Nasza sprawa

Przed dwoma tygodniami opublikowaliśmy na łamach „TP” apel przeciw mowie nienawiści. Jego adresatami byli minister sprawiedliwości Jarosław Gowin i prokurator generalny Andrzej Seremet...

07.08.2012

Czyta się kilka minut

 / il. Zalley
/ il. Zalley

... skierowany był jednak również do wszystkich tych, od których zależy kształt przestrzeni publicznej w Polsce. W ubiegłym tygodniu nienawiść w sieci była tematem „Tygodnika”. Dziś publikujemy odpowiedź prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta.


Polskie prawo pozwala skutecznie walczyć z przestępstwami, o których ściganie upominają się autorzy „TP”, ja zaś robię wszystko, by osoby nawołujące do nienawiści na tle rasowym, etnicznym bądź wyznaniowym, nie były bezkarne. Apel „Tygodnika Powszechnego” (nr 31/2012), adresowany m.in. do Prokuratora Generalnego i stanowiący element szerszej akcji tego pisma, skierowanej przeciwko „mowie nienawiści”, zawiera żądanie „podjęcia działań, a także (...) inicjatyw ustawowych, które definitywnie położą kres poczuciu całkowitej bezkarności, czy wręcz faktycznego przyzwolenia ze strony instytucji państwa na to, by w polskim internecie posługiwano się językiem nienawiści rasowej i wyznaniowej, językiem oszczerstw i pomówień”. Zawarto w nim również pogląd, że „sądy i prokuratura nie rozumieją (...) istoty nowych mediów”, a „internetowa przestrzeń jest dla nich ziemią niczyją”.

Autorzy apelu wyrażają przekonanie, że wymiar sprawiedliwości lekceważy takie zachowania, traktując je jako znikomo społecznie szkodliwe oraz że umarzanie postępowania w takich sprawach wynika z oportunizmu prokuratorów. Pozytywnym przykładem są w tekstach „TP” rozwiązania francuskie, które identycznie traktują przestępstwa i wykroczenia w prasie „papierowej” i w sieci, nakładają „bezwzględną” odpowiedzialność za słowo wszystkich użytkowników sieci, zaś „surowe sankcje wymuszają konieczność moderowania ich wypowiedzi przez wydawców gazet, właścicieli portali, jak i osoby prywatne”.

Żeby problem zilustrować, w tym samym numerze opisano dochodzenie karne z zawiadomienia „TP”, zakończone decyzją prokuratora o umorzeniu postępowania wobec stwierdzenia, że zniesławienie i znieważenie redaktorów „TP” stanowi przestępstwo z oskarżenia prywatnego, a prokurator nie znajduje interesu społecznego do objęcia go ściganiem z urzędu. Umorzono też postępowanie w zakresie czynu, który – według zawiadamiających – był nawoływaniem do nienawiści na tle rasowym.


Mylą się Autorzy apelu, sądząc, że internet to terra incognita i nikt nie jest zainteresowany ściganiem popełnianych tam przestępstw motywowanych nienawiścią rasową, etniczną bądź wyznaniową. Są to głównie przestępstwa kwalifikowane z art: 119, 255-257 k.k. Wymienione kategorie przestępstw, niezależnie od tego, czy popełnione są przy użyciu internetu, czy w inny sposób, są przedmiotem szczególnego zainteresowania kierownictwa prokuratury. Od 2004 r. objęte są one monitoringiem Prokuratury Generalnej (wcześniej – Krajowej). Tak więc informacja o każdej ze spraw z tej kategorii jest dostępna Prokuratorowi Generalnemu.

Wiedza ta upoważnia mnie do obalenia swoistego mitu panującego w polskiej opinii publicznej. Utarło się bowiem przekonanie, któremu ulegają też redaktorzy „TP”, że prokuratorzy nie ścigają takich przestępstw, uznając je a limine za znikomo społecznie szkodliwe.

Ograniczając się tylko do danych za 2011 r., pozwolę sobie zwrócić uwagę, że spośród 323 postępowań tyczących przestępstw tej kategorii, jedynie w dwóch przypadkach umorzono postępowanie z powodu znikomości stopnia społecznej szkodliwości czynu. Statystyka ta wskazuje, że Autorzy apelu niewłaściwie identyfikują problem skuteczności ścigania tego typu przestępstw. Warto też uświadomić sobie, że prokuratorzy nie mają ani prawnych, ani faktycznych możliwości kalkulowania, czy „opłaca się” im ścigać takie przestępstwa. W polskim prawie obowiązuje zasada legalizmu. Oznacza ona, że jeżeli prokurator dysponuje wiedzą o okolicznościach wskazujących na istnienie uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa, ma bezwzględny obowiązek wszcząć postępowanie karne. Nie ma zatem w działalności prokuratury takiej praktyki, o której istnienie Autorzy apelu prokuraturę posądzają, choć swoje oceny formułują w trybie przypuszczającym („jeśli tak jest...”).

Nie mogę zgodzić się z apelem, że w Polsce nie ma dobrego prawa pozwalającego ścigać przestępstwa popełnianie w sieci, i że należy skorzystać z wzorów francuskich. Otóż w Polsce rozwiązana prawne są dokładnie takie, jakich oczekują Autorzy apelu. W razie stwierdzenia uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa (w internecie czy gdziekolwiek indziej, byle nastąpiło to publicznie), kwalifikowanego ze wspomnianych przepisów k.k., prokurator jest zobowiązany nie tylko ścigać sprawcę bezpośredniego, ale również jego wspólników, podżegaczy i pomocników (art. 18 § l–3 k.k.). Jest to formuła prawna wystarczająca do ścigania i karania nie tylko autorów wpisów wyczerpujących znamiona tych przestępstw, ale też – pod pewnymi warunkami – administratorów stron internetowych bądź właścicieli portali; ci mogą odpowiadać za pomocnictwo. Prawo mamy zatem całkiem dobre. Przyznał to zresztą w nr 32 Paweł Litwiński, rozmówca „TP”, którego Redakcja anonsuje jako „eksperta ds. internetu”.

Gdzie zatem jest istota problemu? W skuteczności ścigania. Tu jednak trzeba mieć świadomość, że to nie prokurator, lecz tzw. organa wykrywcze (policja i inne służby) mają swoją rolę do spełnienia. Zadaniem prokuratora nie jest permanentne monitorowanie sieci lub przeczesywanie publikatorów tradycyjnych po to, by odnaleźć tam treści uzasadniające ściganie ich autorów za przestępstwa.

Czy zatem prokuratura nie ma sobie nic do zarzucenia? Owszem, znane mi są przypadki błędnych decyzji, niedopatrujących się znamion przestępstwa w czynach nawołujących do nienawiści na tle rasowym, etnicznym bądź wyznaniowym. Moja osobista determinacja doprowadziła do podjęcia śledztwa i oskarżenia w sprawie transparentu na stadionie Resovii („Śmierć garbatym nosom”). Nie mając prawnych instrumentów jego wzruszenia, wyraziłem publicznie osobiste przekonanie o niesłuszności innego rozstrzygnięcia prokuratury (skądinąd zaakceptowanego przez sąd) o umorzeniu postępowania w sprawie kradzieży elementów szyn kolejowych z terenu obozu w Auschwitz.

Problem tkwi także w edukacji prawnej, historycznej i kulturowej społeczeństwa. Odpowiadając za funkcjonowanie prokuratury, skierowałem wiele pism instruktażowych (służę stosowną dokumentacją), a także zorganizowałem szereg szkoleń w tym zakresie. Wiem, że nie jest to proces zakończony.

W pełni zgadzam się z tezą Redakcji, że słowa nienawiści rasowej itp. mogą inspirować czyny znacznie groźniejsze, może nawet takie, jakich doświadczyliśmy w czasie II wojny światowej i bezpośrednio po niej. Wtedy też na początku było słowo.


Druga kwestia podnoszona na łamach „TP” dotyczy postępowania prokuratora w konkretnej sprawie. Zbadałem ją osobiście. Ma ona dwa aspekty prawne. Pierwszy polega na odmowie objęcia ścigania z urzędu przestępstwa zniesławienia i zniewagi (art. 212, 216 k.k.), podlegającego prywatno-skargowemu trybowi ścigania, z powodu – jak ocenił to prokurator prowadzący postępowanie – braku interesu społecznego, który by za tym przemawiał (art. 60 § l k.p.k.). Drugi zaś sprowadza się do odmowy wszczęcia postępowania przygotowawczego w zakresie czynu, który zawiadamiający (spółka „Tygodnik Powszechny”) uznali za przestępstwo z art. 256 k.k., polegające na nawoływaniu do nienawiści rasowej.

Stwierdzam, że nie jest przekonująca ani argumentacja prokuratora prowadzącego to postępowanie, ani prokuratora nadrzędnego, który utrzymał w mocy jego rozstrzygnięcie. Prokuratorzy powołali się na brak interesu społecznego w objęciu ściganiem opisanych czynów zniesławiających i znieważających, popełnionych z motywów rasowych, nie doceniając jednak jednego z ważnych kryteriów oceny prawnej tego rodzaju decyzji, odnoszącego się do względów społecznych, rozumianych znacznie szerzej niż tylko jako konieczność instytucjonalnego wsparcia przez oskarżyciela publicznego osób pokrzywdzonych. Interes społeczny może przejawiać się również w potrzebie interwencji prokuratora w przypadkach, gdy czyn sprawcy wywołuje nie tylko realną krzywdę dotkniętych nim osób, ale także potencjalne i realne szkody społeczne; tak jest, gdy czyny zniesławiające lub znieważające mają kontekst lub motywację rasową, etniczną bądź wyznaniową. Dlatego zleciłem dokonanie analizy tego rozstrzygnięcia pod kątem ewentualnego podjęcia postępowania.

Wspomniana decyzja prokuratury, ale też inne przykłady z praktyki, utwierdzają mnie w przekonaniu o potrzebie wydania wytycznych Prokuratora Generalnego, w których te kwestie zostaną dogłębnie omówione i przedstawione prokuratorom do stosowania. Wytyczne takie zostaną opracowane w najbliższym czasie.

Co się tyczy drugiego aspektu. Z przyczyn oczywistych nie mogę zająć tu żadnego stanowiska, dopóki nie zostanie podjęta decyzja sądu; pełnomocnik „TP” zaskarżył wszak rozstrzygnięcie prokuratora tamujące bieg postępowania karnego w tym zakresie.


Nie wiem, czy jesteśmy skażeni nienawiścią i pogardą do obcych bardziej niż inne społeczeństwa. Chyba nie da się wynaleźć instrumentu, który mógłby dokonać takiego pomiaru. Nie do mnie należy zgłębianie źródeł tego zjawiska, a szczególnie jednego z jego przejawów, jakim jest antysemityzm. To zadanie socjologów, psychologów społecznych, antropologów itd. „Tygodnik” ma tu zresztą swoje zasługi, że wspomnę tylko historyczny już tekst Jana Błońskiego „Biedni Polacy patrzą na getto”.

Pewne jest jedno – ludzie siejący nienawiść i ksenofobię, a raczej ich zachowania, są klęską zabiegów wychowawczych, jakie wobec nich zapewne usiłowano podejmować, albo też dowodem na brak takich działań. Tak więc „winni” są tu wszyscy, którzy mieli lub powinni mieć w tym udział.

Nie łudźmy się, że nienawistnych opinii i wypowiedzi da się całkowicie uniknąć, szczególnie w internecie, dającym poczucie anonimowości. Nie łudźmy się też, że uda się w sposób zadowalający ogół społeczeństwa rozstrzygnąć głęboką antynomię pomiędzy prawem do wolności publicznych wypowiedzi, choćby bulwersujących, obraźliwych bądź zwyczajnie głupich i podłych, a możliwą represją za ich wyrażanie. Apel „TP” już spotkał się z zastrzeżeniami nie tylko tej części opinii publicznej, o której wspomniano w ostatnim wydaniu „Tygodnika”, ale również na łamach „Gazety Wyborczej” (tekst Wojciecha Orlińskiego, „Duży Format” z 2 sierpnia 2012 r.).

Dobrze się stało, że taka debata się toczy, byle ograniczała się ona do prezentowania argumentów racjonalnych. Mam jednak wrażenie, że nadal rządzą nami emocje. Gdy Anders Breivik zabił kilkadziesiąt osób, a wcześniej w sieci szerzył swoje chore wizje, słyszeliśmy przerażone nawoływania do kontroli internetu. Gdy służby specjalne zawiadomiły prokuraturę i wszczęto postępowanie w sprawie obrazy Prezydenta w internecie (sprawa „Antykomora”), wahadło wychyliło się w drugą stronę: żądano usunięcia z kodeksu karnego przepisu chroniącego Prezydenta, a działania prokuratury uznano za przejaw represji tłumiącej wolność słowa.


Na koniec kamyczek do ogródka dziennikarskiego. Środowisko to nie posiada się z oburzenia, gdy – korzystając z art. 212 k.k. – pokrzywdzony tekstem dziennikarskim szuka w sądzie ochrony prawno-karnej. Media uznają to za przejaw kneblowania wolności prasy, dążenia do wywołania „efektu mrożącego” etc. Żąda się wręcz uchylenia tego przepisu. Ale nie słychać takich głosów, gdy pokrzywdzonym jest dziennikarz. Ważmy zatem racje ostrożnie, poszukując mądrych rozwiązań nie dla czyjejś wygody, ale dla dobra społeczeństwa, w którym wszyscy żyjemy, a które – chwalić Boga – nigdy nie będzie mówić jednym głosem.  


ANDRZEJ SEREMET (ur. 1959) jest prokuratorem generalnym, wcześniej był sędzią w Sądzie Rejonowym, Wojewódzkim i Okręgowym w Tarnowie, a następnie w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie, orzekał także jako sędzia delegowany w Izbie Karnej Sądu Najwyższego. Funkcję prokuratora generalnego pełni od czasu rozdzielenia tego urzędu od urzędu Ministra Sprawiedliwości w 2010 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2012