Mrówki w krainie biedy

Protestujący w Medyce przypominają o istnieniu gorszej Polski: biednej, bezradnej, bezczynnej. I o tym, że nie ma na nią pomysłu.

16.12.2008

Czyta się kilka minut

Papierosy leżą w pudełku po lodach. Anna bierze jednego, wkłada do ust, zapala. - Ostre, wredne i śmierdzące - mówi, wypuszczając kłęby gryzącego dymu.

- Papieros to papieros - odpowiada jej Stanisław.

Anna i Stanisław M. mieszkają w Przemyślu - w starej, czynszowej kamienicy. W ogrzewanym kominkiem salonie gierkowska meblościanka. Anna: energiczna, po pięćdziesiątce, gadatliwa. Stanisław: łysy, szczupły, cichy. Dzieci odchowane: córka w Krakowie, syn - jak wielu młodych z Przemyśla - w Irlandii na zarobku.

W dobrych czasach mieli stoisko na przemyskim Manhattanie, ale bazar zlikwidowano. Potem, dopóki samochód jako tako jeździł, przewozili przez granicę papierosy i wódkę. Gdy oddali auto za złom, przerzucili się na Medykę: kupowali na Ukrainie prymki i sprzedawali je w Polsce. To najtańsze papierosy, pół Przemyśla je pali.

- Chodziliśmy codziennie - opowiada Anna. - Wyjazd o drugiej w nocy, bo za dnia kolejki duże. Robiliśmy dwa przejścia.

- Komu ta zmiana była potrzebna? - pyta Stanisław i po chwili sam odpowiada: - Ktoś pewnie chciał się nachapać.

Anna: - Odkąd wiem, że to koniec, nie śpię. Co teraz z nami będzie?

Stanisław zaciska zęby: - Chodziłem i będę chodził!

- Bój się Boga, Staszek, po dwie paczki?!

Medyka, a jakby nie Medyka

Nowe przepisy unijne, pozwalające przenieść przez granicę dwie paczki papierosów dziennie, weszły w życie z początkiem grudnia. Na granicy w Medyce zaczął się protest: kilkaset "mrówek" (osób, które pieszo przenoszą niewielkie ilości towarów) zablokowało przejście, interweniowała policja. "Mrówki" zażądały przywrócenia starych przepisów, w myśl których przez granicę można było jednorazowo przenieść karton papierosów.

Medyka, czwartkowe przedpołudnie, drugi tydzień po wprowadzeniu zmian. Na parkingu, do niedawna pulsującym życiem, prawie pusto: stoją tylko opatulone w chusty Ukrainki. Każda w rękach trzyma po dwie paczki papierosów i dwie butelki wódki. Bez polskiej konkurencji jest im łatwiej: ktoś podejdzie, kupi za dolary prymki lub flaszę, pod wieczór wrócą zadowolone do domów.

Obok placu rząd wymarłych fast foodów: pozamykane na cztery spusty budy z kurczakami, zapiekankami i hot dogami. W jedynym z niewielu otwartych barów pusto. - Dzisiaj w nocy miałam obrót pięć pięćdziesiąt - mówi Gosia, młoda, uśmiechnięta dziewczyna zza baru. - Ktoś zamówił piwo z sokiem.

Na placu kierowcy busów - jeszcze niedawno kursujący z pełnym obłożeniem - już ponad godzinę czekają na klientów.

Do samochodu wsiada trzyosobowa rodzina. - Z granicy żyliśmy wszyscy - zwierza się starsza kobieta. - Z mężem nosiliśmy papierosy, a córka pracowała w przygranicznej gastronomii. Ale bar wczoraj zamknięto.

Sto metrów dalej, bliżej przejścia, śmietnisko: butelki, pudełka po papierosach, papier toaletowy i setki metrów pozwijanej taśmy klejącej, którą "mrówki" przylepiały do ciała - nóg, pasa, piersi - nadliczbowe kartony papierosów.

Wokół palącej się beczki-kociołka grzeje się kilkanaście kobiet. Za nimi, na płocie, prześcieradło z napisem "Protest". Nie chcą rozmawiać, bo co da takie gadanie? Były telewizje, radia, gazety - przyjechały, powypytywały i pojechały, a one biedne zostały. I nikt im nie pomógł.

- Ten karton z papierosami to był jedyny sposób na zarobienie na chleb - żali się jedna z kobiet. - Nie mamy pracy ani "kuroniówki", niektóre z nas nie mają mężów.

Po chwili inna dorzuca: - Pieniądze wydawałyśmy z dnia na dzień. W Biedronce kupowałyśmy chleb, masło, proszki do prania.

Do rozmowy przyłączają się pozostałe. - Proszę bardzo: Ukraina z nami! - rozkłada wielką kartkę w kratkę przysadzista kobieta w długim płaszczu. - Jest kilkadziesiąt nazwisk!

- Ja z Medyki jestem. Bezdomna. Straciłam mieszkanie. Wójt obiecał zastępcze, ale do dziś się kopytami zasłania i dupą nie rusza.

- A ja mam drugą grupę. Proszę bardzo. - Halina z Sośnicy pokazuje opasujący ją gorset. - On utrzymuje mój kręgosłup. Przepuklina lędźwiowa odbiera mi prawą nogę...

Mrówka mrówce nierówna

Liczbę podkarpackich "mrówek" trudno oszacować. To mieszkańcy Przemyśla, Medyki, Przeworska, Jarosławia, Siedlisk, Żurawicy, Krasiczyna. Zjawisko detalicznego przemytu - w kontekście szarej strefy na terenach przygranicznych - bada Artur Polakiewicz, doktorant z Uniwersytetu Rzeszowskiego: - Mówi się, że zamieszanych w ten proceder było kilkadziesiąt tysięcy osób. Ale regularnie żyło z drobnego przemytu sześć, może siedem tysięcy.

Jak zaznacza Polakiewicz, "mrówek" nie można wrzucać do jednego worka. - Te kobiety koczujące przy kociołku utrzymywały się tylko z drobnego przemytu. Ale w ramach dodatkowego zarobku papierosy nosili prawie wszyscy: urzędnicy, nauczyciele, studenci, sprzedawcy sklepowi. Jest też grupa młodych cwaniaczków, która zarobiła na tym niezłe pieniądze.

I może właśnie ta różnorodność sprawia, że protest "mrówek" nie jest solidarny. Buntują się "stare", dla których przemyt był jedynym źródłem utrzymania. "Młode", nie zważając na prześcieradło z napisem "Protest", chodzą nadal, przenosząc po dwie flaszki z wódką i dwie paczki papierosów.

Spod kociołka co chwilę słychać okrzyki: wśród przechodzących przez granicę "stare mrówki" wyławiają tych, którzy nie przestali chodzić na "górkę" ("górka" to jedna runda tam i z powrotem).

- O, proszę! - krzyczy jedna z kobiet. - Idzie paniusia z Medyki. Fryzurka na głowie, elegancki kozaczek. Odebrała emeryturę. Łamistrajk! Suka!

Za emerytką kroczy podchmielony mężczyzna w średnim wieku. Wywołany przez protestujących, podchodzi energicznie do ogniska. - Co wrzeszczą?! Papierosy mi się skończyły. Muszę iść!

- Jakbyś miał przyzwoitość, tobyś protestował z nami!

- Mam trzy dolary. - Mężczyzna wyciąga z kieszeni portfel. - Idę po cygary!

Artur Polakiewicz: - Zarabiali różnie. Wszystko zależało od tego, ile zrobili "górek". Za jedno przejście mogli mieć do dwudziestu złotych. Jeśli zrobili "górkę" trzy razy, zarobek przekraczał pięćdziesiąt złotych na dzień. Ale byli i tacy, którzy przechodzili częściej i więcej razy, oraz tacy, którzy dodatkowe kartony przenosili pod ubraniem.

- Teraz nielegalnie nie da się już nic przenieść, bo nawet do tyłków zaglądają - narzeka starsza kobieta spod kociołka.

- Protest ,,mrówek" nie ma sensu, bo nikt nie cofnie unijnej dyrektywy - komentuje Polakiewicz. - To protest dla protestu, ci ludzie nie widzą dla siebie alternatywy.

Jest źle, będzie gorzej?

Dr Paweł Walawender, socjolog z Uniwersytetu Rzeszowskiego, od lat bada zjawisko biedy w regionie podkarpackim. - Jest źle - ocenia. - Pod względem poziomu płac jesteśmy na ostatnim miejscu. O sytuacji regionu świadczy też odsetek pracujących w rolnictwie: u nas jest to blisko 30 proc., podczas gdy średnia krajowa to nieco ponad 20 proc. Ale Podkarpacie to również teren wiejski pod względem zamieszkania. W Polsce 40 proc. ludzi mieszka na wsi, a 60 proc. w mieście. U nas jest odwrotnie.

Walawender przyznaje jednak, że prawdą jest, iż pracy na Podkarpaciu, choć słabo płatnej, nie brakuje: - Z badań wynika, że przedsiębiorcy miewają problemy ze znalezieniem ludzi.

Polakiewicz: - W Ustrzykach, w pobliżu Krościenka, gdzie również kwitnie drobny przemyt, rozmawiałem z pracownicą urzędu pracy. Powiedziała, że niedawno były pieniądze na prace interwencyjne i że musiała zwrócić je do budżetu, bo nikt się nie zgłosił.

Tymczasem stopa bezrobocia w województwie podkarpackim należy do najwyższych w kraju. Pod koniec października wynosiła 12,2 proc. (dane GUS), a w niektórych powiatach dochodzi lub już przekroczyła 20 proc. Przed jeszcze większymi problemami z zatrudnieniem region ratuje bardziej intensywna niż w innych miejscach kraju emigracja.

Z podkarpackich miasteczek i wsi przeważnie powyjeżdżali młodzi, zdrowi i prężni. Zostali starsi i bezradni - przyzwyczajenie, że karton prymek z Ukrainy to jedyna szansa na przeżycie. Nie chcą słyszeć o pracy za 800 zł. - Na kurs komputerowy prowadzony przez menadżerkę z Warszawy też nie przyjdą - mówi Polakiewicz.

Coraz częściej w opisie sytuacji daje się słyszeć głosy, że ludzie wyjdą na ulice, wzrośnie przestępczość, dzieci staną się agresywne, a najbiedniejsi z rozpaczy może zaczną mordować. Artur Polakiewicz przyznaje, że niektóre z tych obaw są uzasadnione: - Rzeczywiście, powiaty przygraniczne czekają nowe problemy. I to nie tylko wzrost roszczeniowości wobec państwa, ale i rozwój szarej strefy i wzrost przestępczości.

Dr Walawender: - W postawach tych ludzi utrwaliły się pewne zmiany, bo drobny przemyt stał się codziennością. Teraz łatwo mówić, że ludzie się muszą zmienić, ale akcję uświadamiającą mieszkańców Podkarpacia trzeba było rozpocząć wcześniej - informować, co się stanie, jak nie będzie przemytu. Zabrakło wyobraźni, a efektem jest kolejne pokolenie młodych, którzy wychowali się w opozycji do prawa.

- Granicę trzeba było zamknąć dawno, bo zwyczajnie demoralizowała - przekonuje Polakiewicz. - Uczniowie zawodówek śmiali się z nauczycieli, że ci zarabiają po tysiąc, a oni na granicy wyciągają więcej. Odpowiedzią na skrzywioną przez lata mentalność może być tylko edukacja. Ale ta musi potrwać.

***

Anna i Stanisława M. mówią o zbliżających się świętach. - Od dzieci pieniędzy nie weźmiemy, honor swój mamy. Moglibyśmy pojechać do córki do Krakowa, ale skąd wziąć dwieście złotych na podróż?

"Mrówki" spod beczki w Medyce nadal protestują, zmieniają się tylko dyżurne. Powtarzają: "Siedzimy do skutku, a w razie konieczności jedziemy do Warszawy. Tu nikt nas nie słucha".

Miejscowi radni wysłali interpelację do parlamentu i premiera, a jeden z euro­posłów poprosił stolicę o ponowne przemyślenie decyzji dotyczącej pokrzywdzonych przemytników. Urzędnicy z pomocy społecznej wzywają: "Niech »mrówki« wezmą się do pracy, zmienią mentalność, wykażą aktywność".

I "mrówki" wykazały: w ubiegłym tygodniu zatrzymały w Przemyślu samochód z wojewodą i ministrem...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2008