Na zawsze wolna

Maryja to prawzór tego, co przez wiarę może się stać z chrześcijaninem. Dlatego 15 sierpnia obchodzimy święto radości.

11.08.2012

Czyta się kilka minut

Zarówno II Sobór Watykański, jak papież Paweł VI ostrzegali przed błędnymi ścieżkami i nadużyciami, które w Kościołach odłączonych mogłyby sprzyjać fałszywym wyobrażeniom o rzeczywistym nauczaniu Kościoła rzymskiego. Jeden z takich problemów może tkwić w pytaniu, czy Maryi – w odróżnieniu do innych świętych – przysługuje szczególny priorytet w oddawaniu czci. W porównaniu z pielgrzymkami do innych świętych patronek i patronów zajmuje Ona pierwsze miejsce. Wymieńmy w tym kontekście trzy hasła: dogmat wniebowzięcia Maryi do nieba, Maryja jako prawzór Kościoła, i „Maryja Matka Kościoła”. Zatrzymajmy się przy pierwszym z tych sztandarowych wyniesień Matki Jezusa.

PRZENIESIENIE Z DOCZESNOŚCI

1 listopada 1950 r. Pius XII ogłosił dogmat o wzięciu Maryi do nieba z ciałem i duszą. W wielu religiach panuje wyobrażenie, iż szczególni ludzie przeniesieni zostają z doczesności do różniącego się od niej miejsca i to bez uprzedniego zgonu (tak np. u Homera Menelaos i Ganimed, a także niektórzy herosi u Hezjoda). W hellenizmie szerzyło się podobne wyobrażenie, ale i na obszarze germańsko-celtyckim krążyły legendy o przebywaniu panujących w innym świecie (król Artus, Karol Wielki, Barbarossa). Historia religii zna czasowo ograniczone przebywanie w niebie Proroka Mahometa. Stary Testament przypisuje ostateczne trwanie tylko dwom osobom, Henochowi i Eliaszowi. Jahwe legitymuje się tutaj jako Władca śmierci i życia i umie obezwładnić prawa natury. W żydowskiej apokaliptyce wytwarza się obok tego wierzenie o czasowo ograniczonej podróży do nieba, która umożliwia spojrzenie w świat pozadoczesny. Opisane przez św. Pawła (2 Kor 12, 2-4) wyniesienie do nieba stało się modelem dla późniejszych prezentacji egzystencji czasowo ograniczonych, które od wczesnego średniowiecza pojawiały się coraz liczniej w legendach o świętych.

Poświadczone Boże macierzyństwo Maryi stanowi najwyższy stopień jej wiary. W niej i przez nią został światu złożony dar zbawienia: Jezus Chrystus. Kościół wierzył zawsze, że Odkupienie dokonało się najdoskonalej i najpełniej na Osobie Maryi (Niepokalane Poczęcie). Ta, która w swym ciele poczęła Odkupienie dla siebie i dla nas, sama przyjęła je w całości. Do pełni Maryi, po zakończeniu jej ziemskiej egzystencji, należy odtąd i teraz już pełnia i jej przemieniona cielesność.

Wspomniano tu z lekka o ekumenicznym wymiarze dogmatu o Wniebowziętej. Jeden z wybitnych niemieckich teologów katolickich minionego stulecia, Bertold Altaner, który przed 1 listopada 1950 r. mocno przeciwstawiał się zdogmatyzowaniu Wniebowzięcia Maryi, w dzień po ogłoszeniu dogmatu wygłosił zdanie: „Przemówił Papież”. Ten zaś wywiadywał się przedtem u biskupów całego świata, czy tę prawdę wyznają wierni w ich diecezjach. Odpowiedź ludu była naturalnie przytłaczająco pozytywna. Nic dziwnego, albowiem 15 sierpnia z dawien dawna figurował w całym świecie jako wielkie święto. Biskupi, którzy na papieską kwerendę odpowiedzieli negatywnie, popadli w niełaskę.

EKUMENICZNE ANIMOZJE

Dla dialogu z ewangelicką teologią nowy dogmat był dotkliwym ciosem. Jeden z ewangelickich teologów, Walter von Loewenich, tak oceniał sytuację: ze stanowiska ewangelickiego to przekonanie i jego odnośne święto można tolerować, lecz nigdy tego przekonania nie wolno podwyższać do rangi dogmatu. Podobnie w swych kazaniach głosił Marcin Luter.

Również w teologii prawosławnej brak w tej sprawie pełnej jednolitości. Albowiem Kościoły prawosławne od niepamiętnych czasów obchodzą to samo święto, lecz czynią to pod hasłem Dormitio, dosłownie: „Zaśnięcie Maryi”, a więc dzień jej śmierci, i prowadzą kontrowersyjne dysputy na temat miejsca jej grobu. Od połowy VI w. prawdę o wniebowzięciu Maryi poświadcza tradycja – potwierdza ją w jej charakterze Matki Bożej i jej nieskalanym dziewictwie. Nauczanie to nigdy nie było głoszone jako dogmat, a jednak przecierało się zwycięsko i znajdywało swe miejsce tuż obok Wielkanocy, Zesłania Ducha Świętego i Epifanii, jako jedno z największych kościelnych świąt. Pius XII mówi jednak w swej definicji o Maryi tylko jako „dokonaniu ziemskiego biegu życia”, i w ten sposób otwartym pozostawia zagadnienie, czy Maryja w ogóle umarła, jak tego chcieli ówcześni maksymaliści. Nawet i tych ostatnich Papież nie przywoływał do porządku.

Koniec końców powiedzieć należy, że Maryja już dostąpiła tego stanu pełni, który dla wszystkich innych, ułaskawionych przez Boga, otworzy się dopiero w „dniu ostatecznym”, u kresu historii ludzkości, jakkolwiek różnie ten finał można sobie wyobrażać. Boża rzeczywistość po drugiej stronie granicy śmierci nie da się objąć bardziej racjonalnie w ramy pojęć czasowej sekwencji zdarzeń. Różnica między sądem szczegółowym a sądem powszechnym w sensie jakiegoś „najpierw” i „później” może być li tylko mówieniem w obrazach. Już Luter zdobywał się na paradoksalną, lecz słuszną wypowiedź: każdy poszczególny chrześcijanin osiąga w swej śmierci jednocześnie z wszystkimi innymi swój „dzień ostateczny”.

Nieodparcie nasuwać się może tu pytanie: a zatem zapomnijmy o dogmacie? Zdecydowanie nie, podobnie jak w kwestii „Niepokalanego Poczęcia”. W orbicie dogmatu z roku 1950 nie przypadkiem argumentowano, że wzięcie Maryi do nieba jest konsekwencją jej wolności od grzechu pierworodnego i jej życia wolnego od grzechu. Zobowiązującym a poglądowym dogmatem pozostanie na zawsze jedno: nigdy nie wiemy z ostateczną pewnością, jak się ma sprawa z ludźmi, którzy od nas odeszli, ponieważ w serce zagląda tylko Bóg. Od Maryi wiemy natomiast o tym z całą pewnością z dogmatu i dzięki długiej tradycji święta jej Wniebowzięcia. Maryja zostaje nam zaprezentowana jako prawzór tego, co przez wiarę stać się może z chrześcijaninem. I to wystarcza do obchodzenia 15 sierpnia święta radości. Dlatego w promieniach tego święta znajduje się Ewangelia uroczystości, odwiedzin Maryi w domu Elżbiety (Łk 1, 39-56). Scena rozwija się pod znakiem Magnificat: „Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia”.

POBOŻNA FANTAZJA

W Kościele katolickim nie ma dogmatu, iż aby być prawdziwym katolikiem, człowiek musi być czcicielem Maryi. Wszystko jest tutaj podporządkowane wolności chrześcijanina. Również oba maryjne dogmaty nie zmuszają do tego, podobnie zresztą jak i wszystkie inne dogmaty, aby ich rzeczową treść włączać z predylekcją w swą osobistą pobożność. Właśnie dlatego, aby na tej linii utrzymać zdrowy umiar, ostrzegać należy przed niebezpieczeństwami przesady, które mogłyby przyciemniać świadectwo wiary w Jezusa Chrystusa.

Z takiego zagrożenia Kościół wschodni z reguły wychodził bez szwanku, a to dzięki temu, że wszelką maryjną cześć koncentrował na więzi z liturgią, unikając w ten sposób usamodzielnienia się maryjnego kultu. W ten sposób wszystkie wypowiedzi o Maryi zostają ściśle powiązane z tajemnicą Chrystusa. Kościół zachodni mógłby się tego uczyć. Albowiem po schizmie z Kościołem Wschodu wielu pobożnych czcicieli Maryi wyprowadzało z oszczędnych fragmentów Pisma Świętego ciągle nowe wnioski – nader często pod przewodem niektórych zakonów (cystersów, franciszkanów, rzadziej dominikanów).

Pobożni kierowali się przy tym często podwójną zasadą, która dzisiaj brzmi niemal satyrycznie, kiedyś jednak traktowana była z całą powagą i odznaczała się skutecznością: „Bóg mógł, tak wypadało, a więc tak postąpił” (potuit, decuit, ergo fecit). A czego Bóg nie może i co nie wypada?

Do tego stwierdzenia dojść musi jednak jeszcze inne twierdzenie: „O Maryi nigdy nie można mówić dostatecznie wiele” (De Maria numquam satis). Wtedy zaś w świadomości pobożnych otwierają się podwoje dla fantazji. W końcu Maryja staje nam przed oczami już nie tyle jako prawzór wiary poniżej Chrystusa, lecz jawi się samodzielnie obok Chrystusa. Do idei i żądania dogmatu o „Współodkupicielce” już tylko krok. A także do mnożących się wątpliwych, przez Kościół nieuznawanych, lecz raczej odrzucanych „objawień Maryi”. Przeciwko takiemu obrotowi spraw z całym naciskiem odwoływać się należy do cytowanych już ostrzeżeń II Soboru Watykańskiego i papieża Pawła VI.

W tym miejscu nawiązać można do maryjnych modlitw, w których Maryja faktycznie jest nazywana „Pośredniczką”. W modlitwie „Pod Twoją obronę” pada wezwanie: „O Pani nasza, Orędowniczko nasza, Pośredniczko nasza”. Wezwanie to ewokuje dziś ekumeniczny sprzeciw. A Sobór ostrzega wyraźnie przed rozbudzaniem sprzeciwu u chrześcijan odłączonych.

Najlepszą, biblijnie uzasadnioną, a zarazem najtrzeźwiejszą modlitwą maryjną pozostaje nadal bliskie naszemu sercu „Zdrowaś Maryjo”. 


Ks. ALFONS J. SKOWRONEK (ur. 1928) jest teologiem, wieloletnim kierownikiem Katedry Teologii Ekumenicznej ATK (obecnie UKSW). Autor ponad 20 książek. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2012