Last minute Kirgistan

Ten kraj Azji Centralnej, o zachwycającej przyrodzie i krótkiej historii, ciągle szuka pomysłu na siebie. Tymczasem Rosja i Chiny zaciskają polityczne imadło.

16.10.2016

Czyta się kilka minut

Budowa jurty na Światowych Igrzyskach Nomadów, Kyrchyn Gorge (Kirgistan), wrzesień 2016 r. / Fot. Olivia Harris / GETTY IMAGES
Budowa jurty na Światowych Igrzyskach Nomadów, Kyrchyn Gorge (Kirgistan), wrzesień 2016 r. / Fot. Olivia Harris / GETTY IMAGES

Wielu mieszkańców Zachodu, nawet tych średniozamożnych, po przejściu na emeryturę wyjeżdża na stałe gdzieś za granicę. Bułgaria, Tajlandia, Ekwador... Za równowartość dwóch tysięcy dolarów miesięcznie żyją tam jak królowie. Warto więc bliżej przyjrzeć się Kirgistanowi – małemu państwu w Azji Centralnej. Bo połowa tej kwoty pozwoliłaby na miejscu zaspokoić potrzeby barona, jeśli nie księcia krwi królewskiej...

Kirgistan wita żarem lejącym się z nieba. Promienie słoneczne gwałtownie i chaotycznie chłostają skórę, niczym woda z rozbitego hydrantu. Nie ma gdzie się skryć przed tym morderczym przeciwnikiem. Ludzie snują się wolno po ulicach Biszkeku. Ich sztywne ruchy przywodzą na myśl sterowane roboty.

Największym skarbem tego kraju jest przyroda. Architektura miast i wsi nie dostarcza takich wrażeń jak tutejsze nieokiełznane góry czy jeziora w kolorze bławatków.

Ale w rządowym centrum kartograficznym w stolicy, gdzie można zaopatrzyć się w potrzebne mapy, czas jakby się zatrzymał. Panie i panowie wchodzą i wychodzą z pokojów w korytarzach o niskich sufitach, snują się po nakrapianych betonowych podłogach. Z sobie tylko znanym celem. Wchodzą i wychodzą. Bez przerwy. Jak w mantrze. Wejście, wyjście, wejście.

Nikt o nic nie pyta. Nikt z nikim nie rozmawia. Najpierw zniknięcie w czeluściach zadymionych pokojów. I zaraz potem wynurzenie się, z natychmiastowym zatrzaśnięciem drzwi. In and out. Korytarze zdają się łączyć różne światy. Są szlakiem, którym przemyka się chyłkiem, byle szybciej. Na wstrzymanym oddechu, tak żeby nie zachłysnąć się korytarzowym powietrzem.
Szukanie na siłę mistycyzmu w tych manewrach ciał okazuje się mało produktywne. Powód jest bardziej prozaiczny. – Internetu brak – tak mówi odźwierny na parterze.

Ku demokracji?

W Kirgistanie do niedawna brakowało jeszcze jednej rzeczy: demokracji parlamentarnej.

Po dwóch rewolucjach – w 2005 r. oraz pięć lat później – dokonano zmiany konstytucji. W efekcie państwo to stało się pierwszym w regionie Azji Centralnej, gdzie rzeczywistą władzę ma dzierżyć premier poprzez reprezentację parlamentarną. Teoretycznie. W praktyce prezydent Ałmazbek Atambajew, dysponując własnym zapleczem politycznym w legislatywie, w dużym stopniu wpływa na podejmowane decyzje.

Ostatnie wybory do jednoizbowego parlamentu, przeprowadzone w 2015 r. i względnie pozytywnie ocenione przez misję OBWE, lekko zatrzęsły sceną polityczną w Kirgistanie. Nie na tyle jednak, żeby zmienić prorosyjski kurs kraju.

Po 2010 r. międzynarodowi eksperci określali Biszkek jako ostoję demokracji i tolerancji w Azji Centralnej. W tym roku wizyta Angeli Merkel podkreśliła tylko nadzieje, które Europa wiąże z Kirgistanem. Kanclerz Niemiec, w zgodzie z dyplomatycznym protokołem i polityczną poprawnością, wyraziła uznanie dla drogi obranej przez Biszkek.

Pominięto natomiast milczeniem kwestie kontrowersyjne. Takie jak regularne zatrzymania opozycyjnych polityków, oskarżanych o rzekome planowanie przewrotów i korupcję. Czy jeszcze do niedawna dyskutowaną w kirgiskim parlamencie ustawę o „zagranicznych agentach”, czyli instytucjach otrzymujących wsparcie finansowe z zagranicy – na wzór ustawy przyjętej przez rosyjską Dumę, na mocy której ostatnio na listę „agentów” wpisano Stowarzyszenie Memoriał.

W przypadku Kirgistanu po przegłosowaniu tego prawa działalność organizacji międzynarodowych, dostarczających niezbędną pomoc rozwojową, zostałaby ograniczona. Parlament – z pobudek czysto ekonomicznych – w końcu zawetował ustawę. Ale prezydent Atambajew nie krył swojego poparcia dla tego rozporządzenia.

Prawie 90 proc. społeczeństwa w Kirgistanie wyznaje islam. Wartości „tradycyjne” znajdują się w głównym nurcie, co w przeszłości nie przeszkadzało w aktywności np. środowisk mniejszości seksualnych. Obecnie jednak nasila się kampania, która skutkuje nawet licznymi fizycznymi atakami na przedstawicieli tych grup. Jest czystą formalnością przyjęcie przez parlament, znów skopiowanej z rosyjskiego wzorca, ustawy srogo penalizującej zachowania homoseksualne.

Proza życia

Do marszrutki z Karakoła w kierunku Bałykczy wsiada kilku niezbyt świeżych dżentelmenów. W rękach trzymają powrozy, co może oznaczać tylko jedno: wracają z targu zwierząt. Mówią po kirgisku, często wplatając rosyjskie słowa i frazy. Jeden z nich – ziejący alkoholem niski mężczyzna o imieniu Sułtanbek – mówi, że ma 52 lata. Wygląda na lat 70; wiejskie życie w Kirgistanie nie oszczędza.

Sułtanbek sprzedał krowę za 40 tys. somów. – Lubiłem swoją Mućkę – mówi. – Dała mi osiem cieląt. Ale djengi potrzebne, więc sprzedałem.

Marszrutka mija smutne wsie i przydrożne zabudowania. W szarościach poranka wyglądają jeszcze mizerniej niż w rzeczywistości. Opuszczone stacje benzynowe, budy, blaszaki, kramy i różne konstrukcje budowlane, stojące chyba tylko dzięki sile woli właścicieli.

Trasa marszrutki wiedzie południową stroną jeziora Issyk-Kul. W lokalnym dialekcie znaczy to „gorące morze”. Drugie największe słone jezioro na świecie po Morzu Kaspijskim. Niskie fale biją o brzeg. Mgły zasnuwają niedalekie wzgórza. Kilka miesięcy temu marynarka rosyjska przeprowadzała w tym miejscu testy torpedy nowej generacji. Ponoć skład wody jeziora zbliżony jest do warunków „bojowych”. A możliwość podpatrzenia ćwiczeń przez wraże siły, ze względu na lokalizację, ograniczona.

Poranny deszcz zacina o rozbitą szybę busika. Dziura po kamieniu jest wyraźna. Odchodzące od niej pęknięcia przypominają cienką pajęczynę. Trudno z całą stanowczością stwierdzić, w jaki sposób kierowca rozpoznaje drogę. W kulturze, gdzie praktycznie każdy samochód może być taksówką, podobny widok nikogo nie dziwi.

Do unii (rosyjskiej) marsz

Dwugodzinna rozmowa z Sułtanbekiem i jego towarzyszami to dziwna mieszanina długich monologów, zdawkowych odpowiedzi i mruknięć oraz krótkich kiwnięć głową. Pytani o sytuację polityczną w kraju, mężczyźni zazwyczaj milkną. O tym, że Kirgistan został członkiem sponsorowanej przez Moskwę Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej (EUG), słyszeli. Szczegółów nie znają. Lecz to właśnie w nich tkwi diabeł.

W związku ze swoim położeniem geograficznym i pozycją międzynarodową warianty geopolitycznych ruchów Kirgistanu są mniej niż skromne. Z jednej strony były sowiecki hegemon, wciąż patrzący na republiki Azji Centralnej łakomym wzrokiem. Z drugiej Chiny – promujące ideę nowego Jedwabnego Szlaku, mającą u podstaw współpracę ekonomiczną i inwestycje infrastrukturalne.

Po latach lawirowania w 2015 r. Biszkek podjął strategiczną decyzję o dołączeniu do rosyjskiej EUG. Wśród kirgiskich oficjeli trudno było z tego tytułu doszukiwać się euforii. Prezydent Atambajew nazwał nawet ten krok „mniejszym złem”. Bo Kirgistan był postawiony w sytuacji bez wyjścia. Na Zachód liczyć nie może. Pekin opiera swoją politykę zagraniczną w stosunku do mniejszych państw na zasadzie transakcyjności. Jedynie Kreml był wystarczająco zdeterminowany, żeby złożyć konkretną ofertę. Alternatywy nie było.

Rosja, swoim zwyczajem, zastosowała przy okazji metodę kija i marchewki. Eksponując zalety swojej unii, zaproponowała pakiet inwestycji i projektów, które miały wyrównać potencjalne straty nowemu członkowi euroazjatyckiego klubu. Były to m.in. nakłady na energię wodną czy specjalny bilateralny fundusz inwestycyjny wart 1,2 mld dolarów.

Kijem natomiast był, prócz znacznej obecności wojskowej na terenie Kirgistanu, status kilkuset tysięcy Kirgizów, którzy pracują w Rosji. W przypadku niesubordynacji Biszkeku los tych emigrantów zarobkowych byłby przesądzony. A że przesyłając co miesiąc wysokie transfery pieniężne, podbudowują oni budżety swych rodzin, załamanie się tego źródła dochodu części ludności w tym niespełna sześciomilionowym kraju mogłoby nawet zdestabilizować sytuację polityczną.

Chiny na ratunek
Rok później rezultaty członkostwa Biszkeku w Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej są co najwyżej mieszane. Udział w projekcie Moskwy podkreślił nie tylko zależność ekonomiczną Kirgistanu od Kremla, ale też słabość tutejszej gospodarki.

Handel z krajami ościennymi wyraźnie się zmniejszył. Widać to szczególnie na przykładzie reeksportu chińskich towarów. Był to biznes sięgający 1,5 mld dolarów rocznie. Dziś wymiana handlowa z Kazachstanem – krajem, do którego w głównej mierze przesyłane były stąd dalej produkty z Chin – spadła o 50 proc. Z kolei obroty z Chinami obniżyły się w 2015 r. o prawie jedną piątą. Minister gospodarki w jednym z wywiadów obwinił za zaistniałą sytuację właśnie przynależność do EUG. Teraz, dzięki zniesieniu ceł i granic wewnętrznych między uczestnikami kremlowskiej inicjatywy, towary wędrują bezpośrednio do Kazachstanu. Misja Kirgistanu jako pośrednika w przepływie produktów z Państwa Środka dobiegła więc końca.

Widać to szczególnie na bazarze Dordoi nieopodal Biszkeku. Ten największy plac targowy w Azji Centralnej – dający pracę 60 tysiącom ludzi i generujący przepływy w setkach milionów dolarów – ma przed sobą niepewną przyszłość. Chińskie artykuły nie płyną już szerokim strumieniem. Na różnokolorowych kontenerach, z których bezpośrednio prowadzi się handel, pojawiają się ogłoszenia o wynajmie lub sprzedaży. Nastroje wśród właścicieli są minorowe.

Rosyjskie obietnice korzyści z członkostwa w EUG okazały się puste. Podobnie jak obietnice inwestycji. Z powodu braku postępów w pracach parlament kirgiski unieważnił energetyczne umowy z rosyjskimi koncernami. Niedawno minister spraw zagranicznych zaproponował swojemu chińskiemu odpowiednikowi relokację przemysłu ciężkiego z Chin za granicę. Biszkek potrzebuje kapitału i patrzy na wschód.

Władze chińskie odwzajemniają zainteresowanie. Dla Pekinu współpraca regionalna i wymiana handlowa to filary polityki zagranicznej. A Kirgistan znalazł się ostatnio na chińskim radarze z jeszcze jednego powodu. W sierpniu Biszkek był świadkiem ataku terrorystycznego na ambasadę Chin. Sprawcami, jak podają lokalne służby specjalne, byli Ujgurzy z Islamskiego Ruchu Wschodniego Turkiestanu, działającego na terenie prowincji Sinciang. Pekin zaczął zatem eksportować nie tylko tanie produkty i inwestycje, ale również własne problemy wewnętrzne.

Czas w drogę

Jest środek nocy. Nad jeziorem Song-kol w centralnym Kirgistanie, ponad 3 tys. m nad poziomem morza, chwycił mróz. Za sprawą gwiazd niebo jest gęste i puszyste niczym serek waniliowy. Wystarczy sięgnąć łyżką do Drogi Mlecznej, żeby rozkoszować się smakiem galaktycznego musu.

Gdzieś tam z wysoka spogląda na Kirgizów ich legendarny bohater Manas – zwycięzca wielu bitew i praojciec narodu. Wiatr niesie po płaskowyżu rżenie tabunów koni.

Kirgistan zaprasza. Choć oferta last minute nie obejmuje ubezpieczenia. ©

MICHAŁ ROMANOWSKI pracuje w warszawskim biurze German Marshall Fund. Zasiada w zarządzie Centrum Inicjatyw Międzynarodowych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2016