Kino polityczne, społeczne, zaangażowane...

Laureat berlińskiego Złotego Niedźwiedzia - brazylijski film "Tropa de elite" w rodzimym kraju spotkał się z zarzutami gloryfikacji przemocy i prawicowego ekstremizmu.

19.02.2008

Czyta się kilka minut

José padilha, reżyser zwycięskiego filmu „Tropa de elite“/fot. Imago Stock&People-East News /
José padilha, reżyser zwycięskiego filmu „Tropa de elite“/fot. Imago Stock&People-East News /

Jury 58. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie pod przewodnictwem reżysera Costy--Gavrasa uhonorowało Złotym Niedźwiedziem "Tropa de elite" José Padilha. Brazylijski obraz w sposób realistyczny, a nierzadko i wyjątkowo drastyczny, opisuje skorumpowaną policję i brutalną walkę tytułowego wyborowego oddziału z gangami w Rio de Janeiro. Film wywołał kontrowersje w Brazylii - zarzucono mu gloryfikację przemocy czy wręcz elementy faszyzującej stylistyki. Zarzuty są wysoce przesadzone, a posądzenia o propagowanie prawicowego ekstremizmu absurdalne. "Mój poprzedni, dokumentalny film »Autobus 174« opowiadał o uprowadzeniu miejskiego autobusu przez młodocianych przestępców. Pokazałem tło tych zdarzeń i okrzyknięto mnie lewakiem, teraz niektórzy dopatrują się prawicowych treści. A ja zainteresowany jestem tylko prawdą" - mówił reżyser.

Początkowo "Tropa de elite" miał być dokumentem. Wielu policjantów, z którymi współpracował reżyser, dokładnie opisywało realia swoich działań w slumsach i potwierdzało wszechobecną korupcję. Nikt jednak nie chciał występować pod własnym nazwiskiem. Powstał fabularny, pełen energii wysokobudżetowy obraz - jego narratorem jest kapitan Nascimento, dowódca jednej z elitarnych grup, któremu coraz trudniej wyplątać się ze spirali przemocy, gdzie tortury zastępują śledztwo. "Wiem, że Europa przyjmie mój film jako kino akcji, ale u nas w Brazylii to rzeczywistość. W USA w wyniku działań policji ginie 200 osób rocznie. W samym Rio - 1000". W Brazylii na nielegalnych kopiach jeszcze przed dystrybucją film obejrzało 12 mln osób. Nikt raczej nie liczył na tryumf "Tropa de elite" i krytycy uznali werdykt jury jako swoiste potwierdzenie politycznej specyfiki i tradycji Berlinale.

Aż poleje się krew

W podobnym duchu przyjęto wyróżnienie Wielką Nagrodą Jury "Standard Operating Procedure" Errola Morrisa. To pierwszy od 58 lat dokumentalny film w konkursowej części Berlinale. Morris opisuje tortury amerykańskich strażników w więzieniu Abu Ghraib w Iraku. Zdjęcia maltretowanych i seksualnie poniżanych Irakijczyków obiegły cały świat, żołnierze winni zbrodni otrzymali wieloletnie kary więzienia. Morris skupia się jednak na samych fotografiach i kontekście, w jakim powstały. Na ekranie wypowiadają się sprawcy; wyraźnie widać, jak za wszelką cenę starają się usprawiedliwić. Jednocześnie z ich wypowiedzi wyłania się obraz systemu, który dopuszczał stosowanie zakazanych praktyk. "Ukarane zostały nie wszystkie osoby, które powinny. Moim zadaniem było rozświetlenie tajemnicy Abu Ghraib. W tym sensie jestem nie tylko filmowcem, ale i detektywem" - tłumaczył Errol Morris. Pojawiły się jednak głosy kwestionujące wartość inscenizowania poszczególnych scen. "Czy powtórne pokazywanie autentycznych zdjęć ofiar przemocy i to w formie bardziej drastycznej niż znane z mediów, nie jest kolejnym etapem ich poniżania?" - pytali dziennikarze.

Krytycy nie mieli wątpliwości co do wyjątkowej wartości artystycznej amerykańskiego eposu "Aż poleje się krew" Paula Thomasa Andersona, ekranizacji powieści Uptona Sinclaira. Opowieść o bezwzględnym magnacie naftowym z początków XX w., który - jak wyznaje - nienawidzi ludzi, odczytana została jako alegoria żądzy władzy i zysku. Jury przyznało Andersonowi Srebrnego Niedźwiedzia za reżyserię, a Johnny’emu Greenwoodowi za muzykę. Poruszenie wywołało jednak pominięcie Daniela Day-Lewisa, fenomenalnego odtwórcy głównej roli. Niedźwiedzia przewidywanego przez krytyków dla Lewisa otrzymał irański aktor Reza Najie, który wystąpił w nieco wyidealizowanym "Avaze Gonjeshk-ha" (Śpiew wróbli). Owacyjnie przyjęto natomiast werdykt honorujący Sally Hawkins za kreację beztroskiej nauczycielki Poppy w komediowym "Happy--Go-Lucky".

Rodzice i dzieci

Trudności i dramaty rodzinne często bywały tematami festiwalowych obrazów. Nigdy chyba jeszcze na Berlinale tak ostro nie zostały pokazane cierpienia dzieci. Stają się one ofiarami porwań, jak w "Julii" Eri­cka Zonki, w której wnuk milionera uprowadzony zostaje dla okupu. Z kolei we francuskiej "Lady Jane" sam okup już nie wystarcza - na oczach matki syn zostaje zastrzelony. Szczególnie duży rozdźwięk w ocenach krytyków wzbudził "Garden of the Night" opowiadający o tragedii dzieci uprowadzonych przez pedofilów.

Na Berlinale przedstawiono również dwa subtelne filmy związane z Japonią. "Hanami" niemieckiej reżyserki Doris Dörrie to dramat o przemijaniu, tęsknocie i umieraniu. Bohaterami jest starsze bawarskie małżeństwo. Gdy Trudi dowiaduje się o nieuleczalnej chorobie męża, ukrywa to przed nim - otacza go jednak tym większą miłością. Gdy kobieta nieoczekiwanie umiera, jej chory mąż postanawia odwiedzić syna w Tokio. Podróż staje się przejściem w nieznany mu świat.

Krytycy bardzo dobrze przyjęli rozgrywający się w czasie II wojny światowej japoński dramat "Kabei - Nasza matka". Reżyser Yoji Yamada ukazuje, jak po aresztowaniu męża pod zarzutem "niepatriotycznych myśli" jego żona wbrew wszelkim trudnościom stara się wychować swe dorastające córki i wytłumaczyć im nieobecność ojca.

Z kolei w chińskim "Zuo You" (Ufamy miłości) rodzice dowiadują się, że ich jedyna córka choruje na białaczkę, a ratunkiem może być tylko przeszczep szpiku kostnego: dawcą mogłoby być tylko rodzeństwo, ale rodzice są już w innych związkach. W meksykańskim "Jeziorze Tahoe" Fernando Eimbcke ukazuje zamkniętego w sobie nastolatka, szukającego części zamiennych do uszkodzonego samochodu. Galeria osobliwych postaci, jaką spotka po drodze, maskuje prawdziwy dramat chłopca, jakim jest nagła śmierć ojca.

"Katyń" w Berlinie

Dzieło Andrzeja Wajdy zostało przyjęte przez berlińskie media z wielkim zainteresowaniem. Obecność kanclerza Angeli Merkel na premierze została na łamach "Berliner Zeitung" odczytana jako symboliczne podkreślenie pragnienia wspólnego niemiecko--polskiego spojrzenia w przyszłość. Młodzi Niemcy byli wyraźnie poruszeni, szczególnie ostatnią sceną. "Nie wiedzieliśmy wiele na temat Katynia, na Zachodzie mówiło się, że zbrodni dokonali Niemcy" - tłumaczyła młoda kobieta. "Film jest trzy razy lepszy niż »Upadek«, a ewentualny Oscar bardzo pomoże mu dotrzeć do niemieckiej widowni" - dodał kolejny widz. Berliński pokaz okazał się również dużym sukcesem promocyjnym. Filmem zainteresowani są dystrybutorzy europejscy, prowadzone są rozmowy z Amerykanami...  h

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2008