Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ludzi interesują wizerunki kebabów w stanie sprzed obróbki cieplnej i najnowsze nominacje Michelina dla wiodących restauracji krajowych i zagranicznych. Jednak największą sensacją ostatnich dni dla pracowników branży jest bez wątpienia pewna kolacja, której okoliczności uderzają solidną egzotyką, niespotykaną dotychczas w naszych realiach.
Jak donosi prasa skrzydła niepodległościowego, ponad trzy tysiące polskich patriotów, w trzech turach, zjadło proszoną kolację w salach recepcyjnych węgierskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Jak podają dobrze poinformowane media, wydawanie posiłku rozpoczęto we czwartek o w pół do piątej po południu, ale o której ta gigantyczna operacja się zakończyła, tego już niestety nie wiemy. Menu? Elementarna wiedza krajoznawcza każe mniemać, iż musiało być oparte na zupie gulaszowej. W ogromnym kotle. Czy podano wino? Palinkę? Czy był biały, gąbczasty chleb, tak charakterystyczny dla madziarskiego stołu? Warzywa w occie? Czy były słodkości? Wyświetlono serial „Trzecia granica”? Tańczono czardasza? Portale skrzydła niepodległościowego zachwycają się wszystkimi okolicznościami Wielkiego Wyjazdu Na Węgry, prócz tego jednego, jakże ważnego przecież elementu dla wzajemnego poznania się węgiersko-polskiego – nic nie piszą o kolacji. Smakowało? Czy nie bardzo? Nie wiemy. Oczywiście należy brać pod uwagę silną w pewnych środowiskach tezę o niezwykłej dziś sprawności madziarskich służb wywiadowczych i uznać za bardzo prawdopodobne, że węgierskie biuro analiz przy MSW nakazało wydać bigos.
W entuzjastycznych relacjach nie ma również śladu informacji na temat wystroju sal węgierskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, nie ma słowa o klimacie, jaki tam panuje, ani o jakości obsługi. Czy możliwe, że trzy tysiące polskich patriotów w trzech turach obsługiwali funkcjonariusze resortu w przebraniach, i czy nie odbyło się to przypadkiem kosztem porządku publicznego? Najpewniej nie, zważywszy na to, jak Węgry są teraz stabilnym i silnym – za przeproszeniem – partnerem.
Można zadawać wiele pytań związanych z tym niezwykłym posiłkiem, ale ważniejsza jest przecież przyszłość. Wszyscy, a zwłaszcza czytelnicy portali skrzydła niepodległościowego, wiedzą, że zasady gościnności wymagają rewanżu. Wydaje się, że gdyby dziś do Warszawy przybyło kilka tysięcy Węgrów, minister Jacek Cichocki podołałby i udźwignął wydanie posiłku w uroczych wnętrzach swego resortu. Trzy tysiące talerzy w trzech turach? Na pewno by nas nie skompromitował, choćby trzeba było rzucić na sale MSW caluśką drogówkę w fartuszkach, a nawet tych ogromnych mężczyzn z prewencji kosztem zadym na jakimś prowincjonalnym stadionie. Jest oczywiście bardziej niż pewne, że z kolacją tą będzie trzeba trochę poczekać. Możliwe, że aż kilka lat, by mogła się odbyć w – podobnie do węgierskich – ekskluzywnych okolicznościach. Nad tym, co podać zgłodniałym, zmęczonym podróżą i demonstrowaniem na Krakowskim Przedmieściu bratankom, można oczywiście pomyśleć już dziś. W jednym nie powinno być sporu – MSW powinno przyrządzić bigos. Oczywiście hultajski.