Miejsce dla zaradnych

Prof. Bohdan Jałowiecki, socjolog: Dziś czynnikiem miastotwórczym staje się kultura, należy więc wzmacniać instytucje, które służą jej rozwojowi. Rozmawiali: Andrzej Franaszek, Dariusz Jaworski

08.07.2009

Czyta się kilka minut

Andrzej Franaszek, Dariusz Jaworski: Gdy przyjeżdża się do Warszawy, np. z Krakowa, nie sposób nie zauważyć jej rozmachu i energetyczności...

Bohdan Jałowiecki: Warszawa jest po prostu jedyną w Polsce metropolią. Cechą takiego organizmu jest wielkość, ale przede wszystkim jakość życia, związana z obecnością instytucji międzynarodowych, przedsiębiorstw, banków, powiązaniem z innymi metropoliami. Warszawa spełnia te kryteria.

Energię wnoszą ludzie przedsiębiorczy, których jest tu wyjątkowo dużo. Jest to główna cecha tego miasta, w którym urodziło się jedynie 50 proc. obecnych mieszkańców. W Warszawie mamy do czynienia z olbrzymią populacją napływową, zdominowaną przez ludzi młodych, szukających lepszych warunków pracy i życia. Przyjeżdżają na studia i bardzo często zostają, bo udaje im się znaleźć zatrudnienie. Stolica daje możliwość zrobienia kariery, wyjścia na świat szerszy, europejski - to przecież tu są międzynarodowe korporacje, choć jednocześnie panuje bardzo silna konkurencja, "wyścig szczurów" itd. Warszawa jest stworzona dla tych, którzy potrafią sobie z tym poradzić, umieją się tutaj odnaleźć, są dobrze wykształceni, a w innych miejscowościach nie widzą dla siebie tak dużych szans. Nie ma dokładnych danych, pokazujących, jak wiele osób przyjeżdża tu wyłącznie do pracy, ale potoczne obserwacje podpowiadają, że to spory odsetek. W poniedziałek rano zatłoczone pociągi dowożą pracowników z Łodzi, Radomia i innych miast.

Ta ludność napływowa, której duża część wyjeżdża z Warszawy w piątek wieczorem, jakoś się w niej zadomawia, czy też traktuje ją czysto użytkowo?

W znacznej mierze użytkowo, ci ludzie po prostu nie mają czasu angażować się w sprawy lokalne. Korzystają z miasta fragmentarycznie - praca, mieszkanie, centrum handlowe. Ale tryb takich emigracji wahadłowych jest na dłuższą metę zbyt uciążliwy, więc po jakimś czasie albo przenoszą się do Warszawy na stałe, albo wracają do swych rodzinnych miejscowości.

Moim zdaniem, twórczy ferment w mieście tworzą właśnie ludzie niedawno tu osiedleni - to oni dominują w instytucjach kulturalnych, klubach, organizacjach pozarządowych. Jest kilka grup, które zajmują się miastem (jak Fundacja Bęc Zmiana, Stowarzyszenie Duopolis...), starają się aktywizować zbiorowości lokalne, czy nawiązywać współpracę z innymi metropoliami. Natomiast wśród osób urodzonych w Warszawie więcej jest ludzi starszych - są oni bardziej ustabilizowani, często ich warszawskie korzenie sięgają jeszcze czasów przedwojennych. Bliższa jest im pamięć dawnej Warszawy, także martyrologii tego miasta.

Nie ma przeciętnego warszawianina. Są ludzie z różnym bagażem kulturowym, pochodzący z różnych miast - nie można dać zbiorowej charakterystyki mieszkańców. Ciągle przecież istnieją stereotypy: mieszkańcy stolicy są w Polsce niezbyt lubiani, mają opinię za bardzo zaangażowanych w tzw. "postawę mieć", zdobywanie dóbr materialnych.

Niewątpliwie są też jednak czynniki wymierne. Większy niż w pozostałych częściach kraju odsetek rozwodów, osób samotnych, później chyba zawierane małżeństwa...

Badania zrobione przez CBOS w 2007 r. pokazują, że w Warszawie jest rzeczywiście znacznie więcej jednoosobowych gospodarstw domowych i par żyjących bez ślubu. Dla społeczności wynika z tego bardzo dużo - mamy tu klimat większej tolerancji, mniejszej kontroli społecznej, mniejszego rygoryzmu. Mniejszy jest także udział w praktykach religijnych. To wszystko zbliża stolicę do modelu zachodnioeuropejskiego, choć oczywiście Warszawa nie jest tak odrębna od reszty Polski, jak np. Nowy Jork od znacznej części Stanów Zjednoczonych.

Ludzie, którzy tu się nie urodzili, zmieniają warszawską tożsamość?

Pytanie, co to jest tożsamość. Jest plan symboliczny, który niewątpliwie wiąże mieszkańców z miastem - historia, martyrologia, Powstanie Warszawskie (uczestników Powstania zostało niewielu, ale młodzi przejmują tę tradycję), utożsamienie z Warszawą jako stolicą kraju, symbolem państwowości i niepodległości - całej tej ideologicznej nadbudowy, która jest niezbędna w życiu społecznym.

A z drugiej strony mamy tożsamość codzienną: tu żeśmy się urodzili albo tu mieszkamy, tu jest nasza rodzina, praca, sąsiedzi - codzienne zakorzenienie.

Podczas jednej z dyskusji poświęconych Warszawie padło pytanie, czyje to miasto właściwie jest. Większość z uczestników odpowiadała: moje. Ale dlaczego? Ponieważ tu mieszkam. Natomiast nie jest moje w tym sensie, że miałbym poczucie, iż jestem w stanie na niego wpływać, że jestem jego obywatelem. Być może rzeczywiście nie ma już obywateli, są tylko konsumenci przestrzeni miejskiej, którzy nie mają wpływu na to, jak są przeprowadzane inwestycje, jakie decyzje podejmuje władza miejska. W wielkich miastach nie ma obywateli dlatego, że podstawą obywatelskości jest możliwość decydowania o tym, co się wokół nas dzieje, zaś w tak dużych organizmach działają anonimowe siły rynkowe, wielkie korporacje itd. Społeczność jest zbyt rozproszona, zatomizowana.

Swoją drogą Warszawa nie ma jednego centrum...

Nie ma, przestrzeń kulturotwórcza jest tu rozproszona. Ważnym miejscem stała się w ostatnich latach Praga, m.in. dzięki Fabryce Trzciny. Poza tym jest wiele wyizolowanych punktów - choćby siedziba "Krytyki Politycznej". To jednak nie wystarczy. Ponad dwumilionowe miasto powinno mieć silne centrum. Krakowskie Przedmieście to bardziej ciąg komunikacyjny, brakuje miejsca takiego jak Potsdamer Platz w Berlinie, przestrzeni przyjaznej i nieskomercjalizowanej - nie chodzi o kolejne centrum handlowe. Co prawda fenomenem na skalę europejską są Łazienki.

To jest też miasto, w którym jest najwięcej pieniędzy. Czy to prowadzi do segregacji mieszkańców?

Grzegorz Węcławowicz przed laty określił strukturę społeczną Warszawy jako mozaikową. Są stosunkowo niewielkie miejsca, charakteryzujące się populacją wyselekcjonowaną pod względem wykształcenia (tylko takie dane spisowe są dostępne) - to jest tradycyjnie stary Żoliborz, Saska Kępa, fragmenty Śródmieścia, Mokotów, teraz silnym ośrodkiem stały się Kabaty. Ta struktura się umacnia, bo deweloperzy drogie apartamentowce budują właśnie w tych lokalizacjach. Natomiast nie mamy całych odrębnych stref, jak np. istniejące w Paryżu dzielnice wielkiej burżuazji. Okres urawniłowki głęboko przeorał te struktury.

Jak Pan widzi przyszłość Warszawy?

Gdybym był prezydentem miasta, zadałbym sobie pytanie: czym Warszawa ma być. Wiadomo, że jest stolicą Polski, że funkcje stołeczne są niezwykle ważne, także funkcje zewnętrzne, które trzeba rozwijać. Żyjemy w określonym miejscu w Europie, mamy w pobliżu Berlin, Pragę, Budapeszt, z którymi musimy konkurować. Trzeba więc zwiększać przepustowość lotniska, powiązać Warszawę z siecią drogową Europy. Dalej: funkcje kulturalne, niezwykle ważne, jeśli Warszawa ma być miejscem atrakcyjnym, do którego przyjeżdżają turyści. Dziś to właśnie kultura staje się czynnikiem miastotwórczym, czego przykładem jest choćby Berlin, gdzie sektor kultury zatrudnia najwięcej pracowników. Należy więc wzmacniać instytucje, które służą rozwojowi kultury, potrzebna jest hala kongresowa z prawdziwego zdarzenia, być może także dla potrzeb targów książki, które mogą stać się ważną imprezą w kalendarzu europejskim, a tymczasem mają coraz większe kłopoty z wynajmowaniem sal w Pałacu Kultury. Następnie funkcje biznesowe - należałoby pomyśleć o biznesowej dzielnicy z prawdziwego zdarzenia, jak - zachowując proporcje - paryska La Defense.

Trzeba też stale pamiętać o tym, że w mieście przede wszystkim mieszkają ludzie i trzeba dokonywać inwestycji, które poprawią jakość ich życia.

Bohdan Jałowiecki (ur. 1934 r.) jest socjologiem, profesorem w Centrum Europejskich Studiów Regionalnych i Lokalnych Uniwersytetu Warszawskiego, kierownikiem Katedry UNESCO Trwałego Rozwoju na UW oraz Katedry Socjologii Społeczności Lokalnych i Regionalnych w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Ostatnio - wraz z Elżbietą Anną Sekułą, Maciejem Smętkowskim i Anną Tucholską - opublikował książkę "Warszawa. Czyje jest miasto?" (2009).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2009