestrzeni wobec jego ciała. Ale pomijając względy, dla których chwyta za pióro, i niezależnie od efektu, jaki to, co wychodzi, wywiera na audytorium, jakkolwiek byłoby ono liczne, natychmiastowym skutkiem tego przedsięwzięcia jest poczucie bezpośredniego kontaktu z językiem, a dokładniej - poczucie bezzwłocznego dostania się w niewolę języka, poczucie uzależnienia się od wszystkiego, co w tym języku zostało dotąd wypowiedziane, napisane, urzeczywistnione".

- Nic dodać, nic ująć, wspaniałe zdania. I cieszę się, że przywołałaś nazwisko Brodskiego. Zupełnie na marginesie: moja przygoda z poezją XX-wieczną zaczęła się właśnie od niego, a konkretnie od “czerwonej" “Literatury na Świecie", którą sczytałem na amen - tak jak na amen sczytałem numer “perecowski". Brodski... Właściwie trudno mi znaleźć jakąś jego wypowiedź, z którą bym się nie utożsamiał. Jego koncepcja języka jako doświadczenia absolutnie centralnego w ludzkim życiu jest dla mnie bardzo ważna (a przecież istnieje kilka zupełnie niesamowitych wypowiedzi Brodskiego na temat języka, włącznie z tą, że język jest w gruncie rzeczy ważniejszy od Boga). To jest zresztą koncepcja brzmiąca trochę postmodernistycznie i otwiera się tu ciekawa dyskusja na temat postmodernizmu. Ale zostawmy to.

- W wykładzie Brodskiego do amerykańskiej młodzieży wśród życiowych wskazówek znalazła się i ta, by przede wszystkim wertować słowniki, wzbogacać język, poznawać znaczenia nowych pojęć, bo możliwość wypowiedzenia się jest czymś dla człowieka elementarnym.

- Pamiętam tę wypowiedź. Ta wskazówka wzięła się zapewne z przekonania, że język wie więcej niż posługująca się nim osoba. Tak samo z poezją - wiersz wie chyba więcej od poety. Prowadzi poetę za rękę, często w niespodziewaną stronę. W rozmowie z Solomonem Wołkowem Brodski mówił, że dopiero patrząc wstecz na własne wiersze dostrzega rozwój własnej osobowości, tak jakby wiersze uczyły go - jego samego. Ten tajemniczy wymiar języka jest fascynujący i chętnie pociągnąłbym ten temat, gdyby nie obawa przed ciągłym powtarzaniem tych samych słów - obawa czysto stylistyczna.

- Ty również poprzez wiersz odkrywasz siebie?

- No cóż, słowo “poprzez" jest nieco zwodnicze. Tak jakby przechodziło się przez most na drugą stronę. Groźnie brzmi też fraza “odkrywać siebie"...

  • Wolność i dyscyplina

- Na stronie internetowej Biura Literackiego "Przystań" można znaleźć Twoje komentarze do własnych wierszy, informacje o tym, jak powstawały, sugestie interpretacyjne. Narzucasz punkt widzenia czy pomagasz znaleźć trop?

- Mam nadzieję, że pomagam, aczkolwiek raz po raz łapię się na tonie dogmatycznym, którego bardzo nie lubię. Ale język krytyczny, jakim jestem zmuszony się posługiwać, wywołuje efekt nienaruszalności pewnych sądów. W ogóle pisanie tekstu krytycznego stanowi dość niewygodną sytuację, bo chciałoby się pisać w sposób jak najbardziej otwarty, a jednak jest się wpuszczonym w krytycznoliterackie maliny. Z drugiej strony fascynuje mnie zderzenie otwarcia i wolności z rygorem krytycznej dyscypliny, z porządkiem krytycznoliterackiego wywodu. Uważam, że na linii tego zetknięcia rodzi się coś ciekawego, nowego. Prawdę mówiąc, nigdy do końca nie interesowała mnie poetyka czy twórczość rezygnująca z momentów porządku i dyscypliny. Eksperymenty awangardowe są często bardzo staroświeckie. O wiele ciekawsze są dzieła, których autorzy podejmują twórczy dialog z tradycją. To wspaniałe: móc naciągać tradycję, bawić się z nią w głuchy telefon, powtarzać jej gesty, wyprowadzać ją z równowagi i tak dalej. A wszystko w jej imieniu i dla jej dobra. Oczywiście, nie jest to łatwe. Nie wystarczy ironicznie potraktować jakąś poetykę, to zbyt tani chwyt.

Wracając jednak do pytania: najbardziej fascynujący wydaje mi się moment zderzenia dyscypliny z tym wszystkim, co owej dyscyplinie się wymyka. W krytyce literackiej staram się do tego zderzenia doprowadzać. Czytam wiersz, a moją uwagę od razu przyciągają jakieś półsłówka, niedomówienia, pauzy. “Jakie jest ich znaczenie?", myślę sobie. I wkładam strój krytyka.

- Jesteś autorem wielu tekstów o innych poetach, w tym wydanej przez Znak i nagrodzonej przez Fundację Kultury książki "Niepodległość głosu", o poezji po '68 roku. Ty jako poeta i Ty jako krytyk i badacz literatury to dwie strony tego samego medalu? A może jednak pisanie wierszy jest dla Ciebie ważniejsze niż działalność krytycznoliteracka?

- Obie te aktywności są chyba dla mnie jednakowo ważne. Impuls związany z krytyką literacką, z pisaniem o innych poetach, jest równie instynktowny, co impuls mobilizujący mnie do pisania wierszy. Z całą pewnością uprawianie krytyki nie wynika z jakiegoś planu, lecz jest odruchową reakcją na lekturę innych poetów. Książka “Niepodległość głosu" pojawiła się odruchowo i przypadkowo. Skądinąd miałem nadzieję, że zostanie odebrana jako rodzaj impresji na temat poezji. Chciałem przeforsować taki punkt widzenia, w którym nie ma punktu widzenia, to znaczy pisałem zdając się w pewnej mierze na odruchy i nerwy - i marzyło mi się, aby z odruchów tych uczynić krytycznoliteracką cnotę. Stąd poetyka prób, notatek. Tymczasem w recenzjach książkę tę odbierano jako “mocną" propozycję krytycznoliteracką. Nic takiego: to po prostu wyznania samotnego czytelnika wierszy. Ale zdaje się, że mówię tu o pewnym marzeniu, jak dotąd niezrealizowanym: marzeniu o krytyce niepodległej od wszelkich instancji i praw (choćby gatunkowych), krytyce opartej na skrupulatnej lekturze, a zarazem ową skrupulatność sabotującej, idącej trop w trop za wierszem, a przecież wiersz nie zawsze jest skrupulatny...

***

- Twój debiut poetycki w "NaGłosie" był podobno efektem rozmowy z Marianem Stalą. Co takiego usłyszałeś o sobie, że odważyłeś się być poetą? Czy w ogóle bycie poetą jest kwestią odwagi?

- Przypomniało mi się teraz, że pisząc o najnowszej książce Mariana Stali, zawierającej pięć wierszy krytyka, Zbigniew Mentzel pisał właśnie o odwadze bycia poetą. Jakoś nigdy o tym nie myślałem. W każdym razie niezbyt często. Ilekroć myślę o postaci poety - postaci dla mnie nieco fantasmagorycznej, widmowej i na poły groteskowej - przypomina mi się Herbert i zdanie o “Chrzcie Chrystusa" Piera della Francesca: “Jest coś ostatecznego w położeniu liści na kartę nieba".

Co do “nagłosowego" debiutu: istotnie, zaczęło się od listownej rozmowy z Marianem Stalą. Zaskoczyło mnie wtedy nie tylko to, że znakomity krytyk odpowiedział na mój list. Ujęło mnie przede wszystkim, że tak uważnie przeczytał mój zbiór, że chciał rozmawiać o poszczególnych wierszach. Muszę przyznać, że po raz pierwszy zetknąłem się wtedy z krytykiem oddanym wierszom, konkretnym wierszom, a nie jakimś supozycjom czy uogólnieniom na temat poezji, roli poety etc. To była ważna lekcja: żadnych niepotrzebnych grymasów czy min, po prostu nieuprzedzone spojrzenie na wiersz. Tylko i aż tyle.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2005