Jak zostałem faszystą

Jeden z tych, którzy szczególnie gorliwie donosili na mnie do Securitate, po 1989 roku wyemigrował z Rumunii do Niemiec - i został równie gorliwym działaczem ziomkostw.

17.06.2008

Czyta się kilka minut

Ich zwykły dzień zaczyna się między pół do ósmej a ósmą, od wspólnego śniadania, które spożywają w kuchni. Potem każde wycofuje się do swojego pokoju i zaczyna pracę. Piszą od razu na maszynie do pisania, po niemiecku i najwyraźniej bez wysiłku, bo w każdym razie w koszach na śmieci nie ma prawie wyrzuconych kartek. Mówią, że piszą to, co chcą napisać i tylko to".

Obserwacje te nie pochodzą z jakiejś powieści. Zostały uwiecznione w raporcie, który znalazłem w moich aktach Securitate [tajnej służby komunistycznej Rumunii - red.]. Raport napisała przyjaciółka mojej ówczesnej żony. Odwiedziła nas wiosną 1989 r. w Berlinie Zachodnim, a spisała po tym, jak wróciła. Nie wiem, dlaczego go napisała, nie wiem, dlaczego wtedy wróciła w ogóle do Rumunii. Nie mogę jej już o to zapytać, od tego czasu minęło 20 lat, a ona od dawna nie żyje.

Nie wiem zresztą, czy bym ją zapytał, gdyby żyła. Jestem pewien, że miałaby dość gotowych wyjaśnień, a wyjaśnienia te nie byłyby niczym innym, tylko usprawiedliwieniami. Jeśli człowiek uczy się czegoś, żyjąc w dyktaturze, to są to właśnie usprawiedliwienia. Koniec końców także dlatego, bo wszystko, czego dyktatura domaga się od człowieka, w sprawach wielkich i małych, jest niemoralne i tym samym potrzebuje usprawiedliwień. Usprawiedliwia się także sam system - historycznymi koniecznościami. A pojedynczy człowiek? On usprawiedliwia się swoją karierą albo, mocniej już się chyba nie da, poczuciem odpowiedzialności za swą rodzinę.

Cóż dałaby rozmowa z informatorem? Złamał on przecież nie tylko reguły gry w relacjach międzyludzkich, ale także przykazania.

Jeden z informatorów, z którym mógłbym porozmawiać - należy do tych, którzy zostawili po sobie najwięcej raportów na mój temat - mieszka dziś pod Monachium, w pięknej okolicy i z dobrą emeryturą. Opuścił Rumunię w 1989 r., dwa lata po mnie. Zaraz po upadku komunizmu został w Monachium działaczem "Ziomkostwa Banackich Szwabów" [organizacja Niemców pochodzących z Rumunii - red.]. Nie wiem, jak wpadł w pajęczą sieć Securitate, znam tylko jego sprawozdania z moich akt.

Te dokumenty, które niedawno wpadły mi w ręce - choć od 20 lat słyszałem opowieść, że żadne akta na mój temat się nie zachowały - nie kończą się w chwili, gdy opuściłem Rumunię. Ostatni wpis nosi datę 12 października 1989 r. Wtedy żyłem już od 2,5 roku w Berlinie Zachodnim. Akta są niepełne, ale znajdują się w nich "analizy" i "plany działań", których celem, szczególnie po tym, jak wyemigrowałem, jest zdyskredytowanie mnie. Także w tych papierach pojawia się gorliwy dziennikarz, tym razem jako posłaniec - ktoś, kto otrzymuje zlecenie rozgłaszania informacji mających mnie dyskredytować. Spotykałem często tego mężczyznę (nie mając z nim zresztą prywatnie do czynienia) przy różnych okazjach w Niemczech w latach 90., w czasie różnych seminariów, konferencji.

Zastanawiam się, kiedy zakończyła się jego praca na rzecz rumuńskiej służby tajnej? Securitate została rozwiązana w grudniu 1989 r., gdy dyktator Ceauşescu i jego małżonka zostali pozbawieni władzy i straceni. Ale dzięki temu, że stary aparat co najmniej do 1996 r. zachował wpływy i pozycję w układzie władzy, pracownicy i współpracownicy Securitate mogli tworzyć rezerwuar dla nowej służby tajnej, SRI, która oficjalnie zaczęła działalność w 1990 r. W Temeswar, banackiej metropolii w zachodniej Rumunii, gdzie mieszkałem aż do emigracji, szefem tej nowej "demokratycznej" służby został niejaki Petre Pele, który w moich aktach jeszcze w 1989 r. pracowicie zatwierdzał "plany działań" wobec mojej osoby.

Akta, które mam, zaczynają się w 1980 r. Założono je, bo w bukaresztańskiej "Nowej Literaturze", czasopiśmie mniejszości niemieckiej, opublikowałem opowiadanie. Z akt tych wynika, że w tym czasie już od ośmiu lat specjalna grupa regionalnej Securitate zajmowała się moją osobą, moją pracą literacką i niektórymi z moich przyjaciół. Byliśmy młodymi autorami z mniejszości niemieckiej, członkami literackiej "Aktionsgruppe Banat". Grupa specjalna Securitate z Temeswar miała koncentrować się na problematyce określonej jako "niemieccy nacjonaliści i faszyści". To była etykietka, którą określano automatycznie każdego członka niemieckiej mniejszości. W moich aktach w żadnym miejscu nie zarzuca mi się nacjonalizmu czy faszyzmu. Chodzi o moją działalność antypaństwową, o - jak to sformułowali specjaliści z Securitate - moje teksty, zawierające możliwości różnej interpretacji.

Akta, które nagle po 20 latach są do mojej dyspozycji, pochodzą z bukaresztańskiego urzędu zajmującego się udostępnianiem archiwum Securitate. Archiwum do dziś nie jest w całości pod jego kontrolą. Tajne służby ciągle zachowują część materiałów, nie godzą się na dostęp - z uzasadnieniem, że chodzi o tajemnice państwowe. Życie uczy, że o tajemnicach państwa mowa jest najczęściej wtedy, gdy ktoś chce tuszować zbrodnie.

Powściągliwe podejście w Rumunii do otwierania archiwów ma wiele powodów. Jest wśród nich ignorancja społeczeństwa, które niechętnie stawia czoło problemowi swojej kolaboracji. A także interesy ludzi z obecnych i dawnych służb tajnych: ich oficerowie i informatorzy zrobili kariery w polityce, państwie, gospodarce. Nie są zainteresowani tym, co mogłoby zagrozić dziś ich wizerunkowi i pozycji. A więc apelują o "spokój społeczny". Tyle że taki spokój ma swoją cenę - to zbiorowa amnezja.

A gorliwy informator, ten dziennikarz? On zabija swój czas emeryta, wydając kalendarz dla Niemców banackich. Przed rokiem napisał do mnie, domagając się, abym, jako krajan, dostarczył mu tekstów do kolejnego wydania. Wtedy nie wiedziałem jeszcze o jego przeszłości. Dziś on nie wie, że ja wiem. So kommt’s, so geht’s.

Przełożył WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2008