Mam oparcie

Pamiętacie, co powiedział Jezus? - pytał krakowian wieczorem 27 kwietnia kard. Franciszek Macharski - »Niewiasta, gdy rodzi, smutek ma«. Naprawdę coś niezwykłego urodziło się, gdy Jan Paweł II urodził się dla Ojca Niebieskiego po raz drugi. Uprosił nam łaskę, żeby i w nas to się stało.

Za kwadrans dziewiąta pod krakowską kurią stoi jeszcze niewiele chowających się pod parasolami ludzi. Pada deszcz. Jest cicho, wszystkie oczy kierują się w stronę “papieskiego" okna. Przychodzą nowi, parami, rodzinami. O dwudziestej pierwszej ma przyjechać kardynał Macharski.

Rano przychodzi SMS: “Był z nami i przy św. Piotrze. Tam i tu NASZ. Kard. Macharski wraca dziś z Watykanu. Przyjdź i zaproś znajomych pod Kurię na Apel Jasnogórski 27 kwietnia o 21.00". W “Tygodniku" też przekazujemy wiadomość dalej: rozsyłamy maile, dzwonimy do przyjaciół. Wiadomość zaczyna krążyć, niebawem pojawi się w serwisie Onet.pl i w lokalnej telewizji.

Trzy tygodnie wcześniej krakowska młodzież podobnie zwoływała się na “Biały Marsz". Tak jak 24 lata temu, po zamachu na Papieża. Oczywiście, zwoływano się wtedy inaczej. - Z ust do ust, między znajomymi, w Duszpasterstwie Akademickim - wspomina Andrzej Bac, jeden z organizatorów tamtego marszu.

Większość ze stojących teraz pod kurią trzy tygodnie temu była tu albo na Błoniach. Gdy Agnieszka i Marcin usłyszeli dziś wiadomość w TV, poczuli, że chcą tu wrócić. - Może usłyszymy od kardynała słowa, które pokierują nasze myśli - mówi Marcin.

Marta przez komunikator “Gadu-Gadu" dostała od przyjaciółki ze Stalowej Woli wiadomość o tym spotkaniu. Razem ze stojącą obok Izą zdecydowały się przyjść, gdy jeszcze nie padało. - Gdy w czasie Mszy na Błoniach przyszedł ten SMS od niego, poczuliśmy, jak bardzo się o nas troszczy - wspomina Iza.

Wciąż pada, ale na placu przed kurią jest kilkaset osób. Zegar na Wawelu wybija godzinę 21.00. Ktoś z przodu intonuje Apel Jasnogórski, który brzmi trochę smutno, niegłośno. Po chwili jednak pojawia się młodzież z Duszpasterstwa św. Anny z pielgrzymkowymi głośnikami i mikrofonem. Brama kurii jest zamknięta, ktoś mówi, że kardynał nie przyjeżdża. - Na razie się módlmy - słychać przez głośniki.

I właśnie wtedy podjeżdża czarny sedan. Kard. Macharski wysiada, przechodzi przez ul. Franciszkańską i wchodzi prosto w tłum. Jak na zawołanie przestaje padać. - Złóżcie parasole! - krzyczy ktoś z tyłu.

Mikrofon sprzęga. - To nie ja - żartuje kardynał. I zaczyna podziękowania, które przerodzą się w kazanie: - Wszyscy czuliśmy to samo, nikt nie chciał być liderem. Każdy chciał się schować. Ale między swymi. Teraz dziwimy się samym sobie, bo na pewno mieliśmy mniej zaufania do siebie, niż miał do nas Ojciec Święty.

Kardynał mówi też o “Białym Marszu" sprzed 24 lat. - Staliśmy wtedy tak zupełnie bezradni, absolutnie zaskoczeni zamachem na Papieża. Wszystko z nas opadło, było - jak w “Tryptyku Rzymskim" napisał Papież - “nagie i przejrzyste".

Wtedy przyszło do kardynała trzech młodych ludzi. Jednym z nich był Andrzej Bac. Powiedzieli, że zorganizują marsz. Odpowiedział, że przyjdzie na Rynek odprawić mszę.

- A potem przyszło to tsunami - mówi o stanie wojennym kardynał. - Ale przecież wytrwaliśmy aż do 1989 r. Z tym tsunami było jak z Nilem, który wylewa, ale niesie urodzaj. Wydawałoby się, że takie rzeczy tylko raz mogą się udać Duchowi Świętemu.

- I nie można teraz tego zagdakać - mówi nagle głośniej. - Zamienić na tak drobne pieniądze, żeby nikt nie chciał ich wziąć do ręki.

Dalej wspomina, że w 1979 r. prosił w katedrze wawelskiej Boga, żeby nigdy nie musiał jechać na konklawe. I - gdy w 2005 stało się inaczej - w przeddzień pogrzebu Jana Pawła II późnym wieczorem w pokoju kard. Deskura zastału go dwie wiadomości. Pierwsza: “Błonia są pełne". Druga: “Coś się dzieje w Krakowie, prawie nie rozpoznajemy ulic. Ale ludzi - tak". Opowiada, jak odpisał wtedy: “Jestem z wami przy świętym Piotrze. Tu i tam wasz". Nie trzeba dodawać, że dzisiejszy SMS to odpowiedź.

Robert z duszpasterstwa akademickiego przy kolegiacie św. Anny mówi, że rano zadzwonił do nich znajomy ksiądz, by przyszli z głośnikami. - Byliśmy z kardynałem cały czas. Przecież potrzebował naszego wsparcia - mówi.

Metropolita jakby odpowiada: - Nie dziwcie się, że po pogrzebie nie wróciłem od razu. Byłem o was spokojny. Któregoś rzymskiego wieczoru ktoś podszedł do mnie i powiedział, żebym poszedł odpocząć, że się wykończę. Odpowiedziałem, że mam się o kogo oprzeć.

MK

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2005