Zmysł przynależności

Od początku maja Polska należy do Europy nie tylko geograficznie i kulturalnie, jak to było od niepamiętnych czasów, ale również politycznie. Co powiedziałby o tym ks. Józef Tischner? Jestem przekonany, że pochwaliłby ten wybór, wzywając do dialogu z Europą i wewnątrz Europy oraz przekształcenia go w impuls zmiany własnych zachowań.

16.05.2004

Czyta się kilka minut

 /
/

Przynależność do UE zmienia status państw członkowskich. Zintegrowane współtworzą wspólnotę prawną, zaś drogą aktów prawnych, kontroli i dystrybucji pieniędzy wpływają na państwa i ich obywateli. Żaden z członków nie jest sam, ale w pewnych dziedzinach żyje wspólnie z innymi Europejczykami; każdy jest zależny od wspólnoty i każdego obowiązują jej reguły. Jakie są tego skutki?

Wolność: świat czterech swobód

Czy w UE obowiązuje nowa, rozszerzona definicja wolności? Artykuł 6. Traktatu o UE brzmi: “Unia kieruje się zasadami wolności, demokracji, szanowania praw człowieka i swobód podstawowych oraz zasadą państwa prawa; zasady te są wspólne dla wszystkich państw członkowskich". Ten ustrój może mieć różny charakter, np. w Polsce jest inny niż w Niemczech, ale Unia nie zamierza tych różnic usuwać.

W Kontrakcie o EWG (Rzym, 1957 r.) zdecydowano o wprowadzeniu swobód osiedlania się oraz przepływu towarów, usług i kapitału. Realizowano je stopniowo, likwidując rozmaite bariery (np. ceł lub restrykcji dotyczących pracy i pobytu) czy uzgadniając nowe regulacje, ujednolicające warunki korzystania ze swobód. Powstał wspólny wolny rynek, na którym podział na państwa narodowe nie ma już znaczenia. Nowe państwa członkowskie też zyskują możliwość samorealizacji gospodarczej, ale jednocześnie muszą podjąć towarzyszące jej ryzyko: prawu europejskiemu przysługuje bowiem pierwszeństwo wobec prawa narodowego.

Każdy może i powinien korzystać z gwarantowanych swobód gospodarczych. Konkurencja powoduje jednak, że zdolniejsi górują nad mniej zdolnymi i sprawują władzę ekonomiczną. Dla Polski nowa sytuacja niesie wiele szans: coraz więcej miejsc pracy w przemyśle będzie przenoszonych z Niemiec nad Wisłę, zaś po okresach przejściowych w podobny sposób wzrośnie eksport usług z Polski do Niemiec. Na skutek swobodnego ruchu towarów dojdzie jednak i do tego, że polskie rolnictwo nie sprosta wymogom wielkoobszarowej produkcji, ponosząc dotkliwe tego konsekwencje.

Realizacja czterech swobód prowadzi do powstania kapitalistycznie zorientowanego społeczeństwa przemysłowego, kładącego nacisk na intensywną konkurencję, a nie tworzenie struktur państwa socjalnego. Wspólnota może wspierać np. współpracę państw członkowskich w sprawach socjalnych (art. 137 Traktatu o Wspólnocie Europejskiej) lub zajmować się administracją europejskiego funduszu wspierania rozwoju zawodowego i mobilności pracowników (art. 146). Nie może jednak ingerować ani w politykę zatrudnienia, ani w politykę socjalną członków. Wspólnota staje się obszarem wolnej gospodarki rynkowej, odchodzącej od modelu społecznej gospodarki rynkowej.

Państwo: suwerenność ograniczona

Kraje UE tworzą wspólne instytucje i procedury, a w niektórych dziedzinach porządek prawny. Państwa jednak pozostaną, tyle że zmienią charakter. Na miejscu państwowości zamkniętej, decydującej samodzielnie i ostatecznie o działaniach zewnętrznych, porządku wewnętrznym, prawie i głównych wyznacznikach polityki, pojawi się państwowość otwarta na wytyczne z góry. Pewne dziedziny dotychczas mieszczące się w kompetencjach państw - przede wszystkim związane z gospodarką - zostaną przekazane instancji ponadnarodowej. Państwo ma pewien wpływ na jej decyzje, nie może jednak narzucić ostatecznego ich kształtu. Kraje członkowskie przestają więc być suwerenne, ponieważ ich suwerenność zastąpiła relacja ponadpaństwowej komplementarności funkcjonalnej.

Aby wyjaśnić, czym jest suwerenność, przyjrzyjmy się jej klasycznym atrybutom sformułowanym przez Jeana Bodina. Pierwszym jest wyłączność stanowienia prawa: “Władza nadawania prawa wszystkim w ogóle i każdemu z osobna". Unia zaś z jednej strony określa prawa i obowiązki wiążące jej członków, z drugiej obliguje ich do tworzenia konkretnych ustaw. Drugą cechą suwerenności jest samodzielne podejmowanie decyzji o wypowiedzeniu wojny i zawarciu pokoju. Pod tym względem - pomijając istotne ograniczenia wynikające z Karty Narodów Zjednoczonych - członkowie UE, za sprawą istniejących od niedawna europejskich jednostek wojskowych i przekształcania Unii Zachodnioeuropejskiej w militarne ramię UE, zmierzają do ponadnarodowej integracji. Trzecia cecha - wyłączność najwyższej instancji sądowej - państw UE już nie obowiązuje, ponieważ, w razie sporów między sobą lub z Unią, podlegają sądownictwu europejskiemu. Również suwerenność celna przynależy już tylko Wspólnocie.

Państwa członkowskie nie tworzą jednak federacji. Relacje między nimi polegają na uzupełnianiu się i to wyłącznie ze względu na ściśle określone funkcje. Mimo nadrzędności Wspólnoty, zachowują bardziej wertykalny niż horyzontalny porządek. Nie mamy więc ogólnej regulacji, stworzonej w poczuciu odpowiedzialności za dobro wspólnoty politycznej, ale konkretne dziedziny często ściśle od siebie zależą. Coś takiego zachodzi np. między ogólnoeuropejską polityką pieniężną, handlową i gospodarczą oraz polityką wspierania koniunktury, budżetową, finansową i podatkową, pozostającą w gestii państw narodowych.

Europejskie rozumienie pojęcia państwowości zakłada kompetencję i odpowiedzialność za dobro wszystkich ludzi tworzących wspólnotę polityczną. Wspólnota dysponująca własnym państwem może więc wyważyć interesy, zintegrować różne czynniki, a dla ludzi żyjących na jej terytorium określić warunki wolności. Kompetencje UE nie przekraczają ram gospodarki i kwestii z nią związanych, zaś państwa członkowskie, mimo implikowanej w pojęciu państwowości odpowiedzialności całościowej, nie mogą ingerować w rozporządzenia Wspólnoty, dotyczące spraw gospodarczych i realizujące swobody obywateli-uczestników wspólnego rynku. W pewnym stopniu państwowość ulega więc erozji. Jedność państwowa, gospodarczo-regulacyjna i socjalna - osiągnięta ongiś z wielkim trudem podstawa funkcjonowania współczesnego państwa opiekuńczego - nie istnieje już ani na płaszczyźnie narodowej, ani europejskiej. Obywatele-wyborcy domagają się jednak od swojego państwa całościowej odpowiedzialności za dobro wspólne, doświadczając coraz częściej jego niemocy. Czy można przejść nad tym do porządku dziennego?

W świadomości Europejczyków może powstać przekonanie, że odpowiedzialność za dobro wspólne jest komplementarna, zgodna z relacją zachodzącą między UE a państwami członkowskimi, i że nie można się jej domagać tylko od jednej instancji. Świadomość tę wzmocni coraz większy i bardziej bezpośredni udział narodów w tworzeniu i działalności instancji europejskich. Chodzi o powszechne przeświadczenie, że ich przepisy i decyzje nie są wytworem działającej z dala od ludzi machiny biurokratycznej. Europejczycy muszą je postrzegać jako swoją sprawę, za którą biorą odpowiedzialność i nad którą sprawują kontrolę. Idąca w tym kierunku reforma instytucji i procedur byłaby wysoce pożądana. W tej właśnie sprawie nowi członkowie UE, nie obciążeni skostniałą praktyką ostatnich 50 lat, powinni wykazać inicjatywę.

Choć problem federalnej struktury Unii czeka nadal na rozwiązanie, nie wolno myśleć o niej według alternatywy “federacja państw versus państwo federalne". Musimy założyć, że UE jest wspólnotą narodów i państw, które chcą zachować tożsamość, choć ze względu na wspólne cele współdziałają ze sobą. Ich połączenie w unię musi ogarnąć specyfikę każdego z nich, nie doprowadzając do jej wchłonięcia czy ekonomiczno-funkcjonalnej likwidacji. Organizacyjnie takie połączenie winno prezentować się jako Unia Narodów, a nie ponadnarodowy management. Element federalny - związek musi przeważyć strukturę, mniej lub bardziej przypominającą państwo. Struktura związku wymaga współdziałania, wzajemnej akceptacji oraz gotowości do realizacji decyzji podjętych przez innych bądź wspólnie z nimi.

Kwestię suwerenności, nurtującą niektórych nowych członków po ich długoletnim uzależnieniu od ZSRR, możemy zawiesić, gdyż tak pojęta wspólnota UE nie wymaga podejmowania decyzji kosztem państw członkowskich. Idea federacyjności Unii wymusi jednak nowe formy organizacyjne, bo nie można jej wszczepiać instytucjom stworzonym według modelu administracyjno-biurokratycznego.

Religia: ryzyko i szansa

Konstytucje państw członkowskich uznają wolność religijną za podstawowe prawo jednostek i wspólnot religijnych, nawet jeśli w niektórych państwach - jak w Szwecji, Wielkiej Brytanii i na Malcie - istnieje formalnie Kościół państwowy. Również Europejska Karta Praw Podstawowych, która nie ma jeszcze mocy wiążącej (choć prawdopodobnie nabierze jej w związku z Traktatem Konstytucyjnym) mówi o wolności religijnej.

Wyklucza to możliwość oficjalnego oparcia UE na jednej z religii. Na której zresztą? Narody Europy odwołują się przeważnie do poszczególnych wyznań religii chrześcijańskiej. Mimo to większość krajów (poza Maltą i w pewnej mierze Grecją) jest zsekularyzowana, a niektóre - jak Francja - zlaicyzowana. Religia jest i wyzwolona, i uwolniona (od odniesień społecznych). W warunkach wolności religijnej nie stanowi normy, lecz możliwość kształtowania życia. Może mieć wpływ na życie społeczne i porządek państwowy, lecz jedynie w tej mierze, w jakiej wierzący zaangażują się w te sfery oraz przy respektowaniu wolności religijnej, również pojętej negatywnie i nakazującej szanować ludzi wierzących inaczej.

Wspólnota Europejska nie ma kompetencji w sprawach religijnych i kwestii stosunków Kościół-państwo. Tutaj będzie obowiązywać prawo narodowe. Niewykluczone jednak, że porządek polityczny i decyzje UE pośrednio będą dotyczyć także religii, bo przecież życie religijne, zwłaszcza w chrześcijaństwie, obejmuje nie tylko adorację Boga i kult, lecz również obowiązki życiowe i zasady postępowania w świecie. Te zaś odnoszą się nawet do struktur gospodarczych.

Zgodnie z zasadą integracji ekonomiczno-funkcjonalnej, gospodarkę unijną widzi się wyłącznie przez pryzmat wymogów gospodarki rynkowej. Dotyczy to i ludzi. Choć właśnie ich możliwości pracy i samorealizacji oraz warunki życia powinny znajdować się w centrum uwagi, postrzegani są tylko jako obywatele wspólnego rynku i przedmioty procesów gospodarczych. Jeśli cokolwiek jest bardziej fundamentalne niż zasady gospodarki rynkowej lub wykracza poza jej horyzont - np. chrześcijańskie wyobrażenia dotyczące celu i porządku gospodarki, podmiotowości człowieka pracującego lub etyczno-moralnych granic działalności gospodarczej - to nie ogranicza i nie modyfikuje perspektywy gospodarczo-funkcjonalnej, lecz odwrotnie: zostaje przez nią ograniczone. Np. prawo europejskie postrzega działania lekarza wyłącznie z perspektywy świadczenia usług i kwestia, czy chodzi o leczenie czy aborcję, nie ma znaczenia.

Jakie znaczenie ma więc religia w i dla UE? Chrześcijaństwo, obok greckiej i rzymskiej starożytności oraz europejskiego oświecenia, jest jednym z najważniejszych korzeni kultury europejskiej i należy do dziedzictwa kulturalnego, które przez wieki wpływało - i częściowo nadal wpływa - na życie Europejczyków. Konsekwencje tego obserwujemy w sposobach myślenia i odczuwania, w instytucjach oświaty, w sztuce i literaturze, w nauce i prawie - wszędzie.

Również we współczesnych społeczeństwach zsekularyzowanych wpływ chrześcijaństwa jest nadal żywy. Społeczeństwa te - by posłużyć się terminem socjolog Danielle Hervieux-Léger - mają cechy wynikające ze znaczenia cywilizacyjnego religii. W naszym kontekście: religii chrześcijańskiej i kontynuowanej przez nią tradycji żydowskiej. Praca cywilizacyjna nie przebiegała bez konfliktów. Mimo to dziwi fakt, że projekt europejskiego Traktatu Konstytucyjnego w preambule wymienia humanizm i jego wartości, przemilcza zaś chrześcijaństwo, ukrywając je w mało wymownym odniesieniu do “kulturalnych, religijnych i humanistycznych tradycji". Czy nie równa się to negacji własnych korzeni, inspirowanej duchem laicyzmu?

Mimo chrześcijańskich korzeni i dziedzictwa, religia nie jest niekwestionowalną wspólną podstawą, spajającą europejskie społeczeństwa. Z prawnego punktu widzenia uniemożliwia to wolność religijna. Także rzeczywistość świadczy o tym, że religia jest coraz bardziej wyrazem osobistego wyboru i indywidualnej identyfikacji. Zbiorowe tożsamości religijne słabną, a drogi dochodzenia do wiary indywidualizują się.

Oczywiście, religia nie zginęła i może owocować nowymi programami postępowania osobistego i społecznego. Wolność jest jednak zarówno szansą, jak ryzykiem. Religia jest uwolniona, ale zdana na własne siły. Jeśli one się skończą - jej upadek jest nieuchronny. Ta perspektywa może prowadzić do sceptycyzmu, ale równie dobrze zachęcać do nowej misji i silniejszego zaangażowania wobec znaków czasu.

Solidarność: wspólnotowe współistnienie

Zjednoczona Europa nie ma ostatecznego kształtu - jest jeszcze w drodze. Dokąd zdąża i czy będzie jej towarzyszyć solidarność Europejczyków? Jaka to jest solidarność i jakie są jej podstawy? Najpierw musimy odpowiedzieć sobie na pytanie: po co Europa? Jaki jest cel jej jednoczenia się? Solidarność oznacza bowiem więź i współzależność ludzi - angażowanie się dla innego i przekraczanie zasady nieprzeszkadzania nikomu, wiążące się z pozytywnym działaniem na rzecz wspólnoty. Unia handlowa wymaga solidarności w sprawach handlu, unia sportowa w sporcie... Innej solidarności potrzebuje Europa, gdy stanie się wspólnotą gospodarczą; innej, jeśli będzie unią polityczną.

Czym więc jest owo “po co" Unii? Ani w Brukseli, ani w państwach członkowskich nie ma w tej sprawie jasności. Wielka Brytania widzi cel UE w stworzeniu strefy wolnego handlu i ograniczonej unii gospodarczej, w żadnym wypadku w unii politycznej, zwłaszcza jeśli miałaby uprawiać ujednoliconą politykę zagraniczną i obronną. Kraje założycielskie Wspólnoty kierują się koncepcją unii politycznej. Za jej sprawą Europa, niezależnie od wewnętrznej organizacji, stałaby się samodzielnym partnerem USA, a niebawem także Rosji i Chin. Nowi środkowoeuropejscy członkowie postrzegają UE przez pryzmat polityki rozwoju, umożliwiającej wyrównanie warunków gospodarczych. Unia polityczna zaś z perspektywą wcielenia do niej własnych państw budzi w nich, z racji niedawnego odzyskania suwerenności, raczej sceptycyzm. Gwaranta własnego bezpieczeństwa, zwłaszcza wobec Rosji, dopatrują się bardziej w USA niż UE.

Cóż zrobić wobec takich różnic? Wyjściem na pewno nie będzie Europa różnych prędkości. Problemem nie są bowiem różne prędkości w dążeniu do wspólnego celu, lecz wielość celów. Rezultatem byłyby więc dwie różne Europy: ściśle zjednoczona i stanowiąca jedność polityczną oraz związana wyłącznie wspólnym rynkiem.

Europa potrzebuje dyskusji nad celem jednoczenia się. Po wstąpieniu nowych członków nie możemy już jej odwlekać. Pierwotna koncepcja integracji była polityczna, skierowana na stopniowe tworzenie, także instytucjonalnej, wspólnoty politycznej. Dopiero upadek projektu wspólnoty obronnej w 1954 r. zmienił kierunek integracji na ekonomiczno-funkcjonalną. Nie oznaczało to jednak rezygnacji z integracji politycznej, tylko zmianę drogi: zbliżanie się do celu politycznego drogą gospodarczą. Stworzona niedawno unia walutowa prowadzi nawet dalej niż zakładano, ponieważ bardziej wspólnotowa polityka pieniężna prowokuje kolejne kroki zmierzające w stronę unii politycznej. Pójście tą drogą jest koniecznością: w przeciwnym razie grozi nam rozpad Europy.

W drodze do unii politycznej UE jest zdana na solidarność polityczną, rozciągającą się nie tylko na jeden obszar życia społecznego, np. gospodarkę, lecz współistnienie narodów w UE - na wspólnotowe współistnienie, bo dopiero ono czyni wspólnotę polityczną zdolną do istnienia i działania. Dla jej urzeczywistnienia nie wystarczy, by ludzie uznawali się i szanowali swoje prawa. Potrzeba jeszcze zgodności co do sposobów i zasad wspólnego życia. Dopuszcza się urozmaicenie, specyfikę i różnice, musi jednak istnieć pewna wspólność narodowa i emocjonalna. Dopiero ona umożliwia powstanie uczuciowego “my", rozwijającego się wówczas, gdy to, co dotyczy innych, obchodzi również mnie i czego nie odłączam od mojej egzystencji. Na tej podstawie - właśnie jako wyraz solidarności - dochodzi do uznania wspólnej odpowiedzialności, obowiązku wzajemnego wspierania się i świadczenia usług. Chodzi o zmysł przynależności, o którym mówi lord Ralf Dahrendorf: poczucie i wola tworzenia wspólnoty, należenia do niej zarówno wtedy, gdy jest to korzystne, jak i wtedy, gdy musimy sobie poradzić z czymś trudnym i obciążającym.

***

Jakie warunki umożliwiają powstanie takich więzi, stanowiących fundament wspólnoty politycznej? Potencjalnych czynników jest kilka: wspólna religia bądź wyznanie; przynależność narodowa, polegająca nie tyle na faktach naturalno-biologicznych, ile przekazywanej z pokolenia na pokolenie świadomości i wizji własnej tożsamości, wynikających z pamięci i nadziei, doświadczeń zła i sukcesów; wspólna świadomość narodowa, nie tożsama z narodowością lub ideologią narodową, ale obecnie często idąca z nią w parze; dziedzictwo kulturalne, pozostające w relacji z konkretnym porządkiem i sposobem życia, a więc forma wspólności tworząca tożsamość; wreszcie zdecydowana wola stworzenia związku politycznego ponad podziałami. Te czynniki mogą istnieć z różną intensywnością obok siebie i się uzupełniać, choć nieraz wywołują też napięcia.

Religia nie jest już bezpośrednią podstawą tożsamości Europejczyków. Niemniej oddziałuje jako wspólne dziedzictwo kulturalne, od wieków kształtując nasze myślenie i uczucia. Za jego sprawą - mimo różnic - jesteśmy ze sobą połączeni i nie doświadczamy siebie jako “obcych". Na takiej podstawie można budować kolejne związki.

Wspólna podstawa kulturalna, której istnieniu trudno zaprzeczyć, jest jednak wewnętrznie zróżnicowana w licznych, etnicznie określonych kulturach. Te z kolei, przerodziwszy się we wspólnoty etniczno-kulturalne, mają własną tożsamość. W narodach i etniczno-kulturalnych regionach Europy zmysł przynależności jest punktem wyjścia dla rozwoju solidarności politycznej. W Europie jako całości i w UE taki zmysł musi dopiero zaistnieć.

Europejczycy potrzebują też wspólnej wizji historii. Narody widzą w historii walkę o swoją emancypację i przetrwanie, nie zaś coś, co jednoczy. Pamiętanie o historii Europy nie tylko bogatej w konflikty, ale i wspólne osiągnięcia czy związki, wymaga jeszcze dużego wysiłku. Cel ten możemy osiągnąć np. przez wspólne podręczniki czy przedmiot o nazwie “Historia Europy", gdzie losy narodu omawiano by w kontekście historii europejskiej. Jeśli przyjmiemy to zadanie kulturalno-oświatowe i dołączymy do tego naukę trzech języków europejskich w szkołach średnich, dojdzie wreszcie do zmiany mentalnej.

Europę często nazywa się “wspólnotą wartości", która mogłaby być punktem wyjścia dla rozwoju solidarności europejskiej. Jeśli rozumiemy tę wspólnotę jako budowę porządku demokratycznego, opartego na prawach człowieka i koncepcji państwa prawa, istnieje ona w sensie bardzo ogólnym. Nie zawiera bodźca inspirującego do stworzenia unii politycznej; każde państwo może przecież realizować wartości samodzielnie.

Większe znaczenie niż wspólnota wartości ma tworzenie świadomości narodu europejskiego. Mówienie o nim jest na pewno przedwczesne, ale nie utopijne. Może przecież powstać europejska świadomość tożsamości kulturalnej i, w pewnych granicach, też politycznej. Proces ten przyspieszy zniesienie granic państwowych, współzależność gospodarcza, zacieśnienie kontaktów międzyludzkich, wymiana duchowa i kulturalna, wprowadzenie obywatelstwa europejskiego i wspólnych instytucji europejskich.

Zmiany te będą jednak miały przyszłość tylko wtedy, gdy naród europejski będzie rozumiał siebie nie jako wspólnotę wchłaniającą kolejne narody, lecz tworzącą nadrzędną tożsamość, która zamiast niszczyć i zastępować istniejące tożsamości, integruje je i zapewnia im trwanie. Przypomnijmy Szwajcarię, gdzie narody etniczno-kulturalne zjednoczyły się w konfederację, stanowiąc w pewnym sensie naród państwowy...

Nadrzędna świadomość narodowa powstaje na skutek działań politycznych, dzięki postaciom symbolicznych oraz, last but not least, czynnemu udziałowi obywateli. Potrzebujemy doświadczenia Europy i UE nie jako czegoś obcego i dalekiego, lecz własnego, do czego należymy i co uznajemy za instancję ponoszącą odpowiedzialność za wspólne dobro. Wiarygodne impulsy ze strony konkretnych działań politycznych i istniejących lub powstających form organizacji mogą pomóc w stworzeniu i wzmocnieniu świadomości politycznej oraz zrodzeniu się emocjonalnej łączności z UE. To samo dotyczy woli stworzenia unii politycznej narodów europejskich i solidarności europejskiej. Oba aspekty mogą - i będą - urzeczywistniać się, wzmacniać i utrwalać tylko w takiej współzależności.

Jestem przekonany, że ks. Józef Tischner wezwałby nas do takiej inicjatywy. To od niej bowiem, a nie od ustalonych przez Konwent Europejski metod ważenia głosów, zależą losy Unii Europejskiej.

Tekst jest skróconą i zredagowaną wersją wykładu z Dni Tischnerowskich. Tłumaczenie Stefana Hubera udostępnił Uniwersytet Jagielloński.

---ramka 329777|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2004

Artykuł pochodzi z dodatku „Dni Tischnerowskie 2004