Locke

Chociaż sławne i najbardziej znane dzieło Johna Locke'a, rozprawa o rozumie ludzkim, jest nadzwyczajnie rozwlekłe, pełne powtórzeń, a przy tym niewyraźne w niektórych punktach węzłowych, uchodzi ono zasłużenie za jeden z filarów, na których wspierała się myśl Oświecenia; podobnie do żywotnych tradycji Oświecenia należą inne pisma tego filozofa: Dwa traktaty o rządzie (zwłaszcza drugi) oraz List o tolerancji.

24.04.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Różne jego pomysły mogą nam się wydać banalne, ale jest tak dlatego właśnie, że on je upowszechnił, a wcale nie były banałami, gdy je głosił. Nie był pierwszym, który dowodził, że wszystko, co wiemy, wywodzi się ostatecznie z doświadczeń zmysłowych; Francuzi czasem upominają się o pierwszeństwo Gassendiego w sprawie prymatu doświadczenia i pewnie mają rację, ale nic na to nie poradzą, że Locke, nie Gassendi był tym, którego świat czytał.

Locke stawiał sobie pytanie, które nowe nie było: jakie są granice naszej wiedzy, co możemy wiedzieć z pewnością, co tylko z prawdopodobieństwem jakimś, a czego wiedzieć wcale nie można. Granice te, jego zdaniem, są wąskie; metafizyczne pytania, które przez wieki zaprzątały myśl filozofów, uważał w większości za nierozstrzygalne lub bezpłodne. Był rówieśnikiem Spinozy, ale trudno znaleźć dwóch filozofów bardziej od siebie w myśleniu odległych niż ci dwaj. Jako student w Oksfordzie musiał scholastyczne pojęcia i doktryny sobie przyswajać, ale rychło doszedł do przekonania, że pożytku z tej nauki nie miał, a tylko zamęt w głowie.

Tłumacząc, że wiedzy naszej wyznaczone są ciasne koleiny, Locke nie był wcale sceptykiem, lecz był ascetą; nie biadał ani rozpaczał nad bezradnością ludzkiego rozumu w obliczu różnych pytań, które filozofowie mieli za ważne i rozstrzygalne. Uważał po prostu, że Bóg wyposażył nas w uzdolnienia i narzędzia umysłowe, które wystarczają całkiem dla wszystkich naszych zatrudnień praktycznych i nic w tym złego, bo nic nam nie przyjdzie z łamania sobie głowy nad formami substancjalnymi, esencjami rzeczy i zagadkami teologicznymi; wiedza, która jest prawdziwie do życia potrzebna, jest nam przecież dostępna.

Wiara, że obecna jest w nas jakaś wiedza wrodzona, jest źródłem różnych przesądów i niemądrych dogmatów; każdy może bronić swoich fantazji na tej zasadzie, że są one jakoby z wrodzonej mądrości w nim zapisane. Pierwsze rozdziały głównego dzieła Locke’a poświęcone są wykazywaniu, że nie ma żadnych idei wrodzonych. Słowo “idea" ma zakres bardzo rozległy, obejmuje wszystko, co może być przedmiotem naszej myśli - zarówno wprost postrzegane jakości wzrokowe czy dotykowe, najrozmaitsze kombinacje tych jakości, jak też refleksje nasze nad nimi oraz to, co wiemy, badając działania własnego umysłu. Wszystko jednak, co wiemy, pochodzi z doświadczenia: gdy przychodzimy na świat, umysł nasz jest jak czysta niezapisana kartka papieru. Z tego sławnego powiedzenia Locke’a wnioskowali nieraz jego wyznawcy, że wszyscy ludzie są z urodzenia równi, nikt nie jest lepszy ani gorszy.

Że nie mamy idei wrodzonych, nie znaczy to, wedle Locke’a, że wszystko, co wiemy, ogranicza się do treści naszych własnych spostrzeżeń i żadną miarą nie sięga rzeczy. Doświadczenie zmysłowe ukazuje nam wprawdzie nasz własny świat percepcyjny, ale mamy także niezachwianą intuicję istnienia rzeczy, chociaż istoty ich nie znamy i znać nie potrzebujemy. Ten świat postrzegany jest wspólny, nie tylko mój własny, i chociaż Bóg obdarzył nas także rozumem, za pomocą którego możemy rzeczy osądzać, to przecież i ten rozum jest u ludzi podobny. Nie należy sądzić, że mamy do czynienia tylko z jakościami zmysłowymi, które w różnych zespoleniach nam się ukazują; trzeba przyjąć, że jest poza nimi jakiś niedostępny doświadczeniu substrat, którego te jakości są przejawieniami. Locke odróżniał, za Kartezjuszem, jakości wtórne, jak barwy i wrażenia słuchowe, od pierwotnych albo geometrycznych, które przysługują rzeczom (kształt, rozmiary, ruch). Wtórne jakości są też przedstawieniami tworzonymi w nas przez rzeczy, lecz mechanizm, mocą którego jakości pierwotne są tak, a nie inaczej przez nas odbierane, nie jest nam znany. Czym jest substancja materialna, tego nie wiemy, ale choć nie ma jej w doświadczeniu, nasze domniemanie o jej istnieniu jest dobrze ugruntowane. Obserwacja naszych własnych czynności mentalnych nie odsłania też nam, wbrew Kartezjuszowi, żadnej substancji duchowej czy duszy.

Nie mamy także żadnych wrodzonych idei moralnych, rozum jednakowoż pozwala nam przekonać się, co jest dla nas, społeczności żyjących, korzystne lub niekorzystne, przyjemne albo przykre, czyli dobre lub złe. Locke zdawał sobie sprawę, że takie proste wyjaśnienia nie wystarczą dla ugruntowania reguł moralnych, spodziewał się jednak, że rozum nasz z czasem w tej dziedzinie, jak w wielu innych, dokona dalszych postępów.

Nie mamy wreszcie, wbrew Kartezjuszowi, żadnej wrodzonej idei Boga; gdyby taka istniała, wszyscy ludzie byliby jej posiadaczami, widzimy jednak, że tak nie jest. O istnieniu Boga wiemy z pewnością, bo chociaż nie znamy Jego istoty, nie może być wątpliwości, że musi istnieć byt, który jest racją istnienia istot przygodnych, jakimi są ludzie, którzy nie mają sami w sobie ugruntowania swej egzystencji; byt ten może wszystkie z doświadczenia nam znane zjawiska powodować. Wiemy też o Bogu z objawienia, które nam w Piśmie Świętym pozostawił. Są pewne rzeczy, które tylko z objawienia mogą nam być wiadome, nie mamy bowiem odpowiednich doświadczeń: z objawienia tylko możemy wiedzieć o zmartwychwstaniu albo o buncie aniołów. Fundamentalne prawdy religijne możemy jednakowoż niezależnie od objawienia rozumem uzasadniać. Chrześcijaństwo jest zgodne z rozumem, a prawdy, jakie nam daje Nowy Testament, są proste i łatwe do pojęcia. Jeśli jednak znajdujemy w tradycji religijnej jakieś twierdzenia, którym rozum się sprzeciwia, nie wolno nam ich przyjąć. Wierzymy w prawdy objawione, bo mamy zaufanie do Boga, ale jest obowiązkiem rozumu zbadać, czy to lub owo jest rzeczywiście prawdą objawioną. W tej zaś sprawie nie możemy mieć pewności zupełnej, jak w kwestiach, na które jasne i wyraźne poznanie naturalne daje nam odpowiedzi. Trzeba zatem strzec się różnych sekt, które niedorzeczności głoszą, twierdząc zarazem, że są to prawdy, co pojętność naszą przekraczają.

W ogólności zatem Locke, choć przyznawał, że czasem objawienie daje nam informacje, których skądinąd niepodobna zaczerpnąć, to jednak uporczywie głosił, że żadne objawienie nie może naturalnemu naszemu poznaniu przeczyć. To zaś jest zasada deistyczna, okrawanie tradycji religijnej do wyroków świeckiego rozumu. W tym sensie był racjonalistą; wierzył w powszechnie obowiązujące reguły rozumu, który jest zwierzchnim sędzią w sprawach prawdy i fałszu. Polecał nam trzymać się ogólnego prawidła, które warto zapamiętać: żadnej opinii nie należy podtrzymywać z większym poczuciem pewności, aniżeli to usprawiedliwiają dowody, na jakich ta opinia się wspiera. Jest to mądra i nader pożyteczna zasada, chociaż można wątpić, czy jest uniwersalnie ważna, bo np. w różnych praktycznych przedsięwzięciach obarczonych znacznym stopniem niepewności jest korzystne dla sukcesu naszych poczynań, byśmy byli silnie przeświadczeni, że one się powiodą, chociaż może to być niezgodne z chłodną kalkulacją. Zapewne są inne przykłady wierzeń, których warto trzymać się mocno, chociaż bynajmniej nie są niezbitymi dowodami wsparte. Można też z tego punktu widzenia przyjrzeć się przepowiedniom samospełniającym i samoniszczącym.

Stały nacisk na współczynnik niepewności, jakim obarczona jest nasza wiedza, również nasze przekonania religijne (chociaż nie sama wiara w Boga), jest dla Locke’a teoretyczną podstawą idei tolerancji. Skoro Kościół jest zrzeszeniem, do którego wstępujemy dobrowolnie, a żadne urzędy państwowe nie mają władzy w sprawach duchowych, nie wolno nam prześladować ludzi, którzy w materiach religijnych myślą co innego niż my. Ci, co prześladują w imię Chrystusa, są w rzeczywistości zdrajcami Chrystusa i nie mogą służyć prawdzie. Tak to sama natura naszej wiedzy sprzeciwia się religijnym fanatyzmom i prześladowaniom. Tolerancji nie chciał wszelako Locke rozciągać na zdecydowanych ateistów, ci bowiem, jego zdaniem, nie mają powodów, by dotrzymywać umów lub brać na serio swoje przysięgi.

Również w sprawie dobrego ustroju państwowego analiza poznania, jaką Locke podjął, okazuje się pomocna.

Wolno pominąć konflikty w angielskiej monarchii, które skłoniły Locke’a do refleksji nad sprawą państwa. Jego teoria polityki inspirowała ludzi, którzy nie mieli nic wspólnego z tamtymi walkami, dostarczała bodźców umysłowych zarówno francuskim encyklopedystom, jak twórcom demokracji amerykańskiej. Locke sądził, że rozum wystarcza nam do ustalenia, co jest albo nie jest sprawiedliwe, a Bóg dał nam w stanie natury wolność i równość. Nie jest całkiem jasne, czy dla Locke’a stan natury jest fikcją teoretyczno-pomocną w rozumowaniu, czy też sytuacją, która kiedyś faktycznie zachodziła. Niezależnie od tego wiemy, że wolność w stanie natury jest naszym przyrodzonym uprawnieniem: nie jest to wprawdzie rzecz wrodzona, ale odkrywamy ją jako dar boski. Prawo do życia, do wolności i do własności może być również w stanie natury respektowane, ale spokój bywa często zaburzany przez tych, co prawa innych gwałcą. Potrzebna jest zatem umowa społeczna, na mocy której te prawa przyrodzone są chronione, a władza i sądy mogą ograniczać i karać naszą ochotę do naruszania cudzych uprawnień. Kiedy odróżnienie tego, co moje i co twoje, pojawiło się w świecie, potrzebne były narzędzia, które rozsądzały spory o własność. Nie może być wolności w świecie, gdzie prawo własności nie jest respektowane i regulowane ustawami. Umowa społeczna stwarza organy prawodawcze oraz ustanawia władcę, który jest stroną umowy i podejmuje odpowiednie zobowiązania. Nie jest prawdą i żadną miarą nie da się udowodnić, że Bóg powołał Adama na absolutnego króla świata, a współcześni monarchowie są jego potomkami i dziedziczą jego przywileje. Suweren jest wykonawcą woli ludu, a monarchia absolutna jest sprzeczna z umową. Lud tylko może stanowić o tym, czy suweren wywiązuje się z zasad kontraktu, a kiedy król staje się tyranem, obywatele nie są już obligowani do posłuszeństwa, mogą buntować się przeciw niemu i usunąć go. Tak to teoria Locke’a uzasadnia prawomocność rewolucji politycznej.

Wolność, własność, równość obywatelska, tolerancja religijna, poddanie osądowi ludu władzy wykonawczej - wszystkie te składniki umowy społecznej są wzajem powiązane i dzięki temu powiązaniu Locke stał się klasykiem nowoczesnej demokracji. Jeśli komu wydają się te zasady oczywiste, to pamiętajmy, że w znacznym stopniu on je oczywistymi uczynił.

Locke ma sporo do nas pytań, zarówno w jego teorię poznania, jak w teorię polityczną uwikłanych.

Pierwsze pytanie: myśl, że nie ma idei wrodzonych i że umysł każdego z nas jest z początku jak niezapisana kartka, była dla różnych myślicieli Oświecenia dowodem na to, że wszyscy są z natury równi, co, oczywiście, miało ważne konsekwencje polityczne. Niezależnie jednak od tego, czy istnieją idee wrodzone w sensie, w jakim Locke je zwalczał, wiemy, że nie rodzimy się jako czyste kartki papieru, bo wyposażenie genetyczne bardzo nas od siebie różni, co do uzdolnień i charakteru. Czy w świetle tej wiedzy należy uznać, że idea równości nie ma podstaw?

Drugie pytanie: skoro źródłem całej naszej wiedzy są treści naszych wrażeń, na jakiej zasadzie wolno nam twierdzić i za rzecz pewną uznawać, że istnieją niezależne od nas przedmioty, a treści naszych wrażeń są ich reprezentacją?

Trzecie pytanie: wbrew Kartezjuszowi, który twierdził, że wszystko co skończone, trzeba pojmować jako ograniczenie nieskończoności, ta bowiem jest intelektualnie pierwsza, Locke twierdzi, że nieskończoność jest w naszym umyśle pojęciem negatywnym, które pojawia się, gdy nie potrafimy wyznaczyć czy wyobrazić sobie zakończenia pewnej realności, np. szeregu liczb albo rozciągłości przestrzennej. Kto ma rację i czy pytanie ma w ogóle dla nas znaczenie?

---ramka 349979|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2005