Kim będę w Unii?

Bronisław Geremek

Historyk. Działacz opozycji demokratycznej, były minister spraw zagranicznych

Kim będę w Unii? To zabawne pytanie. Przecież będę tym, kim zawsze byłem: Bronisławem Geremkiem! Nie mam poczucia, by otwierały się przede mną jakieś osobiste perspektywy. Jako reprezentant polskiej inteligencji nie obawiam się, by wejście do Unii oznaczało kres jej misji dziejowej. Naszym marzeniem nigdy nie było reprodukowanie własnej roli historycznej, tylko służba krajowi i pojmowanie państwa jako dobra wspólnego i wymogu powinności publicznej. Satysfakcją inteligencji, jest to, że jej aspiracje i pragnienia narodowe uzyskują szanse realizacji. W wizji Polski w UE widzę także nadzieję na ukojenie mojej nauczycielskiej troski: możemy dogonić tych, którzy nas wyprzedzili w dziedzinie nie tylko gospodarki, ale także nauki, edukacji i kultury.

Mam poczucie - i uważam to za rzadki przywilej - że marzenia moje spełniają się za mego życia. Odzyskanie niepodległości zwieńczyło wejście do wielkich struktur współpracy - najpierw euroatlantyckiej, a teraz europejskiej. Mój kraj jest na właściwym miejscu. Chciałbym, by był to moment, gdy Polacy zadadzą sobie pytanie, które Kennedy skierował kiedyś do Amerykanów: nie pytajmy o to, co Unia może zrobić dla Polski, ale o to, co Polska może zrobić dla Unii. Stosunku do UE nie powinniśmy redukować do prostej księgowości. Wchodzimy bowiem do instytucji, która staje się nie tylko wspólnotą państw, ale także wspólnotą obywateli, ważne byśmy - jako obywatele UE - nie mieli ani przez chwilę poczucia wstydu za siebie samych.

Wielkie wydarzenia mam obyczaj świętować czyszcząc fajki i myśląc o świecie. Postaram się, aby tak było i 1 maja. Będę myślał o historycznej szansie, jaka otwiera się przed nami po raz trzeci. W 996 r. związaliśmy się z Zachodem, pół tysiąclecia później idea jagiellońska stworzyła Rzeczpospolitą tolerancyjną, otwartą na inne narody i budującą federalną wspólnotę. Teraz jest trzeci taki moment.

Krzysztof Jastrzębski

Bukinista, właściciel budki przy domu handlowym Merkury na warszawskim Żoliborzu

Niektórzy mówią, że urodzili się za późno. Ja urodziłem się za wcześnie jak na to wszystko, co się stało. Skończyłem 50 lat, od 13 sprzedaję książki w tym samym miejscu. Mam kilka metrów kwadratowych powierzchni i 400 stałych klientów. Bywałem za granicą, choć nie mogę powiedzieć, że dobrze znam Europę. Znam ją z lektur: z racji uprawianego zawodu sporo czytam. Moi klienci nie wiedzą, czy jestem za, czy przeciwko Unii: kiedy ktoś mówi, że jest za, deklaruję, że jestem przeciw i odwrotnie. Lubię się sprzeczać i lubię, jak moi klienci sprzeczają się u mnie. Jestem dla nich i księgarzem, i psychoanalitykiem zarazem. A książki mam najtańsze w Warszawie: po 50 groszy, po złotówce, po 2 złote, no i droższe. Inni bukiniści zaopatrują się u mnie.

Tak naprawdę głosowałem za Unią. Chyba nie będę handlował książkami w Brukseli, ale się jej nie boję. Bo właściwie jaki ona ma wpływ na to, co robię? Jeśli zbankrutuję, to dlatego, że miasto podniesie mi podatek za tę budę. A jak do tej pory się udawało, to może i teraz się uda. Moi synowie jednak, ponad 20 lat mają, są bardziej “za" ode mnie. Kto wie, może oni będą mieszkać w Niemczech czy Belgii? Nawet trudno powiedzieć, że za granicą, bo to przecież będzie jak u siebie. Ale się porobiło...

Mnie w tym wszystkim najbardziej interesuje zmiana. Na przykład zawody. Szewstwo, kowalstwo, krawiectwo - kiedyś były popularne, a dziś proszę: nic nie zostało. 150 lat temu w Opolu Lubelskim było 50 szewców, a dziś nie wiem, czy ostał się jeden. Mój ojciec był stolarzem. Najpierw robił meble, bo po wojnie był czas odbudowy i wszyscy się urządzali, potem się przerzucił na trumny. Dostosowywał się do potrzeb. Ja mam to po nim: jak książka “idzie", kupuję kolejne egzemplarze i podnoszę jej cenę ze złotówki na 3 złote i klienci mówią, że ich oszukuję. Ale to ci stali, oni i tak tu przyjdą, bo uzależnili się ode mnie. A to przecież zwykła ekonomia, prawda?

Ostatnio mało czytam gazet. Kupiłem komputer, aparat i dyktafon. Czytam dokumenty, rozmawiam z ludźmi. Od trzech lat piszę wielką historię miasteczka, w którym się urodziłem: Opola Lubelskiego. Mam już prawie wszystko, tylko czasu brakuje, żeby skończyć, bo cały dzień stoję w tej budzie, a klienci zamiast iść do domu stoją i gadają, a ja z nimi. Jak skończę, to wydam, naturalnie własnym sumptem. Ale czy ktoś to przeczyta w zjednoczonej Europie?

Jadwiga Łopata

Właścicielka gospodarstwa ekologicznego ( ) i inicjatorka powstania w Stryszowie Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi ( )

Po wejściu do UE będę dalej walczyć o zachowanie tradycyjnego charakteru polskiej wsi, bo nie chcę, żeby stała się uprzemysłowiona i przyrodniczo uboga. Boję się, że zasypie nas lawina przepisów, których nikt nie zrozumie i nie będzie potrafił interpretować. Rozrośnie się biurokracja (Szwedzi przed wstąpieniem do UE mieli po 110 urzędników w każdym z 25 regionów; teraz mają ich po 900). Na pewno upadnie sporo gospodarstw rodzinnych oraz małych i średnich przetwórni związanych z rolnictwem.

Na niektórych robi wrażenie liczba 35 proc., o jaką mają wzrosnąć rolnicze dochody po integracji, ale może warto przypomnieć, że mimo dotacji i spełniania norm unijnych, w krajach, które weszły przed nami do Wspólnoty, gospodarstwa nie wytrzymywały konkurencji na rynku globalnym i bankrutowały, np. w 2001 r. w Wielkiej Brytanii upadło 60 tys. gospodarstw, we Francji w ciągu dwóch ostatnich lat 200 tys. Musimy liczyć się z takimi konsekwencjami, jeśli zdecydujemy się na przemysłowe metody produkcji żywności. Tak samo jak z zanikiem bioróżnorodności, którą udało nam się zachować dzięki pracy tradycyjnych rolników. Gdy zaczniemy powiększać gospodarstwa, zaorywać miedze i zalesienia, krajobraz stanie się monotonny, jak w innych krajach, a wsie będą pustoszały.

Mam jednak nadzieję, że po chwilowym “zachłyśnięciu się" nowoczesnością wrócimy do rynku lokalnego i tradycyjnych metod produkcji żywności, porzucając supermarkety z globalnym, niezdrowym jedzeniem niewiadomego pochodzenia. Może to dobra okazja, by reaktywować chłopskie targi, jakie kiedyś odbywały się w Polsce? We Francji prawie każde miasto je ma, Brytyjczycy wydają miliony funtów, by je przywrócić, a u nas - zanikają.

Dalej więc będę pracować nad takim połączeniem tradycyjnego rolnictwa z nowoczesnością, które go nie zniszczy.

Adam Nowak

Wokalista i gitarzysta zespołu Raz, Dwa, Trzy

Jako tak zwany artysta zajmuję się tak zwaną sztuką mniejszą, czyli piosenką. W piosence ważne są różne elementy, ale dla odbiorcy z określonego miejsca istotnym elementem są słowa. Język ułatwia możliwość percepcji, choć wiadomo, że często nie trzeba rozumieć piosenek - wystarczy słuchać albo przeżywać. Nie mam kompleksów jako piosenkarz czy wykonawca, ale zdaję sobie sprawę, że polska piosenka może być interesująca w Europie jako materiał brzmiący, a niekoniecznie rozumiany.

Nie widzę siebie i zespołu “Raz, Dwa, Trzy" w jakiejś innej, trudnej dziś do określenia roli. Polscy artyści z pewnością mają coś do zaproponowania, ale pamiętajmy, że w innych państwach tworzą artyści podobnego lub większego formatu. I ci artyści w tych państwach są ważni. Nie miejmy złudzeń: polskimi artystami pojawiającymi się w Europie zainteresowana jest głównie polska publiczność.

Twórcy piosenek nie muszą jednak podążać drogą towarów komercyjnych. Mogą być zjawiskiem wartym poznania w miejscu, w którym tworzą, bo to miejsce jest dla nich najbardziej naturalnym gruntem. Artysta powinien podróżować w różnych kierunkach; po świecie, ale i w głąb siebie. My podróżujemy z naszymi piosenkami po Polsce i jeszcze dalej. Wykonujemy pewną czynność. Jaki efekt ta czynność przyniesie - nie wiem. Wierzę, że piosenką można “w sercu płyty wydrapać dziurę", jak pisał Josif Brodski. Jeśli udaje się to w Polsce, dlaczegóżby nie poza jej granicami?

Dariusz Pachla

Wiceprezes zarządu firmy LPP SA, właściciela m.in. marek Reserved i Henderson

Od kilkunastu lat nasza firma rozwija się czerpiąc wzorce z obserwacji przedsiębiorstw o podobnym charakterze w UE czy USA. Rozszerzenie Unii to dla nas przede wszystkim nowe szanse. Brak granic to swobodniejszy dostęp do rynków innych państw. Od dwóch lat rozwijamy sieć sklepów Reserved w kilku krajach Europy Wschodniej i na tych rynkach dajemy sobie radę nie gorzej (a może i lepiej) niż wielcy, zachodni konkurenci. Planujemy też zaistnienie na rynkach zachodnich, rozpoczynając od niemieckiego. Niektórzy oczywiście pukają się w czoło słysząc, że chcemy konkurować z potężnymi firmami o wieloletniej tradycji, ale... ilu było takich, którzy 30 lat temu wierzyli, że padnie komunizm? Nie ma rzeczy niemożliwych, a w biznesie jedno jest pewne: zmiany.

Nie mam najmniejszych wątpliwości: Polacy są zdolni, pracowici i absolutnie nie powinni mieć kompleksów. Mamy oczywiście problemy z kapitałem, brakiem doświadczeń na wolnym rynku, ale mamy też ogromne zasoby energii i determinacji. Myślę, że możemy je dać Europie w zamian za łatwiejszy dostęp do technologii, wiedzy czy kapitału.

Andrzej Sitarz

Doktor habilitowany, adiunkt w Instytucie Fizyki UJ

Kim będę w Unii? Realistą. 1 maja 2004 nie jest datą magiczną, nic cudownego ani strasznego się nie wydarzy (może z wyjątkiem magicznego wzrostu cen). Złoszczą mnie opinie o automatycznie lepszych perspektywach “w Unii". Może dlatego, że wolałbym, abyśmy lepsze perspektywy mieli u siebie i przynajmniej trochę się o to starali, a nie czekali na mannę z Brukseli (lub z Waszyngtonu). Nie wiem, czy w Unii będzie nam zaraz lepiej, czy gorzej. Obawiam się, że nie wszyscy euroentuzjaści rozumieją, iż zależy to przede wszystkim od nas (choć trochę manny też by się przydało).

Nie sądzę, by wejście do Unii otwierało nowe i obiecujące (w krótkim terminie) możliwości dla mnie czy środowiska naukowego. Bardzo (oj, jak bardzo) denerwujące są półprawdy, iż są teraz masy grantów europejskich na badania naukowe. Owszem są, ale w specyficznych programach czy ściśle określonych dziedzinach, i tak naprawdę pochodzą ze składek wszystkich państw Unii, w tym rzecz jasna Polski. Niewątpliwie dla wielu z nas to szansa, ale nie można się łudzić, że to wystarczy, by przemienić naszą polską rzeczywistość - najpierw trzeba więcej inwestować w edukację i badania (i to przez dobrych kilkanaście lat), panowie (i panie) politycy!

W dłuższej perspektywie zapewne będzie nam w Unii - jeśli nie lepiej - to przynajmniej ciekawiej (czy w sklepach marchewki przeniesie się do działu owoce?). Jest też, niestety, sporo zagrożeń, jak choćby możliwość “drenażu mózgów" - odpływu części utalentowanej młodzieży. Perspektywa ta, atrakcyjna poniekąd dla “mózgów" i dla Europy jako całości, jest niekoniecznie dobra dla Polski i może coś warto z tym zrobić. W każdym razie, na pewno nie należy się dać zwariować ani euro-fobiom, ani euro-zachwytowi. Choć może warto powoli zacząć myśleć (ale nie za dużo, jak na początek!) bardziej europejsko: w końcu Europa to my.

Monika Sznajderman

Kieruje wydawnictwem Czarne. Mieszka w Wołowcu (Beskid Niski)

Dla mnie, wydawcy, zmieni się niewiele. Od dawna - w skromnej skali, ale jednak - “Czarne" działa na europejskim rynku. Znalazło niszę, małą, ale nie ciasną, bo międzynarodową, w której ta “gorsza" Europa gładko miesza się z “lepszą", w której od dawna trwa wymiana książek, doświadczeń, pomysłów, licencji i przede wszystkim kontaktów osobistych.

Z racji naszych zainteresowań tą “gorszą" Europą coś na pewno na Unii tracimy. Szczególnie bolesny jest dla mnie utrudniony kontakt z pisarzami ukraińskimi - musimy np. dostosowywać premiery książek do kończących się wiz lub paszportów. Obiecujące jest natomiast to, że za parę lat Ukraina, Rumunia czy Bułgaria, a także niektóre kraje bałkańskie, staną się takim samym obiektem zainteresowania mediów i wydawców zachodnich, ale i polskich, jak w ostatnich czasach Polska i kraje wchodzące z nami do UE. Wyobrażam sobie tłumy dziennikarzy szturmujące ukraińskie granice i wydawnictwa rzucające się na książki ukraińskich pisarzy.

Mam też nadzieję, że polskie społeczeństwo szybko się wzbogaci, a zarobione pieniądze zacznie wydawać na książki.

Małgorzata Szumowska

Jest reżyserem filmowym. Jej debiutem fabularnym był "Szczęśliwy człowiek" (2000), wkrótce na ekrany trafi "Ono". Wcześniej realizowała filmy dokumentalne, m.in. wielokrotnie nagradzaną "Ciszę" (1996)

W Unii Europejskiej mam nadzieję być tym, kim jestem teraz - reżyserem. Czy będzie to łatwiejsze, nie wiem, ale wiem na pewno, że możliwości tworzenia niezależnych projektów artystycznych będą większe. Unia od lat dysponuje funduszami finansowymi i zapleczem dla przedsięwzięć, o których w Polsce można tylko pomarzyć. Z drugiej strony są one obwarowane wielką ilością biurokratycznych przepisów. Staranie o finanse publiczne odbywa się na zasadzie konkursu - czyj projekt lepszy. Jest to zasada prosta, ale skuteczna, no i przynajmniej są jakieś klarowne reguły.

Z drugiej strony można się niepokoić, czy wszystkie filmy nie będą za kilka lat wyglądać podobnie, czy nie nastąpi “globalizacja" sztuki. A najbardziej interesujące jest pytanie, czy będzie jakaś idea, o którą warto w sztuce walczyć? Mam nadzieję, że tak, bo inaczej robienie filmów nie miałoby dla mnie sensu.

Jacek Woźniakowski

Jest pisarzem i historykiem sztuki, emerytowanym profesorem KUL-u. Wieloletni redaktor naczelny wydawnictwa "Znak" i członek zespołu "TP"

Przeżyłem i przeżywam trzy ewenementy historyczne, bardzo różnego charakteru i odmiennej doniosłości: Sobór Watykański II, odzyskanie niepodległości w r. 1989 i teraz tworzenie się poszerzonej Unii Europejskiej. Coś, co te trzy zjawiska w moim subiektywnym odczuciu upodabnia: to, że zaczęły realizować marzenia i nadzieje, które nigdy nie wygasły - ani w osobach mi bliskich, ani we mnie. I drugie podobieństwo: że coś bardzo ważnego się zaczęło, ale nie nastąpiła żadna magiczna przemiana. Cierpliwości wiele trzeba. Upartej cierpliwości. Trzeba się starać rozumieć opory, jeśli nie są tylko przejawami złej woli, i na wszystkich trzech polach dokonywać rzeczy szczególnie trudnej: łączyć pluralizm poglądów z jednością działań. Działań, i tu się chyba zgodzimy, których celem będzie nie destrukcja, ale przeciwnie - rozwijanie na rozmaite sposoby tego, co najlepsze w owych wycelowanych ku przyszłości zaczątkach.

Kim będę w Unii? Obym mógł, choć w niewielkim stopniu, do tego rozwoju się przyczyniać.

Jan Jakub Wygnański

Jest działaczem Forum Inicjatyw Pozarządowych i Banku Danych o Organizacjach Pozarządowych Klon/Jawor

Wdzięczny jestem “TP" za to pytanie, bo chyba zapomniałbym, że to już i że to takie ważne. Tyleśmy czyścili buty przed wejściem, tyle razy sprawdzano naszą znajomość etykiety i autentyczność zaproszeń, że można było stracić entuzjazm do celebrowania tego zdarzenia.

Ostatni moment wykorzystam na przypomnienie sobie, że w tym wszystkim chodzi nie tylko o interesy, ale i o “uczucie". O wizję Europy, o ponowne złożenie się jej części w jeden organizm, o integrację raczej niż rozszerzenie. Jałta kończy się na dobre i to na moich oczach. Polska przyczyniła się do tego, że 1 maja my i nasi sąsiedzi nie musimy maszerować w pochodach, a moje dzieci mogą, ale nie muszą uczyć się obcego alfabetu. Martwi mnie, że zbiorowo grzeszymy brakiem radości i wdzięczności. Nie umiemy cieszyć się tym, co udało nam się osiągnąć, nie umiemy cieszyć się... Polską. To właśnie ów brak wewnętrznej radości, a nie brak majątku, luki w edukacji czy dopust ze strony władzy pcha nas czasem ku zbiorowym “samookaleczeniom". Obiecuję sobie zatem, że wbrew tej sile ciążenia 1 maja zamknę na chwilę oczy i przegonię z siebie smutki. I będę pielęgnować prawie zapomnianą zdolność do bycia wdzięcznym.

Ta odświętna czynność zajmie mi pewnie trochę czasu, ale jak już z nią skończę, wrócę do roli działacza organizacji pozarządowych. Ucieszę się, że po przystąpieniu do UE pojawią się środki, dzięki którym dla wielu organizacji może skończy się ciągła walka o przetrwanie i że nareszcie będą mogły zrealizować się od dawna odkładane plany (związane z edukacją, pomocą wykluczonym, ochroną środowiska, budowaniem lokalnej samorządności etc.).

Z dnia na dzień zyskaliśmy członkostwo w Klubie Bogatych tego Świata - świata, na którym co osiem sekund ktoś umiera z głodu. Będziemy musieli szybko nauczyć się myśleć nie tylko o tym, co możemy dostać od innych, ale co sami powinniśmy dać. To do nas należeć będzie troska o to, aby między nami, a tymi, którzy nie znaleźli się w UE, nie zapadła aksamitna kurtyna. A jeśli obywatelski projekt zjednoczonej Europy ma wypełnić ramy stworzone przez polityków, to w dużej mierze właśnie do nas należeć będzie budowanie porozumień między społeczeństwami Europy. To będzie bardzo długi dzień. Następnego obudzę się już w Europie.

Rozalia Zając

Jest studentką Uniwersytetu Powszechnego im. Jana Józefa Lipskiego we wsi Teremiski na Podlasiu. Mieszka we wsi Wyczechy

W Unii będę młodą Polką ze wsi popegeerowskiej, próbującą zmienić sytuację i sposób myślenia ludzi w środowisku lokalnym, pokonać marazm i zniechęcenie. Nadal będę próbowała aktywizować młodych ludzi na wsi, zachęcając do wspólnego działania na rzecz mieszkańców. Zdaję sobie sprawę, jak wiele kwestii należy uregulować, aby zacząć funkcjonować jako państwo członkowskie UE. Kiedy byłam wolontariuszką w urzędzie gminy poznałam wiele problemów społeczności oraz zasady działania władzy lokalnej. Przeraziła mnie “skostniałość urzędu", powolny przepływ informacji, spowodowany m.in. brakiem stałego łącza internetowego, nieumiejętnością obsługi komputera i poruszania się w sieci. Wyobrażam sobie urzędników przytłoczonych masą dokumentów, nie znajdujących czasu na przestudiowanie tysięcy stron unijnych przepisów.

Dla moich działań w środowisku lokalnym korzystne będzie poznanie doświadczeń innych państw w organizowaniu współpracy gospodarczej, społecznej, kulturalnej - początkowo między gminami, powiatami, województwami, a następnie państwami. Cieszę się z możliwości wyjeżdżania na praktyki zagraniczne i w przyszłości z pewnością z nich skorzystam.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2004