Koreańczycy zwątpili w państwo

Katastrofa statku, w której zginęło kilkaset dzieci, to główny temat w Korei Południowej. Skala uchybień związanych z dramatem jest tak duża, że uderza w fundamenty państwa.

23.06.2014

Czyta się kilka minut

Akcja ratownicza u wybrzeży Korei Południowej po katastrofie promu „Sewol”, 16 kwietnia 2014 r. / Fot. Kim Hong-Ji / REUTERS / FORUM
Akcja ratownicza u wybrzeży Korei Południowej po katastrofie promu „Sewol”, 16 kwietnia 2014 r. / Fot. Kim Hong-Ji / REUTERS / FORUM

W drugim tygodniu czerwca, niemal dwa miesiące od zatonięcia południowokoreańskiego promu „Sewol”, w Korei zaczął się proces jego kapitana i załogi. Oskarżeni usłyszeli zarzuty: spowodowania śmierci w wyniku zlekceważenia obowiązków. W katastrofie zginęło 304 z 476 pasażerów, głównie dzieci na szkolnej wycieczce. Kraj wciąż jest w traumie, a skala uchybień i korupcji, które wychodzą na jaw przy okazji tej katastrofy, podważa zaufanie Koreańczyków do swojego państwa.

„Sewol” był w dwunastej godzinie rejsu z Incheon niedaleko Seulu na wyspę Jeju, gdy o 8.47, na skutek zbyt gwałtownego skrętu, przechylony kadłub nie wrócił już do równowagi. O godzinie 9.30 do promu podpłynęły łodzie Straży Wybrzeża, jednak ratowały tylko tych ludzi, którzy byli już na zewnątrz tonącej jednostki. Większość pasażerów posłuchała komunikatu dowództwa promu i została w swych kajutach. Znaleźli się w śmiertelnym potrzasku. Tymczasem kapitan opuścił pokład jako jeden z pierwszych.

O godzinie 10.31 „Sewol” zatonął. Główny zarzut wobec Straży Wybrzeża – i powód jej późniejszego rozwiązania przez władze – dotyczył właśnie zmarnowania tych kilkudziesięciu minut od przybycia jednostek Straży na miejsce katastrofy do zatonięcia promu, gdy nie podjęto próby ratowania ludzi uwięzionych wewnątrz statku.

Milioner bez twarzy

„Sewol” należał do tajemniczego biznesmena nazwiskiem Yoo Byung-eun, który w 2012 r. odkupił używaną jednostkę od Japończyków i poddał gruntownej przeróbce – zwiększono liczbę kajut i ładowność. Dochodzenie wykaże, czy te zmiany wpłynęły na katastrofę; wiadomo jednak, że poprzedni kapitan i podwładni właściciela zgłaszali wątpliwości wobec przeróbek.

Dziś Yoo Byung-eun, lat 73, jest najbardziej poszukiwaną osobą w Korei Południowej. Z informacji, które media zaczęły publikować po katastrofie, Yoo – zwany też „milionerem bez twarzy” – jawi się jako osoba o renesansowych zainteresowaniach. Jest więc liderem kultu religijnego, autorem fotografii artystycznych, a nade wszystko obrotnym biznesmenem. W latach 90. XX wieku powinęła mu się noga, gdy za oszustwa podatkowe skazany został na cztery lata więzienia. Teraz podejrzewany jest o wyłudzanie kredytów i przekupstwo ustawodawcy, regulującego przepisy o transporcie morskim.

W przypadku tragedii „Sewola” istotne jest to, że jego właściciel mógł bezkarnie ignorować standardy bezpieczeństwa. Prom często pływał przeładowany (w dniu katastrofy – niemal trzykrotnie). Skąpiono też na ćwiczeniach ratowniczych dla załogi. Yoo Byung-eun ciął koszty, jak tylko mógł. Załogę zatrudniał na „śmieciówkach”, nawet kapitan miał tylko jednoroczny kontrakt. Oczywiście nie zwalnia go to z odpowiedzialności za zachowanie w czasie katastrofy. Ale ciągła tymczasowość i brak identyfikacji z okrętem mogły obniżyć poczucie zawodowej odpowiedzialności i – w chwili próby – pchnąć do faktycznej dezercji z pokładu.

„Korupcjogenne powiązania”

Wprawdzie morskie katastrofy zdarzały się i będą się zdarzać, ale przy właściwym nadzorze akurat taka tragedia nie powinna się wydarzyć. „Ten wypadek pokazuje skutki chorych praktyk i sekretnych powiązań między rządem a prywatnym sektorem, jak również głęboko zakorzenioną kulturę przedkładania osobistych interesów ponad oficjalne obowiązki” – mówiła po katastrofie pani prezydent Park Geun-hye.

W istocie okazuje się, że instytucje mające czuwać nad bezpieczeństwem koreańskiej floty są fundowane przez prywatnych armatorów, a na ich czele stoją dawni biurokraci z Ministerstwa Oceanów i Rybołówstwa. Gorliwość w egzekwowaniu standardów bezpieczeństwa im się po prostu nie opłaca, swoje intratne posady zawdzięczają wszak przewoźnikom. „Biorąc pod uwagę takie korupcjogenne powiązania między kontrolującym a kontrolowanym jest oczywiste, że inspekcje bezpieczeństwa nie mogły być należycie wykonywane” – mówiła pani prezydent.

To, jak mały i wzajemnie spleciony jest świat koreańskiej żeglugi, stało się jasne, gdy media napisały o przeszłości jednego z szefów Straży Wybrzeża – tego, który miał wyjaśniać okoliczności katastrofy. Nie tylko pracował on wcześniej dla „milionera bez twarzy”, ale nawet wykształcenie zdobył dzięki stypendium z sekty religijnej tego samego człowieka. I jak wyjaśnić sytuację, gdy funkcjonariusze Straży robią przeciek do firm Yoo Byung-euna o mających nastąpić tam rewizjach?

Wobec takich doniesień trudno się dziwić, że rozpacz Koreańczyków po tym dramacie zaczęła iść w parze z wściekłością, której adresatem stał się koreański establishment.

Co z naszym państwem?

Wkrótce po katastrofie do dymisji podał się sam premier rządu, ale krytyka nie ominęła też pani prezydent – jej poparcie spadło aż o kilkadziesiąt procent. Stało się tak pomimo, albo właśnie dlatego, że Park Geun-hye była wyraźnie osłaniana przez główne media. Nie pokazywały one, przykładowo, gorzkich i czasem emocjonalnych słów krytyki, które spotykały ją od rodzin ofiar. A po emisji materiału filmowego, gdzie pani prezydent pociesza starszą kobietę, okazało się, że osoba ta nie ma nic wspólnego z katastrofą. Dopóki zarzuty o stronniczość mediów formułowała opozycja, można było to tłumaczyć walką polityczną. Ale w połowie maja reporterzy państwowej stacji KBS sami przyznali się do manipulacji – i podjęli strajk, żądając dymisji swego szefa za kneblowanie im ust.

Katastrofa musiała więc uruchomić w Korei Południowej debatę o stanie państwa. Sytuacja jest tu o tyle ciekawa, gdyż chodzi o kraj stawiany powszechnie za wzór udanej modernizacji. Teraz, w typowym komentarzu, dziennik „JoongAng Ilbo” pisze: „Przez pół wieku biegliśmy bezrefleksyjnie za wzrostem gospodarczym, lekceważąc to, co czyni społeczeństwo cywilizowanym i bezpiecznym”. Na fali samokrytyki przypomina się, że Korea Południowa przoduje w rankingach najbardziej nieszczęśliwych narodów, i że ma jeden z najwyższych wskaźników samobójstw na świecie.

Co gorsza, nawet w gospodarce nie jest już różowo: społeczeństwo szybko się rozwarstwia, rośnie grupa ludzi pracujących bez etatu – i, jak się okazuje, wśród nich spotkać można nawet kapitanów okrętów.

Cel: narodowa odnowa

Ale rozwarstwienie społeczne i poczucie tymczasowości dotyczą nie tylko Korei Południowej. Nawiązując do dezercji kapitana promu, dziennik „New York Times” pisze o upadku odpowiedzialności i poczucia godności naszych czasów, winy doszukując się w „hedonizmie i nieznośnej lekkości cyberegzystencji”. Z kolei niemiecki dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” za tragedię promu „Sewol” obwinia wprost neoliberalizm: za tym dramatem ma stać „znikające poczucie wspólnoty, rosnący egoizm, neoliberalny sposób myślenia kierujący się zyskiem”.

Teorie te, nawet jeśli w części słuszne, nie powinny jednak zwalniać z jednostkowej odpowiedzialności. Prezydent Park Geun-hye mówi dziś o „narodowej odnowie” i walce z „biurokratyczną mafią”.

Jak na razie, tysiące policjantów poszukują „milionera bez twarzy”. Nagrodę za wskazanie miejsca jego pobytu podniesiono dziesięciokrotnie: do, w przeliczeniu, półtora miliona złotych.


PIOTR BERNARDYN jest stałym współpracownikiem „TP”, mieszka w Tokio. Niedawno ukazała się jego książka „Słońce jeszcze nie wzeszło. Tsunami. Fukushima”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Specjalizuje się w tematyce Azji Południowo-Wschodniej, mieszka po części w Japonii, a po części w Polsce. Stale współpracuje z „Tygodnikiem”. W 2014 r. wydał książkę „Słońce jeszcze nie wzeszło. Tsunami. Fukushima”. Kolejna jego książka „Hongkong. Powiedz,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2014