„Może warto zacząć inaczej?”

Pomysłowi Basila Kerskiego i Andrzeja Stanisława Kowalczyka, żeby z prof. Bohdanem Osadczukiem przeprowadzić tzw. wywiad-rzekę, można tylko przyklasnąć. Tego ukraińskiego intelektualistę bowiem los od początku, na dobre i złe, złączył z Polską i Polakami, czego uwieńczeniem było przyznanie mu 3 maja 2000 r. przez Prezydenta RP Orderu Orła Białego.

06.01.2002

Czyta się kilka minut

Urodzony w 1920 r. w Kołomyi, dzieciństwo i młodość spędził na Kielecczyźnie, dokąd przeniesiono służbowo rodziców (co było rodzajem represji wobec ojca, komu-nizującego nauczyciela). Do gimnazjum uczęszczał w Pińczowie (skąd go notabene wyrzucono, gdyż wystąpił w obronie żydowskiego kolegi szykanowanego przez księdza). Maturę zdał w czasie wojny, a następnie podjął studia w stolicy III Rzeszy z zakresu historii i języków krajów Europy W schodniej i B ałkanów oraz prawa międzynarodowego (Ukraińcy przez jakiś czas mogli zapisywać się na studia w Berlinie); w Berlinie mieszka zresztą do tej pory.

Po wojnie pracował krótko w Polskiej Misji Wojskowej, gdzie spotkał m.in. Tadeusza Borowskiego i Marcela Reicha-Ranic-kiego. Rychło wszak opuścił tę placówkę, zostając niezależnym ekspertem i publicystą. Ta działalność przyniosła mu w Niemczech sporą renomę i szacunek; cieszył się przyjaźnią wybitnych polityków i artystów (Willego Brandta, Guntera Grassa), pisał do wpływowych gazet („Der Tagesspiegel”, lecz głównie „Neue Zurcher Zeitung”), występował w popularnych telewizyjnych dyskusjach. W 1966 r. rozpoczął wykłady na Wolnym Uniwersytecie, gdzie jego słuchaczami było wielu późniejszych polityków (m. in. dwaj burmistrzowie Berlina: socjaldemokrata Walter Momper i chadek Eberhard Diepgen) oraz specjalistów z dziedziny Europy Wschodniej, wśród nich doradca kanclerza Kohla z okresu zjednoczenia, który jakże skutecznie negocjował z Rosjanami, Horst Teltschik.

*

Najważniejsze jednak były zawsze dla Osadczuka kwestie ukraińsko-polskie. To one - od pierwszego spotkania w trakcie berlińskiego Kongresu Wolności Kultury w czerwcu 1950 r. - związały go z Jerzym Giedroyciem, a także z Janem Nowakiem--Jeziorańskim. „Dzięki działalności »Kul-tury« i Radia Wolna Europa - mówi Osad-czuk - udało się przełamać nie tylko kurtynę milczenia i kłamstwa, ale wprowadzić w obieg odmienne poglądy i cele. Pierwsze rezultaty wpływów »Kultury« i Radia Wolna Europa miały okazję uzewnętrznić się podczas trwania stanu wojennego w Polsce, w treściach i dyskusjach czasopism drugiego obiegu. Gdybyśmy nie mieli tych osiągnięć, nasze stosunki po upadku komunizmu i powstaniu niepodległej Polski i Ukrainy wyglądałyby o wiele gorzej niż obecnie.” A o samym Giedroyciu i jego zmaganiach o polsko-ukraińskie pojednanie: „Był wielkim symbolem, synonimem bycia i trwania, moralnym i politycznym autorytetem ponad podziałami partyjnymi, przesądami klasowymi i konfliktami narodowościowymi. Jak rzadko kto reprezentował umiar i rozsądek, był uosobieniem tolerancji. Są to cechy charakteru raczej rzadkie w naszych szerokościach geograficznych i nietypowe dla politycznego obyczaju. (...) Jego dalekowzroczność i zbawienny opór wobec małości i krótkowzroczności ówczesnych emigracyjnych oponentów sprawiły, że projekt - na miarę tamtych czasów i poglądów - zakrawający na nieziszczalną utopię, wprowadził naszą ówczesną geopolitykę z ulicy bez wyjścia na współczesną drogę pojednania i współpracy. To ten potomek litewskiego, z czasem spolszczonego, arystokratycznego rodu, zdobył się na rewolucyjną koncepcję radykalnego zerwania z koślawą przeszłością - bez przelewu krwi, drogą ewolucyjnej perswazji, nieustannego drążenia skały obojętności i niewiary.”

Gdybym miał natomiast wskazać najważniejszy fragment omawianej książki, coś co można by nazwać esencją życia, postępowania i poglądów Osadczuka, wybrałbym tę oto wypowiedź: „Odgrywałem pewną rolę, dosyć aktywną, moim zdaniem, w swataniu Polski z Ukrainą. Namawiałem polityków ukraińskich do tego, żeby związać się jednoznacznie i wyraźnie z Polską, że nie ma innej drogi na Zachód, jak tylko przez Polskę. To początkowo trafiało na kompletne niezrozumienie. (...) Ale z czasem zrozumiano, że Polska jest bardzo ważnym partnerem i bez tego partnera nie można funkcjonować w Europie. W Polsce się tego nie docenia, przejawy więc ignorancji polityków polskich, nie widzących potrzeby współpracy z Ukrainą, mocno i głośno karciłem. Uważam, że od naszej przyjaźni i naszej współpracy, zacieśnienia stosunków i ich rozbudowy, w dużej mierze zależy spokój i przyszłość Europy w naszym regionie.” I zdanie bez wątpienia najdonioślejsze, które wziąć sobie powinni do serca wszyscy myślący szerszymi niż własne opłotki kategoriami, nie tylko praktycy polityki: „Pięćset lat się biliśmy i nie mogliśmy się pogodzić, konsekwencje były fatalne, może więc warto zacząć inaczej?”

A to oznacza, rzecz jasna z obydwu stron, przezwyciężenie uprzedzeń i stereotypów, które wtłaczała w naszą (na przykład moją) świadomość szerzona przez lata propaganda, tworząc, wbrew tradycji, czarną legendę Ukraińca: „Jakby z zemsty i nienawiści do romantycznej szkoły ukraińskiej w literaturze polskiej, przedstawiającej szlachetnego Ukraińca, zarzucono biblioteki, a nawet szkoły pamfletami, powieścidłami i opowiadaniami o Ukraińcach bandytach, sadystach, katach, pozbawionych elementarnych pierwiastków człowieczeństwa.” Aby to osiągnąć, potrzebna jest sprawiedliwa i uczciwa ocena ran zadanych przez historię. Osadczuk, jak najsłuszniej, potępia choćby osławioną akcję „Wisła” z 1947 r., podczas której przesiedlono ludność ukraińską z poludniowo-wschodniej Polski. Natomiast zbrodnie UPA na Wołyniu w r. 1943 (które nadal żyją w pamięci świadków tamtych wydarzeń oraz ich potomków) traktuje jako tragiczny, ale tylko epizod, zrodzony przez „zwyrodniałą doktrynę nacjonalistyczną”. Te zagadnienia przedstawia jednak wyczerpująco „Kalendarium historii Ukrainy (1917-2001)”, zamieszczone na końcu książki (jest ono, nawiasem mówiąc, ponurym memento: spore jego fragmenty to, gdy mowa o polsko-ukraińskich relacjach, pasmo nieustannych walk, zamachów, morderstw, deportacji, akcji odwetowych itp.) Poza tym, jak mi się zdaje, Osadczuk - liberał, polonofil, „Europejczyk Wschodni z berlińskim adresem” wedle określenia Andrzeja St. Kowalczyka - reprezentuje nieco inną wizję dziejów: szuka w nich po prostu przebłysków nadziei, akcentów optymistycznych, jednym słowem bardziej tego, co łączy oba sąsiednie państwa i narody.

Z poznawczego zaś punktu widzenia najciekawszy i najbardziej pouczający, bo też sprzeciwiający się stereotypom, jest w „Wieku ukraińsko-polskim” wątek, by tak rzec, kronikarsko-panoramiczny. Osadczuk zapo-znaje w nim czytelnika z długim szeregiem ukraińskich działaczy, organizacji politycznych i tytułów prasowych, którym obcy był radykalny nacjonalizm, ksenofobia, odwoływanie się do przemocy. Wręcz przeciwnie, wzywały one do współpracy z Polską, oczekując, najczęściej daremnie, wzajemności...

*

I jeszcze jeden istotny motyw z całą kolekcją pysznych anegdot: jest to także książka o Berlinie - Berlinie czasu wojny, Berlinie podzielonym i Berlinie dzisiejszym. Paradoks: Osadczuk („Berlińczyk” z „Kultury” i berlińczyk od sześćdziesięciu lat) nie lubi zbytnio tego miasta, woli Pragę, Kraków, a najbardziej, oczywiście, lubi Kijów. O staro-nowej niemieckiej stolicy pisał przy innej okazji: „Berlin rośnie w górę i pychę. Nadyma się jak balon zarozumiałością i jak balon jest w środku pusty. Nie ma jednak takiego śmiałka, który by przekłuł powłokę buty i odsłonił wnętrze olbrzyma bez treści”.

Smaczku dodają wizerunki wielu wybitnych Polaków, których setki przez ponad pół wieku przewinęły się przez mieszkanie profesora w dzielnicy Zehlendorf: od Witolda Gombrowicza, Marka Hłaski po młodziutkiego, obchodzącego tam swoje osiemnaste urodziny Adama Michnika. I tak autor „Ferdydurke”, warszawskim jeszcze zwyczajem, urządził sobie intelektualne centrum przy stoliku w Cafe Zuntz. Dosiadł się doń razu pewnego Gunter Grass, „i od razu uciekł, bo nie znał francuskiego”, a Gombrowicz nie mówił po niemiecku. Innym uczestnikiem tych posiedzeń był Otto Schi-ly, wówczas początkujący adwokat, obecnie federalny minister spraw wewnętrznych...

Jeśli chcemy lepiej zrozumieć siebie i jednego z naszych najważniejszych sąsiadów, zrozumieć wpólną przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, a przy tym poznać pewną nietuzinkową biografię - przeczytajmy z uwagą „Wiek ukraińsko-polski”. Warto.

„WIEK UKRAIŃSKO-POLSKI. ROZMOWY Z BOHDANEM OSADCZUKIEM”. Basil Kerski, Andrzej St. Kowalczyk; współpraca: Krzysztof Zastawny. Lublin 2001, Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej.
 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 1/2002