Ku pamięci pamięci

W czasach ZSRR historia II wojny światowej podlegała manipulacjom. Na przełomie lat 80. i 90. otworzyło się okienko: można było dyskutować o sprawach dotąd przemilczanych. Potem moment wolności się skończył. Dziś w Rosji znów obowiązuje jedna odgórna interpretacja przeszłości. Kto jej nie akceptuje - w kraju czy za granicą - ten jest "zdrajcą lub "niewdzięcznikiem.

16.05.2007

Czyta się kilka minut

W wiosce Szalegowo, w rejonie Oriczewskim koło Wiatki, jest cmentarz. Taki jak w każdej wiosce: ani okazały, ani piękny. W latach II wojny światowej pochowano na nim lekarzy pobliskiego szpitala wojskowego i zmarłych pacjentów - żołnierzy przywożonych z frontu. Ilu ich było? Nie wiadomo. Do dziś pozostał tylko jeden grób: naczelnika szpitala, majora Aleksieja Pawłowicza Dowgiałły. Jak nazywał się zmarły doktor, wiadomo tylko z ustnych przekazów mieszkańców Szalegowa, gdyż jego grób, zwykły kopczyk ziemi, nie ma tabliczki z nazwiskiem. Pozostałe żołnierskie mogiły zostały zlikwidowane, na ich miejscu pojawiły się po wojnie nowe nagrobki. Cóż, życie toczy się dalej.

Ten cmentarzyk w odległym zakątku Rosji to nie reprezentacyjne mauzoleum na niegdyś podbitej ziemi, więc nie ma o co kruszyć kopii. Takiej zaniedbanej wiejskiej nekropolii nie da się wykorzystać do celów propagandowych. Toteż ani wysokich, ani niższych urzędników serce o losy spoczywających w rosyjskiej ziemi żołnierskich prochów nie boli. W końcu tylu ich zginęło...

(Nie)pamięć do liczb

Właśnie, nawet do końca nie wiadomo, ilu. W szkole radzieckiej uczniom wbijano w głowy, że na wojnie zginęło 20 mln obywateli ZSRR. Choć już nie uczono, dlaczego ich kraj poniósł tak gigantyczne straty.

W opublikowanym w maju tego roku komunikacie specjalnego ośrodka Sił Zbrojnych Rosji, zajmującego się obliczeniami strat wojennych i opieką nad grobami żołnierzy, podano, że armia straciła 11 mln żołnierzy. Zdaniem historyka i publicysty Borysa Sokołowa, dane te nie wytrzymują krytyki, gdyż należy mówić o co najmniej 18 mln żołnierzy i oficerów (chodzi tylko o zabitych wojskowych, a nie o straty wśród cywilów). A zaniżanie liczby ofiar śmiertelnych ma służyć kolejnemu celowi propagandowemu: zamazaniu wrażenia, że radzieccy dowódcy używali "mięsa armatniego" bez ładu i składu, że posyłanie na pewną śmierć setek tysięcy było jedną z najczęściej stosowanych taktyk prowadzenia działań na froncie.

No i kłopot w liczeniu polega jeszcze i na tym, kogo liczyć.

Czy tylko frontowików - czyli żołnierzy zmobilizowanych, odnotowanych w ewidencjach? Też zresztą niepełnych, gdyż w ferworze formowania jednostek w początkowej fazie wojny do walki rzucano niezewidencjonowanych ochotników; luki istnieją także w dokumentacji pospiesznie kleconych od 1943 r. jednostek na odwojowanych ziemiach okupowanych. Dalej: czy tylko tych, którzy zginęli w walce? Czy może także tych, którzy zmarli z głodu, chorób i wyczerpania, zaginęli, uciekli, zostali rozstrzelani przez "Smiersz"? A jak potraktować obywateli ZSRR, którzy przeszli na stronę wroga i też zginęli? A jak jeńców, najpierw trzymanych w nieludzkich warunkach w niemieckich obozach, a potem zgnojonych w stalinowskich łagrach za "zdradę ojczyzny"? I w ogóle, jak potraktować tych wszystkich - znanych i bezimiennych - którzy nie pasują dziś do oficjalnego obrazka lansowanego przez miłujące potęgę ZSRR władze rosyjskie?

Gdzie spoczywają ci niepoliczeni polegli? Wspomniany ośrodek ministerstwa obrony podał również dane dotyczące miejsc spoczynku. Każdy cmentarz (jest ich łącznie 30,5 tys.) jest zewidencjonowany, znajdują się na nich 3 miliony 282 tysiące mogił. Z podawanych przez ośrodek 9 mln zabitych znane są nazwiska 2,5 mln. A reszta?

Poza granicami Rosji znajduje się 7250 cmentarzy żołnierzy radzieckich (na terytorium 49 krajów), na których spoczywa ich 1,6 mln; znane są nazwiska tylko 400 tys. Prace nad identyfikacją szczątków trwają, ministerstwo obrony przeznaczyło pokaźną kwotę na stworzenie komputerowej bazy danych o poległych.

Z tej perspektywy widać, jak niewiele wiemy o wojennych stratach ZSRR i ludziach, którzy zginęli. A każda kolejna ekipa spoglądająca na kraj z kremlowskiego wzgórza dokłada tylko swoją propagandową cegiełkę, która służy - lepiej lub gorzej - aktualnej koniunkturze politycznej.

(Nie)pamięć do dat

Przez lata w ZSRR obowiązywała oficjalna wykładnia, że Związek Radziecki został podstępnie zaatakowany przez Niemcy w 1941 r. i dzięki wysiłkowi całego narodu zwyciężył agresora w 1945 r. O tym np., co się działo przed 1941 r., nie mówiono. Nie mówiono też o pomocy aliantów, choćby w ramach lend lease [dostawy materiałów wojennych i żywności, głównie z USA - red.].

Zresztą nawet o samym zwycięstwie przez długie lata w ZSRR nie przypominano. Kiedy opadła powojenna euforia, Stalin w 1948 r. "zawiesił" obchody Dnia Pobiedy. Obawiał się wzrostu znaczenia popularnych w narodzie dowódców, nie chciał też, by zwycięzcy - nawet ci maluczcy - nazbyt uwierzyli w siebie. O wojnie trzeba było zapomnieć, aby po latach znów do niej wrócić i od nowa, od zera, budować jej mit. Ale najpierw trzeba było zniszczyć lub uciszyć tych, którzy mogli świadczyć o tym, że ta wojna nie była sielankowo-bohaterska, a przywódcy ZSRR nie byli nieomylnymi i szlachetnymi rycerzami na białych koniach. Tylko w 1945 r. na podstawie tzw. politycznych paragrafów skazano 135 tys. żołnierzy i oficerów.

Do obchodów Dnia Zwycięstwa wrócił dopiero w 1965 r. gensek Leonid Breżniew. Rokrocznie organizował parady wojskowe, tworzył mit własnego heroizmu frontowego i na tym micie budował swój wizerunek przywódcy narodu-zwycięzcy. Dyskusji na temat różnych odcieni wojny zakazano, obowiązywał odgórny szablon. Narodowi wpajano, że państwo pielęgnuje pamięć o bohaterach. "Nikt nie jest zapomniany" - głosiło hasło. Powstały setki gloryfikujących czyn zbrojny Armii Czerwonej filmów (m.in. "Siedemnaście mgnień wiosny" czy monumentalne "Wyzwolenie"), na których wychowało się pokolenie Władimira Putina. Niewygodnych pytań nie wolno było zadawać.

W latach Gorbaczowowskiej jawności próbowano odtajnić dokumenty i dotrzeć do prawdy. Pod koniec lat 80. i po przełomie w latach 90. w Rosji otworzyła się przestrzeń do prowadzenia dyskusji, do ujawniania wstydliwie dotychczas skrywanych epizodów, do uczciwej oceny błędów. To był krótki błysk. Obecnie znowu powrócono w wytarte sowieckie koleiny myślenia o historii.

(Nie)pamięć do miejsc

Dziś 9 maja jest jedynym prawdziwym świętem w Rosji. Nie przyjęły się obchody świąt państwowych ku czci konstytucji czy niepodległości. Została tylko Pobieda: bezwarunkowa, bezdyskusyjna, nietykalna, nieskalana. Przy święcie nie mówi się o rzeczach nieprzyjemnych.

Upiększony, pozbawiony refleksji obraz Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, jak w Rosji nazywa się niemiecko-radziecki rozdział II wojny światowej (inne jej rozdziały są w ujęciu propagandy nieistotne), został powołany pod broń. Kto śmie podważyć kremlowską wersję wojny, jest nazywany "zdrajcą", wykorzystującym kości poległych do własnych celów, "faszystą" albo w najlepszym razie "niewdzięcznikiem".

Rosyjskie media - zwłaszcza usłużnie wykonująca polecenia Kremla telewizja - budują w społeczeństwie przekonanie, że są "lepsi" i "gorsi" sąsiedzi, uczestnicy wojny. W minionych dniach w codziennych programach informacyjnych serwowano reportaże z Niemiec czy Czech, które stawiane są za przykład do naśladowania dla innych: wydają z własnego budżetu pieniądze na restaurację mogił i pomników; przygana natomiast należy się Węgrom, Polakom, nie mówiąc już o Estończykach czy Łotyszach.

Prokremlowscy dziennikarze nie stronią przy tym od nadużyć: np. pokazuje się Cmentarz Olszański w czeskiej Pradze, z zadbaną kwaterą żołnierską, reporter mówi o grobach żołnierzy radzieckich, którzy uratowali miasto. Tymczasem co najmniej tak samo ważne zasługi jak czołgiści marszałka Koniewa dla czeskiej stolicy położyli wtedy własowcy - też rosyjscy żołnierze, ale nie czerwonoarmiści, lecz walczący pod komendą Niemców "zdrajcy": żołnierze Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej (ROA) gen. Własowa, którzy w ostatnich dniach wojny ponownie zmienili front i wsparli czeskich powstańców. Na praskich Olszanach w 1993 r. odsłonięto obelisk i krzyż ku czci "żołnierzy ROA, którzy zginęli za naszą i waszą wolność, uratowali Pragę". Ale o nich w reportażu ani słowa - nie pasują do oficjalnego obrazka. Widz tego nie zweryfikuje, bo o wojnie wie niedużo, tyle, co zapamiętał ze szkolnego podręcznika i propagandowych filmów.

Kłopoty z pamięcią

Rosyjska telewizja, która z impetem rozpętała histerię wokół przeniesienia pomnika Brązowego Żołnierza w Tallinie, nie mówiła równie ochoczo i głośno o przenosinach żołnierskich grobów i pomników na rosyjskiej ziemi, które miały miejsce dokładnie w tym samym czasie.

Tymczasem nie obyło się tu bez skandalu: w symbolicznym miejscu, w podmoskiewskich Chimkach, gdzie do dziś zaznaczone jest wielkimi betonowymi krzyżakami miejsce, dokąd hitlerowcy doszli w 1941 r., potrzebny był plac pod rozbudowę drogi i wzniesienie nowego centrum handlowego. Na przeszkodzie stał pomnik ku czci radzieckich lotników i ich mogiły. Mimo protestów mieszkańców pomnik zlikwidowano, a mogiły rozkopano i przeniesiono na cmentarz wojskowy.

W Stawropolu w tych dniach zdemontowano 30-metrowy monument ku czci Kozaków, którzy wyzwolili miasto. Rzeźbę usunięto z uwagi na poszerzanie ulicy.

W Petersburgu niebawem zostaną zlikwidowane dwa miejsca pamięci: w przeddzień Dnia Zwycięstwa zaczęto demontować memoriał Krasnaja Gorka (ma tam powstać elitarne osiedle mieszkaniowe) i pomnik Pole Marsowe (tu będzie podziemny parking).

Na koniec wróćmy do Szalegowa koło Wiatki. "Szanuję pamięć żołnierzy, ale w naszym budżecie nie mamy pieniędzy na utrzymanie grobów w należytym porządku" - tłumaczy się sołtys. A trzeba niewiele: 5 tys. rubli. Pieniędzy nie ma też, jak się okazuje, większość samorządów, które na podstawie wprowadzonej za rządów Putina ustawy zostały pozbawione możliwości otrzymywania dotacji na utrzymanie cmentarzy. Cmentarze zatem niszczeją. Chyba że są finansowane z budżetu federalnego i pokazywane w TV.

Miejscowi gorzko podkreślają, że na grobach rosyjskich żołnierzy nigdy nie było nawet prostego krzyża (a przedtem czerwonej gwiazdy), że zawsze były jakby wstydliwie anonimowe. Natomiast na mogile zmarłych w tym samym szpitalu jeńców - Niemców, Włochów, Węgrów - ustawiono pomnik. Postarali się o to historycy i krewni pochowanych tu Węgrów.

Z pomnikiem czy bez - poległym należy się spokój i modlitwa. A nie głośna propaganda i tępa polityka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2007