Nie musimy kopać przepaści

Ludzi, którym bliski jest sposób myślenia reprezentowany przez „Tygodnik”, jest coraz więcej. Coraz mniej jest tych, którzy sądzą, że trudne pytania, bolesne czy nieprzyjemne dla Kościoła tematy, należy zostawić mediom laickim.

18.06.2012

Czyta się kilka minut

 / fot. Grażyna Makara
/ fot. Grażyna Makara

Na licznych spotkaniach z czytelnikami często powraca pytanie, czemu „Tygodnika Powszechnego” nie ma (na ogół) wśród rozprowadzanych przez parafie katolickich gazet? Oraz czemu duszpasterze (niekiedy) z małym – delikatnie mówiąc – entuzjazmem odnoszą się do naszego pisma?

Łatwo odpowiedzieć, że jest to pytanie nie do mnie, lecz do duszpasterzy. Ale przecież nie od dziś sam je sobie stawiam. Czemu?


Z perspektywy pisma ta sytuacja ma nawet swoje plusy. „Tygodnik” skazany na wolny rynek (kioski, prenumerata) stale pozostaje pod ciśnieniem tego rynku. Nieustannie musi się wsłuchiwać w potrzeby odbiorcy. Pozbawiony ochronnego „parasola” zapewnionej sprzedaży parafialnej, co tydzień zdaje egzamin ze swojej przydatności. „Parasola” – bo wiele finansowych problemów byłoby nam oszczędzone, gdyby każda katolicka parafia w Polsce (jest ich 10 050) nabywała nawet tylko jeden egzemplarz „Tygodnika”.

Dlaczego więc?...

„Tygodnik Powszechny” w swej koncepcji odbiega od przeciętnego „pisma katolickiego”. W jednym z kościelnych tygodników, raczej umiarkowanym pod tym względem, na 54 stronicach tekstu naliczyłem 15 fotografii biskupów i księży. To wskazuje też na proporcje materiałów kościelnych i religijnych w piśmie. W „Tygodniku”, przy tej samej mniej więcej objętości, dobrze jeśli będzie trzech lub czterech księży. A miejsce poświęcone sprawom Kościoła jest niewspółmiernie szczuplejsze niż w propagowanych pismach katolickich.

Inne materiały w tych pismach na pewno są poprawne w obszarach nauki wiary i moralności, zaś w innych obszarach poprawne politycznie. Czyż parafia może rozprowadzać pismo, które się np. nie przyłączyło do akcji „w obronie Telewizji Trwam”? Niedostatecznie informuje o uroczystościach religijnych, pielgrzymkach, dorocznych wielkich obchodach, kazaniach czy sympozjach? Nie staje do walki o krzyż na Żwirowisku (kiedyś), w Sejmie, na Krakowskim Przedmieściu? Nie potępia Nergala jako satanisty? Drukuje artykuły ludzi Kościołowi i wierze niechętnych (np. prof. Magdaleny Środy), Żydów (np. Pawła Śpiewaka – medytacje o żydowskich tekstach liturgicznych) i niewierzących?


„Tygodnik” wyskakuje z pytaniami tam, gdzie zwykle pytań się nie stawia, podejmuje debaty w sprawach, które się wydają raz na zawsze ustalone. Pyta np., dlaczego antykoncepcja jest niemoralna albo czy konieczna jest spowiedź małych dzieci przed Pierwszą Komunią św.

W przypadkach skandali w instytucjach kościelnych nie broni jednoznacznie Kościoła, co gorsza, pisze o nich (po co o tym pisać?!) z dezaprobatą.

Nie reaguje właściwym oburzeniem, kiedy jakieś dzieło, pretendujące do rangi dzieła sztuki, obraża uczucia wierzących.

Zachowuje przyjazne stosunki z Adamem Michnikiem, przeprowadza wywiady z premierem Donaldem Tuskiem (to jeszcze można tolerować – ale nie, jeśli na sąsiedniej stronie tego samego numeru nie skrytykuje się rozmówcy, jak to uczyniło pewne przyzwoite katolickie pismo).

Wyliczyłem tu kilka win popełnianych świadomie. Z pewnością są jeszcze inne. Czasem na wspomnianych spotkaniach słyszę zarzuty wypowiadane z dużą pasją, lecz na ogół bez uzasadnienia. Są to zwykle nie tyle zarzuty, co inwektywy. One niczego nie tłumaczą.

Pytam więc: skąd tyle agresji i tyle złości?...

Oczywiście są inne jeszcze racje, żeby „Tygodnika” do parafii nie przyjmować. Na przykład gust biskupi. Biskup może polecić dystrybucję któregoś z katolickich pism, ale chyba zakazać nie może – i nie słyszałem, by taki zakaz był. Ale wiadomo, że to po prostu może być źle widziane.

Tak więc niekoniecznie treści zawarte w naszym piśmie odstraszają. Zresztą odmawiający komisowej jego sprzedaży księża „Tygodnika” nie czytają, a jego zawartość zwykle jeśli znają, to z drugiej ręki.

Wielu ludzi nad nieobecnością „Tygodnika” w parafiach ubolewa. Sami prenumerują go, kupują w kiosku albo czytają w internecie.


To ubolewanie idzie jednak głębiej. Bolą mianowicie podziały w naszym Kościele, dyskryminacja, odsądzanie inaczej myślących od czci i wiary, odmawianie innemu miejsca w Kościele. A tymczasem ludzi, którym bliski jest sposób myślenia reprezentowany przez „TP”, jest coraz więcej. Coraz mniej jest tych, którzy sądzą, że trudne pytania, bolesne dla Kościoła tematy, nieprzyjemne dla Kościoła wydarzenia należy zostawić mediom laickim.

Bo coraz większa jest dziś społeczna zgoda na transparentność. Choć nie wszędzie. Kiedy na tę drogę chce kurię rzymską wprowadzić Benedykt XVI, niekoniecznie cieszy się to tam powszechnym zrozumieniem.

Ja wciąż wierzę, że w Kościele możemy w wielu poglądach się różnić, ale nie musimy kopać pomiędzy nami przepaści.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2012