Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Niezwykły to, choć już codzienny, widok: dwa ludzkie ogonki, wczasowiczów i migrantów, suną obok siebie wąskimi uliczkami miasta Kos, kurortu odległego od wybrzeża Turcji o kilkanaście kilometrów. Pod portową twierdzą miejscajest mało, więc nie zawsze da się odwrócić wzrok. Spoglądają więc, wstydliwie, turyści: na liche namioty uciekinierów i ich niby-szałasy z kartonów i ubrań. Spoglądają, nieśmiało, choć z zaciekawieniem, także migranci: na stoliki tawern, kolejki przed bankomatami. Oraz na stary otomański meczet – dziś sklep z pamiątkami.
To właśnie do plaż wyspy Kos – a także Lesbos i Chios, tak samo położonych na Morzu Egejskim – dobija w tych dniach po kilkuset migrantów dziennie. Tylko w środę 5 sierpnia grecka straż przybrzeżna podczas 16 akcji poszukiwawczo-ratowniczych podjęła z wody 553 osoby. Zdecydowana większość z nich to Syryjczycy i Afgańczycy. Według UNHCR, oenzetowskiej agencji ds. uchodźców, pod względem liczby migrantów przybijających do wybrzeży, Grecja właśnie wyprzedziła Włochy (tylko w lipcu dotarło tu niemal 50 tys. osób, więcej niż w całym 2014 r.). „To jest cierpienie nie do zniesienia. Nigdy czegoś takiego nie widziałem.
Dzieje się to w Unii Europejskiej – to haniebne” – mówił Vincent Cochetel, szef europejskiego biura UNHCR. Pod budynkiem ratusza w Kos spotykam się tymczasem z Georgem Chertofilisem, nauczycielem fizyki. Dwa miesiące temu zebrał on grupę wolontariuszy, którzy odtąd, własnym sumptem przygotowywali migrantom po kilkaset posiłków dziennie. Nic lepiej od ich historii (przedstawimy ją w następnym numerze „TP”) nie ilustruje mechanizmu typowego dla Grecji, Włoch i Węgrzech, państw, przez które podróżuje najwięcej migrantów: bezczynność lokalnych władz, które w oczekiwaniu na reakcję rządu lub UE nie podejmują na rzecz potrzebujących żadnych działań, wymusza reakcję ludzi takich jak George. A wtedy władze jeszcze chętniej umywają ręce.
Grecki rząd powołał specjalną agencję pomocy uchodźcom. W ostatni wtorek w Atenach miano otworzyć dla nich nowy obóz przejściowy (podobny ma wkrótce powstać na Kos; wśród mieszkańców trwa spór o lokalizację). Ale 50 kontenerów mieszkalnych, które tam postawiono, to o wiele za mało. Premier Aleksis Tsipras czeka na pomoc UE. „Grecja to dla niej test. W dziedzinie gospodarki Unia ten test oblała. Mam nadzieję, że zda go w sferze humanitarnej”, ogłosił w Atenach, nawiązując do niedawnych negocjacji z Brukselą ws. greckiego długu.
Uchodźczy kryzys trwa także w środkowej części Morza Śródziemnego – dobra pogoda panująca w pasie od Maroka po Turcję umożliwia szmuglerom wysyłanie na północ łodziami i pontonami tysięcy migrantów dziennie. W minioną środę u wybrzeży Libii, w kolejnym wypadku z udziałem łodzi z migrantami, mogło zginąć nawet 200 osób. Dzień przed tą tragedią Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji ogłosiła, że liczba tegorocznych ofiar śmiertelnych Morza Śródziemnego przekroczyła już 2 tysiące.Tymczasem w minionym tygodniu, w proteście przeciw bezczynności lokalnych władz, grupa wolontariuszy z Kos zaprzestała przygotowywania posiłków dla migrantów. Przez kolejne sześć dni miało ich żywić greckie wojsko. Co będzie dalej – nie wiadomo. „Moje miasto nie zauważa już tych ludzi” – mówi George. I przeprasza, bo musi kończyć. Telefonuje turystka z Izraela, że przywiozła ze sobą ubrania dla muzułmańskich kobiet, i George jak najszybciej chce je odebrać z hotelu.©℗