Już nie jestem takim idealistą

Krzysztof Penderecki: Ostatnia część mojego nowego utworu jest swoistym requiem dla Chopina. Ale jednocześnie - i to jest przesłanie zdecydowanie ważniejsze - moje pieśni, upamiętniające Rok Chopinowski, stanowią hołd dla wielkiej polskiej poezji, powstałej na przestrzeni ostatnich dwustu lat. Rozmawiał Marcin Gmys

11.01.2011

Czyta się kilka minut

Marcin Gmys: Spotykamy się przed prawykonaniem Pańskiego nowego dzieła, noszącego tytuł "Powiało na mnie morze snów. Pieśni zadumy i nostalgii". Czy w chwili, gdy otrzymał Pan zamówienie z Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina, było jasne, że powstanie dzieło wokalno--instrumentalne?

Krzysztof Penderecki: Nie. Najpierw miałem zamiar stworzyć efektowny Polonaise brillante na orkiestrę. Nawet zacząłem ten utwór pisać, ale dość szybko wydał mi się on - jak na tak doniosłą okazję - zbyt błahy. I wtedy postanowiłem szukać tekstów do cyklu pieśni. Było dla mnie oczywiste, iż takie dzieło powinno powstać do słów poetów polskich - w ten sposób jesienią 2009 roku rozpoczęła się moja literacka przygoda, polegająca na trwającej półtora miesiąca intensywnej kwerendzie w mojej bibliotece. Przez około czterdzieści dni od rana do wieczora nie robiłem praktycznie niczego innego poza czytaniem i wertowaniem tomów z polską poezją.

Czy w trakcie tych poszukiwań miał Pan już jakieś wyobrażenie o nowym utworze?

Jak zwykle był to u mnie proces dość skomplikowany. W momencie dotarcia do tekstu, który choćby tylko potencjalnie mógł mnie zainteresować, zaczynałem notować na marginesach pierwszy szkic przyszłej muzyki. Tak zresztą postępuję zawsze, gdy myślę o doborze tekstów. Oczywiście z pierwotnych notatek do skończonych partytur wchodzi zazwyczaj nie więcej niż około dwudziestu procent, ale to i tak całkiem sporo.

Ostatecznie powstała kompozycja potężnych rozmiarów...

Praktycznie nigdy nie komponuję swoich dzieł od początku - zawsze rodzą się z tkwiącego gdzieś w ich wnętrzu pierwotnego zalążka. Tak było i w tym przypadku. Pierwszy impuls nadała mi poezja Aleksandra Wata i niemal równolegle zachwyciłem się

Tadeuszem Micińskim, z którego spuścizny wykorzystałem aż cztery wiersze. Miciński wydał mi się jednocześnie niezwykle liryczny i bardzo dramatyczny, to zupełnie niesłychany poeta! Odegrał wielką rolę w naszej kulturze, chociaż po swej tragicznej śmierci zniknął z kulturowego horyzontu na bardzo długo. Próbowano mu tymczasem przylepić etykietę grafomana, nie przeczuwając nawet, jak brzemienna w tajemne znaczenia i kody, jak głęboka jest jego poezja. Myślę, że Miciński został zapomniany z powodu swoich fascynacji satanizmem, które sprawiły, że w ultrakatolickiej Polsce długo nie dawano mu szansy na wydawnicze wznowienia.

W pierwszej części kompozycji, dość silnie naznaczonej fantastyką, wykorzystałem m.in. wiersze właśnie Micińskiego, a także Wierzyńskiego, Gałczyńskiego i Stanisława Korab Brzozowskiego. Motto tej części - "Ogród zaklęty" - zostało oczywiście zaczerpnięte z Leśmiana, którego wiersz pt. "Pod jednym drzewem niezbadanym" także się tutaj znalazł. Nie od dzisiaj zresztą uważam Leś-

miana za cudownego poetę i cieszę się, że wreszcie udało mi się "pogodzić" jego nadzwyczajną wyobraźnię z moją własną. Według mnie Leśmian posiada zupełnie odrębny duktus, który właściwie aż się prosi o muzykę. Między innymi ta właśnie cecha odróżnia go od Słowackiego, który stworzył przecież wiele wspaniałej poezji (przeczytałem jej całe mnóstwo!), a mimo to z tego poetyckiego morza nie wyłowiłem dla siebie niczego inspirującego. Język poetycki Słowackiego jest niepowtarzalny, zarazem jednak zniechęca swą koturnowością. Zresztą - to prawda znana nie od dziś - nie każda poezja nadaje się

do muzycznego opracowania. Podobnie bywa też z językiem: nie każdy w równym stopniu predestynowany jest do muzyki. Do takich języków zaliczam właśnie polszczyznę, której niezliczone zbitki w rodzaju "ści" nastręczają kompozytorowi wielu problemów; w trakcie pisania trzeba nieustannie dbać o to, aby podobne zestrojenia nie zostały przesunięte w zbyt wysokie rejestry, gdzie będą po prostu niemożliwe do zaśpiewania.

Te naturalne bariery sprawiły, że "Pieśni zadumy i nostalgii" komponowałem prawie 15 miesięcy, podczas gdy analogiczny utwór do słów łacińskich czy niemieckich zabrałby mi o połowę mniej czasu.

Wśród wykorzystanych przez Pana autorów, poeci współcześni Chopinowi pozostają w wyraźniej mniejszości wobec twórców młodopolskich i późniejszych.

To oczywiście nie jest dziełem przypadku. Utwierdziłem się bowiem w nurtującym mnie od lat przekonaniu, iż nie ujmując niczego poezji wielkich romantycznych wieszczów, ze współczesnej nam perspektywy (a zapewne też i perspektywy naszych wnuków) znacznie ważniejsza i bliższa okazuje się poezja młodopolska, międzywojenna i współczesna. Do niektórych wielkich dzieł romantyków jeszcze wracamy, ale chyba już bardziej z sentymentu niż rzeczywistej potrzeby. Według mnie w sposób znacznie bardziej dobitny przemawiają do naszej wrażliwości tacy poeci jak Miciński, Leśmian, Herbert czy Miłosz. Czy wreszcie Wat, którego fraza "Co mówi noc?" stanowi motto drugiej części. To zdanie Wata jest aluzją do znanego fragmentu "Tako rzecze Zaratustra" Nietzschego, tego samego, który kiedyś w III Symfonii wykorzystał Mahler. Wstrząsający wiersz Wata powstał jednak w sowieckim więzieniu i z romantyzmem nie ma nic wspólnego, skoro na pytanie "Co mówi noc?" pada szokująca odpowiedź: "Nic nie mówi. Noc ma usta zagipsowane". Jak sugeruje już samo motto, wszystkie teksty drugiej części cyklu mówią o nocy, która jest jej swoistym lejtmotywem, począwszy od dwóch miniatur Leopolda Staffa, poety mojej młodości, a na dwóch lirykach Tadeusza Micińskiego skończywszy.

Natomiast część trzecią rozpoczyna pierwsza strofa słynnego "Fortepianu Szopena" Norwida. Nie wykorzystałem całego wiersza, który jest nie tylko zbyt długi, ale i zbyt brzemienny w dziesiątki odniesień kulturowych, owszem, uchwytnych podczas bardzo uważnej lektury, ale na pewno nieczytelnych, gdyby podawał ten tekst śpiewak czy chór. Wykorzystałem z Norwida tylko pierwsze trzy zwrotki (i jeden wers z szóstej), które powracać będą w tej części jako swoisty, za każdym razem modyfikowany, refren. Wszystkie teksty z trzeciej części są szalenie nostalgiczne - stanowią próby przywoływania z oddali ziemi ojczystej. Tak jest w przypadku cudownego liryku Tetmajera "Widzę ten kraj z oddali", tak jest w wierszu "Pan Cogito myśli o powrocie do rodzinnego miasta" Herberta (Zbyszek, urodzony we Lwowie, nie chciał po wojnie nigdy odwiedzić swego matecznika), ten sam wreszcie motyw odnajdziemy również w "Grobie Potockiej" Mickiewicza, który urywam po słowach "Tam na północ ku Polsce świecą gwiazd gromady"...

Jak ująłby Pan przesłanie "Pieśni zadumy i nostalgii"?

Ostatnia część nosi podtytuł "Requiem". Właściwie dwie pierwsze części utworu stanowią rodzaj wprowadzenia, natomiast trzecia, najdłuższa, układa się w trwające prawie 30 minut adagio. Owo adagio jest swoistym

requiem dla Chopina - największego polskiego kompozytora w historii, który nie napisał chyba ani jednego złego utworu, no może z wyjątkiem niektórych pieśni. Ale jednocześnie - i to jest przesłanie zdecydowanie ważniejsze - moje pieśni, upamiętniające Rok Chopinowski, stanowią hołd dla wielkiej polskiej poezji, powstałej na przestrzeni ostatnich dwustu lat.

Chyba nie zdradzę wielkiej tajemnicy mówiąc, że Chopin nigdy nie był Panu twórcą specjalnie bliskim?

W czasach mojej młodości muzyka Chopina była w radiu wszechobecna od rana do wieczora, aż do zupełnego przesytu. Kiedy stałem się młodym gniewnym, w sposób naturalny zapragnąłem podążyć zupełnie inną drogą, chciałem się bardziej - niż ktokolwiek przede mną - zagłębić w dźwięku, w jego istocie. Napisałem wówczas "De natura sonoris" i inne utwory-traktaty o naturze dźwięku. Zatem wtedy, na przełomie lat 50. i 60., Chopin dla mnie nie był, bo nie mógł być, kompozytorem, w którego byłbym zapatrzony.

Ale po latach zacząłem odkrywać jego muzykę jakby na nowo, szczególnie Chopinowską harmonikę, która - jak na pierwszą połowę XIX wieku - jest zupełnie niesłychana. Nie byłoby na pewno Liszta i Wagnera bez Chopina - on miał nadzwyczajną inwencję w wynajdowaniu oryginalnych połączeń harmonicznych. Ma pan rację mówiąc, że nigdy nie byłem w nim specjalnie zakochany. Twórczość Beethovena, Schuberta, Wagnera czy Straussa była dla mnie zawsze znacznie ważniejsza, muzyka niemiecka znajdowała się na pierwszym planie. Ciekawe, że nawet Debussy był dla mnie mniej interesujący, ale właśnie teraz, po tylu latach, staje mi się on coraz bliższy. Myślę, że Debussy’ego będzie trochę słychać zarówno w instrumentacji "Pieśni zadumy i nostalgii", jak i w harmonice, ponieważ nie mam już oporów, by stosować np. zwiększone akordy, które w okresie moich studiów były wyklęte.

Kiedy mówimy "Chopin", myślimy - "fortepian". Jaki jest Pański stosunek do tego instrumentu?

Właściwie można tu mówić o swoistym urazie. Najpierw negatywnie na mojej jeszcze chłopięcej wyobraźni odcisnęły się lekcje gry na fortepianie udzielane mi przez jakąś gruboskórną, rudowłosą nauczycielkę, która biła mnie po rękach za każdy popełniony błąd. Na to potem nałożyły się doświadczenia z moją pierwszą żoną, która jest pianistką.

Otóż kiedy byłem studentem kompozycji, mieszkaliśmy razem w mikroskopijnym mieszkaniu (pokój z kuchnią). Moja żona praktycznie od wczesnego rana ćwiczyła, więc żebym mógł w ogóle pracować, musiałem skoro świt uciekać z domu. Znalazłem sobie w Krakowie kawiarnię u Michalika, którą otwierano już o dziewiątej i od tej chwili mogłem pisać (to były oczywiście czasy, gdy w kawiarniach nie serwowano muzyki z głośników). Niestety i tam w południe przychodził pianista, więc znowu musiałem przenosić się w inne miejsce. Tak więc fakt, iż fortepian ciągle dudnił mi w uszach, niewątpliwie zniechęcił mnie do tego instrumentu. Ale pomijając te aspekty anegdotyczne, ważny był jeszcze inny czynnik.

Według mnie napisano na fortepian w XX wieku tak wiele świetnej muzyki solowej i koncertowej, że sensowne odnalezienie się w tej dziedzinie muzycznej po Rachmaninowie, Bartoku czy Prokofiewie naprawdę nie było rzeczą łatwą. Niech pan nie zapomina wreszcie, że z wykształcenia jestem jednak skrzypkiem, nie pianistą.

Kilkanaście lat temu, w ostatnim z "Pięciu wykładów na koniec wieku", przeprowadził Pan wielką obronę muzyki późnego romantyzmu, ucieleśnianej przez Mahlera. Wyznał Pan przy okazji, że głęboko wierzy w grecką "storge", ideę miłości do przyszłych pokoleń, a zarazem w ideę wiecznej regeneracji kultury.

To było już kilkanaście lat temu?

Dokładnie w 1996 roku.

Szczerze powiem, że dzisiaj już nie jestem takim idealistą. Nadal jednak wierzę w claritas, ideę samooczyszczenia polegającego na odrzuceniu pewnych wartości, które nie zawsze wykazały się odpornością na destrukcyjne działanie zegara. Zwykle do osiągnięcia claritas potrzeba odpowiednio długiej perspektywy czasowej, długiego życia. Ale jak poucza nas historia kultury, kilku przedwcześnie zmarłym twórcom - a pośród nich na pewno Chopinowi - udało się ją osiągnąć w bardzo młodym wieku.

Prawykonanie "Pieśni zadumy i nostalgii" Krzysztofa Pendereckiego odbędzie się 14 stycznia w Filharmonii Narodowej w Warszawie. Orkiestrę Sinfonia Varsovia i chór Filharmonii Narodowej poprowadzi Valery Gergiev, jako soliści wystąpią: Wioletta Chodowicz - sopran, Agnieszka Rehlis - mezzosopran i Mariusz Godlewski - baryton. Przygotowanie chóru - Henryk Wojnarowski.

Rozmowa została przeprowadzona na zamówienie Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina. Jej pełna wersja dostępna będzie w programie do koncertu wydanym przez NIFC. Skróty pochodzą od redakcji "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2011