Mikołaj zbiorowej wyobraźni

O większości spośród kilkudziesięciu świętych Mikołajów wia­domo bez porównania więcej niż o biskupie małoazjatyckiej Miry, który wśród katolików i prawosławnych cieszy się większą popu­larnością i czcią niż razem wzięci pozostali jego kanonizowani imiennicy.

04.12.2006

Czyta się kilka minut

fot. KNA-Bild /
fot. KNA-Bild /

O większości spośród kilkudziesięciu świętych Mikołajów wia­domo bez porównania więcej niż o biskupie małoazjatyckiej Miry, który wśród katolików i prawosławnych cieszy się większą popu­larnością i czcią niż razem wzięci pozostali jego kanonizowani imiennicy. "Żył prawdopodobnie w pierwszej połowie IV stulecia. Niestety nie zachowały się żadne bliższe wiadomości o jego życiu i działalności. To, co później na ten temat napisano, zaczerpnięto z pięknych legend lub z biografii innych postaci", zwłaszcza żyjącego w VI w. opata Mikołaja, późniejszego biskupa w Pinar - czytamy w poważnym leksykonie hagiograficznym "Księga imion i świętych" Henryka Frosa i Franciszka Sowy.

Niebiańska drużyna

Mizerna to zaiste podstawa historyczna niezwykłego rozgłosu biskupa Miry w chrześcijaństwie. Przyczyniły się do tego głównie owe krzepiące zdesperowanych legendy. M.in. ta o trzech ubogich pannach, które nie zeszły na złe drogi, lecz wyszły za mąż dzięki dyskretnemu podrzuceniu przez świętego pieniędzy na posagi. Albo o trzech niesłusznie oskarżonych ofice­rach odzyskujących wolność dzięki wstawiennictwu Mikołaja, które także trzech innych młodzieńców ratuje od wyroku śmierci, a żeglarzy wybawia z katastrofy.

W IX w. w samym tylko Rzymie istniało kilka kościołów św. Mi­kołaja, a jego cześć szerzyła się w Niemczech, we Francji i An­glii, a zwłaszcza na Rusi, gdzie stał się patronem kraju, uobec­nionym na niezliczonych ikonach, wspominanym w wielu przysłowiach i obyczaju. Na Zachodzie oprócz panien, więźniów, rybaków i flisa­ków Mikołaja uznali za swego opiekuna także kupcy, piekarze i żacy, którym w dniu świętego, 6 grudnia, rozdawano stypendia. Zwyczaj obdarowywania dzieci przeniósł się ze szkół do domów, łącznie z elementami ówczesnych środków dydaktycznych, czytelnymi choćby w staropolskim porzekadle: "Na świętego Mikołaja czeka dzieciąt cała zgraja: dla posłusznych ciasteczko, złych przekropi rózeczką". Jeśli dołączyć do tego ludowe wróżby ("Na Mikołaja wody - na Gody lody"), takież rady gospodarcze ("Na Mikołaja strzeż bydła i koni") i kolejne zadanie ochronne ("Święty Mikołaj rządzi wilkami"), otrzymamy rodzimą wersję wielofunkcyjnej postaci, której sakralna pozłota została rozmieniona na pospolite błys­kotki.

Na Zachodzie Mikołaj bywał czasem zaliczany (w miejsce Dioni­zego) do grupy czternastu świętych wspomożycieli, którym przypisa­no patronat w konkretnych ludzkich potrzebach. Tej niebiańskiej drużynie wyspecjalizowanych orędowników szczególną skuteczność wsparcia dla ich ziemskich petentów zapewnił sam Pan Bóg. Dlatego - jak powiedziano w modlitewniku Zygmunta Starego z 1533 r. - "Którykolwiek by ich wzywał na pomoc udręczony, iżby nie żądał próżno, ale by wszystko otrzymał i był w tym pocieszony".

Sarmaci rzadziej pamiętali o całej czternastce i woleli szukać fachowej pomocy u paru jej uznanych uczestników, takich jak, oprócz Miko­łaja: Barbara (żołnierze, górnicy, hutnicy), Błażej (laryngolo­gia), Idzi (bezpłodność), Jerzy (wojskowość, ale i dermatologia), Katarzyna Aleksandryjska (studenci), Krzysztof (podróże i porody), Wit (epileptycy i głuchoniemi).

Przesądy pogan

Jak się to miało do Ewangelii? Erazm z Rotterdamu zauważył, że te rodzaje pobożności adreso­wanej do świętych, "które nie odnoszą się do Jezusa Chrystusa, nie odbiegają daleko od przesądów pogan, którzy dziesiątą część swych dóbr oddawali Herkulesowi lub składali koguta w ofierze Eskulapo­wi, aby odzyskać zdrowie, bądź też ofiarowywali byka Neptunowi, by szczęśliwie odbyć podróż morską. Imiona się zmieniły, ale w obu przypadkach istnieje ten sam cel". Książę humanistów nie optował jednak za likwidacją kultu świętych, lecz za jego konsekwentnie katolicką postacią: "Nigdzie nie potępiam przyzywania świętych i nie uważam, by należało tego zabraniać, o ile w inwokacji nie ma tego zabobonu, który tutaj piętnuję z tak ważnych powodów. Zabobo­nem jest prosić o wszystko świętych tak, jakby Chrystus już nie istniał, lub uważać ich za bardziej litościwych od Boga, albo też zwracać się do tego czy innego świętego z prośbą o jakąś szczegól­ną łaskę, wyobrażając sobie, że św. Katarzyna może udzielić łas­ki, która przekracza kompetencje św. Barbary! Zabobonem jest wreszcie zanosić błagania do świętych nie jako do orędowników, lecz tak, jakby byli oni twórcami dóbr, jakie Bóg nam daje".

Kard. John Henry Newman w swej książce o kulcie maryjnym napisał: "Religia szero­kich mas zawsze ma pewien wymiar pospolitości, zawsze pozostanie naznaczona fanatyzmem i zabobonem, jeśli ludzie pozostaną tym, czym są. Religia ludu zawsze jest religią wypaczoną, pomimo środków ostrożności, jakie podejmuje święty Kościół".

Ta surowa ocena sprzed półtora wieku dotyczy oczywiście czasów, w których powstała. Dziś wszak, sądząc choćby po rzadkim korygowaniu przejawów tejże ludowej pobożności przez kościelne autorytety, czci­ciele świętego Antoniego, Mikołaja czy Krzysztofa nie chcą pozos­tawać tacy, jacy są, lecz paląc świeczki przed ich wizerunkami czy przywieszając te wizerunki do kluczyków, pragną przypominać sobie głównie o gotowości naśladowania patronów przez dbanie o bliźnich i odpowiedzialne poruszanie się po dro­gach.

Święty wykreowany

Człek społecznie uznany jest nie tylko tym, kim chciałby być, ale i tym, za którego uchodzi. Jego dokonania i opinia o nich po­krywają się częściowo, po części jednak egzystują niezależnie. Niezależność ta rośnie po zgonie, a pamięć potomnych dokonuje nierzadko tak wielkich przekształceń w doborze materiału biogra­ficznego, że ów żywot pośmiertny miewa niewiele wspólnego z do­czesnym. Wynika to nie tyle z niedostatku informacji, co z dogłę­bnej ludzkiej potrzeby oglądania i przeżywania personifikacji wartości i postaci dających poczucie bezpieczeństwa. Trud historiografii, oddzielającej pracowicie prawdę od legendy, został w najnowszych czasach uzupełniony dowartościowaniem owego drugiego żywota, który okazuje się niekiedy nie mniej ważny od pierwszego. Sława niejednego władcy, wodza, wybitnego męża odegrały czasem większą rolę niż ich doczesne osiągnięcia.

Świętych Pańskich dotyczy to jeszcze bardziej. Jak mało kto, zostali oni bowiem zatrudnieni w obsłudze wspomnianego zapotrzebowania na ucieleśnione ideały i wzmacniających ludzkie nadzieje orędowników. Ci, którzy ich do takiej roli angażowali, pisząc szablonowe żywoty pełne oczekiwanych cudowności, uznawali przez wieki otwarcie i publicznie nadrzędność owej egzystencji literackiej nad historyczną. Oświadczali bowiem po wielokroć, iż ich celem nie są studia historyczne, lecz zbudowanie czytelnika. Z ziemskiej biografii świętego interesowała ich jedynie minimalna ilość szczegółów, potrzebnych niczym atrybut ikonograficzny do identyfikacji osoby.

Wszelkie wynoszenie na piedestały, zwłaszcza spontaniczne i bez ustalonych procedur, dokonuje się w aurze emocjonalnej, jaka sprzyja nie analizowaniu, lecz przeróbkom, nie poznawaniu biografii, lecz dobieraniu czy redukowaniu cech indywidualnych tak długo, aż bohater zmieści się w nośnym, bo przyjętym czy propagowanym stereotypie. Także intensywność kultów świętych wynikała nierzadko nie tyle z wiarygodności źródeł ich dotyczących, co z miejsca zajmowanego w zbiorowych oczekiwaniach. Bywało i tak, że patron, za którego historyczność ręczył jedynie kalendarz liturgiczny, cieszył się większą popularnością i renomą cudotwórcy niż posiadacz dobrze udokumentowanej przeszłości. Choć i temu nikt nie mógł zaręczyć, na kogo wykreuje go wieść gminna czy medialna, która ceni sobie tylko tę część prawdy historycznej, jaka nadaje się na tworzywo poruszające zbiorową wyobraźnię. Jej produkty świadczą jednak zawsze najpierw o kreatorach, a potem dopiero, bardziej czy mniej, o kreowanych postaciach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2006