Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
KENNETH BANYA: Pomódlmy się, zanim zaczniemy...
KRZYSZTOF BŁAŻYCA: Byłeś doradcą Kony’ego. Mówiono, że jesteś „mózgiem, sercem i duchem rebelii”. W 2004 r. zostałeś pojmany i skorzystałeś z amnestii. Długo byłeś w LRA?
KENNETH BANYA: 18 lat. Widziałem wiele złych rzeczy, pewne złe rzeczy robiłem. Szczęśliwie Bóg mi pomógł. W 1998 r. miałem sen: zostałem zabrany z buszu do prezydenta Museveniego, a on mnie wypuścił. W 2004 r. przygotowywałem się do porzucenia LRA. Bóg poprowadził moją ścieżkę. Siły rządowe przyszły do mnie. Była walka. Bombardowali mój oddział.
Pytałem Boga: „Czy mam umrzeć?”. Usłyszałem głos wewnętrzny: „Trzymasz głowę nieodpowiednio”. Myślałem, że śnię. I znowu głos: „Twoja głowa!”. Schyliłem się i kula przeleciała obok. Po tym nadeszły wojska, czyszcząc teren. Gdy mnie minęli, usłyszałem ten sam głos: „Wstawaj i poddaj się”. Tak mnie znaleźli. Poinformowali prezydenta. To było 13 lipca 2004 r. W 2006 r. zostałem zabrany do buszu ponownie, tym razem z polecenia prezydenta. Ja i Sam Kolo [były rzecznik LRA – red.] byliśmy uczestnikami rozmów pokojowych. Powiedziałem Kony’emu, że prezydent oferuje amnestię też dla niego. Ale rozmowy nie przyniosły skutku. Wtedy widziałem go ostatni raz.
Dziś mieszkasz wśród ludzi, którzy byli ofiarami Waszych działań.
Na początku ludziom nie było łatwo przychodzić do mnie. Ale w 2007 r. zjawiła się grupa międzynarodowych ewangelizatorów. Powiedzieli, abym przyjął Jezusa. Wtedy odrodziłem się na nowo. Dziś czytam Biblię każdego dnia, nauczam w zborze. Ludzie mówią: „Widzimy, że wrócił całym sercem, bo wzywa Boga”. To dobre życie.
Próbujesz usprawiedliwić okres w buszu?
Jak mówiłem, wtedy nie znałem Boga. Widziałem złe rzeczy, porywanie dzieci do oddziałów, rozdawanie dziewcząt dowódcom. Mówiłem Kony’emu, że to nie jest dobre. Kazał mnie aresztować. Potem inni mu powiedzieli, że to złe posunięcie, bo wielu, którzy byli pod moją komendą, mnie zna. Zwolnił mnie.
Dlaczego nie zrezygnowałeś z walki?
To nie było proste. Mogłeś o tym myśleć, ale ujawnić te myśli – to groziło śmiercią. Było wiele osób, które próbowały uciec. A gdy docierały do domu, LRA odnajdywała ich wioski i zabijali wszystkich.
Kiedy wstąpiłeś do LRA?
Nie wstąpiłem. Kony mnie uprowadził. Wcześniej byłem żołnierzem, majorem. Przyszli do mojego domu i wzięli mnie siłą. To było w 1987 r., miałem 46 lat.
Byłeś jedną z głównych osób w otoczeniu Kony’ego. Nie mogłeś uciec?
Cóż... On musiał być pewny, że to, co mówisz, jest zgodne z tym, czego on chce. Dawał ci eskortę, oni byli poinstruowani, by patrzeć ci na ręce. Także mnie mieli na oku. On nie ufał swym dowódcom. Ufał jedynie duchom. Wierzył w obecność duchów.
Wierzyłeś w te duchy?
Kony jest opętany przez duchy. Wiele duchów. Ale duch, którego ma w sobie, to nie duch Boży. To diabeł. On używa imienia Boga, by kontrolować ludzi.
Były rytuały?
Wiele rytuałów. Brał ludzi do buszu. Budował ołtarz. Składał ofiarę. Kozła lub owcę. W buszu modliliśmy się trzy razy dziennie. Rano, w południe i o szóstej wieczorem.
Do kogo się modliliście?
Po prostu do Boga. Bo wiesz, on jest katolikiem...
Uważasz, że Kony jest katolikiem?
Tak. Dlatego wysyłał ludzi na misyjne placówki, rozkazując tam, aby wydano im różańce. On uważał, że karze grzeszników, czyli tych, którzy mu nie pomagają.
Zabijając, uprowadzając dzieci?
Tak, tak. O tym właśnie mówię. Używał imienia Boga, bo większość w buszu to byli chrześcijanie. Kony musiał grać dla tych ludzi. Nastroić się do tego, co duchy mówią.
Dowodziłeś masakrami, porywałeś?
Nie porwałem żadnej dziewczyny... Ale żałuję tego, co się stało tym wszystkim dziewczętom. Dziś mają dzieci... Samotne. Utrzymać je jest bardzo trudno.
Nie miałeś żony w buszu?
Byłem 7 lat bez żony w buszu. Mówiłem, że nie podobały mi się porwania. Aż pewnego dnia Kony i inni dowódcy spiskowali przeciw mnie. Zebrali wszystkich i pytali, dlaczego odrzucam posiadanie kobiety? Bo tylko duchy wyrzekają się tego. Więc miałem wybrać, czy jestem duchem, czy osobą.
I co wybrałeś?
Chciałem żyć. Do końca wojny dwie z tych kobiet zginęły. Dwie przywiozłem. Ale moje dzieci, troszczę się o nie... Teraz żyję z rodziną.
O czym dziś nauczasz?
O przebaczeniu. I że nie powinniśmy brać kobiet siłą, ani też dzieci do walki. I żeby unikać wojny. I że powinniśmy podążać za tym, co Jezus czynił. ©
Rozmowa odbyła się w domu Kennetha Banyi w Gulu
CZYTAJ TAKŻE: