Wybory w stepie

Kirgizi wybrali właśnie na przywódcę człowieka głoszącego potrzebę rządów twardej ręki i zdecydowali, by dać mu władzę możliwie największą.
w cyklu STRONA ŚWIATA

12.01.2021

Czyta się kilka minut

Prezydent Sadyr Dżaparow w Biszkeku, 8 stycznia 2021 r. Fot. VYACHESLAV OSELEDKO/AFP/East News /
Prezydent Sadyr Dżaparow w Biszkeku, 8 stycznia 2021 r. Fot. VYACHESLAV OSELEDKO/AFP/East News /

Do prezydenckiego pałacu Sadyr Dżaparow, bo tak nazywa się wybraniec Kirgizów, trafił niemal prosto z więziennej celi, prawie jak przed ćwierć wiekiem Nelson Mandela. Ale to jedyne, co łączy Kirgiza z południowoafrykańskim patriarchą i sumieniem całej Afryki, najsłynniejszym więźniem politycznym ubiegłego stulecia.

Zaczęło się od złota

Dżaparow też siedział w więzieniu za politykę, ale nie za walkę o niepodległość. Jesienią 2013 r. został skazany na 11 i pół roku pozbawienia wolności za sabotaż i kidnaping. Poszło o zamieszki, w jakie przerodziła się demonstracja jego zwolenników, którzy w jego rodzinnych stronach, prowincji Issyk-Kul, imienniczce leżącego na jej terenie jeziora, domagali się od rządu, żeby odebrał tamtejszą kopalnię złota kanadyjskiej firmie, której ją wcześniej sprzedał. Dżaparow, prowincjonalny polityk, na tym właśnie wybił się na wielkiej scenie politycznej w stołecznym Biszkeku. Twierdził, że najbogatszą kopalnię złota sprzedano Kanadyjczykom za grosze i że płacą oni teraz kirgiskiemu państwu grosze za koncesję na jej użytkowanie. Trują za to środowisko, woda nie nadaje się do picia, a powietrze do oddychania. Żądał, by kopalnię Kumtor znacjonalizować albo przynajmniej wytargować u Kanadyjczyków korzystniejsze warunki dzierżawy. W 2012 r. z grupą zwolenników demonstrowali przed Białym Domem, siedzibą prezydenta w Biszkeku, a nawet podjęli próbę wzięcia jej szturmem (Dżaparow i kilku towarzyszy dostało za to po półtora roku więzienia). Rok później, podczas kolejnej demonstracji w mieście Karakol, stolicy prowincji Issyk-Kul, doszło do rozruchów, a ich uczestnicy, w pewnej chwili, pojmali gubernatora prowincji jako zakładnika. To właśnie posłużyło prokuratorom z Biszkeku do oskarżenia Dżaparowa o kidnaping i niemal handel żywym towarem. Dżaparowa nie było wtedy nawet w kraju, ale skazano go na więzienie, twierdząc, że z zagranicy, przez telefon dowodził rokoszem i uprowadzeniem gubernatora (siedział przez cały czas zamknięty w samochodzie jednego z krewnych Dżaparowa).

Przez następne cztery lata przebywał zagranicą – w Turcji, na Cyprze, Białorusi i w Kazachstanie (przez jakiś czas także w Polsce, gdzie przed procesami o finansowe malwersacje ukrywała się jego siostra), i dopiero wiosną 2017 r. postanowił wrócić do kraju, żeby stanąć do ogłoszonych właśnie wyborów prezydenckich. Przeliczył się, bo żegnając się z władzą, ustępujący prezydent Ałmazbek Atambajew czyścił polityczne pole przed namaszczonym przez siebie faworytem i pozbywał się wszystkich, którzy mogli przeszkodzić w sukcesji lub ją choćby utrudnić. Wkrótce po powrocie Dżaparow został aresztowany, osądzony, skazany i wtrącony do więzienia.

Świat zza krat

Jednak już wtedy cieszył się sławą kirgiskiego nacjonalisty – patrioty, upominającego się o interesy Kirgizów. Zasłużył sobie na nią walką z Kanadyjczykami o kopalnię złota, ale także o przebieg granicy z Kazachstanem i pastwiska Karkyr na przygranicznych stepach, które rząd w Biszkeku oddał Kazachom. Wkraczając na polityczną scenę związał się z jedną z partii, odwołujących się do kirgiskiego nacjonalizmu, zwracającego się zwykle przeciwko zruszczonej, wielkomiejskiej elicie z Biszkeku. A także Uzbekom, stanowiącym ok. 15 proc. 6,5-milionowej ludności kraju i mieszkających głównie na jego południu, w Kotlinie Fergańskiej, rozdzielonej między Kirgizję, Tadżykistan i Uzbekistan.


Czytaj także: Nie wolne wybory, lecz rewolucje stają się najpowszechniejszym sposobem wymiany władzy w Kirgizji


 

Na politycznym wygnaniu stał się też sławą kirgiskiego internetu, zwłaszcza wśród setek tysięcy kirgiskich robotników sezonowych, wyjeżdżających co roku za chlebem do Rosji. Dżaparow stał się dla nich wyrocznią, tłumaczem rzeczywistości i przewodnikiem. Kiedy epidemia COVID-19 unieruchomiła świat i zmusiła Kirgizów do wyjazdu z Rosji do domu, to oni i ich krewni stali się politycznym zapleczem i wyborcami Dżaparowa.

Ale Dżaparow cieszył się też wśród Kirgizów opinią polityka zamieszanego w konszachty z podejrzanymi ludźmi interesu, a nawet światem przestępczym. Pracował dla prezydenta Kurmenbeka Bakijewa (2002-2010), którego panowanie zapisało się w pamięci jako czas powszechnej korupcji, kumoterstwa i złodziejstwa. Dżaparow był u Bakijewa posłem, a podczas ostatnich dwóch lat panowania szefował Agencji do Walki z Korupcją.

Zanim zajął się polityką, wraz z dziewięcioma braćmi w rodzinnej wiosce Keng Suu w prowincji Issyk-Kul prowadził interesy w dochodowej branży paliwowej, a jego bracia wspominają, że w tamtych czasach prywatyzacji wszystkiego, co składało się niegdyś na kirgiską część Związku Radzieckiego, nawet kładąc się spać, zabierali pod poduszki pistolety i karabiny. Prowincja Issyk-Kul znana jest w Kirgizji z tego, że wydała wielu ważnych polityków i udanych przedsiębiorców, a jeszcze więcej królów podziemia.

Rewolucja, rewolucja!

Z pięciu poradzieckich krajów Azji Środkowej Kirgizja jako jedyna nie przerodziła się w satrapię. W Uzbekistanie, Kazachstanie, Tadżykistanie i Turkmenii rządzili absolutni, rzadziej oświeceni (przypadek kazachski) władcy, którzy albo ogłaszali, że będą rządzić do śmierci, albo mając za nic konstytucyjne zapisy, przedłużali panowanie według własnego widzimisię. W Kirgizji tylko jeden prezydent, Ałmazbek Atambajew (2011-2017) doczekał końca kadencji i po dobroci przekazał władzę następcy. Obaj jego poprzednicy, Askar Akajew (1991-2005) i Kurmanbek Bakijew, a także następca Sooronbaj Dżeenbekow (2017-2020) zostali obaleni wskutek ulicznych rewolucji, które Kirgizi wzniecali, gdy uznawali, że ich przywódca nie radzi sobie z rządzeniem lub zanadto się do władzy przywiązuje.

Ostatnia z ulicznych rewolucji wybuchła w październiku, po wyborach do parlamentu, które Kirgizi uznali, że zostały przez rządzących bezczelnie oszukane. Ledwie ogłoszono wyniki elekcji, a na placu przez pałacem prezydenckim w Biszkeku znów zebrał się tłum i w środku nocy wziął go szturmem. Prezydent uciekł wraz z premierem i ministrami, a rewolucjoniści zajmując kolejne rządowe gmachy, uwolnili z więzień ludzi skazanych według nich za politykę. W ten sposób wolność odzyskał także Dżaparow. O ile jednak inni uwolnieni więźniowie czym prędzej jechali do domów, Dżaparow ruszył od razu na plac przed zdobytym przez rewolucjonistów pałacem prezydenckim, wdarł się na mównicę i niespodziewanie stał się jednym z przywódców rewolucji.

Rewolucjoniści i zdobywcy

Do dziś mało kto potrafi wyjaśnić, w jaki sposób prosto z więziennego lochu 52-letni Sadyr Dżaparow wybił się na sam wierzchołek piramidy władzy. Rewolucja, którą wywołali młodzi, wolni od politycznych układów, za to oburzeni łajdactwem i zakłamaniem rządzących, szybko rozpadła się na dwa co najmniej obozy. Ten składający się z polityków, którzy ucierpieli w wyniku sfałszowanych wyborów, szybciej wziął górę. I to on wyniósł do władzy Dżaparowa. Wybrano go na nowego szefa rządu, a gdy już jako premier zmusił do ustąpienia prezydenta Dżeenbekowa, także na nowego prezydenta.

Przejąwszy władzę w Biszkeku, Dżaparow unieważnił październikowe wybory, za to zjednał sobie starych posłów, przedłużając im kadencje aż do nowej elekcji, a także dotychczasowych dygnitarzy z rządu, pozwalając zachować im sprawowane posady. Pamiętał też o młodych, którzy podnieśli bunt. Ich przywódców także wziął do rządu, a wdzięcznych posłów łatwo przekonał, że od nowych wyborów parlamentarnych pilniejszą potrzebą będą prezydenckie, które uprawomocnią władzę szefa państwa. Za jego namową zgodzili się, aby wraz z elekcją prezydencką zapytać Kirgizów, jak chcą być dalej rządzeni. Czy chcą, by jak dotąd posłowie mieli tyle samo do powiedzenia co prezydent? Czy też może wolą powierzyć całą władzę prezydentowi, by rządząc zdecydowanie, ale sprawiedliwie, mógł on przeprowadzać potrzebne reformy i zaprowadzać porządek w kraju?


Wojciech Jagielski: Odsunięci od władzy prezydenci sądzeni są za nadużywanie władzy, łamanie konstytucji i korupcję. Kirgiz Ałmazbek Atambajew został właśnie skazany na pobyt w karnej kolonii.


 

W niedzielę Kirgizi opowiedzieli się za tym, żeby całą władzę oddać prezydentowi, a urząd ten powierzyć Dżaparowowi, który żeby móc startować w wyborach (sędziowie jeszcze jesienią unieważnili wykluczające go z elekcji skazujące wyroki), ustąpił ze stanowiska szefa państwa i powierzył je zaufanemu towarzyszowi.

Podejrzany zbawca

Zagłosowało na niego ponad trzy czwarte wyborców. Tyle samo opowiedziało się w referendum za tym, żeby z republiki parlamentarnej przerobić Kirgizję na prezydencką, taką samą, jakie mają w Kazachstanie, Uzbekistanie czy Tadżykistanie. Do wiosny posłowie mają przygotować projekt nowej konstytucji, która Kirgizom zostanie przedstawiona do akceptacji w kolejnym plebiscycie.

Dżaparow był pewniakiem i jego wygrana nie jest żadnym zaskoczeniem. Żaden ze znanych polityków „wagi ciężkiej” nie stanął z nim do pojedynku o prezydenturę, a z 16 rywali żaden nie wydał na kampanię wyborczą tyle co on. Podliczono, że przeznaczył na nią ponad 700 tys. dolarów, siedem razy więcej niż następny w kolejce miejscowy bogacz pozbawiony jakiegokolwiek politycznego znaczenia. Zsumowane wydatki wszystkich pozostałych kandydatów ledwie przekroczyły 50 tys. dolarów. Skąd Dżaparow miał taki majątek na wybory? „Dobrzy ludzie podarowali” – odpowiadał.

Dla przeciwników Dżaparowa to kolejny dowód na jego powiązania ze światem przestępczym, który wykorzystał październikową rewolucję, by wynieść go do władzy. Oczywiście, nie wbrew niemu, ale za jego zgodą. Jako nowy przywódca kazał aresztować Rahimbeka Matraimowa, byłego szefa urzędu celnego, którego w Kirgizji uważają za najważniejszego z miejscowych „ojców chrzestnych”. Wypuścił go, gdy Matraimow obiecał zwrócić do państwowego skarbca 25 mln dolarów, o których kradzież jest posądzany. Jeszcze przed końcem roku rzeczywiście pieniądze oddał, ale kirgiscy dziennikarze szacują, że do spółki z innymi „ojcami chrzestnymi” kirgiskich mafii, a także ujgurskich z chińskiego Turkiestanu Wschodniego, Xinjiangu, zrabowali w ostatnich latach i wywieźli z kraju nawet miliard dolarów, co stanowi ósmą część rocznych dochodów Kirgizji. Już jesienią, gdy sięgał po władzę, ambasada USA alarmowała, że w Kirgizji mafie próbują podporządkować sobie politykę i wybory, a samą Kirgizję nazwała „jednym z najważniejszych ogniw w łańcuchu przestępczego prania pieniędzy”.


Strona świata: serwis z reportażami i analizami Wojciecha Jagielskiego


 

Przeciwnicy Dżaparowa twierdzą też, że łamie prawo, jawnie próbuje zaprowadzić tyranię, a popierany przez niego projekt konstytucji, wprowadzającej prezydenckie rządy, nazywają „chanstytucją”. Ich zdaniem posłowie, których kadencje się skończyły i jedynie zostały przedłużone do nowych wyborów, nie mieli prawa podejmować decyzji w sprawie tak zasadniczej jak zmiana konstytucji. Omurbek Tekebajew, weteran kirgiskiej polityki i jeden z autorów obecnej konstytucji, narzeka, że forsowane przez Dżaparowa zmiany oznaczają, że Kirgizja cofnie się do czasów, gdy dopiero zdobywała niepodległość i zaczynała uczyć się demokracji.

Trump z Tienszanu

Dżaparow przekonuje, że tylko mając pełnię władzy w rękach będzie w stanie posprzątać bałagan, jaki zostawiły po sobie zruszczone, stołeczne elity. Mówi też, że nie jest żadnym nacjonalistą, a jedynie patriotą, że ani z Uzbekami, ani z Chińczykami nie chce walczyć, ale prowadzić interesy. Rosję z kolei nazywa najważniejszym i najlepszym sprzymierzeńcem Kirgizów. Uspokaja, że nie jest bolszewikiem, a odkąd przejął władzę, twierdzi, że nigdy tak naprawdę nie chciał odbierać Kanadyjczykom kopalni złota ani jej upaństwawiać.

Arkadij Dubnow, rosyjski znawca Azji Środkowej, nazywa Dżaparowa „Robin Hoodem, który każdemu mówi to, co chce usłyszeć”. Ponieważ lepiej mówi po kirgisku niż po rosyjsku, słucha go nie stolica, ale ludzie z prowincji, biedniejsi i gorzej wykształceni, tacy jak robotnicy sezonowi wyjeżdżający za chlebem do Rosji. Nie ma poglądów, a przynajmniej – stałych poglądów. Mówi tak, żeby przypodobać się ludziom. Odwołuje się do tradycji i religii (m.in. opowiada się za wprowadzeniem lekcji islamu do szkół), odcina od ksenofobii, ale nakazał, żeby w kirgiskich dowodach tożsamości wpisać rubrykę definiującą narodowość. W publicznych wystąpieniach często zaprzecza sam sobie, zapomina, co mówił poprzedniego dnia i kłamie jak najęty.

Wyśmiewa zarzuty, że zamierza wprowadzić tyranię. „W Kirgizji nie da się wprowadzić tyranii” – żartował w rozmowie z „The Economist”. „Ludzie ścierpią to rok, dwa, może nawet trzy, ale w końcu przegnają precz prezydenta, który tego popróbuje”.

Dubnow jest przekonany, że taki właśnie los, wcześniej czy później, spotka Dżaparowa. Nie spełni obietnic ani pokładanych w nim nadziei, a broniąc władzy, będzie jej coraz bardziej nadużywał. Aż w końcu przed prezydenckim pałacem w Biszkeku znów zbierze się tłum zwiastujący nadejście kolejnej rewolucji.

Po sąsiedzku

W niedzielę wybierali także sąsiedzi Kirgizów, liczniejsi i bogatsi Kazachowie, uważający się za ich starszych braci. Tamtejsze wybory parlamentarne były pierwszymi, odkąd po 30-letnim panowaniu prezydenckie stanowisko złożył pierwszy przywódca tego państwa Nursułtan Nazarbajew. Namaszczony na jego następcę Kassym-Żomart Tokajew zapowiadał, że pod jego rządami wiele się zmieni, ale niedzielne wybory przebiegły według utartego od lat scenariusza. Zwyciężyła bezapelacyjnie rządząca, nazarbajewowska partia Nur-Otan (Promienna Ojczyzna), zdobywając trzy czwarte głosów. W wyborach nie wystartowało żadne z opozycyjnych ugrupowań. Nie zostały zarejestrowane, a zgłoszona do wyborów Krajowa Partia Socjaldemokratyczna wycofała się z elekcji, gdy przebywający na wygnaniu we Francji Muchtar Abliazow, były oligarcha, a dziś wróg Nazarbajewa, wezwał swoich zwolenników w kraju, by w wyborach zagłosowali właśnie na socjaldemokratów, a wielką liczbą zdobytych przez nich głosów dowiedli siły i poparcia, jakim według Abliazowa cieszy się on wciąż w Kazachstanie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej