Nicość i czas

Zawczasu to, jak uczy słownik Lindego, w czas, w potrzebnym czasie. Poniewczasie natomiast oznacza, że coś zrobiliśmy po czasie, za późno, kiedy już klamka zapadła. U Jerzego Ficowskiego te dwa przysłówki uzyskują rzeczownikowy byt i nowe, poszerzone znaczenie.
 /
/

"Poniewczas" pojawiał się u Ficowskiego od dawna, jako element specyficznego myślenia o czasie, środek budowania nowej przestrzeni czasowej. Zauważał Piotr Sommer: “Jako rzeczownik »poniewczas« to swoista materializacja niemożliwego, rzecz, co ów niemożliwy zamysł i bezradność »ja« do pewnego stopnia umożliwia i odbezradnia, a więc (językowo i tym samym egzystencjalnie) podsuwa naszemu »chcę« szansę spełnienia". Teraz jednak czytamy w wierszu “Pamięć":

już mi się zacierają

kontury rodziców

i z poniewczasem zawczas

raz po raz się myli

a to co się składało

już mi się nie składa

Byty realne i te opatrzone klauzulą trybu warunkowego zdają się na równi ustępować pod naporem nicości, schodzić na kolejne szczeble drabiny nieistnienia, aż pozostaje tylko “pustka w pustce". “Umieracie raz jeszcze śmiercią spoza świata" - skarżył się Leśmian, zwracając się w wierszu “Ubóstwo" do swoich umarłych bliskich. “Brat mglisty i niecały śni mi się w pośpiechu - / I głosu, którym mówił, przypomnieć nie mogę". Nicość pożerająca indywidualne istnienie - wielki temat autora “Pana Błyszczyńskiego" - zagościła na kartach nowego tomu Jerzego Ficowskiego, poety, dla którego Leśmian był zawsze największą obok Brunona Schulza i Witolda Wojtkiewicza fascynacją artystyczną i który Leśmianowe rozumienie funkcji języka poetyckiego i Leśmianową metafizykę przyswoił najgłębiej bodaj spośród nam współczesnych.

“Zawczas z poniewczasem", tom obejmujący blisko pięćdziesiąt wierszy i “Zapiski pokątne", ascetyczne notatki poetyckie składające się niekiedy z kilku zaledwie słów, ukazał się 4 września, w dniu 80. urodzin autora. Jest pierwszą jego nową książką poetycką od dziesięciu lat. W ciągu minionej dekady otrzymaliśmy za to dwa obszerne wybory wierszy Ficowskiego: jeden (“Wszystko to czego nie wiem") w Pograniczu, autorstwa Piotra Sommera i z jego posłowiem, z którego pochodzi przytoczony wyżej cytat, drugi (“Gorączka rzeczy") w Państwowym Instytucie Wydawniczym, przygotowany przez autora, z posłowiem Jakuba Ekiera. Pogranicze przygotowało też obszerny zbiór przekładów poetyckich Ficowskiego, często - jak pieśni Gebirtiga czy niezwykłe rumuńskie ballady z tomu “Mistrz Manole" - rozproszonych albo od dawna nieosiągalnych.

Jubileusz Ficowskiego skłania do bilansu, do określenia na nowo jego miejsca w naszej literaturze. Nie przypadkiem autorami instruktywnych esejów poświęconych poezji Ficowskiego są inni poeci. Teksty Sommera (rocznik 1948) i Ekiera (rocznik 1961) o ich starszym (rocznik 1924) znakomitym Koledze świadczą - niezależnie od różnic dzielących te trzy wyraziste indywidualności - o istnieniu pewnej linii opartej na podobnym “czuciu" języka. Sommer mówił o poszerzaniu przez Ficowskiego pojemności i głębokości polszczyzny, o organiczności, “hodowaniu nowych sensów" i muzyczności, o języku, który staje się wehikułem naszego myślenia o czasie. Ekier zaś pisał: “Oto język tworzony ze słów uciekających z siebie - język poza językiem. Zwycięski. Bo tylko jednego nie umie, jednej myśli nie umożliwia: tej myśli, że »jest jak jest«".

Wspomniałem o trzech fascynacjach Jerzego Ficowskiego, trzech - jak ich sam nazwał - Magach i Wielkich Mitotwórcach: Schulzu, Leśmianie i Wojtkiewiczu. Kiedy studiowałem historię sztuki, za temat jednej z prac seminaryjnych dostałem obraz Wojtkiewicza “Medytacje". Biedziłem się nad jego opisem, który zgodnie z regułami powinien był poprzedzać interpretację, a wychodził koślawo, i wtedy właśnie natrafiłem na wiersz Jerzego Ficowskiego “Zmierzch o świcie" z tomu “Amulety i definicje". Wiersz powstał w 1959 r. i zadedykowany został pamięci Wojtkiewicza w pięćdziesiątą rocznicę jego śmierci i osiemdziesiątą - urodzin.

Czytałem olśniony: od tytułu poczynając, poeta wiernie towarzyszył malarzowi wydobywając istotę jego dzieła, znajdując w słowie obrazy przylegające jakby do pokrytych temperą płócien. “Niech się garbią kołyski pośpieszne / w trumienne wieka. / Puszczajmy łódki z papieru, / niech płyną / przez glebodajny Styks. (...) / Niech krzyczą, niech drą się / ostatnie szmaty koloru / tuż przed swym szarym końcem". A dalej “zachłyśnięte piszczałki", “srebrne ścierwo", “dziobaty Archanioł przedmieść". I ostatnia strofa:

Wszystkich, co się jawy zaparli,

sen burzliwy unosi, poniża

z boku na bok, z boku na bok, z boku na bok.

Aż po trzecim milczeniu koguta

u drzwi staje szmaciany zbawiciel,

trocinami brocząc na progu.

“Igraszka kpi z solenności, a solenność uświęca kpinę" - pisał Ficowski o Wojtkiewiczowej wizji w książce “W sierocińcu świata". Zwracając uwagę na “konwencjonalną martwotę" współczesnych malarzowi symbolistycznych przedstawień, dodawał: “Sztuka patosu pogrążonego w swoistym mistycyzmie, nie równoważonego sceptycyzmem groteski, nie weryfikowana czynnikiem demaskatorskiego niedowiarstwa, wrodzonej Wojtkiewiczowi idiosynkrazji wobec pozy i gestu »nagiej emocji« musiała mu być bardzo obca". A przecież sięgnięcie po “demaskatorskie niedowiarstwo" i “sceptycyzm groteski" tylko wzmocniły egzystencjalny dramatyzm malarstwa Wojtkiewicza.

Czytając teraz “Zawczas z poniewczasem" trudno nie odnieść cytowanych słów do ich autora, trudno o nich nie pamiętać przy wierszach takich, jak przytoczona już “Pamięć" albo obrazoburczy “Na Święty Nigdy", albo “Za tych", albo “Pamięci Imka". Czy wreszcie “Np ja" (“Moje pokolenie / wystrzelano za młodu / występują jeszcze / rzadkie okazy / np ja"). Jeśli wspomniałem o bilansie, to ma się wrażenie, że sam autor go tutaj dokonuje, w sposób skrajnie niepatetyczny i tym bardziej poruszający.

A przecież ów specyficzny, elegijno-groteskowy ton, zwrócenie ku przemijaniu i nicości, nie wyczerpuje zawartości nowej książki Ficowskiego. Ekier (w “Gazecie Świątecznej") zwrócił słusznie uwagę na jej tematyczną polifonię. Polifonia ta przejawia się zarówno obecnością utworów gorzko komentujących rzeczywistość historii i polityki (np. “1989 rok", “Kazachstan ZSRR", “Sęp"), jak i dialogiem z innymi poetami (np. z Herbertem w “Drogi Zbigniewie" i “Do autora Ptaków ziem polskich") czy wreszcie wrażliwością na sensualną urodę świata. Wrażliwością, która rodzi poczucie rozziewu pomiędzy bogactwem natury a naszą zdolnością do jej oswojenia, naszymi poznawczymi ograniczeniami. Słowo, nawet słowo poety, nie jest tutaj wszechmocne. Oto więc - na koniec - wiersz “Za dużo":

rosną wonie

krzewią się

w wielką zapaszystość

rozniecają kolory

we wszędobylinach brzęczące

węszą ryjkami powojów

trzeba uważać w drodze

mrużyć widoki

wstrzymywać nadmiary

bo nie wiem czy

starczy mnie

na tyle tyle świata

(Wydawnictwo Literackie, Kraków 2004, s. 92. Opracowanie graficzne: Tomasz Lec.)

Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2004