Kiedy kura chce jajo uczyć

Reformowanie szkoły nie polega na majstrowaniu przy liście lektur. A problem z lekturami nie polega na ilości, lecz na sposobach czytania. Nie można go roztrząsać w izolacji od innych szkolnych problemów.

22.04.2008

Czyta się kilka minut

Że też jeszcze ktoś na to nie wpadł: kiedy idzie w Polskę wiadomość, iż ministerstwo edukacji zleciło prace nad projektem nowelizacji programów niechby się nawet nazywało, że nad podstawą dla takich programów należy natychmiast otwierać zakłady bukmacherskie. W końcu jeśli żyje się już jakiś czas, co nieco o życiu wie, a o reformowaniu szkolnictwa w szczególności, to wiadomo, jak się rzecz potoczy.

Wieszcze w kawałkach

Jasne jest jak słońce, że rozpęta się awantura. Że będzie dużo szumu i konferencji prasowych. I że będziemy się cieszyć, widząc, jak bardzo społeczeństwu na szkole zależy. A temat najbardziej żelazny z żelaznych? To również jasne: lektury - w pojedynkę lub en masse, jako tzw. kanon. Dopiero potem pójdzie gramatyka, ale to już nie jest temat medialny, więc o nim będzie się mówić ciszej i nie w tych samych środowiskach. Całą resztę się w ogóle pominie. Bo czy w ogóle w szkole chodzi o coś jeszcze?

Sprawy lektur nic nie przebije. Tę skreślić, tę dopisać, to zawsze było, tego nigdy nie było, to nasze polskie, to nasze europejskie, to nasze śródziemnomorskie, mało literatury romantycznej, wieszcze okrojeni, gorzej - wieszcze w kawałkach, inaczej zwanych fragmentami (nawiasem mówiąc, zasada fragmentaryczności w pisaniu była wieszczom, jak się zdaje, dość bliska), mało literatury pozytywistycznej, wzory, które dawali pozytywiści, są ważne - pracy solidnej trzeba uczyć, no ale gdzie jest antyk, lektura ważna w kraju chrześcijańskim, utworów antychrześcijańskich napchali, powinno być epokami, powinno być autorami, powinno być alfabetycznie... I starszych nie chcą słuchać, którzy kiedyś porządnie czytali, ach, czytali! W każdym razie nie ma zgody! Weto, non possumus, co to za diabeł siedzi w tych lekturach!?

Stańczyku, Stańczyku, gdybyś tak dziś na krakowskim rynku siedział i opinię publiczną sondować w sprawie lektur szkolnych zamierzył, mógłbyś zaraz pracownię socjologii rankingowej otwierać albo i bukmacherski kantor. Rodzinę dałoby się z tego spokojnie do dziesiątego pokolenia zabezpieczyć. Bo tu zgody nie będzie nigdy. Nigdy! Zawsze ktoś coś pominie, ktoś inny przedobrzy, ktoś nie taki będzie miał zmysł estetyczny, moralny, praktyczny, obywatelski, nie takie wyobrażenie... Karol Irzykowski sugerował kiedyś: "Kura, gdy chce jajo uczyć, powinna pamiętać: 1. że i jajo dziś chce kurę uczyć, 2. żeby jaja nie stłuc".

Może więc trzeba inaczej stawiać pytania? Może w ogóle o coś innego pytać? Może się pyta nie tych, co trzeba? A gdyby tak mały sondażyk wśród literaturoznawców, którzy nie odpowiadają na gorąco?

Ale już pytano. I odpowiadano.

Grabie w półmroku

Pisał Janusz Sławiński w 1977 r., że istnieje pewien "poziom elementarnych przeświadczeń, które ustabilizowały się jako oczywistości i wyznaczają apriorycznie ramę dla nowych konceptów, inicjatyw czy postulatów". Wymieniał trzy takie przeświadczenia: literatura pełni funkcję poznawczą, "sprzyja kształtowaniu wrażliwości młodych ludzi", "rozwija ich wrażliwość językową". I dodawał: "Trudno sobie wyobrazić odpowiedzialnego programotwórcę, który nie akceptowałby dziś w swych kalkulacjach tych (...) przeświadczeń. Wiadomo jednak, że zastarzałe oczywistości stanowią wyzwanie dla rozmaitych powątpiewaczy i przewrotników. Nie ulega wątpliwości, że objawią się oni (już się tu i ówdzie objawili!) również w dyskusji nad miejscem i zadaniami literatury w nowej szkole powszechnej. (...) Spytają wprost: czy w ogóle literatura jest w szkole nieodzownie potrzebna? Czy rzeczywiście najlepiej służy celom, które uzasadniały dotąd jej szerokie wprowadzanie w tok edukacji? (...) Myślę, że czeka nas jeszcze w przyszłości zasadnicza dyskusja o kryteriach, które rządzą doborem materiału literackiego wprowadzanego obligatoryjnie w pole edukacji. Można wprawdzie powiedzieć, że dyskusja taka toczy się permanentnie, ponieważ niewiele jest rzeczy wzbudzających większe emocje niż lista lektur szkolnych".

To słowa sprzed 30 lat. Ale nie wiem, czy się cieszyć, czy martwić, że przez tyle lat się tyle fantastycznych okazji namarnowało, gdyby myśleć o sugerowanych na początku zakładach. Zwłaszcza że kiedy niedawno zdarzyło mi się zapytać kobietę szpinak na placu targowym sprzedającą o przepis na danie z tegoż szpinaku, doradziła mi, bym raczej na stronę internetową weszła. Otoczenie cywilizacyjne się nieco zmieniło w ciągu minionych lat i może się zdarzyć, że smarki w ogóle czytać nie zechcą, że tylko im te strony internetowe będą w głowie, niekoniecznie z kulinariami. W tej sprawie zresztą od dawna larum grają.

Warto by może w takim razie zwrócić uwagę na opinię Stanisława Lema, który w "Wysokim Zamku" notował, że "zarówno wychowujemy, jak i wychowywani jesteśmy w przeświadczeniu, jakoby dzieła nieznacznie tylko różniły się od grabi, w półmroku leżących. Ten, kto na nie nastąpi, dostanie w łeb, aż go jasność nagła omroczy (...) Zgwałcić sztuką nikogo się nie da - zachwycamy się nią, jeśli godzimy się być zachwyceni".

Musiał o takich rzeczach myśleć przywoływany wyżej Sławiński, bo - jak można wnioskować z dalszych partii jego wywodu - żal mu się zrobiło literatury, zwłaszcza arcydzielnej. Uczniowie niczego nie pojmą, wszystko się ostatecznie pomarnuje. Trzeba przeczekać. Przeczytają, gdy dorosną, gdy skończą szkołę, bez nacisków instytucjonalnych czyta się raźniej i solidniej.

A może na Sławińskiego lepiej się nie powoływać, bo to guru "bandy strukturalistów", a strukturalizm się podobno przeżył? No to spytajmy o zdanie Marię Janion. Pani Profesor twierdzi, że porządne czytanie literatury to praca najcięższa z możliwych. Autorka tylu znakomitych książek, życie na czytaniu przepędzając, chyba wie, co mówi. Jak takiej pracy mają uradzić przy wszystkich lekturach z nieogarnionej listy nasze bidusie, choćby nawet i poziom rozszerzony w liceum zgłębiające?! No, ale prof. Janion koleguje się z feministkami: nie wiadomo, czy wypada jej słuchać. Z drugiej strony jednak bije się o naszą słowiańską tożsamość. Więc może słuchać.

A najlepiej byłoby zacytować Michała Pawła Markowskiego, który w jednym z "Tygodnikowych" felietonów najsłuszniej obśmiał egzaminatorów, oczekujących interpretacji straszliwej kłótni u Borynów w kategoriach naturalizmu. W konkluzji wołał: "Ludzie, opamiętajcie się! Jak już taki fragment dzieciakom do analizy zadajecie, to przynajmniej raz w życiu odłóżcie podręczniki pisane przez wycieńczonych ascezą półgłówków i pomyślcie, że literatura ma jakiś związek z życiem i że tylko w ten sposób można tych, którzy czytać nie chcą, do czytania zachęcić. (...) Czy kogoś obchodzi naturalizm i naturalistyczne kreowanie świata przedstawionego, gdy o życie się rozchodzi i ojciec z synem o tę samą kobietę łby sobie rozwalają? Popukajcie wy się wszyscy w czoło...".

Bohater w skarpetkach

No właśnie. Popukajcie wy się wszyscy w czoło, misjonarze arbitralnie nakazywanego kanonu. Misjonarze, wśród których nawet badacz cytowanego poprzednio Lema ostatnio wystąpił. Misjonarze gotowi w wypowiedziach dla gazet, którym tylko news w głowie, podsycać poczucie szlachetnego udziału w wielkiej dyskusji o szkole, podczas gdy wymieniają jeden z paru znanych sobie tekstów, kto wie, kiedy i czy porządnie przeczytanych.

Dobra literatura mówi o życiu i jego meandrach, i nie po to powstaje, by był powód do zwoływania prasowych konferencji i przerzucania się tytułami, a już zwłaszcza nie po to, by ktoś mógł się popisywać tworzeniem listy lektur dla szkoły. Gdy chodzi o szkołę, najpierw trzeba odkrywać i formułować problemy, które są ważne dla uczniów (dla uczniów, nie dla literaturoznawców i polityków), a dopiero potem szukać odpowiedzi, m.in. w literaturze.

Sformułuj problem, wątpliwość, pytania do świata, a ci, którzy naprawdę czytają, powiedzą ci, z czego wybierać lekturę. I że owszem: istnieje pewien kanon, ale nie kształtuje go nikt konkretny. Na ten kanon składają się dzieła, które podejmują próby odpowiedzi na ludzkie niepokoje. Ale usłyszysz też, że literackie odpowiedzi bywają - niestety i na szczęście - różne. Rezultaty zaś porozumiewania się za pośrednictwem literatury - niejednoznaczne i niepewne. Literatury nie czyta się tak samo, jak instrukcji obsługi odkurzacza. I nie ma prostego przełożenia w rodzaju: przeczytał, więc jest zaszczepiony przeciwko złu świata, uratowany, dobrze wychowany i co tam jeszcze pozytywnego.

W szkolnych programach zatem chodzić może tylko i aż o to, by zaprojektować "pogodę" dla czytania, poszukiwania i rozpoznawania w lekturze problemów i sensów, nie zaś o to, by lekturę odhaczyć i zaliczyć, sprawdzając, czy ktoś na pewno wie, jakie skarpetki bohater nosił, zwłaszcza gdy nie chodzi o Tyrmanda.

Jednoznacznie można powiedzieć tyle, że reformowanie szkoły nie polega na majstrowaniu przy liście lektur. Nauczyciele i uczniowie nie są niewolnikami, którzy muszą działać wyłącznie według nakazu płynącego z centrali centralnej i central mniejszych. Problem z lekturami nie polega na ilości, lecz na warunkach i sposobach czytania oraz jakości rozmów o czytanym. Nie może być roztrząsany w izolacji od innych kwestii ważnych dla myślenia o szkole.

Jeśli ktoś takich rzeczy nie rozumie, niech się od razu bierze za brykotwórstwo lub przyjmowanie zakładów. Problem jaja pozostaje tak czy inaczej. Żeby go mianowicie nie stłuc.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2008