Ludzki Bóg

Tak drastycznie odmienne opinie wobec dzieła Rahnera to coś znacznie więcej niż tylko nieporozumienie czy brak dobrej woli. To zderzenie dwóch wizji myślenia teologicznego, a to znaczy: odmiennych koncepcji Boga i w konsekwencji - Kościoła.

18.09.2005

Czyta się kilka minut

Kontrowersja sięga o wiele głębiej aniżeli interpretacji dzieła Rahnera, głębiej nawet aniżeli pytania o status i możliwości teologii; dotyka ona samej istoty pojęcia Boga, a następnie - wizji Kościoła i jego misji w świecie.

Nie przypadkiem w centrum dyskusji stanęło zdanie: “W tym, co jest najbardziej Jego własne, Bóg czyni siebie samego tym, co konstytuuje człowieka jako człowieka" (Karl Rahner, “Podstawowy wykład wiary"). Sposób rozumienia tego zdania ujawnia nie tylko rozbieżności w myśleniu adwersarzy, ale nade wszystko wyznawane przez nich idee Boga i człowieka - czyli to wszystko, o czym mówi teologia.

Obraz Boga...

Charakteryzując chrześcijaństwo Lisicki pisze o zadziwieniu, adoracji, niezrozumieniu: “Gdzie znikła cała cudowność chrześcijaństwa, dotykalna i podniosła? Gdzie podziała się tajemnica wynikła ze zderzenia prostych faktów i ich przedziwnej treści, paradoks, przed którym chyliłem się w naiwnej czci, który mogłem tylko nieśmiało, w milczeniu i z ukradka podziwiać, nie mogąc nigdy zrozumieć" (“Odrzucona tajemnica", “Fronda" nr 17/18). Jest to wyznanie wynikające ze szczerego przeżywania tajemnicy świata, które znajduje potwierdzenie także w polemice na łamach “TP", gdzie Lisicki pisze o Bogu jako o osobie “suwerennej i wolnej (...), transcendentnej, wszechmocnej, wszechwiedzącej, nieskończonej".

Taka wizja Boga wyrasta z naturalnej religijności i została wkomponowana w chrześcijaństwo za sprawą metafizyki. Bóg w religiach naturalnych (kosmicznych) jest rozpoznawany poprzez kontemplację dzieła stworzenia i jawi się jako jego tajemnicze i wzniosłe źródło, które człowiek może - i powinien - adorować z daleka i przez posłuszeństwo prawom. Można Go nawet kochać, jeżeli rozpoznaje się życie jako dobro godne zachowania. Jednak taki Bóg zawsze pozostaje daleki i niezrozumiały jako Bóg, bliski natomiast poprzez swoje prawo - objawione w naturze i ujęte w formy dogmatów w religii. Relacja do Niego musi być oparta równocześnie na adoracji tajemnicy i lęku przed sprzeniewierzeniem się Jego prawom.

Wizja Rahnera (a także Węcławskiego) to wizja Boga Izraela - Boga miłości. Można o nim - jako o Bogu - powiedzieć tak naprawdę niewiele; można Go dostrzec jedynie przez człowieka, w którym przejawia się to, co jest najbardziej Jego własne. Takiego Boga nie da się adorować z dystansu, i wobec takiego Boga próżny jest lęk - można Mu tylko zawierzyć siebie bezgranicznie, oddając siebie w tym, co jest najbardziej moje własne. Można się też odwrócić i odmówić Mu siebie; innej drogi nie ma. Tu nie ma boskiego Prawa do przestrzegania ani oddalenia koniecznego dla adoracji. Tę religijność w pełni wyraża myśl św. Augustyna “kochaj i rób, co chcesz" - postawa nie oznaczająca swobody obyczajów, lecz świadome przeżywanie własnego życia jako wolnej odpowiedzi na miłość Boga. Tradycja Kościoła naucza, że taka wolność jest możliwa tylko i wyłącznie z łaski Boga; z faktu, że “Bóg udziela siebie samego człowiekowi". Koresponduje to z cytowanym zdaniem Rahnera, pod warunkiem, że pełne człowieczeństwo i wolność utożsami się ze zdolnością do miłowania Boga “całym sercem, całym życiem i całą mocą" (Pwt 6,4-5).

Taki Bóg znany jest tylko z wiary i religii Izraela - Izraela Mojżesza i Izraela Jezusa. Nie przypadkiem ks. Węcławski przedstawiając dzieło Rahnera, mówi tak wiele o jego biografii - chcąc ukazać Boga Rahnera, podejmuje trop znany z Pisma Świętego: opowiada jego życie, bo w nim wyraża się najpełniej wizja Boga, w którego wierzył.

Izrael bowiem nie umiał mówić o swoim Bogu inaczej niż opowiadając o sobie samym, o swojej historii, o tym, co przydarzyło się ludziom w związku z ich Bogiem. Nie znał - i nie szukał poznania - Boga jako Boga; nie dbał nawet o to, czy są inni bogowie. Całe myślenie teologiczne Izraela biblijnego i judaizmu można wyrazić w zdaniu przywołanym przez poznańskiego teologa: “Słuchaj Izraelu, BĘDZIE nasz Bóg, BĘDZIE jedyny, i umiłujesz BĘDZIE, twojego Boga, całym twoim sercem, całym twoim życiem i całą twoją mocą" (Pwt 6,4-5). Izrael nie umiał pojąć swojego istnienia inaczej, jak tylko przez więź z Bogiem i nie umiał mówić o swoim Bogu inaczej, jak ukazując Go we własnej historii. A Bóg tak bardzo umiłował Izraela, że “dopowiedział" siebie do końca w historii pewnego Żyda (por. J 1,18; 10,30). Religia Izraela, a za nią także chrześcijaństwo w nurcie wynikającym z tradycji biblijnej, rozumie Boga wyłącznie przez żywą relację z ludźmi (por. 1 J 4,8.16).

Lisicki pisze: “Mam nieodparte wrażenie, że istotą błędu Rahnera jest zmieszanie człowieka i Boga, tego, co przyrodzone, i tego, co nadprzyrodzone. W tej myśli człowiek jest naturalnie boski, a Bóg naturalnie ludzki". Ja z kolei mam nieodparte wrażenie, że bardzo nie chce on zrozumieć tego, co naprawdę Rahner powiedział. Radykalne wejście Boga w ludzkie dzieje dokonało się - jak ustalił Sobór Chalcedoński - bez zmieszania, bez zamiany (...), a jednak w całkowitym zjednoczeniu Boga i człowieka. I to zjednoczenie, jakkolwiek takim właśnie dokonało się wyłącznie w osobie Jezusa z Nazaretu, to jednak dokonało się dla każdego człowieka (por. J 17,21.23; a także: J 6,29.40; J 3,15-18; J 5,24). Jeżeli Bóg stworzył człowieka po to, “aby uczynić go uczestnikiem swego szczęśliwego życia" (KKK, 1), to znaczy, że człowiek żyje przez Boga, jeżeli w ogóle ma być człowiekiem.

O czym innym mówi Rahner, jeśli nie o całkowitej zależności człowieka od Boga i o nierozerwalnym związku ludzkiego życia z Bogiem: “W tym, co jest najbardziej Jego własne, Bóg czyni siebie samego tym, co konstytuuje człowieka jako człowieka"? Zdanie to, podobnie jak cały kontekst myśli Rahnera (a także Węcławskiego), ma swoje źródła w tradycji biblijnej, podkreślającej zależność człowieka od Boga, oparty na miłości Boga do człowieka. Ta myśl, odmienna od powszechnej w refleksji teologicznej tradycji metafizycznej, znalazła swoje miejsce w duchowości chrześcijańskiej. Chrześcijaństwo, jako jedyna religia, połączyło w sobie obie te tradycje, toteż jest w nim miejsce i dla Akwinaty, i dla Franciszka z Asyżu, i dla Rahnera. Trzeba tylko chcieć przyjąć całe bogactwo, którym lśni Kościół.

...i jego konsekwencje

Problem sięga jednak dalej niż akademicka dyskusja nad ideą Boga i dotyczy najżywotniejszych form życia Kościoła. Lisicki mówiąc: “w ujęciu Rahnera w ogóle nie ma miejsca dla człowieka religijnego", wyczuwa, że wizja teologiczna niemieckiego jezuity musi mieć konsekwencje w liturgii i duszpasterstwie. To prawda: refleksja nad naturą Boga musi mieć konsekwencje w praktyce Kościoła, zatem opisane wyżej dwie koncepcje Boga kształtują odmienne modele życia wspólnego w Kościele.

W wizji teologicznej Rahnera nie ma miejsca dla religijności opartej wyłącznie o kontemplację mysterium tremendum, która właściwa była religiom kosmicznym. Za sprawą metafizyki wkomponowana do wykładu wiary Kościoła - a przez ostatnie stulecia obecna także w pobożności - pozwoliła na wypracowanie modelu duszpasterstwa, w ramach którego centralne miejsce zajmuje życie liturgiczne. Swój wyraz znalazła w takiej celebracji sakramentów oraz nabożeństw paraliturgicznych, która podkreśla dystans i tajemnicę Boga. Miało to ogromne znaczenie w świecie, gdzie wartości religijne i społeczne splatały się w jedność, umożliwiając ustanowienie harmonii między kultem i życiem społecznym we wszystkich jego przejawach, i możliwe było w kulturze, której rozumienie świata wiązało się z afirmacją kosmicznego ładu.

Dokonana w ostatnich stuleciach reorientacja kulturowa podważyła radykalnie nie tylko wiarygodność wielu treści przekazywanych jako prawdy wiary, ale także rozumienie kwestii moralnych. Dlatego trudno dziś nie stawiać pytań o przyszłość Kościoła. W związku z rozwojem świadomości społecznej, nową interpretacją więzi społecznych i kulturowych oraz indywidualizacją sfery religijnej pojawiły się problemy nie znane dawnemu duszpasterstwu. Czy zatem należy bronić form językowych i kultowych, które ukształtowały naszą tradycję, czy można je zmieniać? A jeżeli tak, to w jakich granicach, aby nie naruszyć depozytu wiary? Czy wobec nowych trendów w obyczajowości należy łagodzić przepisy uważane za zbyt rygorystyczne? Czy też przeciwnie - zachowywać je, godząc się na odchodzenie z Kościoła tych, którzy ich nie akceptują?

Od odpowiedzi na te pytania nie sposób uciec. Nie oszukujmy się, że w Polsce jest dobrze, bo mamy wciąż wiele powołań, a ruch pielgrzymkowy z roku na rok się rozwija. Bogu niech będą dzięki. Ale nam “zawstydzenie oblicza" (por. Ba 2,6), jeśli nie odważymy się szukać dróg spotkania z tymi, których przestało obchodzić, co Bóg w Jezusie dla nas uczynił i co nam nakazał (por. Mt 28,19). Rahner przemyślał swoje powołanie (tak jak przemyśleli je Izraelici), dając wykład wiary Kościoła, wykorzystując pojęcia i terminologię nauki swojego czasu tak, aby wypowiedzieć tradycję. Ten wykład czerpie więcej z tradycji biblijnej niż z tradycji metafizycznej - jego istotą jest rozpoznanie Boga pozostającego w relacji do człowieka, Boga jako Miłości.

Dostrzeżenie biblijnej idei, że człowiek został ubóstwiony (por. Ps 82,6), rzeczywiście wprowadza w perspektywę, która przyprawia o zawrót głowy. Tym bardziej, jeżeli przyjmie się do wiadomości, że jest to niczym nie uwarunkowany dar samego Boga, dany przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Jeżeli człowieczeństwo każdego z nas jest możliwe za sprawą Bożej miłości, to życie tego człowieka, za którego Jezus umarł i zmartwychwstał, nie jest niczym mniej niż sakramentem - “widzialny znak ukrytej rzeczywistości zbawienia" (KKK, 774). Zrozumienie tej prostej prawdy, że w życiu każdego człowieka poznaje się Boga; że ludzkie dzieje - w każdym aspekcie i przejawie - są jedynym miejscem spotkania z Bogiem, pozwala i nakazuje podchodzić z powagą do każdej chwili życia.

W numerze 31/05 opublikowaliśmy artykuł ks. Tomasza Węcławskiego “Bóg będzie", który przy okazji ukazania się I. tomu “Dzieł wybranych" Karla Rahnera przedstawiał znaczenie jego myśli dla teologii i chrześcijaństwa. Następnie ukazały się polemiki Pawła Lisickiego, Józefa Majewskiego, Jana Średzkiego i Beaty Pokorskiej (nr 33, 36 i 37/05). Wkrótce podsumowanie dyskusji przez ks. Tomasza Węcławskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2005