Letnie przesilenie

ANNA MATEJA: - Co się zmieni, gdy obaj bracia Kaczyńscy będą mieć władzę?

11.07.2006

Czyta się kilka minut

JAN KOFMAN: - Przybędzie konfliktów.

- Czym się obecnie zajmują polscy politycy? Pracą nad dobrem wspólnym? Uzdrawianiem państwa? A może, co pokazało zamieszanie rozpętane po opublikowaniu pewnego tekstu satyrycznego w niemieckiej prasie, ochroną swojego wizerunku?

- Przede wszystkim grą polityczną, a więc polityką w jej najbardziej elementarnym znaczeniu. Możemy się zastanawiać, czy jej celem są wartości istotne dla społeczeństwa. Jestem jednak daleki od twierdzenia, że panuje w kraju chaos, choć jego przejawy można zauważyć przy konkretnych decyzjach politycznych.

Jedną z istotniejszych cech obecnej sytuacji politycznej jest coś innego: PiS staje się partią na poły hegemoniczną. To jeszcze nie jest monopol partii, a jedynie status hegemona narzucającego reguły gry - PiS, czy ściślej bracia Kaczyńscy, wyznaczają ramy, w jakich toczy się gra polityczna. Nie wiem, czy w jej polu znajduje się dobro wspólne - zresztą, jak je rozumieć? Prymat mają rozwiązania ideologiczne. Zmiany wprowadzane w instytucjach są podporządkowane ogólnym wytycznym rewolucji moralnej czy budowy IV RP: kończą się więc prace nad ustawą o CBA, ciągle powraca dyskusja o konieczności wprowadzenia zmian w Konstytucji, pojawił się apetyt m.in. na zmianę statusu Krajowej Rady Sądownictwa tak, by ją podporządkować instytucjom politycznym, ograniczenie autonomii samorządów i korporacji prawniczych. We wrześniu ma się rozpocząć festiwal komisji bankowej.

Kolejna ważna cecha dzisiejszej sceny politycznej to konstatacja, że elity solidarnościowe już nie istnieją - możliwość dojścia do porozumienia między różnymi partiami odwołującymi się do dziedzictwa "Solidarności" już się raczej nie pojawi. Do przełomu doszło niespodziewanie i to chyba wbrew woli samych inicjatorów rozbicia, czyli braci Kaczyńskich. Nie podejrzewam, by przed wyborami w 2005 r. zamierzali rządzić w tak dziwnej koalicji, z Samoobroną i LPR.

- Współpracują jednak z nimi mimo różnic w zasadniczych kwestiach.

- Konsekwencją tego jest właśnie chaos przy podejmowaniu konkretnych decyzji. Koalicja jest przecież wymuszona, powstała dzięki wyciąganiu w odpowiednich chwilach straszaka "wcześniejsze wybory", do dziś skutecznie działającego na ambicje tak Giertycha, jak Leppera. Pewne rzeczy jednak się nie odstaną, jak bowiem można przeprowadzać odnowę moralną kraju z LPR i Samoobroną? Takie zestawienie budzi niechęć nawet w niektórych kręgach prawicowych, popierających PiS. Hasła sanacji się zdewaluowały.

Ciągle zaskakuje mnie natomiast brak profesjonalizmu ekipy rządzącej, brak wiedzy i doświadczenia jej zaplecza. I nie mam na myśli tylko zamieszania wywołanego nieszczęsną publikacją w "Tageszeitung". Na poważne stanowiska - na przykład prezesów PZU i PGNiG - powołuje się ludzi bez większego doświadczenia w dziedzinie, którą mają się zajmować. Owszem, to samo działo się za poprzednich koalicji, w tym SLD i PSL, ale tamte kadry, czasami wywodzące się jeszcze z PRL-u, jakąś praktyką umiały się jednak wykazać.

- Teraz przyszli młodzi i spoza układów.

- Tyle że bez znajomości rzeczy. Poziom ich wiedzy jest często żenujący. Poza wyjątkami, do których zaliczam niektórych młodych i zdolnych doradców Lecha Kaczyńskiego, większość nie zasługuje na żaden awans, a na pewno nie do administracji państwowej. Tam powinni pracować absolwenci Krajowej Szkoły Administracji Publicznej! Po to są kształceni, choć niekoniecznie od razu powinni zostawać wiceministrami, bo to też byłaby fikcja sprawnych rządów.

- Partii Kaczyńskich władza nie wpadła jednak w ręce przypadkiem, zmierzali do jej objęcia dość konsekwentnie. Skąd więc te braki kadrowe?

- Być może stąd, że PiS, przynajmniej ta jego część, którą nazwałbym "twardym jądrem" - elita znająca się jeszcze z Porozumienia Centrum - traktuje siebie jak zakon (inne skrzydła to dawni członkowie ZChN, spośród których wywodzi się były premier Marcinkiewicz czy konserwatyści skupieni wokół Kazimierza M. Ujazdowskiego). "Twarde jądro" to grupa o tradycyjnych poglądach na sprawowanie władzy, zachowująca się jakby wyjęto ją z zamrażarki historycznej - władza ma być skupiona wokół wodza i towarzystwa jego akolitów. Wystarczy posłuchać wypowiedzi posłów PiS, nawet tych wyróżniających się: z zachwytem wpatrują się w braci Kaczyńskich, traktują ich jak charyzmatycznych przywódców. Ale charyzma dotyczy tylko Kaczyńskich, nawet Marcinkiewicz, mimo sporego poparcia społecznego, takim przywódcą już nie był, raczej zdolnym administratorem, też zresztą bez większego doświadczenia politycznego.

Przyjęcie formuły zakonu powoduje, że z PiS tworzy się partia o charakterze wodzowskim. Nie jest to partia typu piłsudczykowskiego, nieprzypadkowo jednak Kaczyńscy podkreślają swoje przywiązanie do osoby Marszałka (to zresztą tradycja żoliborskiej inteligencji, z której się wywodzą; ona zawsze wolała Józefa Piłsudskiego od Romana Dmowskiego). Takie myślenie to w XXI wieku anachronizm. Co to za pomysł, by minister sprawiedliwości, na wniosek PIS-u, badał, czy aby nie dokonano przestępstwa, publikując tekst satyryczny o polskim prezydencie w trzeciorzędnym piśmie niemieckim? Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie. Takie zachowania to przejaw braku pewności siebie, poczucia niskiej wartości, anachronicznego rozumienia patriotyzmu i bałwochwalczego stosunku partii do Kaczyńskich.

- Przed wojną cześć wodza chroniono jednak bardziej zdecydowanie - uchwalając w kwietniu 1938 r. ustawę o ochronie imienia Józefa Piłsudskiego.

- Teraz pychy i zaskakującej ignorancji też nie brakuje, co było widać w zachowaniu minister spraw zagranicznych Anny Fotygi, porównującej "Tageszeitung" do "Stürmera", ziejącego nienawiścią do Żydów antysemickiego pisma nazistowskiego. Żarliwość, z jaką minister broniła prezydenta, wpisuje się w histeryczne reakcje ludzi uważających, że prezydent jest nieomylny.

- Sprawa minister Zyty Gilowskiej i dymisja premiera Marcinkiewicza doprowadziły do kryzysu w państwie, czy też tylko unaoczniły panujący w nim bałagan?

- Nie ma żadnego kryzysu. Objęcie przez Jarosława Kaczyńskiego stanowiska szefa rządu wzmacnia władzę obu braci i być może zapowiada przyspieszenie zapowiadanych wielokrotnie zmian. W sprawie Gilowskiej natomiast, niestety, zamiast jakichkolwiek rzeczowych wypowiedzi usłyszeliśmy podejrzenia, niejednoznaczne wskazania, że za wszystkim stoją służby specjalne, a najbardziej winny okazał się Rzecznik Interesu Publicznego, który postępował zgodnie z ustawą lustracyjną. Niedobry stan państwa wynika też z rozbieżności między tendencjami w Europie i świecie, a polskim, dość tradycyjnym pojmowaniem polityki i gospodarki. Efektem jest nadmierny etatyzm w gospodarce, uciekanie się do zarządzania administracyjnego, dążenie do maksymalnej centralizacji decyzji. Przejawem tych rozbieżności jest też wiara Kaczyńskich, że dopiero oni ze swoimi ludźmi zrobią porządek...

Stefan Niesiołowski porównał Jarosława Kaczyńskiego do Władysława Gomułki. Było to oczywiście nie fair, ponieważ jednak pamiętam tamtego pierwszego sekretarza, zacząłem zestawiać sposób jego argumentacji z wypowiedziami nowego potencjalnego premiera: łże-elity, "Gazeta Wyborcza" wywodząca się z KPP, opowieści o układzie, który jest wszędzie, teorie spiskowe utrudniające rządzenie Polską... Przy okazji afery billboardowej Jarosław Kaczyński stwierdził, że skoro nie ma dokumentów potwierdzających winę PO, to znaczy, że zostały zniszczone - brak dowodów okazuje się tym silniejszym przejawem istnienia niesprzyjającego mu systemu. W okresie doktrynalnego komunizmu często powtarzano tezę o zaostrzającej się walce klasowej wraz z postępami w budowaniu socjalizmu. Choć jestem zwolennikiem lustracji i dekomunizacji, z pewną przesadą mogę powiedzieć, że takie myślenie dostrzegam u obecnej ekipy rządzącej: "im więcej ujawniamy agentów, tym większy opór z ich strony, im silniej walczymy z układami, tym większe stwarzają zagrożenie".

Powstaje napięcie między zideologizowanym wyobrażeniem znajdującej się w fazie projektu IV RP a przaśną, wymagającą kompromisów rzeczywistością. To właśnie uwiera PiS - tyle chciałoby się zrobić, a tu trzeba się dogadywać z Giertychem, zwalczać liberałów i postkomunistów. PiS wchodzi w koalicję z partiami antyeuropejskimi, odwracającymi się plecami do globalizacji, podczas gdy globalizacja i integracja to najważniejsze problemy, z którymi borykają się wszystkie społeczeństwa i gospodarki. Liderzy PiS nie rozumieją, że to "nie ten etap", że ich myślenie o polityce jest anachroniczne.

- Ale może zgodne z oczekiwaniami "Polski przeciętnej": trochę nacjonalistycznej, tradycyjnie religijnej, podatnej na populizm, która w gospodarce chciałaby mieć więcej państwa niż prywatnej inicjatywy?

- Obawiam się, że to niemała część "Polski właśnie". Po ośmiu miesiącach rządów PiS ma prawie trzydziestoprocentowe poparcie i walczy o pierwsze miejsce z PO, a więc odwoływanie się do resentymentów antyniemieckich, antyliberalizmu, nadużywanie oskarżeń o antypolonizm, zamknięcie na różnorodność ma spore poparcie społeczne (nie dziwmy się też, że mamy zaledwie jedenastoprocentowy wskaźnik zaufania społecznego). Dość dużej części społeczeństwa nie razi chęć zawłaszczenia przez PiS państwa. Coraz częściej zresztą we frazeologii różnych partii mówi się o narodzie, a budowa społeczeństwa obywatelskiego nie tylko nie jest priorytetem tej ekipy rządzącej, ale przedmiotem krytyki.

Rządzący nawiązują do międzywojennych pokładów tradycji, nie zważając na to, że ówczesne pojmowanie roli państwa i narodu jest przestarzałe, a dzisiaj - groźne. Ta "recydywa tradycji" to wyraz niemożności zmierzenia się elity i części społeczeństwa z globalizującym się współczesnym światem. Udają, że te procesy Polski nie dotyczą.

Prof. JAN KOFMAN jest politologiem i historykiem; wykładowcą w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Uniwersytecie w Białymstoku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2006