Nie bijmy dzieci, ale...

„TP” 30/12

24.07.2012

Czyta się kilka minut

Lektura artykułów związanych z tematem „Nigdy nie bij dziecka” zmusiła mnie do napisania tego listu. Listu, którego bardzo nie chciałem pisać, dotyczy bowiem spraw delikatnych, z których nie sposób być dumnym.

Intencja niebicia dzieci jest niezwykle szlachetna i rzeczywiście nie wyobrażam sobie jakiejkolwiek innej. Niemniej codzienna rzeczywistość nie pozwala na trwanie przy niej i nie potrafię na ten temat milczeć, bo to oznaczałoby zgodę na niektóre zbyt śmiałe tezy, stawiane zwłaszcza w artykule Pani Anny Golus.

Mam dwie córki, w wieku 2 i 4 lat. Dwulatka niedawno dostała kilka pierwszych klapsów, czterolatka otrzymuje je jeszcze czasem, choć rzadziej, niż kiedy miała 3 lata. Decydując się na dzieci, zakładaliśmy z żoną, że tego typu metody nie będą potrzebne. Życie to zweryfikowało.

Po pierwsze: czemu służą klapsy? Należą do aparatu przymusu, który stosują rodzice, gdy uznają, że emocjonalny koszt wymierzenia i otrzymania klapsa jest mniejszy niż negatywne skutki płynące z nieposłuszeństwa dziecka. Do tego samego aparatu przymusu należy stosowanie kar (np. odmówienie dziecku jakiejś przyjemności), także tych polegających na izolowaniu dziecka („idź do swojego pokoju”). Artykuł Pani Golus nie poruszał tematu tych dwóch innych metod, a szkoda – chciałbym wiedzieć, czym w oczach Autorki te metody się różnią, ponieważ podobnie jak w przypadku dzieci Johna Godsona, czasami mam wrażenie, że moja czterolatka wolałaby klapsa niż zakaz telewizji (choć samo dawanie takiego wyboru w moim przekonaniu jest niesłuszne).

Że się różnią, to oczywiście nie ulega wątpliwości. Przede wszystkim różnią się skutecznością. Dwulatek na zakaz telewizji wzruszy ramionami, czterolatek może wpaść w furię (to oczywiście zależy od dnia). A skoro subiektywnie „krzywda” wyrządzona dziecku, któremu na wieczór odebrano telewizor, jest dla niego większa, chciałbym poznać uzasadnienie Autorki, dlaczego milcząco uważa ją za krzywdę mniejszą. Przecież cytowany przez ks. Bonieckiego ustęp Konwencji zrównuje przemoc fizyczną z przemocą emocjonalną. Każdy, kto patrzy z zewnątrz na miotające się w szale i zalewające łzami dziecko, uzna, że oto rodzice stosują taką właśnie przemoc. A przecież chodzi tylko o wyłączenie telewizora.

Tak, takie działanie jest wyrazem bezradności rodzica. Szkoda, że rodzice bywają bezradni, ale bywają. To fakt. Nie żyjemy w świecie idealnym i nie zgadzam się na tworzenie atmosfery totalnej wrogości wobec rodziców, którzy nie odkryli lepszego sposobu na dyscyplinowanie potomstwa. Wolałbym przemawiać do dziecka mądrze, spokojnie i bez unoszenia się, ale moje dzieci często po prostu ignorują moje starania. Reagują słowotokiem (starsza) czy ucieczką (młodsza). Przytrzymanie dziecka „bo tatuś mówi” też jest przemocą! Alternatywą (dla mnie nieakceptowalną) pozostaje niezwracanie uwagi na jawny bunt. Dzieci są święte, ale też grzeszą. A klaps jest konsekwencją i to wcale nie najstraszniejszą.

Nie chcę, by mój list sprawiał wrażenie obrony bicia dzieci. Stąd nagłówek. Nie bijmy dzieci. Ale nie wrzucajmy wszystkich bijących do jednego worka.

OD AUTORKI:

Przykro mi, że nie udało się Panu wytrwać w postanowieniu niestosowania przemocy wobec dzieci. Jednak to nie „życie weryfikuje nasze ambicje”, lecz my jesteśmy jego panami i nigdy nie jest za późno, by je zmienić. Mój artykuł nie miał charakteru poradnikowego, nie poruszałam więc szczegółowo tematu alternatywy dla kar cielesnych. Alternatywa ta jednak zawsze istnieje i niekoniecznie musi się równać innej, niecielesnej karze. Osobiście uważam, że skuteczniejsze od karania (tym bardziej w formie szlabanu na telewizję, która – jak wiadomo – nie powinna być zbyt często oglądana zwłaszcza przez małe dzieci) są naturalne, czyli wynikające z zachowania dziecka, konsekwencje, a przede wszystkim szacunek i empatia (dziecko szanowane, rozumiane i słuchane nie ma powodów do „buntu” i liczy się ze zdaniem innych). Konkretne porady i przykłady znajdzie Pan na stronie www.stopklapsom.pl.

Jestem daleka od tworzenia atmosfery wrogości wobec rodziców, którzy biją swoje dzieci. Przeciwnie: z całego serca im współczuję, bo widzę w nich bite dzieci, którymi sami kiedyś byli.

Życzę realizacji pierwotnych założeń wychowawczych.


ANNA GOLUS

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2012