Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Trudno już mówić o histerii, kiedy obserwuje się próbę zniszczenia instytucji państwa (Trybunał Konstytucyjny jest jedną z najważniejszych) i stawianie się ponad prawem (był taki moment w ubiegłym tygodniu, gdy szefowa Kancelarii Premiera uznawała się za instancję powołaną do orzekania, które wyroki TK są pozbawione waloru legalności)
Zważmy: mowa tu nie o praktykach w polityce polskiej codziennych, jak obsadzanie swoimi ludźmi spółek skarbu państwa i urzędów. „Rozpędzanie tej bandy kolesiów”, jak zechciał to nazwać prezes PiS, jest efektem zwycięstwa wyborczego. Wszyscy tak robili (tu ocenie podlega wyłącznie jakość ludzi, których proponuje się w zamian, np. na stanowisko prezesa PKP). Są jednak instytucje z tego wyłączone. Mówienie, że ludzie orzekający w imieniu Rzeczypospolitej tak naprawdę orzekają w imieniu jakiegoś środowiska, partii czy układu (tak, to słowo wróciło w ustach prezesa), nie jest postawą państwowca. Jest postawą nihilisty.
Nie jest rolą dziennikarza chodzenie na manifestacje (chyba że w roli sprawozdawcy, starającego się np. ustalić liczbę zgromadzonych). Nie jest rolą dziennikarza nakręcanie społecznych emocji. Powiedzmy więc i to: demokracja w Polsce działa – czego dowodem są choćby formułowane tu, w piśmie od tylu dekad niezależnym, słowa, i czego dowodem były weekendowe marsze. Zadziała po raz kolejny, kiedy ci, którzy uważają oponentów za „gorszy sort Polaków” wywodzący się z tradycji „zdrady narodowej”, przegrają następne wybory. Na własne życzenie. ©℗