Nie dajmy się przestraszyć

Prof. Ernst-Wolfgang Böckenförde, konstytucjonalista: Unia Europejska nie miesza się do tego, jak kraje członkowskie regulują relacje z religią i ze wspólnotami religijnymi. Rozmawiał Wojciech Pięciak

09.11.2009

Czyta się kilka minut

Wojciech Pięciak: Krzyż wisi w szkołach we Włoszech, Niemczech, Polsce, Austrii. Czy narusza wolność religii i prawa człowieka?

Ernst-Wolfgang Böckenförde: W moim przekonaniu - nie. Oczywiście, elementem wolności religijnej jest także tzw. wolność negatywna, tj. możliwość odrzucenia jakiejś religii albo w ogóle religii. Jeśli jednak krucyfiks wisi tylko na ścianie i nikt nie domaga się od uczniów, aby oddawali mu cześć, wówczas prawo uczniów do wolności religijnej nie jest naruszone. Moim zdaniem nie jest łamana także wolność religijna jako prawo człowieka w rozumieniu Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, jeśli uczeń niebędący chrześcijaninem musi jedynie patrzeć na krzyż, który wisi na ścianie.

Sądy we Włoszech oddalały skargi kobiety, której sprawa stała się teraz przedmiotem orzeczenia trybunału w Strasburgu, z uzasadnieniem, że krzyż to symbol kulturowy i część włoskiej tożsamości. Pana zdaniem nie odgrywa to żadnej roli, czy uczeń postrzega krzyż na ścianie jako symbol religijny, czy kulturowy?

Nawet jeśli uczeń będący niechrześcijaninem traktuje krzyż wyłącznie jako symbol religijny, to szkoła nie wymaga od niego, aby przyjął chrześcijaństwo. Musi on jedynie przyjąć do wiadomości, że krzyż wisi w jego klasie. Podobnie jak w życiu codziennym, gdzie każdy co chwila styka się z symbolami chrześcijańskimi, czy tego chce, czy nie.

A krzyż wiszący w sali sądowej? Tak bywa w Austrii.

Obecność krzyża na sali sądowej uważam za problematyczną, gdyż sala sądowa jest przestrzenią publiczną o innym charakterze niż np. szkoła. W sądzie to państwo - światopoglądowo neutralne - występuje kategorycznie jako suweren, a sędziowie wydają wyroki nie w imieniu Boga, ale w imieniu narodu, kierując się prawem stanowionym. Natomiast szkoła przynależy do życia społecznego i nie jest przestrzenią, gdzie państwo jako suweren wykonuje swoje czynności.

Dyskusja wywołana strasburskim orzeczeniem nie jest pierwszą tego rodzaju w Europie. To raczej kolejna odsłona debaty o miejscu religii w państwie i społeczeństwie. Czy obserwujemy, jak mówią niektórzy, nowy Kulturkampf?

Jesteśmy świadkami nie nowego Kulturkampfu, lecz sporu o kształt państwa neutralnego światopoglądowo oraz o granice tolerancji w życiu społecznym. Ścierają się tu dwa poglądy. Pierwszy chciałby, w rozumieniu francuskiego laicyzmu, ograniczyć religię do sfery prywatnej. Drugi pogląd, który podzielam, stawia na otwartą neutralność państwa: państwo pozwala rozwijać się religii w przestrzeni publicznej, choć ani nie identyfikuje się z żadną religią i jej zasadami, ani nie usiłuje uczynić tych zasad ogólnie obowiązującymi.

Pogląd taki dopuszcza także krytykę religii i Kościoła, przy czym konieczne są tu granice wolności słowa: jest łamaniem zasady tolerancji, gdy ktoś szkaluje bądź poniża to, co dla innych jest święte.

Można odnieść wrażenie, że w tym sporze ścierają się nie dwa poglądy, ale dwa odmienne "światy". Czy możliwy jest kompromis?

Tak, istnieje tu właściwe rozwiązanie. Nie może ono opierać się ani na laicyzmie, rugującym religię w prywatność, ani też na tym, że państwo będzie traktować którąś z religii jako państwową. Kompromisem jest otwarta neutralność państwa. Tak uważał również Jan Paweł II, który podczas pielgrzymki na Kubę w 1998 r. mówił, że "nowoczesne państwo nie może opierać swej koncepcji politycznej ani na ateizmie, ani na religii". Kontynuował on, że państwo powinno wspierać atmosferę, w której każda osoba i każda wspólnota religijna może żyć swobodnie wedle swej religii i wyrażać ją publicznie.

Dziś oczywistością jest różnorodność religijna w Europie, a w jej ramach - obecność dużych społeczności islamskich czy ateistów. Jak państwo powinno ich traktować?

Mniejszości muszą mieć możliwość swobodnego praktykowania swej religii, zarówno prywatnie, jak i publicznie, choć oczywiście w granicach ogólnie przyjętych zasad współżycia społecznego. To samo powinno dotyczyć również sposobu, w jaki swoją religię praktykuje większość. Również ateiści mają wolność bycia ateistami.

Początkowo może to być postrzegane jako coś obcego. Ale godząc się na to, nie przekreślamy faktu, że nasza kultura jest przeniknięta chrześcijaństwem, lecz raczej dowodzimy jej trwałości, gdyż to Sobór Watykański II zaakceptował zasadę wolności religii każdego człowieka, jako wartość wynikającą z godności osoby ludzkiej.

To zasady ogólne. A życie codzienne? Tu często dochodzi do sporów o sprawy konkretne. Przykładowo, na Zachodzie jest czymś oczywistym, że w przedszkolu sporą grupę stanowią dzieci muzułmańskie. Częste są dyskusje, czy np. stawiać choinkę na Boże Narodzenie.

Choinka to część naszej kultury - stawiając ją w przedszkolu nie próbujemy nawracać muzułmańskich dzieci na chrześcijaństwo. Co innego, gdyby wymagano od wszystkich dzieci, aby modliły się przed szopką. Znalezienie rozwiązania w takich sytuacjach nie jest trudne, jeśli jest gotowość do uznania innych w ich inności. Przy czym druga strona musi także szanować to, co jest ważne dla nas jako większości. Tolerancja powinna cechować obie strony.

W komentarzach po strasburskim orzeczeniu, także wygłaszanych przez ludzi Kościoła, można było wyczuć rozgoryczenie, że - jak mówiono - chrześcijaństwo nie jest dziś mile widziane w europejskiej przestrzeni publicznej. Czy to odczucie uzasadnione?

Takie odczucie może się czasem pojawiać, ale nie sądzę, aby było zasadne. Widać wprawdzie pewne wysiłki zmierzające w tym kierunku. Ale pozostają one w mniejszości i nie mają szerszego poparcia. My, chrześcijanie, nie powinniśmy dać się przestraszyć orzeczeniem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, które uważam za orzeczenie błędne.

Pytam o to także dlatego, że po strasburskim orzeczeniu nie tylko w Polsce pojawiły się głosy, że UE jest wroga chrześcijaństwu.

Unia jest neutralna światopoglądowo, podobnie jak jej państwa członkowskie. Jest instytucją otwartą, w której funkcje pełnią zarówno praktykujący chrześcijanie, jak i niechrześcijanie. Poza tym Unia nie miesza się do tego, jak kraje członkowskie regulują sobie szczegółowo relacje z religią i ze wspólnotami religijnymi. Unia nie ma tu w ogóle żadnych kompetencji.

Prof. ERNST-WOLFGANG BÖCKENFÖRDE (ur. 1930) jest w Niemczech jednym z najważniejszych autorytetów w kwestii prawa konstytucyjnego. W latach 1983-96 był sędzią Federalnego Trybunału Konstytucyjnego. Wiceprzewodniczący rady naukowej Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu, uczestnik "rozmów w Castel Gandolfo" (dyskusji prowadzonych przez autorytety intelektualne i naukowe pod auspicjami Jana Pawła II) i ekspert Episkopatu RFN. Autor wielu uznawanych już za klasyczne książek o współczesnej demokracji i relacji państwo - Kościół.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2009