Miłość z konsekwencjami

Kuriozalna sytuacja: niemiecka zawodniczka zakochuje się w neonaziście – i po nagonce medialnej zostaje wyrzucona z ekipy olimpijskiej. Czy odpowiedzialność zbiorowa to najlepszy sposób na walkę z radykalizmem?

21.08.2012

Czyta się kilka minut

Zgasł już znicz olimpijski, sportowcy i działacze wrócili z Londynu, jedni bardziej zadowoleni, inni mniej. Ale żadna z ekip nie wracała z igrzysk w cieniu takiego skandalu, jak niemiecka. Chodzi o aferę, która niemal „przykryła” sukcesy zawodników, a której niechcianą bohaterką stała się wioślarka Nadja Drygalla. Pozornie sprawa wydaje się prosta: czy zawodniczka z niemieckiej ekipy narodowej może kochać neonazistę? Ale w istocie chodzi o coś więcej: o to, jak histerycznie reagują przedstawiciele niemieckiego społeczeństwa, gdy w grę wchodzi temat prawicowego radykalizmu.

PRZERWANA KARIERA

Nadja Drygalla, członkini ekipy wioślarskiej, urodziła się w nadbałtyckim Rostocku w tym samym roku, w którym w Berlinie upadł słynny mur, a wraz z nim komunizm. 23-letnia dziś atrakcyjna blondynka, w zjednoczonych Niemczech przeszła zwykłą drogę: liceum, kształcenie na handlowca (w branży sportowej), potem studia uzupełniające w zakresie administracji publicznej i prawa – Drygalla rozważała karierę w policji.

Jej największą namiętnością było jednak wioślarstwo, a jej talent i wysiłki wzbudziły szybko zainteresowanie lokalnych działaczy sportowych z Mecklenburgii. Drygalla trafiła do Olimpijskiego Klubu Wioślarskiego w Rostocku i zaczęła odnosić sukcesy. Trzecie miejsce w zawodach „ósemek” na mistrzostwach świata juniorów w 2006 r., rok później drugie miejsce (w „dwójce bez sternika”), w 2008 r. czwarte na światowych regatach – i wreszcie w 2012 r. kwalifikacja do zespołu kobiecego „ósemek” na Olimpiadę w Londynie. Błyskotliwa i najwyraźniej zasłużona kariera sportowa, która została przerwana właśnie w Londynie, nagle i brutalnie. I z powodów ze sportem nie mających nic wspólnego.

Wieczorem 2 sierpnia w niemieckich kwaterach wioski olimpijskiej wybuchła bomba: Nadja kocha neonazistę! Dopiero teraz na światło dzienne wyjść miała informacja, że od lat Drygalla związana jest z niejakim Michaelem Fischerem, znanym neonazistą z Rostocku, fanatycznym członkiem neonazistowskiej partii NPD.

Tak w każdym razie brzmiała oficjalna wersja. Bo w rozmowie z szefem niemieckiej ekipy olimpijskiej Drygalla powiedziała, że nigdy nie ukrywała związku z Fischerem i że nie podziela jego poglądów, a przeciwnie: podziela wartości demokratyczne i Kartę Olimpijską. Powiedziała też, że nie zamierza zrywać ze swoim chłopakiem.

Musiała wyjechać z Londynu.

WINNA, CHOĆ BEZ WINY

Dla niemieckich działaczy sportowych ta kłopotliwa sprawa wydawała się w ten sposób zamknięta. Tymczasem Nadja Drygalla zaczynała właśnie doświadczać swego upadku. Gdy wróciła do Niemiec, najpierw stała się celem bezlitosnej kampanii; berliński lewicowy dziennik „taz” nazwał ją „brunatną narzeczoną”. Poważny „Welt am Sonntag” opublikował jej zdjęcie obok zdjęcia neonazistowskich demonstrantów i pytał: „Czy Nadja Drygalla jest blondynką z prawicy?”.

Nie, nie jest. Szybko okazało się też, że sprawa nie jest tak prosta i że nadzieje działaczy sportowych na jej wyciszenie były płonne – oraz że do rangi skandalu urosło ich postępowanie. Okazało się, iż ich rzekome zaskoczenie było cokolwiek udawane. Fakt, że Drygalla związała się z człowiekiem z NPD, partii pozostającej pod obserwacją Urzędu Ochrony Konstytucji (odpowiednik polskiej ABW – red.), był znany w landowym ministerstwie spraw wewnętrznych Mecklenburgii już w 2011 r. Na własną prośbę Drygalla przerwała kształcenie na policjantkę i wystąpiła z lokalnej policyjnej drużyny sportowej. Niemiecki komitet olimpijski o tym wiedział – obecne postępowanie jego działaczy trudno nazwać inaczej niż hipokryzją.

Poddana medialnej nagonce, Drygalla uciekła w prywatność. Po wyjeździe z Londynu głos zabierała rzadko. W rozmowie z agencją DPA tak mówiła o związku z neonazistą: „Gdy zaczęliśmy ze sobą chodzić, 4,5 roku temu, nie był to jeszcze temat. Potem tak, a punktem kulminacyjnym było, gdy wstąpił do NPD i kandydował z jej ramienia (w 2011 r. w wyborach do parlamentu krajowego, landtagu – red.). Muszę jasno powiedzieć, że ciążyło to na naszym związku. Często mówiłam mu, że nie podzielam tych poglądów”. Natomiast w minionym tygodniu, w wywiadzie dla tygodnika „Stern”, Drygalla powiedziała, że już jakiś czas temu chłopak obiecał jej, iż pożegna się z neonazistowskim środowiskiem – po tym, jak wiele razy dawała mu do zrozumienia, że to jej się nie podoba. I dodała, że nie zamierza z nim zrywać.

Mimo to, przynajmniej na początku afery, Drygalla znalazła się pod pręgierzem opinii publicznej – czy raczej opinii publikowanej. Przez samo wyrzucenie jej z ekipy została niejako uznana za winną, choć była bez winy.Wprawdzie nie można jej było nic zarzucić, ale przez działaczy sportowych potraktowana została tak, jakby była zainfekowana brunatną trucizną.

NIEGODNE PAŃSTWA PRAWA

W istocie nie ma żadnej „sprawy Drygally”: wedle tego, co dziś wiadomo, dziewczyna niczym nie zawiniła. Nigdy nie uczestniczyła w neonazistowskiej demonstracji, nie nosiła takich symboli, nie atakowała obcokrajowców, lewaków czy policjantów, nieznana jest ani jedna jej wypowiedź o charakterze radykalnym. Nadja Drygalla to nieposzlakowana młoda kobieta.

Fakt, że zrobiono z niej „brunatną narzeczoną” wynikał wyłącznie z tego, iż mężczyzna, w którym jest zakochana, jest (lub był) prawicowym radykałem. Na tym polega prawdziwy skandal: wobec Drygally zastosowano w gruncie rzeczy zasadę odpowiedzialności zbiorowej, za polityczne poglądy jej chłopaka.

Odpowiedzialność zbiorowa to pojęcie znane z czasów III Rzeszy i komunizmu, gdy karano nie tylko ludzi opierających się władzy lub mających inne poglądy, ale również ich bliskich. Jest to więc zarzut poważny. Liberalny tygodnik „Die Zeit” przypomniał jednak: „Karze się dziewczynę za jej chłopaka, który był członkiem partii skrajnie prawicowej, której zresztą nie udało się zdelegalizować – cóż to innego? Karze się sportsmenkę za neonazistowskie przestępstwa, które na terenie wschodnich Niemiec ścigane są w sposób niewystarczający albo w ogóle nie są ścigane – jak to nazwać?”. Odpowiedź komentatora: tak, to odpowiedzialność zbiorowa, niegodna państwa prawa.

Oczywiście, aktywność neonazistowska nigdy nie była i nie jest czymś niegroźnym – co w Niemczech uświadamia ostatnio choćby fakt, że troje neonazistów, nazywających się „Narodowo-Socjalistycznym Podziemiem”, mogło działać przez kilka lat w konspiracji, mordując 10 osób. Ale patrząc na to, co spotkało Drygallę, widać, jak łatwo można się zagalopować, krzywdząc osobę niewinną.

SKANER DO MÓZGU

W takich przypadkach ujawniają się dwie niemieckie antycnoty: zbyt gorliwe tropienie „błędów i wypaczeń” w czyichś poglądach oraz radykalna zasadniczość, sprawiająca, iż czasem efekt może być odwrotny od zamierzonego. Zbyt szybko niemieccy „strażnicy cnoty” przesądzili, że młoda wioślarka to „brunatna narzeczona”, zbyt łatwo poddano w wątpliwość jej poglądy. I zbyt szybko, poniekąd odruchowo, ministerstwo spraw wewnętrznych obwieściło, że przeanalizuje „wytyczne finansowania stowarzyszeń sportowych”; mowa była nawet o tym, iż rozważa się wprowadzenie dla sportowców „deklaracji poparcia dla wartości demokratycznych” (nie podano, jak ma być kontrolowana ich prawdziwość). „Szczęśliwie nie wymyślono jeszcze skanera, który sprawdzałby zawartość mózgu” – ironizował dziennik „Süddeutsche Zeitung”.

A ponieważ w Niemczech, gdy tematem debaty stają się kwestie moralności publicznej, o radę zawsze uprasza się najrozmaitszych ekspertów, tygodnik „Spiegel” przepytał niejakiego Reinharda Merkela, filozofa prawa i członka Niemieckiej Rady ds. Etyki (powołanej kilka lat temu, gdy na agendzie stanęły kwestie bioetyczne). Na pytanie, czy sportsmenkę zakochaną w neonaziście wolno dopuścić do olimpiady, ekspert-filozof zawyrokował: „Wolno”. I dodał: „Jako sędzia w kwestiach moralnych opinia publiczna może mieszać się w prywatność tylko wtedy, gdy życie prywatne danej osoby dotyka pełnionej przez nią roli publicznej. Sportowcy są w pierwszym rzędzie swego rodzaju ekranami, na które projektuje się zbiorowe emocje. W odróżnieniu od polityków, którzy wypełniają prawnie zdefiniowaną funkcję państwową. Gdyby więc Angela Merkel kochała neonazistę, byłoby to rzecz jasna coś innego”.

Uspokajająca odpowiedź. Z tego, co wiadomo, pani kanclerz nie wykazuje żadnej podatności na tym polu. 


PRZEŁOŻYŁ WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2012