Melodie seksu

Tintoretto "Zuzanna w kąpieli"

MAJA JASZEWSKA: - W związku z publikacją encykliki Benedykta XVI dyskutuje się o miłości jako erosie i agape. Czy mówiąc o seksualności człowieka, poruszamy się w sferze duszy, psyche czy ciała?

WIESŁAW SOKOLUK: - Pod pojęciem seksualności rozumie się na ogół akt seksualny. Tymczasem płciowością naznaczona jest każda nasza komórka. Dlatego nie sytuowałbym seksualności wyłącznie w psychice ani nie zawężał jej do obszaru ciała. Co do duszy się nie wypowiadam, bo nie wiem, jak ją zdefiniować.

Ciało jest istotnym reprezentantem seksualności, dzięki niemu odbieramy i nadajemy bodźce związane z atrakcyjnością seksualną. Ale za te sygnały odpowiada także psyche. Jest jeszcze trzeci element: nasze ministerstwo spraw wewnętrznych, czyli sumienie. Jeżeli ktoś podejmuje aktywność seksualną wbrew głosowi sumienia, wówczas wchodzi do łóżka równocześnie z partnerem i konfliktem moralnym. Harmonia między aktywnością seksualną i systemem wartości w olbrzymim stopniu określa wartość tych doświadczeń.

Ku drugiemu

ANDRZEJ WIŚNIEWSKI: - Seks widziałbym jako proces: początkowo niedojrzały, skupiony na cielesności, z czasem stający się ważnym elementem kontaktu z partnerem. Przez duchowość rozumiem realizowanie wyznawanych wartości. Proces dojrzewania dotyczy zarówno sfery ducha i ciała oraz psyche. Trudno sobie wyobrazić, żeby dojrzały kontakt z drugim człowiekiem nie opierał się na wartościach.

KS. JAN SOCHOŃ: - Na początek potrzeba namysłu, kim jest człowiek i czym jest miłość. Potocznie seks kojarzy się z przyjemnością z kontaktu fizycznego, ale pozbawioną głębokiego zaangażowania miłosnego, a wraz z nim odpowiedzialności za drugiego człowieka. Chrześcijaństwo w większym stopniu kładzie nacisk na miłość niż seksualność, ponieważ bliskość seksualną uznaje za formę wyrażenia miłości. Słowo seks, chociaż ma łacińską etymologię (sexus, czyli płeć), jest wytworem współczesności i ogranicza wizję człowieka. Dlatego wolałbym mówić o cielesności. Powtórzę za

św. Tomaszem z Akwinu, że człowiek stanowi jedność psychofizyczną. Kiedy partnerzy spotykają się szukając tylko doznania fizycznego, nawet jeżeli odczuwają przyjemność, nie mogą autentycznie doświadczyć drugiego człowieka.

ANDRZEJ WIŚNIEWSKI: - Jest taka zbitka myślowa: jak nie ma miłości, zaraz zaczyna się wykorzystywanie. Tymczasem potrafię sobie wyobrazić, że dwoje ludzi współżyje wyłącznie dla przyjemności, wcale się przy tym nie wykorzystując. Łatwo jest patrzeć na seks z perspektywy tego, jakim powinien być, ale chciałbym, żebyśmy uchronili się w rozmowie przed zbyt pochopną oceną i kwalifikowaniem. Relacja seksualna jest taka, jacy są ludzie ją stanowiący. Nie ulega wątpliwości, że wolny seks może być przyjemny, ale może także okazać się niebezpieczny dla rozwoju inicjujących go osób, jak też ich relacji.

KS. JAN SOCHOŃ: - Kościół naucza, że akt seksualny jest usprawiedliwiony wyłącznie w ramach małżeństwa.

- To brzmi, jakby akt seksualny z natury był zły. Czy Kościół uważa seksualność samą w sobie za coś nagannego? Czy dopiero obwarowanie jej zasadami i celem prokreacyjnym przydaje wartości?

KS. JAN SOCHOŃ: - Mówiąc o usprawiedliwionym akcie seksualnym, Kościół głosi, że seksualność zyskuje w małżeństwie pełną wartość. Skoro miłość cielesna jest przyjemna, można zatem zapytać, dlaczego ograniczać seksualną bliskość tylko do małżeństwa. To ograniczenie wynika z perspektywy nowego życia, jaka zjawia się przy każdym zbliżeniu. Owocem seksualnego zjednoczenia są dzieci, które wymagają troski, opieki, nieustannego czuwania. Oczywiście, można sobie wyobrazić rozbicie łączności między aktem seksualnym i rodzeniem. W takim razie tracą jednak na ważności np. wierność małżeńska albo czystość przedmałżeńska. Nic także nie stoi na przeszkodzie, aby uznać zasadność etyczną stosunków czy małżeństw homoseksualnych. Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina, że należy godzić miłość małżeńską z odpowiedzialnym przekazywaniem życia, czyli jednoczący i prokreacyjny aspekt stosunku małżeńskiego. To - przyznam - wymagające zadanie nie jest możliwe do zrealizowania bez kultywowania cnoty czystości małżeństwa. Co jednak nie znaczy, że zdaniem Kościoła każde zbliżenie musi mieć na celu prokreację. Radość z obcowania cielesnego jest piękna, dobra i potrzebna. Małżonkowie mogą go doświadczać wyłącznie dla bliskości, ale bliskość musi być wpleciona w rozumienie małżeństwa jako wspólnoty życia.

WIESŁAW SOKOLUK: - Z perspektywy seksuologii współżycie ma dwie funkcje: prokreacyjną i więziotwórczą. Człowiek jest jedynym stworzeniem, u którego obie funkcje się rozdzieliły. Tworzą nie opozycję, ale właśnie rozdzielenie, na które nauczyliśmy się świadomie wpływać. Nie wiadomo, czy to wytwór kultury, czy wynik ewolucji. Konstrukcja ludzkich potrzeb seksualnych jest zresztą osobliwa: z jednej strony składa się z napięcia seksualnego i potrzeby jego rozładowania, z drugiej - tworzy ją potrzeba więzi i bliskości emocjonalnej. W zależności od dojrzałości ludzie różnie ją realizują. Traktowanie aktywności seksualnej jedynie jako rozładowania napięcia i źródła gratyfikacji zmysłowej jest ślepym zaułkiem, chociaż niektórzy funkcjonują tak przez całe życie. Generalnie problem leży nie tyle w tym, co ludzie robią z własną seksualnością, ile jak się z tym czują oraz czy robią to świadomie i za obopólną zgodą. Cudownie, gdy ludzie są na tyle dojrzali i rozwinięci emocjonalnie, że tworzą głęboką więź, co jednak nie znaczy, że to norma. Wszystko wskazuje na to, że monogamia jest wynalazkiem ściśle społecznym. Owszem, jesteśmy monogamiczni, ale seryjnie. Dążymy do trwałego związku, ale niekoniecznie do związku na całe życie.

KS. JAN SOCHOŃ: - Wbrew sugestiom Panów nie unikałbym oceny seksualności. Mam wrażenie, że wobec aktu seksualnego można spotkać kilka dominujących postaw. Pierwszą nazwałbym "prymitywną"; chodzi jedynie o rozładowanie napięcia. Inna to postawa "ilościowa", służąca potwierdzeniu atrakcyjności i sprawności. Może być też postawa "manichejska", która seks ukazuje jako ciemną siłę. Może też być postawa deprecjonująca, gdy współżycie traktuje się jako obowiązek, jak kiedyś usłyszałem - dla zdrowia. Jest postawa skrajnego wyrafinowania, wręcz wyuzdania, poszukiwania coraz silniejszych wrażeń. I może być wreszcie postawa "ku drugiemu", którą ostrożnie nazwałbym prawidłową. Polega na traktowaniu współżycia jako składania siebie w darze bliskiej osobie. Ma na celu scementowanie związku w duchu serdeczności i odpowiedzialności. Przeżycia partnera są tak samo ważne jak własne.

- Jednak teologia ciała nie we wszystkich konfesjach chrześcijaństwa prowadzi do tych samych wniosków. Kontrowersje wokół homoseksualizmu czy antykoncepcji stały się przeszkodą w dialogu ekumenicznym.

KS. JAN SOCHOŃ: - Jeśli się rozdzieli akt seksualny od rodzenia, tworząc z nich dwa niezależne porządki, wówczas nastąpi akceptacja wszystkiego.

- Przecież sama natura dokonuje tego rozdziału po okresie prokreacyjnym. Nawiasem mówiąc, seks starszych pozostaje tabu.

KS. JAN SOCHOŃ: - To naturalne, że u ludzi starych pożycie nie ma na celu płodzenia potomstwa, ale nadal jest ważne, bo cementuje związek, jest znakiem afirmacji osoby.

WIESŁAW SOKOLUK: - Zwierzęta żyją tyle, ile trwa ich cykl rozrodczy. Tymczasem człowiek żyje dwa razy dłużej. Jego potrzeba seksualna zmienia się po ustaniu aktywności rozrodczej. Bywa, że ustaje - i to nawet u osób, które miały satysfakcjonujące pożycie. Ale zdarza się, że jest nadal odczuwana, i to do późnej starości. Aż 3 proc. mężczyzn w wieku 80 lat odbywa codziennie stosunek seksualny. Ta aktywność jest czymś wspaniałym. Nawet pożądanym, bo opóźnia szereg procesów starzenia. Tymczasem w opinii społeczeństwa starość i seks wykluczają się. Starość oznacza rezygnację z własnych potrzeb i całkowite poświęcenie się dzieciom i wnukom. Jakby starsi ludzie przestawali być istotami fizycznymi, mieć potrzebę bliskości, czułości i miłości. To niesprawiedliwe. Zauważyłem zresztą, że starzy ludzie ukrywają się z intymnością w jeszcze większym stopniu niż młodzi.

Odwrócenie ról?

- Mówią Panowie o teologii ciała, dojrzewaniu do wartości, uwzględnianiu potrzeb partnera. Można by uznać, że Wasze perspektywy się uzupełniają.

WIESŁAW SOKOLUK: - Sprzeczności mogą dotyczyć regulacji moralnych. Również z perspektywy seksuologii jeżeli współżycie ma być ważne i udane, nawet gdy jest jednorazowym przeżyciem, partnerzy muszą być gotowi do wzajemnego obdarowania się. Instrumentalne traktowanie drugiego w akcie seksualnym prowadzi donikąd. Na dłuższą metę budzi zawód i uczucie pustki. Optymalna jest sytuacja, gdy partnerów łączy silna więź i są dla siebie celem, a nie środkiem do osiągnięcia satysfakcji. Nie popadajmy jednak w idealizm: współżycie to nie tylko dawanie, ale również branie i realizowanie własnych celów.

ANDRZEJ WIŚNIEWSKI: - Obawiam się, abyśmy nie wpadli w logikę, że dojrzały seks to mistyczna kontemplacja dwojga aniołów. Wybitny psychoanalityk Otto Kernberg stwierdził: "Prosili mnie przyjaciele, żebym napisał książkę o miłości, a wyszło o agresji". W akcie seksualnym tkwią różne siły. Nie ma seksu bez pożądania, pożądanie zaś jest formą agresji, przekraczaniem granic.

- Mówiąc o seksie, nie sposób pominąć męskości i kobiecości.

ANDRZEJ WIŚNIEWSKI: - To dwa żywioły, które się nieustannie spotykają. Wszystko zależy od tego, jakich metafor użyjemy do opisu tego spotkania. Jeżeli metafory walki, wówczas seks będzie również walką. Ale jeżeli założymy, że oba pierwiastki się uzupełniają, wówczas seks jawi się jako wspaniały proces dopełniania i wzbogacania tożsamości.

- Czy współczesna kultura nie gubi dotychczasowych ról? W kolorowych gazetach pojawia się wizerunek wypielęgnowanego efeba. Z kolei kobietę namawia się do zdobywania, uwodzenia i żądania doznań erotycznych.

KS. JAN SOCHOŃ: - Przyczyn przemian obyczajowych upatrywałbym w nowych porządkach filozoficznych i kulturowych. Jeśli różni myśliciele - ogólnie rzecz biorąc reprezentujący orientację ponowoczesną - uważają, że człowiek nie jest stałym podmiotem, autorem samodzielnych i odpowiedzialnych decyzji, ale tożsamością narracyjną, nieustannie się zmieniającą, a tym samym nieokreśloną - w takim razie trudno mówić o stałych rolach kobiety i mężczyzny. Św. Augustyn porównał człowieka do harfy. A co w harfie jest najważniejsze? Struny, które wydają dźwięki i tworzą melodię. Tymi dźwiękami są decyzje człowieka, małe i duże. Ale świadomych decyzji nie może podejmować istota pozbawiona tożsamości. W tym właśnie problem: kultura ponowoczesna podniosła pojęcia pluralizmu i tolerancji do uniwersalnej rangi, posuniętej aż po granice obojętności. Wszystko jest jednakowo dobre i słuszne. Każda postawa jest zasadniczo prawidłowa.

ANDRZEJ WIŚNIEWSKI: - Niepokoją mnie takie słowa. W moim odczuciu konstruktywizm społeczny, bo do niego zawęziłbym w tym przypadku postmodernizm, niesie ważną rzecz: dialogowość. A dialog jest możliwy tylko między partnerami traktującymi się podmiotowo. Możemy dyskutować, jakie związek czy grupa społeczna stawia sobie cele, ale środek do nich jest jeden - uznanie wartości drugiego człowieka, która nie może być relatywna. Stąd bierze się silny wpływ konstruktywizmu na różne kierunki pomocy, np. na terapię rodzin. Bo dialog jest niezbędny.

KS. JAN SOCHOŃ: - To prawda! A co innego teraz robimy? Ale dialog nie oznacza przyzwolenia na wszystko. Niech rozmowa będzie dochodzeniem do prawdy, a nie jedynie wymianą odmiennych i równie słusznych punktów widzenia.

ANDRZEJ WIŚNIEWSKI: - Dialog nie zakłada braku konfrontacji, i bardzo dobrze. Ale nie ma dialogu, gdy uczestnicy zakładają, że posiadają monopol na prawdę. A wracając do pytania, nie przeceniałbym roli mody. Kiedy przeglądam stare ryciny, śmieszą mnie upudrowani mężczyźni w perukach. Nie sądzę, aby moda rzutowała na tożsamość seksualną. Motywy kontaktu seksualnego nie zmieniły się od setek lat, zmianie ulega jedynie metoda jego poszukiwania.

- Nie chodzi o to, że zniewieściały wizerunek mężczyzny i inicjującej seks kobiety wpływa na odwrócenie ról. Raczej dowodzi, że odwrócenie ról już nastąpiło.

WIESŁAW SOKOLUK: - W ocenie zjawisk społecznych trzeba być ostrożnym, bo łatwo tu o nadużycia. To, o czym pani mówi, dotyczy obszaru seksu komercyjnego, w którym liczy się jedynie zysk. To dlatego tak łatwo przekracza się w nim granice dobrego smaku i intymności. Natomiast czymś innym są zachowania seksualne ludzi. Jako klinicysta zapewniam, że w nich wielkie zmiany nie zaszły. Pracuję na wschodzie Polski, ze szkolnymi pielęgniarkami. Mam zatem do czynienia z tzw. przeciętnymi Polkami ze średnim wykształceniem. Gdyby zapytać, czy ich związki i kontakty seksualne świadczą o zamianie ról, bardzo by się śmiały, tak głęboko tkwią w stereotypach roli kobiety i mężczyzny. Zmieniło się jedno: kobiety mają świadomość, że może być inaczej.

Chałupa i wstyd

- Seks komercyjny nie opiewa ani wspaniałości ciała, ani wyjątkowości aktu seksualnego. Jedno i drugie traktuje jak towar.

KS. JAN SOCHOŃ: - Z chrześcijańskiej perspektywy dopiero wzajemne zaufanie i miłość czyni z nagości sposób porozumiewania się. We współczesnej kulturze nie istnieje już kategoria nagości. To zwykły towar.

- Krzysztof Piesiewicz stwierdził, że współcześnie wstydem jest się wstydzić.

WIESŁAW SOKOLUK: - Z ostrożnością należy polecać wstydliwym osobom studiowanie dziejów obyczajowości, ponieważ wynika z nich jeden wniosek: ludzkie zachowania seksualne na przestrzeni wieków nie zmieniły się aż tak bardzo. Ale nieraz zmieniły się na lepsze. Sto lat temu wśród badanych studentów tylko jeden procent przechodził seksualną inicjację z osobą, którą darzył uczuciem. Reszta robiła to z kucharkami, służącymi, aż 14 proc. - z prostytutkami. Głównym motywem była ciekawość i chęć rozładowania napięcia. Dziś, w świetle badań Zbigniewa Izdebskiego, ponad połowa studentów inicjuje współżycie z osobami, wobec których żywi ciepłe uczucia, natomiast z prostytutkami - 7 proc. Bo często obraz, który się wydaje prawdą o przeszłości, jest tylko gloryfikującym wyobrażeniem. Z kolei wstyd nie jest wedle seksuologii stanem wrodzonym, ale przyswajanym w procesie wychowania. Nagość jest czymś zwyczajnym, znaczenia nabiera dopiero w kontekście. Od niego zależy, czy będzie zwyczajna i ludzka, czy prowokacyjna, komercyjna albo żenująca. Piętno zgorszenia nadaje nagości nieraz ten, kto na nią patrzy.

ANDRZEJ WIŚNIEWSKI: - Jeżeli chodzi o medialny wizerunek seksualności, niebezpieczne są teksty niemal instruktażowe: "Ubrana w zwiewny peniuar muśnij go serdecznym palcem prawej dłoni pod lewą łopatką". Tworzą iluzję łatwych do opanowania trików, za pomocą których zaznamy szczęścia. To nie ma nic wspólnego z prawdą o związku, który wymaga pracy, obopólnego wysiłku, kompromisów.

WIESŁAW SOKOLUK: - Ze wszystkiego robi się łatwo dostępny towar. Setki poradników serwują wiedzę, jak w sześć tygodni zostać neurochirurgiem i samemu sobie wyciąć guza mózgu. Zamiast szukać rzetelnych informacji, ludzie karmią się komercyjnymi hasłami, co często prowadzi ich do frustracji. Pary o udanym pożyciu seksualnym naczytają się bzdur i nagle dochodzą do wniosku, że ich seks jest okropny, bo kobieta nie ma podwójnego orgazmu. Dlatego tak ważna jest edukacja seksualna, nieograniczona wstydem czy jakąkolwiek indoktrynacją.

KS. JAN SOCHOŃ: - Dlatego perspektywę Panów, którą w najlepszym sensie nazwałbym naturalną, warto uzupełnić o refleksję religijną, dzięki czemu człowiek i jego cielesność zyskują pełniejszy wymiar.

ANDRZEJ WIŚNIEWSKI: - Nie zgadzam się z takim stawianiem sprawy. Osoby, które szukają sensu poza sferą religii, nie są wcale - jak często mówią ludzie Kościoła - "jeszcze niedojrzałe" w dochodzeniu do prawdy. Podczas tej rozmowy łączy nas jedno: dbałość o wartości. Być może mówimy o nich, używając różnych pojęć, odwołując się do innych doświadczeń, ale cieszy, że razem zwracamy uwagę na fakt, iż duchowość i sfera wartości jest ważna w każdym aspekcie życia, również seksualnym.

WIESŁAW SOKOLUK: - Upominanie się tu o aspekt religijny jest całkowicie zrozumiałe. Jednak zawsze trzeba zapytać: co stanowi miarę wszechrzeczy? Ważne jest, aby rzetelnie ludziom pokazywać, co jest ideałem i postulatem, do którego warto dążyć, a co rzeczywistością. Często spotykam się z tym, że stwierdzenia z obszaru wiedzy są przypasowywane i zmieniane tak, aby pasowały do doktryn religijnych.

KS. JAN SOCHOŃ: - Ta postawa jest naganna.

WIESŁAW SOKOLUK: - Ale słyszy się opinię, że dojrzała miłość jest wierna. Tymczasem to postulat, a nie prawda. Dojrzałość polega na umiejętności tworzenia głębokich i trwałych więzi. Wierność jest wartością, a nie automatycznym mechanizmem. Nie ma implikacji: jeżeli jesteś dojrzały, jesteś wierny. Innym mitem jest stwierdzenie, że dobry związek jest trwały. Tymczasem może być trwały związek z alkoholikiem, bo mroczne siły mocno wiążą ludzi ze sobą. Trwałość jako kategoria nie ma nic wspólnego z jakością.

KS. JAN SOCHOŃ: - To, o czym mówiłem, rzeczywiście jest ideałem, wymaga wysiłku i pracy. Ideały są po to, żeby wiedzieć, dokąd iść. Między ideałami i egzystencją zawsze będzie napięcie, ale czy powinniśmy się ich pozbyć?

ANDRZEJ WIŚNIEWSKI: - Fakt, że Kościół stoi na straży pewnych wartości w kwestii życia seksualnego, uważam za zrozumiały i dobry. Niepokoi mnie coś innego. Obawiam się, że Kościół pokazuje człowiekowi ideał i zostawia go z nim samego. Ludzie oprócz wzorca nie dostają wsparcia w postaci akceptacji tego, co wydarza się w realnym życiu. Ludzie wówczas mówią: "Oni tylko tak gadają, a prawda jest taka, jaką mam u siebie w chałupie". Przeglądałem ostatnio kilka książek, których autorzy próbowali dokonać spotkania cielesności z doktryną teologiczną. To były nieudane posunięcia, chociaż warto docenić, że w ogóle miały miejsce. Zbyt dużo jednak było w nich chciejstwa, a za mało opisu rzeczywistości.

KS. JAN SOCHOŃ: - Mogę na ten zarzut odpowiedzieć jedynie z perspektywy praktyki duszpasterskiej. Spowiadam w konfesjonale wiele lat. Nie uważam, abym wskazywał jedynie nieosiągalne cele. Towarzyszę ludziom w ich drodze, ale dysponuję racjami teologicznymi i duszpasterskimi. Czasami stykam się z tak bolesnymi i zawiłymi sytuacjami, że pozostaje jedynie modlitwa. Bywają dramaty, przy których trzeba zamilknąć i po prostu trwać przy kimś.

- Zdarza się Księdzu odsyłać wiernych do seksuologa albo psychoterapeuty?

KS. JAN SOCHOŃ: - Oczywiście.

ANDRZEJ WIŚNIEWSKI: - Duszpasterz jest kimś innym niż psychoterapeuta. Powinien pokazywać, jak ma być, ale - powtórzę - z akceptacją tego, co jest. Natomiast psychoterapeuta pomaga ludziom poszerzać zakres samoświadomości i dokonywać rozwojowych wyborów.

WIESŁAW SOKOLUK: - Ważne jest, abyśmy uznawali własne kompetencje i nie przekraczali ich. Kiedy w gabinecie dochodzę z pacjentem do granicy problemów religijnych, wówczas mówię jasno, że nie mogę w tym pomóc, bo się na tym nie znam.

KS. JAN SOCHOŃ: - Kwestia cielesności i seksualności powinna być wpisana w porządek rozmowy uwzględniający odmienne punkty widzenia. Również w Kościele trzeba o tym rzetelnie rozmawiać. Wskazywać ważne momenty, niebezpieczeństwa, ale również fakt, że bliskość erotyczna jest z natury piękna i dobra. Nadchodzi czas, w którym Kościół będzie lepiej i mądrzej podchodził do etyki życia seksualnego. Mam na myśli np. związki niesakramentalne albo tych, których małżonkowie wyjechali za granicę, zostali tam i związali się z kimś innym. Pozostawione żony albo mężowie w świetle prawa kanonicznego nadal są w małżeństwie, choć w praktyce związek nie istnieje od lat. Kościół musi nieustannie mierzyć się z wyzwaniami rzeczywistości. Trwając przy niezmiennych wartościach, być jednocześnie gotowym do rozmowy w epoce - jak mówił Hans Georg Gadamer - niezdolności do rozmowy.

Andrzej Wiśniewski (ur. 1950) studiował na ATK i KUL. Jest doktorem filozofii (specjalizacja psychologiczna), superwizorem treningu grupowego i psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychologicznego i Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Pracował i uczył się psychoterapii w Poradni Synapsis, obecnie pracuje w Laboratorium Psychoedukacji w Warszawie. Wykłada interwencję psychoterapeutyczną w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Jest współautorem książek "Związki i rozwiązki miłosne" oraz "Gry i zabawy małżeńskie i pozamałżeńskie".

Wiesław Sokoluk (ur. 1946) ukończył Wydział Psychologii i Pedagogiki UW, następnie uzyskał certyfikat seksuologa klinicznego w Centrum Medycznym Kształcenia Podyplomowego w Zakładzie Seksuologii prowadzonym przez prof. Kazimierza Imielińskiego. Przez wiele lat prowadził terapię czynnościowych zaburzeń seksualnych oraz terapię par. Jest członkiem Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego, autorem książek "Wychowanie do życia w rodzinie. Poradnik metodyczny dla nauczycieli", "Seks czegoś smutny - antyporadnik dla tych, którzy grają o miłość".

Ks. Jan Sochoń (ur. 1953) studiował filologię polską i teologię w Białymstoku, filozofię na KUL. Poeta, krytyk literacki, filozof i eseista; profesor UKSW. Opublikował m.in. "Ateizm. Wizje Etienne Gilsona", "Słownik pojęć zmistyfikowanych", "Spór o rozumienie świata".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2006