Nasza szklanka

Można robić dobrą minę w dyplomatycznych uściskach. Ale dopóki nie będziemy w strefie euro, pozostaniemy krajem „drugiej” i oby nie „trzeciej” prędkości.

06.02.2012

Czyta się kilka minut

Rok 2012 – to rok największej od 20 lat niepewności. Co z rządowymi reformami? Co z Unią Europejską i strefą euro? Co – w rezultacie – z moją firmą, moją pensją i poziomem życia?

Są jednak jakieś pewniki. Unia się nie rozpadnie. Nie jest Unią samobójców. Rozłam oznaczałby katastrofę: 8-procentowe załamanie gospodarek unijnych państw i 15-procentowe bezrobocie (w Polsce 17-procentowe)!

Tymczasem za ścianą słychać oddech konkurencji: Chin, Indii, Brazylii, Rosji, Turcji, nierzadko z 9-procentowym wzrostem, wobec prognozowanego w Polsce 2,5 proc. wzrostu PKB (zresztą najwyższego w Unii). Przeciwstawić się tej potędze konkurencji produktów, handlu i usług może tylko zjednoczona i rozszerzająca się Unia. Wzmocniona nie tylko o Chorwację czy Ukrainę, ale też o Turcję, czemu sprzeciwia się prezydent Sarkozy, obawiający się i wyborców, i muzułmanów.

Wspólnota konsumentów

Nad tymi pewnikami unosi się pytanie: jaka ma to być Unia i jaka w niej nasza pozycja?

Częściowo odpowiedź nakreślił w Berlinie minister Radosław Sikorski. Zadłużona na 13 bilionów euro Unia potrzebuje dyscypliny i solidarności finansowej oraz dotkliwych kar dla państw przekraczających limit długu publicznego i deficytu budżetowego. Zmiany w ustroju Unii uchwalać powinni demokratycznie wybrani przywódcy krajów (narodowe referenda tylko przedłużyłyby kryzys).

Gdy pytamy o ustrój polityczny Unii, sprawa robi się mniej jednoznaczna. Superpaństwo z prezydentem i ministrem spraw zagranicznych? No dobrze, ale czy Arka Noego, którą jest Unia, może wypracować takie atrybuty państwa, jakimi są wspólny naród, język, kultura, prawo? Daleka do tego droga, jeśli w ogóle. Ale dyskusję o przyszłości zacząć trzeba teraz, zamiast pasjonować się awanturą o krzyż w Sejmie czy legalizację marihuany. Otworzyć szerzej europejski rynek, nastawić się na wolny handel i swobodniejszy przepływ siły roboczej. Oraz niższe ceny żywności, czemu nie sprzyja Wspólna Polityka Rolna i dopłaty do produkcji rolniczej.

Dziś Unia skoncentrowana jest na prawach ludzi jako robotników, a nie konsumentów. Stąd ograniczenia we wzroście PKB, nieefektywne rynki pracy, odgórne regulacje, wysokie podatki, wysoki poziom ochrony handlu. Amerykanie widzą w swym obywatelu konsumenta i koncentrują się na tym, jak dać mu więcej zarobić, by więcej kupował. I choć są najbardziej zadłużonym państwem świata, ten świat chętnie kupuje od nich dolary i obligacje (robi to nawet Narodowy Bank Polski). Bo świat wierzy w ich zasady i wartości, które nie pozwolą im upaść. Ale Ameryka, niestety, nie wierzy w Europę i coraz bardziej się od niej odwraca.

Księgowość „zielonej wyspy”

Likwidacja strefy euro nie jest nawet prawdopodobna. Gdyby do niej doszło, światową gospodarkę czekałoby 10 lat stagnacji (o ile nie wojna). Świat zainwestował w euro 68 bilionów, same Chiny – 500 miliardów. Kto się zgodzi na krach?

Ale gorączkowe próby zażegnania kryzysu, podejmowane zwłaszcza przez Niemców i Francuzów, grożą pogłębieniem podziału Unii na różne „prędkości”. Można robić dobrą minę w dyplomatycznych uściskach, lecz dopóki nie będziemy w strefie euro, pozostaniemy krajem „drugiej”, oby nie „trzeciej” prędkości. Nie pomogą księgowe zabiegi ministerstwa finansów z przejmowaniem pieniędzy Otwartych Funduszy Emerytalnych, Funduszu Drogowego, Demograficznego, Funduszu Pracy oraz liczenie polskiego długu publicznego i deficytu budżetowego według kryteriów krajowych (to odpowiednio 875 i 63,3 mld zł) – co Komisja Europejska ze skrzywieniem ust jeszcze akceptuje, ale określa jako nieeleganckie – a nie według kryteriów Eurostatu (to odpowiednio: 907 i 85,5 mld zł).

Oczywiście powinniśmy być dumni, jeśli osiągniemy w tym roku 2,5 proc. wzrost PKB – wynik lepszy niż we Francji i Niemczech. Ale nie krzyczmy już o „zielonej wyspie”, bo to przypomina koguta, który chwali się, że wschód słońca to zasługa jego piania. Ten wzrost w dużym stopniu napędzany będzie zakupami konsumentów i pieniędzmi pochodzącymi często z szarej (nielegalnej) strefy, która zakreśla dziś w Polsce wartość 200 mld zł – przy dochodach tegorocznego budżetu w wysokości 293,7 mld.

Mimo „zielonej wyspy”, agencja ratingowa Moody sklasyfikowała Polskę niżej niż bankrutującą, lecz ciągle bogatszą Hiszpanię. I w rzeczywistości, bogaci paktują między sobą. 30 stycznia podpisali porozumienie korzystne zwłaszcza dla nich, przyznając Polsce prawo do obserwowania – ale nie decydowania – o trzonie finansów europejskich, którym jest strefa euro. Bo z jakiej racji miało być inaczej?

Na krótką metę

Musimy być bogatsi. Dlatego zapowiedziane w exposé premiera zmiany trzeba poprzeć. Przedsiębiorcy na ogół spokojnie przyjęli podwyżkę składki rentowej: parafrazując Kennedy’ego, nie pytali, co kraj może zrobić dla nich, ale co oni mogą zrobić dla kraju. Mając przy tym świadomość, że wzrost inflacji, likwidacja ulg, zamrożenie progów podatkowych to de facto podwyżki podatków. Jak pokazały przeprowadzone przez BCC na przełomie roku badania postaw przedsiębiorców, większość zamierza inwestować, podnieść lub utrzymać pensje i zatrudnienie. Mając przy tym świadomość, że dwa miliony ludzi żyje w strefie biedy.

Ale trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: polityka oszczędności i podwyższania podatków może przynieść państwu korzyści głównie księgowe, na krótką metę, obliczone także na łut szczęścia, czyli na poprawę europejskiej i światowej koniunktury, niższą inflację, większy wzrost PKB etc. W dłuższym horyzoncie doprowadzi do większego bezrobocia, zmniejszenia wpływów podatkowych, powiększenia szarej strefy i nieuczciwej konkurencji.

Już dziś, jak podaje Instytut Globalizacji, zarabiający średnią krajową pracownik oddaje w podatkach więcej pieniędzy, niż ma ich do własnej dyspozycji. Za państwo płacimy 2,5-krotnie więcej niż Amerykanie!

Premierze, musisz...

Trzeba docenić wysiłki ministra finansów, by przedstawić Polskę najkorzystniej wobec agencji ratingowych. To hamuje odpływ inwestycji portfelowych (np. do USA) i napawa optymizmem inwestorów krajowych i zagranicznych.

Ale nasza polska szklanka, wypełniona do połowy, jest też do połowy pusta. Wiele dziedzin domaga się wręcz dyktatury premiera: odblokowanie przedsiębiorczości, likwidacja biurokracji i opieszałości sądów, zakończenie prywatyzacji, redukcja koncesji i kontroli. Marnotrawstwo funduszy socjalnych państwa jest zatrważające. Gdyby podatnik inwestował samodzielnie w przeciętny prywatny fundusz inwestycyjny tyle, co zabiera nam ZUS, to przy założeniu rocznej stopy wzrostu na poziomie 6,6 proc., przez 47 lat uzbierałby ponad 3 mln zł.

Wiele propozycji z exposé trzeba wprowadzać szybciej. Zwłaszcza sprawy związane z wiekiem emerytalnym, bo – jak powiedział Roosevelt – „nigdy nie mieliśmy tak mało czasu, by zrobić tak wiele”. Zaryzykujmy także – wzorem Szwecji, która na tle europejskich oszczędności i podnoszenia podatków obniżyła VAT do 12 proc. – obniżkę naszego VAT do 19 proc. Śladem Słowacji można z kolei urynkowić świadczenia zdrowotne. I wrócić do powszechnego systemu emerytalnego, bez przywilejów, które kosztują budżet 20 mld zł rocznie.

Dialog, to logiczne

Czasem dobro kraju jest rozbieżne z interesem obywateli. Z taką sytuacją mamy do czynienia dziś. Ratujące budżet propozycje rządu oznaczają wzrost cen żywności, opłat za prąd, wodę, benzynę, transport. Tony Blair mawiał, że społeczeństwo nie zawsze kieruje się logiką, ale wymaga logiki od wybieranego przez siebie rządu. Logikę reform – wobec nadchodzących protestów – rząd musi tłumaczyć ludziom codzienną kampanią edukacyjną w telewizji publicznej. Przekonać ich do tego, czego nie chcą. Po tym poznaje się liderów.

Prezydent Francji zaproponował związkom zawodowym i pracodawcom Pakt Antykryzysowy. Nasza Trójstronna Komisja umiera: związki zawodowe wycofały swych przedstawicieli z zespołów problemowych. Rozpad dialogu społecznego będzie postępować, dopóki Komisja nie zostanie usytuowana przy parlamencie lub prezydencie, z własnym budżetem przyznanym przez Sejm, zamiast funkcjonować na pasku Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. To kolejne wyzwanie, bo dialogu obywatelskiego i konsultacji społecznych na miarę wyzwań i kłopotów nie ma. Tymczasem państwo obywatelskie, jak twierdził Bronisław Geremek, to warunek, by Polska stała się mocarstwem europejskim średniej wielkości.

Polski mózg

W ostatnim dwudziestoleciu, jak sklasyfikowała nas międzynarodowa agencja ratingowa Gallux, staliśmy się najbardziej przedsiębiorczymi i pracowitymi – po Koreańczykach – ludźmi na świecie. Lecz nie jesteśmy innowacyjni. Możemy się pochwalić polską insuliną, robotyzacją, inżynierią genetyczną, nanokryształami, niebieskim laserem – lecz współczynnik innowacyjności mamy dziesięć razy mniejszy niż Niemcy. Na naukę wydajemy kilkakrotnie mniej niż USA. Nowe technologie to tylko 3 proc. polskiego eksportu. W 2012 r. musimy wreszcie podjąć decyzję o skierowaniu pieniędzy na rozwój „mózgu”. Za chwilę bowiem przestaniemy konkurować tanią siłą roboczą dla inwestorów zagranicznych.

Rok 2012 pokaże, czy dowcipem pozostanie tylko ten dowcip: „Na tonącym okręcie są premier i minister gospodarki. Kto się uratuje? Gospodarka!”. Donald Tusk jest w trudnej sytuacji, kołdra jest krótka, państwo rozchwiane. Wypada więc premierowi zadedykować sentencję Margaret Thatcher: „Jeśli chcesz, żeby cię wszyscy lubili, niczego nie osiągniesz”. 

MAREK GOLISZEWSKI jest założycielem Business Center Club, członkiem Rady Konsultacyjnej przy Ministrze Spraw Zagranicznych i doradcą w powołanym przez Prezydenta RP Strategicznym Przeglądzie Bezpieczeństwa Narodowego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2012