Kurtyna w górę!

Walą! Walą! Od rana znów walą tabunami – kwituje Straż Graniczna na przejściu w Mamonowie, oddzielającym Polskę od Obwodu Kaliningradzkiego.

18.08.2013

Czyta się kilka minut

Nie tak dawno świtało. Dzień będzie upalny, aż chce się zaszyć w cieniu, tymczasem w kolejce do odprawy granicznej, w pełnym słońcu, stoi sznur samochodów i obok – w mniejszym ogonku – autokary. W każdy weekend Gdańsk zalewa potop Rosjan.

Kiedyś symbolem przyjaźni polsko-radzieckiej był klub „Olsztyn” w Kaliningradzie. Dziś w „Olsztynie” jest dyskoteka i tańce na rurze. I dobrze, polsko-rosyjskie projekty nie potrzebują już sztucznych symboli.

Rosjanie przyjeżdżają do Polski przede wszystkim na zakupy: kupują żywność, sprzęt AGD, ubrania. Ale nie chodzi tu jedynie o shopping, prostą konsumpcję: otwarcie – przeszło rok temu – małego ruchu granicznego pomiędzy sąsiadującymi terytoriami Polski i Rosji otworzyło Rosjanom okno na kawałek Europy. Aby podróżować po europejskich metropoliach, potrzebują wiz; do Gdańska mogą przyjechać, okazując na granicy jedynie paszport.

Dla wielu młodych jest to okazja do zwiedzenia muzeów, pójścia do teatru, wejścia w klimat miasta, którego nie znają, a które leży tylko 130 kilometrów od Kaliningradu. Siedząc w autokarze, wertują przewodniki, studiują mapę Gdańska. Dla wielu młodych Rosjan interesujących się kulturą duże znaczenie mają takie nazwiska jak Andrzej Wajda czy Krzysztof Zanussi – „towary” eksportowe znad Wisły. Do Gdańska przyjeżdżają, by zapoznać się z polską kulturą i dziedzictwem historycznym miasta. Dzięki małemu ruchowi granicznemu, młodzież przekracza jeszcze jedną granicę – symboliczną – mówi się o niej „złota kurtyna” – odgradza Europę Wschodnią (tę „gorszą”) od reszty kontynentu.

Kaliningrad znika

Po II wojnie światowej Europę podzieliła „żelazna kurtyna”. „Złota kurtyna” nie jest oczywiście tym samym, jednak dla młodych z Europy Wschodniej stanowi dziś dotkliwą przeszkodę w rozwoju. Zdarza się, że wybitni studenci nie mają szansy wyjechać na stypendia zagraniczne, niemożliwe jest odbycie stażu. Na Wschodzie często można usłyszeć słowa, że Polska jest okazją do zdobycia doświadczenia zawodowego czy podniesienia kwalifikacji.

Tymczasem wielu ekspertów zajmujących się Europą Wschodnią powtarza jak mantrę, że Moskwa nie jest zainteresowana biznesem, kontaktami handlowymi, projektami społecznymi z Polską, bo Rosjanie wolą prawdziwy Zachód. Tezę tę ukuto kilka lat temu, kiedy z rosyjskiego MSZ wyciekła lista tzw. krajów priorytetowych dla moskiewskiej dyplomacji – Polska znalazła się na dalekim miejscu. Czy to oznacza, że na sąsiedztwie z Rosją nie można dobrze zarabiać? Korzystać z potencjału intelektualnego tamtejszych elit? Rozwijać relacji kulturalnych?

Po kolei. Po pierwsze, zostawmy na boku politykę i postarajmy się trzeźwo ocenić sytuację: Rosja jest największym państwem świata, Polska średnim krajem europejskim. Dla Moskwy biznes prowadzony z Polską nigdy nie będzie na pierwszym miejscu. Ale to nie znaczy, że sąsiedztwo z Rosją nie może być lukratywne. Do tej pory nasza współpraca z Kaliningradem była martwa, pozostawaliśmy zamknięci na ten obszar: podczas konferencji eksperckich na temat Wschodu, często nie wymieniano Rosji jako sąsiadki Polski. Mówiono o strategicznym sąsiedztwie z Białorusią, Ukrainą, wspominano o Litwie, pojawiała się nawet Mołdawia. Tak, jakby Obwód Kaliningradzki chciano wymazać z mapy świata.

Podczas jednej z takich debat dr Jerzy Bahr, wybitny dyplomata, były ambasador Polski w Moskwie, postulował, by zwrócić uwagę właśnie na Kaliningrad. Kiedy Bahr wymieniał korzyści płynące z tego sąsiedztwa (zna specyfikę Kaliningradu jak nikt inny, pracował w tamtejszej placówce dyplomatycznej), z kuluarów odezwał się głos oburzenia: – Tak, tak. Razem z tym otwarciem granicy zaleje nas ruska mafia i prostytutki chore na AIDS.

Choć z reżimem Aleksandra Łukaszenki biznes prowadzi się o wiele trudniej (oficjalne kontakty Warszawy i Mińska są zamrożone), a kontakty kulturowe są znikome, natomiast Ukraina jest państwem przeżartym korupcją, gdzie donieccy oligarchowie dorabiali się pieniędzy, interesy nieraz skrapiając krwią, to wielu publicystów ostrzega właśnie przed rosyjskim kapitałem i współpracą z Rosją.

Jednak historia potoczyła się swoim rytmem. Mały ruch graniczny uruchomiono ponad rok temu i Gdańsk nieźle na tym zarobił.

Granica pęka

Anna Kieturakis zajmuje się w gdańskim Urzędzie Miasta koordynacją projektów z Europą Wschodnią (w tym z Obwodem Kaliningradzkim).

– Jeszcze niedawno priorytetem była realizacja projektów w krajach partnerstwa wschodniego. I choć wciąż współpracujemy z tą szóstką państw, to na prowadzenie wysunął się zdecydowanie Kaliningrad – opowiada Kieturakis.

Kieturakis wykonuje pracę u podstaw. Organizuje wymianę dzieci ze szkół polskich i rosyjskich, koordynuje nawiązywanie kontaktów i współpracę pomiędzy przedszkolankami z Polski i Rosji (projekt służy dzieleniu się doświadczeniami), organizuje polsko-rosyjskie rozgrywki piłkarskie na gdańskich Orlikach (w tym roku projekt zrealizowano przy współpracy z Polsko-Rosyjskim Centrum Dialogu i Porozumienia) czy wymiany szkół muzycznych. Długo by wymieniać projekty koordynowane przez Annę Kieturakis. Każdy z nich poprzedzają żmudne biurokratyczne przygotowania: setki telefonów, pism, umów, ustaleń. – To praca, której efekty nie są spektakularne – komentuje Kieturakis.

Nieprawda. Rezultaty tej pracy sprawiają, że współpraca Gdańska i Kaliningradu przekłada się na życie. Rozmowy z mieszkańcami tych miast uświadamiają, że sąsiedztwo nie jest już sztuczne. Więcej: podczas spotkań z dziennikarzami, analitykami w Kaliningradzie padają dziesiątki pomysłów, czym jeszcze można je wypełnić: współpraca lekarzy, inżynierów, staże dziennikarskie. Mieszkańcy Kaliningradu chcą się od Polski uczyć, studiować polskie osiągnięcia transformacyjne.

Kieturakis przyznaje, że kiedy wprowadzano mały ruch graniczny, część gdańszczan była dość nieufna. Bano się, że na ulicach miasta będą rozgrywać się sceny rodem z filmu „Bandycki Petersburg”, a po mieście zaczną jeździć pijani kierowcy. Tymczasem gdańszczanie zdziwili się, że otwarcie granicy nie przysporzyło miastu kłopotów: nie wzrosła przestępczość, nie zaczęły na większą skalę ginąć samochody, nie wzrosła liczba wypadków.

Podróż sentymentalna

Gdańsk był miastem wielokulturowym. W metropolii są wpływy niemieckie, brytyjskie, ale jest też ślad rosyjski: w mieście tym znaleźli także schronienie – przed wyruszeniem w dalszą drogę na Zachód – „biali”, uczestnicy wojny domowej w Rosji w latach 1917-20.

Kieturakis: – Gdańsk jest miastem, do którego wielu ludzi przyjeżdża w podróż sentymentalną. Są to oczywiście Niemcy, ale także Rosjanie. Starsi turyści przywołują wspomnienia z dzieciństwa, młodsi poszukują grobów swoich rodzin na cmentarzach.

Zdaniem Kieturakis Rosjanie wpasowali się w klimat miasta.

– Historia splotła nasze narody, dlatego gdańszczanie szybko zaakceptowali rosyjską obecność. Cieszy także fakt, że nasze miasto wypełnia piękny język rosyjski. Język cieszący się coraz większą popularnością, o czym świadczy duży wzrost zainteresowania filologią rosyjską – opowiada Kieturakis.

W weekendy parkingi galerii handlowych wypełniają auta z rosyjskimi rejestracjami. ­Artykuły AGD, żywność, ubrania – wszystko jest w Polsce tańsze niż w Rosji (w dodatku przy zakupie zwracany jest podatek VAT). Towar znika ze sklepów, dlatego też w Gdańsku nie ma rusofobów: gdańszczanie przekonali się, że na sąsiedztwie z Rosją można dobrze zarobić. Chodzi nie tylko o handel, ale także usługi. Jadąc z Gdańska do Kaliningradu, można przeczytać dziesiątki ogłoszeń w języku rosyjskim: stolarze oferują meble na wymiar, pszczelarze miód, jubilerzy biżuterię.

Kieturakis: – Niedawno Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska, powiedział w wywiadzie dla rosyjskiego dziennika, że w mieście pojawią się napisy informacyjne w języku rosyjskim. Oponenci polityczni prezydenta podnieśli wrzawę. Ale poparli go mieszkańcy.

Agent w ukryciu

Anna, studentka z Kaliningradu, mówi o sobie „działaczka”. Wraz z paczką młodych ludzi stara się ożywić Kaliningrad. Miasto – nie tyle okaleczone przez wojnę, co praktycznie zrównane z ziemią – przypomina dziś industrialny moloch. Tłoczne ulice, zakłady przemysłowe, blokowiska, duch Królewca praktycznie uleciał. – Brakuje nam imprez kulturalnych, otwarcia na Europę, wymiany z tamtejszą młodzieżą – mówi Anna.

W Kaliningradzie działalność Anny i jej znajomych jest dość ograniczona. Przy pomocy internetu (reklama) i właściciela jedynej w mieście klubo-kawiarni „Kwartira” organizują kawiarnię naukową. Są to spotkania młodych ludzi z ludźmi nauki. Wykłady naukowców mają charakter popularny i luźny. Prelegentowi można przerywać, zadawać naiwne pytania. Po spotkaniu jest dyskusja. Anna odwiedziła Gdańsk, rozmawiała z tamtejszymi animatorami życia kulturalnego, przeszła się po muzeach, poznała swoich rówieśników.

Anna: – Zachwyt. To miasto tętni życiem.

Anna chciałaby, aby w Kaliningradzie rozwijały się takie projekty jak np. „inkubator biznesu” – pokazujący, w jaki sposób młodzi mogą rozwijać własny interes.

Europejskie Centrum Solidarności, instytucja mieszcząca się w Gdańsku, realizuje m.in. program „Akademia Solidarności” – projekt ten jest adresowany do studentów i doktorantów. Jego celem jest zaprezentowanie młodym ludziom z zagranicy zmian, jakie zaszły w Polsce po 1989 r.

Nedim Usejnow, pracownik ECS odpowiadający za kontakty ze Wschodem, przyznaje, że jego instytucja także zamierza wykorzystać mały ruch graniczny. – ECS – mówi – chce pokazywać młodym ludziom, czym jest demokracja. Opowiadać o polskiej transformacji, o tym, w jaki sposób wydarzenia w naszym kraju wpłynęły na los Europy Wschodniej.

Dla Rosjan takich jak Anna otwarcie granicy i projekty podobne do realizowanych przez ECS są ważne. Młodzi – na wzór europejski – chcą działać w organizacjach trzeciego sektora, organizować imprezy kulturalne, dyskusje, konferencje. Ogranicza ich państwo – uchwalona w Rosji ustawa o „zagranicznych agentach” zabrania organizacjom pozarządowym korzystania z zagranicznych grantów. W taki sposób Kreml stara się zamrozić działalność ważnych centrów analitycznych i fundacji zajmujących się badaniem historii oraz dziedzictwa rosyjskiego, jak na przykład Centrum Lewady czy fundacja Memoriał. Przy okazji paraliżuje się oddolne inicjatywy młodzieżowe, ponieważ wszystko – szkolenia, konferencje, projekty kulturalne, wymianę pomiędzy Polską a Rosją – można podciągnąć pod ustawę o „agentach”. W takiej rzeczywistości wsparcie młodzieży z Kaliningradu i szerzej: z Rosji (w mądry sposób) jest wyjątkowo potrzebne.

Wasyl Wasiliew, dziennikarz i przedsiębiorca z Kaliningradu: – Mały ruch graniczny to dla wielu mieszkańców Kaliningradu cud. Granica została dla nas otwarta dopiero rok temu, a już widać, jak rozwija się handel. Są też polsko-rosyjskie projekty przemysłowe. Dzięki tej idei Kaliningrad nie jest już zamkniętą enklawą, Polska otworzyła nam okno do Europy.

Zagadkowa rycina

Europa – która dzięki małemu ruchowi granicznemu jest dostępniejsza dla mieszkańców Kaliningradu – to nie tylko biznes i handel. To także kultura. Fenomenem Gdańska jest teatr szekspirowski. Fakt, że w XVII-wiecznej gdańskiej Szkole Fechtunku mieścił się teatr elżbietański, potwierdza rycina holenderskiego artysty Petera Willera z ok. 1650 r. oraz odkrycia archeologiczne. Powstanie teatru wiązało się z wizytami angielskich aktorów w XVII w. Dziś budowa nowej siedziby teatru jest jedną z ważniejszych inicjatyw Gdańska (bryła ma posiadać tradycyjną formę teatru elżbietańskiego). Teatr będzie nawiązywać do tradycji miasta i pozwoli na jeszcze większą skalę rozwijać odbywający się co roku Festiwal Szekspirowski. Festiwal – organizowany od 1993 r. – zaprasza przedstawienia szekspirowskie z kraju i ze świata, po spektaklach odbywają się dyskusje z artystami. I tu także jest bogaty wątek rosyjski.

Joanna Śnieżko-Misterek, dyrektor organizacyjny Festiwalu Szekspirowskiego: – Mamy świadomość, że teatr rosyjski jest bardzo dobry, chcemy więc wiedzieć, co się w Rosji wystawia. Nieżyjący już prof. Andrzej Żurowski obserwował, co działo się na rosyjskich scenach teatralnych, dowiadywał się, jakie spektakle warto zaprosić do Polski.

Podczas Festiwalu Szekspirowskiego Gdańsk odwiedziło wielu artystów z Rosji. Wystawiano np. „Hamleta” w reżyserii Wiktora Kramera (teatr z Petersburga). Śnieżko-Misterek określa ten spektakl jako wybitny. Chodzi o grę aktorów, a także o fakt, że widownia była umieszczona na scenie obrotowej.

Śnieżko-Misterek: – Robiło to niesamowite wrażenie. Dzięki temu zabiegowi świat, w którym rozgrywała się akcja Hamleta, był tak blisko nas – widzów.

W 2003 r. w Gdańsku gościł także teatr Nikołaja Kolady z Jekaterynburga. W rosyjskim teatrze Kolada jest ważną osobistością, jego sztuki (zakładające ciągłe eksperymenty) miały duże znaczenie dla rosyjskiego teatru lat 90. – dlatego też to dziesięciolecie nazwano „dekadą Kolady”.

W pamięci Śnieżko-Misterek zostało wiele wybitnych spektakli z Rosji, m.in. „Burza” zrealizowana przez Teatr im. Komisarżewskiej z Petersburga, „Romeo i Julia” w reżyserii Natalii Łapinej czy „Lear. Komedia” w reżyserii Konstantina Bogomołowa.

– Bogomołow włączył do spektaklu ważne wątki z historii swojego kraju. Akcja „Króla Leara” nawiązywała do czasów radzieckich. Spektakl ten cieszył się wielkim powodzeniem, także z tego powodu, że w Rosji został ocenzurowany. Twórcy byli bardzo zaangażowani: dla widzów przygotowali małe „kompendium wiedzy” z opisem ról i kontekstu historycznego – opowiada Śnieżko-Misterek.

Na spektakle do Gdańska przyjeżdża także publiczność z Rosji. W Polsce mogą zobaczyć choćby nieocenzurowany spektakl Bogomołowa. W rosyjskiej prasie pojawiają się recenzje sztuk wystawianych w Polsce.

Za każdym razem, kiedy podczas Festiwalu Szekspirowskiego w teatrze opada kurtyna, wybuchają brawa. Impreza jest ważnym wydarzeniem dla miłośników teatru. Czy można wyżej podnieść „złotą kurtynę” i umożliwić Rosjanom uczestnictwo w życiu kulturalnym, naukowym, społecznym Europy? Gdańsk i Kaliningrad dają dobry przykład. 


MAŁGORZATA NOCUŃ jest redaktorką „Nowej Europy Wschodniej”, dziennikarką „TP”. Niniejszy tekst został przygotowany dzięki stypendium przyznanemu autorce przez Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2013