Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Budynek muzeum zapadł się pod ziemię. Nad wielkim placem, poza skromnym pawilonem, będzie się wznosił jedynie gigantyczny, ustawiony pod ostrym kątem prostopadłościan, jakby gwałtownie wbity w grunt. Z przeszklonego szczytu wieży rozciąga się perspektywa na miasto. Wszystko w ceglastym kolorze, przełamywanym jedynie płaszczyznami szkła. Projektanci z gdyńskiego studia architektonicznego Kwadrat odwoływali się do wyrazistej symboliki: zejścia do podziemi jako sfery przeszłości, a następnie, wraz z wchodzeniem w górę, docierania do teraźniejszości i otwarcia się - wieża - na przyszłość.
W uzasadnieniu wyboru jury konkursu mówi o nowym symbolu miasta: to z założenia budynek-ikona, który dobrze wpisze się w nurt architektury bliskiej rzeźbie, zaskakującej i niepokojącej swym kształtem. W ostatnich dekadach powstało wiele podobnych realizacji, m.in. berlińskie Muzeum Żydowskie Daniela Libeskinda, członka jury gdańskiego konkursu. Podobnie jak w przypadku innych polskich konkursów, chodzi więc o powtórzenie "efektu Bilbao", gdzie Muzeum Guggenheima projektu Franka Gehry’ego zmieniło oblicze podupadającego miasta. Był to jednak przypadek jednostkowy, a spektakularne projekty architektów-gwiazd są dziś coraz głośniej krytykowane. Lista zarzutów jest długa: lekceważenie funkcji, nieliczenie się z kontekstem, w jakim powstają poszczególne realizacje, koszty etc. Jednocześnie następuje powrót do form bardziej oszczędnych, czego przykładem warszawskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
Powstawanie nowych muzeów (w tym Powstania Warszawskiego i Historii Żydów Polskich) wiąże się ze wzrostem znaczenia pamięci w ostatnich dekadach oraz ze zmianami - przede wszystkim pod wpływem badań nad Holokaustem - w patrzeniu na przeszłość i jej opisywanie z punktu widzenia ofiary. Nie mniej istotna była ewolucja postrzegania historii (w tym kwestii wypędzeń) w Niemczech oraz używanie jej jako politycznego narzędzia przez władze Rosji.
Polscy politycy także dostrzegli społeczny potencjał ukryty w przeszłości. Gdańskie muzeum, powołane przez rząd Donalda Tuska, nieuchronnie wpisuje się w politykę historyczną uprawianą w ostatnich latach przez poprzedników z wszystkimi jej zaletami i wadami. Jest też projektem szczególnie trudnym: z łatwością może zostać użyte do prowadzenia kolejnych wojen symbolicznych. Wiele zależy od kształtu ekspozycji. Nie mam tu na myśli liczby użytych w niej multimediów, bo ani one, ani oszałamiający gmach nie są gwarancją sukcesu. Musi powstać wiarygodny i merytorycznie przekonujący program.
Jak zapowiadają twórcy muzeum - Paweł Machcewicz i Piotr M. Majewski - będzie ono pokazywało doświadczenie wojny w różnych jego wymiarach, opowiadało o polskim losie, ale nie może to "nastąpić kosztem umniejszania doświadczeń innych narodów - w tym także Niemców i Rosjan" ("Przegląd Polityczny", nr 91/92 z 2008 r.). Nie będzie też unikać trudnych czy niewygodnych dla niektórych kwestii, jak konflikt polsko-ukraiński czy współdziałanie nazistów z komunistami.
To dobra zapowiedź. Teraz czas na konkrety. Dobrze, gdyby przed powstaniem ostatecznej ekspozycji jej fragmenty zostały poddane ocenie publiczności i ekspertów. Budowa ma ruszyć w 2012 r., otwarcie zaplanowane jest w 2014 r., w 75. rocznicę wybuchu II wojny światowej. Nie zostało zbyt wiele czasu.