Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W dokumencie stwierdzono, że macierzyństwo - tak fizyczne, jak duchowe - wzbogaca ludzkość. Wielkie za to dzięki autorom, ale wzbogacać można coś, co samo przez się wcześniej istnieje, a wiadomo, że bez macierzyństwa i ojcostwa dziejów ludzkości by nie było. Użycie słowa “wzbogacać" pomniejsza rzeczywistość.
Zdumienie budzi stwierdzenie odnoszące się do życia Maryi. W Jej perspektywie wyraźnie widać, że brak dostępu do święceń nie zamyka kobietom dostępu do centrum życia Kościoła, który sam zresztą ma rys kobiecy. Pominięto jednak dwie kwestie: rola Maryi nie była bierna (a tak się ją przedstawia), Jej życie zaś było wyjątkowe i jest niemożliwe do powtórzenia.
Arbitralnie wyrażane w tekście stwierdzenia, ku czemu kobiety są z natury skierowane, jak również, że nie stawia się przed nimi żadnych przeszkód w Kościele, są wyrazem męskiego punktu widzenia tych spraw. Ale trudno oczekiwać czegoś innego, jeśli wychodzi się z założenia, że mężczyźni, a szczególnie hierarchowie, wiedzą lepiej, co czują kobiety, co jest dla nich dobre albo do czego są predysponowane, tym bardziej, że one same są przecież niezdolne do samodzielnego rozeznania... To zrozumiałe, że w takiej sytuacji kobiety mają być posłuszne i bierne, z uległością przyjmując zorganizowany im przez mężczyzn świat. Skoro jednak jest tak dobrze, czego chcą te okropne feministki? Dlaczego stale powraca problem miejsca kobiet w Kościele i dostępności dla nich niektórych funkcji i stanowisk?
Kobiety widzą to inaczej. Niby mogą służyć przy ołtarzu, ale zgoda na to zależy od decyzji biskupa, co w Polsce zaowocowało zdecydowanym “nie" hierarchów. Jak mamy się czuć równe mężczyznom, skoro oni nie napotykają na takie obostrzenia? Rozumiem, że podczas Eucharystii homilię głosi kapłan, ale czy kobiety nie mogłyby głosić Słowa na jakimkolwiek innym nabożeństwie? I to bez upokarzającego poczucia, że robią to tylko w zastępstwie do czasu aż zjawi się kompetentniejszy mężczyzna. Dodam, że kobiecy punkt widzenia może sporo dać słuchaczom i Kościołowi. Z tym związane są utrudnienia w obejmowaniu urzędów kościelnych. W Kościele pierwotnym mogłybyśmy zostać diakonisami; o jednej z nich, Febe, wspomina św. Paweł (“Polecam wam Febe, naszą siostrę, diakonisę Kościoła w Kenchrach" - Rz 16, 1). Poważano oddane w służbę Kościołowi wdowy. Po latach urząd stałego diakonatu powraca, ale jest dostępny tylko mężczyznom.
Kobieta nie ma dostępu do święceń, ale to nie znaczy, że nie uczestniczy w kapłańskiej misji Chrystusa. Dzięki sakramentom chrztu i bierzmowania ma na równi z mężczyzną pełny udział w Jego królewskim kapłaństwie. Kapłaństwo hierarchiczne zaś ustanowiono dla posługi ludowi, by mógł on owocnie wypełniać naczelne zadanie Kościoła - uświęcanie świata. Aby to zrozumieć, potrzebujemy zarówno upowszechnienia soborowej nauki o kapłaństwie wiernych, jak pogłębienia refleksji o powołaniu laikatu. Nie możemy kapłaństwa powszechnego uznawać za coś mniej godnego uwagi czy znaczenia od hierarchicznego. Zaś posługę kobiet za mniej znaczącą od mężczyzn. Poza tym, obie płcie powinny mieć swoją reprezentację przy ołtarzu podczas liturgii dla nich i przez nich, pod przewodnictwem prezbitera, sprawowanej.
ALINA WÓYCICKA (Warszawa)