Milczenie owieczek

Przed kilku laty w pewnej parafii rozwijał się Ruch Światło-Życie. Młodzież przygotowywała oprawę muzyczną i liturgiczną wieczornej Mszy, która była dzięki temu najbardziej "oblegana. Pewnej niedzieli schola śpiewała po komunii pieśń uwielbienia. Proboszcz, który za punkt honoru stawiał sobie odczytanie ogłoszeń, czekał przy pulpicie z przygotowanymi notatkami. Gdy zaintonowano trzecią zwrotkę, stracił cierpliwość i huknął: "Dosyć!.

16.10.2006

Czyta się kilka minut

Nie chcę tu udowadniać, że liturgia jest ważniejsza od ogłoszeń ani krytykować zadufania niektórych proboszczów, uważających, że celebracja Mszy jest tym doskonalsza, im oni sami odgrywają w niej większą rolę. Chciałbym zająć się zjawiskiem szerszym: kwestią, której polscy katolicy są świadomi w bardzo różnym stopniu, a która może zaważyć na przyszłości polskiego Kościoła daleko bardziej niż zawirowania wokół Radia Maryja. Mam na myśli miejsce świeckich w Kościele.

Niepewność jutra

W mojej obecnej parafii pojawił się niedawno młody, pełen zapału wikariusz. W sennej dotychczas wspólnocie powstały grupa młodzieżowa i studencka, rozpoczęły się wykłady przybliżające niedzielną liturgię, adoracje i czuwania oraz spotkania dla małżeństw. Ksiądz prowadził również pogłębione przygotowanie do sakramentu bierzmowania i organizował wyjazdy rekolekcyjne. We wszystko włączyła się grupa świeckich, a kapłan pozostawał otwarty na ich pomysły i sugestie.

Kilka dni temu dowiedziałem się, że po zaledwie roku posługi wikary przeniesiony został w trybie natychmiastowym do innej parafii. Nie znam motywów, które kierowały biskupem przy podejmowaniu decyzji o translokacie - być może były one ważkie (np. do uszu hierarchy dotarły wieści o duszpasterskich talentach młodego księdza i postanowił jeszcze lepiej je wykorzystać; staram się nie dopuszczać myśli, że powodem mogła być niechęć do "nadaktywności" ze strony współkapłanów z parafii). Rodzi się jednak pytanie: co dalej z dopiero co rozpoczętymi dziełami duszpasterskimi? I co z zaangażowanymi w nie ludźmi, którzy snuli już z księdzem plany na przyszły rok? Czy mają iść do nowego wikarego i prosić go o pomoc, modląc się, by miał on podobne jak poprzednik zapatrywania? A w przypadku niepowodzenia próbować działać samodzielnie, wchodząc niechybnie w konflikt z proboszczem? Bo u nas, niestety, bez parasola ochronnego księdza - ani rusz.

Zaufać świeckim

Przytoczone historie to tylko dwa spośród wielu przypadków, które - choć dotyczą kwestii szczegółowych i zdarzają się na różnych szczeblach - są świadectwem niewielkiego wpływu świeckich na to, co dzieje się w ich Kościele (zarówno przez duże, jak małe "k"), a także odwrotnej strony tego zjawiska - nieliczenia się duchownych z pomysłami, opiniami i uczuciami wiernych.

Owszem: aktywność świeckich w Polsce po 1989 r. znacznie wzrosła. Owszem: powstało lub rozwinęło się wiele ruchów i stowarzyszeń, w których odgrywają oni główną rolę. Owszem: owieczki coraz częściej ośmielają się zabierać głos w sprawach dotyczących parafii czy wspólnoty, doradzając lub wręcz krytykując pasterzy. Gdyby poziom samodzielności wiernych mierzyć radykalizmem form tej krytyki, to Polska po akcjach w "obronie" ks. Jankowskiego znalazłaby się w światowej czołówce - miejscowy biskup został obrzucony obelgami, a na samochodzie wyznaczonego przezeń administratora parafii wymalowano swas­tyki i gwiazdy Dawida. Nie o taką samodzielność jednak przecież chodzi. Kościół powinien być wspólnotą aktywnych, ale szanujących się nawzajem ludzi. Tymczasem z rzeczywistości Polski "parafialnej" wyłania się obraz mało budujący.

Ksiądz jako celebrans, ksiądz jako lektor, ksiądz jako kantor, ksiądz zbierający na tacę, ksiądz rozliczający wpłaty i wydatki, ksiądz przygotowujący i zatwierdzający plany rozbudowy świątyni, ksiądz organizujący czuwania, ksiądz kompletujący paczki dla ubogich... Uff, tyle odpowiedzialnych funkcji! A przecież ksiądz jest niezastąpiony tylko w pierwszej z nich.

"Nie wymaga się od księdza, by był ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki. Oczekuje się od niego, by był ekspertem w dziedzinie życia duchowego" - słowa Benedykta XVI, wypowiedziane w warszawskiej archikatedrze, ukazują inne spojrzenie na rolę kapłana we wspólnocie. A zarazem skłaniają do refleksji: co z wiernymi? Wydaje się, że to przede wszystkim oni powinni być "ekspertami" od innych spraw.

W krajach zachodnich świeccy uzurpują sobie prawo do wpływania na treść homilii (nierzadko sami je głoszą - nawet bez przygotowania teologicznego), nie wspominając już o postulatach takich jak dopuszczenie do kapłaństwa kobiet i wybór biskupa w demokratycznym głosowaniu. Takie dążenia u nas są raczej postulatami środowisk od Kościoła oddalonych, zaangażowani katolicy zaś mają inne problemy. Pragną np. zorganizować comiesięczny cykl czuwań poświęconych rozważaniom Jana Pawła II i Benedykta XVI, podczas których kapłan poprowadziłby ado-

rację Najświętszego Sakramentu. I chcą, żeby kościelny nie wyrzucał ich ze świątyni po godzinie czuwania, niezależnie od tego, w którym jego momencie się znajdują. Może okazaliby się nawet godnymi powierzenia im kluczy do kościoła...

Warto zaufać świeckim. Nie tylko dlatego, że wyręczanie księdza w wielu sprawach może usprawnić i uatrakcyjnić pracę parafii, ale przede wszystkim dlatego, że dający świadectwo autentycznego zaangażowania świeccy mają szansę przyciągnąć do Kościoła tych stojących z boku. Gdyby dzięki ich świadectwu choć kilka osób zaczęło regularnie pojawiać się w świątyni (zaręczam, że to się zdarza!), w dzisiejszej rzeczywistości byłby to już wielki sukces duszpasterski. Przecież ksiądz, nawet ten prowadzący szkolną katechezę, nie dysponuje tyloma kanałami kontaktu ze "światem", co jego parafianie. Oni naprawdę mogą być doskonałymi asystentami w pracy duszpasterskiej, pokazującymi, że nie tylko jakiś osobnik w sutannie, lecz i zwykły nauczyciel, lekarz, urzędnik czy majster z sąsiedztwa może angażować się w życie parafii, bo dostrzega w Jezusie Chrystusie Kogoś wartego poznania.

Być może nie trzeba tu żadnej rewolucji. Wystarczyłoby na początek zacząć realizować postanowienia ostatniego Synodu Plenarnego - choćby te dotyczące ustanowienia, jako instytucji obowiązkowych, rad parafialnych (pod warunkiem, że nie stanowiłyby organu czysto fasadowego). Choć oczywiście to nie struktury i instytucje, lecz mentalność duchownych i świeckich jest sprawą najistotniejszą. A zmiany w tej dziedzinie są już kwestią dłuższej perspektywy. W związku z tym należy promować dobre przykłady. Tak czyni np. KAI ze swoim plebiscytem na "Proboszcza Roku". Laureatami konkursu zostają na ogół księża, którzy nie tylko sami dużo robią, ale także dają większe pole działania parafianom.

Trzeba mieć także nadzieję, że młode pokolenie księży, a także seminarzystów będzie reprezentować inny punkt widzenia niż ten przeważający wśród starszych kapłanów. Młodzi znacznie częściej postrzegają swoją pracę przede wszystkim w kategoriach powołania, a nie pełnienia urzędu. I lepiej znają realia społeczne, bo tym starszym duża część zmian po 1989 r. po prostu "umknęła".

My (też) jesteśmy Kościołem

Oczywiście trudno całą odpowiedzialnością za ten stan rzeczy obarczać hierarchię. Wierni za mało zdają sobie sprawę z roli, którą powinni odgrywać. "Kościół, czyli księża" - ten stereotyp jest wciąż głęboko zakorzeniony w świadomości milionów Polaków. Często stanowi po prostu alibi dla własnego lenistwa czy braku odwagi cywilnej. Łatwiej przecież obrazić się na księdza i popsioczyć na niego w rodzinnym gronie (bez dyskusji godząc się jednak z jego zarządzeniami, bo a nuż będą potem trudności ze ślubem?), niż powiedzieć proboszczowi, co myśli się o jego autorytatywnym sposobie zarządzania, zorganizować grupę, która sformułuje postulaty dotyczące zmian w parafii, lub - o zgrozo! - zgłosić gotowość do pracy przy ich realizacji.

Ci, którzy próbują wyegzekwować swój udział w decydowaniu o życiu wspólnoty, muszą liczyć na łut szczęścia: albo trafią na życzliwego, otwartego księdza, który z radością porozmawia o ich sugestiach i zaprosi do współpracy, albo napotkają mur obojętności czy wręcz niechęci. Tylko nieliczni będą próbowali ów mur przebić - a już naprawdę niewielu będzie czynić to w sposób konstruktywny. Owszem, można obmawiać proboszcza na osiedlu czy kolportować paszkwile na temat jego osoby. Tylko że ani nie ma to wiele wspólnego z chrześcijaństwem, ani donikąd nie prowadzi. Jednak inna postawa kosztuje jeszcze więcej wysiłku. Szukanie wsparcia u biskupa? Zwykle sprawa odkładana jest ad calendas graecas, a w najgorszym razie wiernym pokazuje się miejsce w szeregu (czego, jak donosiła niedawno prasa, doświadczyli m.in. skarżący się na proboszcza wierni z Raszyna).

W sytuacjach konfliktowych świeccy, dla których ważne jest zaangażowanie, najczęściej uciekają od problemu: zaczynają chodzić na Msze w innej parafii i tam się angażować, ewentualnie dając upust swym frustracjom w gronie znajomych. A przecież to życie naszej parafii (z "dobrym" czy "złym" proboszczem) oraz diecezji (z "dobrym" czy "złym" biskupem) pozostaje naszym powołaniem. Nie zastąpi go praca we wspólnotach albo duszpasterstwach akademickich i zawodowych. Parafia to nasz dom (jak mówi Katechizm, "parafia wprowadza lud chrześcijański do uczestniczenia w życiu liturgicznym i gromadzi go podczas tej celebracji; głosi zbawczą naukę Chrystusa; praktykuje miłość Pana w dobrych i braterskich uczynkach"): tu mieszkamy, tych właśnie księży, siostry i współparafian spotykamy na ulicy, tu nasze dzieci przyjmują chrzest i idą do pierwszej komunii, tu wpływają nasze pieniądze z różnego rodzaju ofiar. Często milczymy, zamiast głośno domagać się uznania naszego miejsca w Kościele. Tymczasem o tę przestrzeń dla siebie trzeba walczyć.

Oddolny ruch katolików niemieckich "My jesteśmy Kościołem" nie powinien być dla polskich wiernych wzorem. Skupił się on na kwestiach z dziedziny teologii i moralności, a to nie ustanawianie dogmatów powinno być domeną świeckich. Jednak hasło, będące nazwą tej organizacji, powinno znaleźć się w każdym polskim kościele. Może w nieco skromniejszej wersji, jako "My też jesteśmy Kościołem".

KAMIL MARKIEWICZ jest redaktorem internetowego "Biuletynu Instytutu Tertio Millennio", działa także we Wspólnocie Życia Chrześcijańskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2006