Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Książkę dzięki Bogu skończyłem i oto nadszedł rok nowy, 2005, wyjątkowo dla mnie - pod względem kalendarzy - tłusty.
Prócz małego kieszonkowego kalendarzyka nieznanej firmy, który sprawiłem sobie w podziemiach Dworca Centralnego, oraz kalendarza terminowego obsypanej zań prestiżowymi nagrodami spółki Quo Vadis Polonia, mam dwa kalendarze podarowane mi przez przyjaciół: kalendarz Ministerstwa Spraw Zagranicznych i kalendarz sygnowany przez Kulczyk Holding S.A., krótko mówiąc - kalendarz Kulczyka.
W styczniowej “Odrze" profesor Janusz Tazbir wylicza frapujące tematy nie podjęte dotąd przez badaczy dziejów najnowszych. Wśród owych “tematów do wzięcia" znajdują się m.in. nekrologi i wspomnienia pośmiertne oraz kolejne wersje życiorysów tych samych znanych ludzi, dopasowywane do okresu, w którym się ukazywały. Ze swojej strony proponowałbym listy z nazwiskami osób, które od najrozmaitszych urzędów, korporacji i stowarzyszeń otrzymują “firmowe" kalendarze. Dokumenty mówiące o tym, kto i dla kogo jest personą godną, by wysyłać jej kalendarz, stanowią ciekawy materiał do badania mechanizmu kształtowania się elit III RP. Same kalendarze też niejedno mogą na temat powiedzieć.
Duży (format A-4), oprawiony w skórę o pięknej barwie przechodzącego w czerń granatu, kalendarz Kulczyka zawiera reprodukcje dwunastu dzieł współczesnych plastyków polskich, które ilustrować mają dwanaście wersów “Ody do radości" Friedricha von Schillera, a więc tekstu hymnu Unii Europejskiej (tytuł “Ode an die Freude" w polskim tłumaczeniu także ma dwanaście liter, co wykorzystano w ikonografii na karcie tytułowej).
Pomysł interesujący, choć być może nieco wysilony. Wydawca zamówił ilustracje u artystów o bardzo znanych nazwiskach (Starowieyski, Dominik, Świerzy, Maśluszczak, Olbiński, Dwurnik...), jak wiadomo jednak “same nazwiska nie grają" i w efekcie kalendarz, który miał być poczęty z radości, “iskry świętej" - wydaje się smutny. Zamiast angażować do przedsięwzięcia uznane tuzy, Kulczyk Holding S.A. mógłby z lepszym, jak sądzę, skutkiem zaproponować współpracę bardzo utalentowanym, ale niedocenionym jeszcze w Polsce twórcom. Imię ich legion...
Właściciel kalendarza Kulczyka znajdzie w nim wiele informacji pożytecznych nie tylko dla VIP-ów: krajowe i międzynarodowe połączenia telefoniczne, adresy ambasad polskich w Europie, wykaz drogowych przejść granicznych, listę dni świątecznych w różnych krajach świata; jest tam także kalendarz stuletni i tabela odległości między stolicami europejskimi. Zabrakło, niestety, przeliczników miar i wag (z centymetrów na cale, z kilometrów na mile, z litrów na galony, etc.) oraz rozmiarów odzieży (garniturów, koszul, płaszczy i butów w Wielkiej Brytanii, Ameryce i na kontynencie europejskim).
Kalendarz, który w pociągu InterCity “Panorama" na pamiątkę naszej pierwszej rozmowy podarował mi niegdyś prezes PriceWaterhouseCoopers (rozmawialiśmy o filmach Romana Polańskiego), obok wymienionych wyżej dawał jeszcze informacje o kaloryczności podstawowych produktów żywnościowych oraz o dziennym zapotrzebowaniu na kalorie (mężczyzna wzrostu Piotra Mucharskiego, pracujący fizycznie lekko, potrzebuje ich nieco powyżej czterech tysięcy, a więc tyle, ile ma szesnaście bułek paryskich lub ważący cztery kilogramy leszcz). Jedno było w tamtym kalendarzu tandetne - tabela z nazwami rocznic ślubów: owocowo-kwiatowa (trzecia), drewniana (czwarta), cukrowo-cukierkowa (piąta), itd.
Tak. Świętować piątą rocznicę ślubu jako tę “cukrowo-cukierkową" to coś grubo poniżej poziomu szanującej się firmy.
I PriceWaterhouseCoopers. I Kulczyk Holding S.A.