Literatura w  sieci

Będziemy zwozić taczkami z placów, skwerów i ulic nieświeże mumie mickiewiczów i słowackich.

02.11.2011

Czyta się kilka minut

Czas opróżnić postumenty, oczyścić place, przygotować miejsca tym, którzy idą" - pisali 90 lat temu futuryści. Okazuje się, że głoszone przez nich hasła nie straciły na aktualności, mimo że postumentów nie opróżniono. Za porządki biorą się współcześni futuryści. Idą nam na spotkanie, tak jak ich poprzednicy, pełni energii i entuzjazmu, "zaopatrzeni w gigantyczne respiratory" w postaci laptopów, bezprzewodowego internetu, e-booków i czytników Kindle. Kim są? Hakerami.

Kiedy futuryści na początku XX wieku łamali zasady syntaksy języka, ludzie rzucali w nich kamieniami. Dlaczego? Bo wtedy wszystko, co ludzie wiedzieli o świecie, wiedzieli ze słowa pisanego. Całą wiedzę, którą czerpali o rzeczywistości, czerpali z gazet lub z książek. Od tego czasu media się rozmnożyły, pojawiło się radio, czyli dźwięk, telewizja, czyli obraz, i pojawił się internet. Futuryści łamiąc zasady składni języka polskiego, burzyli obraz świata, który był w języku zakotwiczony. Obecnie słowo nie ma takiego znaczenia. Co jest teraz najważniejsze? Dostęp do informacji, do mediów. Współcześni futuryści to nie osoby tworzące słowa, lecz postaci łamiące dostęp do informacji, czyli hakerzy"- mówi Leszek Onak, poeta, twórca znanego literackiego portalu Liternet.pl.

Każdy może być artystą

Literatura krok po kroku, tekst po tekście przenosi się do internetu. Młodzi (i nie tylko młodzi) twórcy umieszczają swoje utwory na licznych portalach literackich. Wybór jest naprawdę spory. Jednym z najbardziej znanych jest wspomniany Liternet. Świadczą o tym choćby statystyki. Na stronie zarejestrowało się 1300 autorów, dziennie dodawanych jest około 25 tekstów, każdego dnia portal odwiedza 2,5 tys. czytelników. Skąd tak duże zainteresowanie literaturą internetową w kraju, w którym podobno nikt nie czyta, a książka jest co najwyżej ozdobą regałów? Prawdopodobną przyczyną jest dostępność tekstów w internecie i możliwość kontaktu między czytelnikiem a autorem. Autorem, który zresztą został odbrązowiony. "Moc Liternetu tkwi w tym, że dzięki niemu ludzie się poznają. Mogą obserwować i komentować swoje teksty. Liternet jest platformą komunikacji autorów z czytelnikami. Jest facebookiem dla pisarzy" - mówi Onak. Niczym nieskrępowane możliwości publikowania tekstów niosą za sobą pewne zagrożenie. "Każdy może być artystą" - pisali futuryści. Każdy może publikować. Grafomania jest więc zjawiskiem nieuniknionym. Jakość umieszczanych w internecie tekstów, zarówno literackich, jak i krytycznych, pozostawia wiele do życzenia... Przez nieuwagę można przeoczyć naprawdę wartościowe utwory, gdyż takie również pojawiają się na portalach.

"Liternet.pl zadziwił wielu niespodziewaną falą kumoterstwa, jawnie niesprawiedliwych ocen rzeczy wartościowych i natrętnym promowaniem nikomu nieznanych autorów - mówi Mariusz Pisarski, twórca pisma "Techsty" o literaturze i nowych mediach. - W czym problem? Pozwolę sobie zbanalizować go retorycznym pytaniem: kto będzie bardziej modelowym użytkownikiem Liternet.pl: drukowany w wielu miejscach autor, który pracuje na pełen etat, by wyżywić żonę i trójkę dzieci, czy przykuty do komputera, niespełniony autor, który całe dnie może spędzać przed komputerem pisząc, recenzując, polemizując? Konsekwencją głodu zawartości, drenażu treści i powykrzywianej hierarchii literackiej wartości na portalach społecznościowych jest bezkrytyczność autorów w stosunku do swoich tekstów. Postmodernistyczne hasło anything goes (wszystko uchodzi) nabiera dość złowieszczego zabarwienia. Bylejaka recenzja, opowiadanie lub wiersz są umieszczane online, gdyż w tak zarysowanej sytuacji stosowana jest ilościowa reguła: »Lepiej niż coś jest, niż miałoby tego czegoś nie być«".

Brak ograniczeń, wolność publikacji zawsze będą kusić grafomanów. Nie da się tego uniknąć, wprowadzenie ograniczeń jakościowych nie wchodzi w grę. Chyba że internet opanują nagle sami genialni twórcy i będziemy czytać tylko świetne teksty. To raczej nam nie grozi, zatem koło się zamyka. "Nie chciałbym, żeby ludzie patrzyli na Liternet z perspektywy jakości tekstów, bo są tam dobre teksty, nad którymi warto się pochylić" - apeluje Onak. Należy więc uzbroić się w cierpliwość i czytać uważnie.

Literatura w wersji "instant"

Nie potrzeba nam dla naszej sztuki pośredników. Sami potrafimy być jednocześnie jej twórcami, szerzycielami i wyznawcami. Nie oznacza to również, że literatura drukowana na papierze - dlatego że jest drukowana - musi prezentować lepszy poziom. Publikacja na papierze nie jest już żadną nobilitacją - zaklinają współcześni artyści. Onak wspomina o trzech mitach (grzechach głównych?) tradycyjnej literatury. Pierwszy już wymieniłam - dotyczy nobilitacji. Wystarczy napisać do Biblioteki Narodowej po swój ISBN, by na własny koszt wydać np. tomik wierszy. Drugi mit głosi, że publikując na papierze, można zarobić. W takim razie, po co wieszać się u klamek wydawców? Przecież za darmo można publikować w sieci. Mit trzeci - duży nakład. "Współcześnie wydaje się od 300 do 500 egzemplarzy książek (poetyckich). Teksty laureatów największych konkursów w Polsce publikowane są w liczbie 700 egzemplarzy. To się dzieje w kraju, w którym jest 38 mln mieszkańców. Internet nie jest więc alternatywą dla kultury. Internet jest szansą, żeby poezja w końcu zaczęła być czytana" - przekonuje Onak.

Należy podkreślić, że to właśnie poezja dominuje w przestrzeni internetowej. Dlaczego? "Jesteśmy przyzwyczajeni do krótkich, multimedialnych komunikatów. Takich, które szybko uderzają w czytelnika" - twierdzi Onak. "Na samą sztukę przypada u przeciętnego człowieka współczesnego od 5 do 15 minut dziennie" - uważał Jasieński. Internet oferuje nam literaturę w wersji "instant". Stąd coraz większa popularność np. tak zwanej twitteratury, czyli literatury zamykającej się w 140 znakach, jak wpisy na portalu Twitter. "Według mnie twitteratura jest jednym z nielicznych gatunków tradycyjnych, które powstały w nowych mediach" - mówi Onak. To po prostu krótki tekst bez tytułu, na dodatek nie taki już młody. Twitteraturę tworzył bowiem... Hemingway. Założył się, że napisze historię w sześciu słowach i wygrał zakład. "For sale: baby shoes, never worn" [Na sprzedaż: buty dziecięce nigdy nienoszone] - brzmiała jego opowieść. Sądzę, że nie powstydziłby się jej dzisiejszy użytkownik Twittera.

Inną przyczynę popularności poezji w przestrzeni internetu podaje Pisarski. "Dominacji poezji w internecie nie da się ukryć. Myślę, że nie możemy jednak rozciągnąć tej reguły na internet jako taki, fenomen ten ma raczej charakter polski lub wschodnioeuropejski, gdzie internet traktuje się jako słup ogłoszeniowy, wizytówkę i reklamę działalności pozainternetowej. Wchodzi się na stronę, zostawia tam swoją poetycką »wlepkę« i wychodzi. Poezja w internecie jest więc pewnym łatwym gestem twórczym. Gorzej, jeśliby poszukać takiej twórczości, która za cel stawia sobie przekształcenie czy poszerzenie naszego rozumienia poezji o możliwości, jakie daje nam internet czy komputer w ogóle. Z kolei na forum angielskojęzycznym raczej dominuje proza lub - mówiąc szerzej - formy narracyjne. Jeśli chodzi o poezję, to najciekawszym i najszerzej omawianym zjawiskiem jest wiersz generatywny, tworzony losowo kolaż słów, obrazów i dźwięków, dzieło powstałe z wymieszania języka komputera, żywej sieci (kanały RSS, komunikatory internetowe) z obiektami znalezionymi i elementami twórczości własnej. Niestety w polskim światku literackim takie eksperymentalne podejście do poezji traktowane jest podejrzliwie".

Potrzeba wiele czasu, by zmienić myślenie o literaturze, by wykorzenić mit gęsiego pióra i natchnionego artysty. Dziś narzędziem pisarza jest najczęściej laptop. Atrament zastąpiła klawiatura, trzynastozgłoskowiec - linki i leksje. Teksty nie są tworzone tylko ze słów. Wykorzystują animację, dźwięk. Wymagają interakcji. Odbiorca staje się użytkownikiem, współtwórcą tekstu, wpływa na jego kształt. Tekst nabiera wartości w momencie, w którym zostaje odtworzony.

Rewolucja czy ewolucja?

"Przekreślamy książkę jako formę dalszego dostarczania poezji odbiorcom" - pisali starzy futuryści. Współcześni podzielają ich zdanie. Książka jest niewygodna i droga. Coraz większą popularnością cieszą się e-czytniki, typu iPad czy Kindle. Wystarczy jedno takie urządzenie, być mieć "pod ręką" kilka książek naraz. Nie trzeba już dźwigać opasłych tomów. Można je ściągnąć z internetu. Za darmo (jeśli są dostępne w domenie publicznej). "W przeciągu 3-4 lat przy recenzjach w »Gazecie Wyborczej«, »Lampie« czy innych ważnych pismach, zamiast informacji o wydawnictwie, będzie link do ściągnięcia danej książki w internecie" - prognozuje Onak.

Czy oznacza to, że wkrótce cała literatura przeniesie się do internetu, a tradycyjne, papierowe książki będą przeżytkiem? "Nasz ukochany dinozaur - drukowana książka nie zginie z tego powodu, że jest zbyt atrakcyjna na tle swojego cyfrowego potomstwa. Pojawienie się powieści hipertekstowych, e-booków, Kindla czy iPada wzmacnia pozycję książki, gdyż jak nigdy wcześniej pokazuje jej siłę jako poręcznego, względnie trwałego i dostarczającego sporej dawki właściwych tylko sobie, dodatkowych wrażeń. Wrażenia te od stuleci kojarzone są z komfortem lektury i skupieniem czytającego, któremu skutecznie sprzyjają. Chodzi o tak często podnoszony w dyskusjach o śmierci książki dotyk: szorstkość papieru, słuch: szelest kartek i zapach: woń farby drukarskiej lub lekko butwiejącego papieru. Czy wcześniej w ogóle podnosiliśmy takie trywialne kwestie? Nie, gdyż były one czymś naturalnym, przeźroczystym. To dopiero konkurencja nośników pozwoliła nam ujrzeć książkę drukowaną w jej pełnej krasie" - twierdzi Pisarski.

Być może nastąpi "naturalny podział". Do autobusu zaczniemy zabierać e-czytniki, natomiast w jesienne wieczory będziemy przerzucać pożółkłe, papierowe strony. Głosy sprzeciwu miłośników tradycji są dosyć śmieszne i raczej nie na miejscu. Nikt nie zamierza walczyć z normalną książką. Cóż, jak pisali futuryści: "Scena się przekręca. Trzeba zmienić dekoracje".

"Książka drukowana ma się dobrze, tekst w formie cyfrowej ma się coraz lepiej - wyjaśnia Pisarski. - Debatę na temat ścierania się tych dwóch paradygmatów śledzę dość uważnie od roku 1996, kiedy »Literatura na Świecie« opublikowała »Stan rzeczy« Johna Bartha, polemikę pisarza postmodernisty z autorami prozy hipertekstowej. Myślę, że do niczego dramatycznego nie dojdzie ani w najbliższej, ani w dalszej przyszłości. Od co najmniej dwóch dekad, mimo gorących dyskusji nad przyszłością książki, jesteśmy świadkami przemian ewolucyjnych, które nie wymazują zastanych form, lecz je dopełniają. Tworzy to fascynujący ekosystem wielu ścierających się ze sobą sposobów literackiej komunikacji, medialnych obiegów".

Należy mieć uszy i oczy szeroko otwarte...

Martyna Brzezińska (ur. 1988) jest studentką filologii polskiej na Uniwersytecie Łódzkim, przygotowuje pracę magisterską o kulturowych gestach porzucenia Europy. W "TP" nr 36 opublikowała szkic "Ucieczki Andrzeja Bobkowskiego".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2011

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (10-11/2011)