Irańska psyche żyje spiskami

Piotr Krawczyk, ekspert ds. międzynarodowych: Atak Izraela na Iran jest mało realny. To element działań propagandowych Izraela czy nawet Iranu, którego władzom na rękę jest tworzenie atmosfery zagrożenia. Rozmawiał Wojciech Pięciak

27.10.2009

Czyta się kilka minut

Wojciech Pięciak: W irańskiej prowincji Sistan-Beludżystan, w zamachu samobójczym przeprowadzonym przez organizację "Żołnierze Boga" mogło zginąć nawet 60 ludzi, w tym kilku oficerów Gwardii Rewolucyjnej, elitarnej formacji wojskowo-politycznej. Pierwszy w Iranie zamach na taką skalę każe zapytać: czy po Iraku, Afganistanie i Pakistanie teraz Iran staje się kolejnym niestabilnym krajem na Środkowym Wschodzie?

Piotr Krawczyk: Sistan-Beludżystan, graniczący z Pakistanem i Afganistanem, to najbiedniejsza i najbardziej niebezpieczna prowincja Iranu. Najtrudniejsza, patrząc z punktu widzenia irańskich władz. Przyczyn jest wiele, a bliskość Pakistanu i Afganistanu, będących "rozsadnikami" niestabilności, to tylko jedna z nich. Prowincję zamieszkują Beludżowie, mniejszość etniczna. Ich historyczne tereny są dziś podzielone między Iran, Afganistan i Pakistan, i we wszystkich tych krajach Beludżowie podejmują działania na rzecz większej samodzielności. W Iranie najbardziej intensywnie: od kilku lat wśród Beludżów działa organizacja terrorystyczna "Dżundallah" ("Żołnierze Boga"). Dodatkowo, przez prowincję ma biec gazociąg z Iranu przez Pakistan do Indii i wokół tego projektu toczy się nieprzejrzysta gra. Jakby tego było mało, przez Sistan-Beludżystan biegną szlaki przemytu narkotyków. Jedna z hipotez mówi, że mogło chodzić o zemstę mafii narkotykowej na dowództwie Gwardii Rewolucyjnej, która ściga przemyt.

Jednak był to zamach samobójczy - "wizytówka" islamskich fundamentalistów.

Działające w regionie grupy, uważające się za wyzwoleńcze, to po trosze organizacje terrorystyczne, a po trosze mafie przestępczo-narkotykowe; tego nie da się rozdzielić. "Dżundallah" ma powiązania z talibami, Al-Kaidą, mafiami narkotykowymi i wywiadami różnych krajów, zwłaszcza pakistańskim. Na ten splot czynników nakłada się kwestia etniczna, kluczowa w Iranie, gdzie Persowie stanowią połowę społeczeństwa, a reszta to mniejszości: o swe prawa walczą nie tylko Beludżowie, ale też Kurdowie, Arabowie, Turkmeni i Azerowie, stanowiący 25 proc. ludności.

Problem etniczny nasilił się w ostatnich latach za rządów prezydenta Mahmuda Ahmadineżada: mniejszości mają coraz więcej problemów i coraz mniej swobody, którą cieszyły się wcześniej za rządów prezydenta Chatamiego. To skłania je do sięgania po różne formy działania. W przypadku Beludżów sprawę komplikuje jeszcze fakt, że są oni sunnitami, gdy większość Irańczyków to szyici. Np. celem poprzedniego wielkiego zamachu "Dżundallahu", przeprowadzonego przed wyborami prezydenckimi w Iranie, był szyicki meczet w stolicy prowincji.

Dlaczego po zamachu władze Iranu zaczęły grozić Pakistanowi? Winą obarczały też wywiady USA i Wielkiej Brytanii, ale głównie Pakistan.

Ludzie, którzy dokonali zamachu, najpewniej przeszli z Pakistanu, gdzie "Dżundallah" znajduje schronienie. W zamachu zginął zastępca dowódcy sił lądowych Gwardii Rewolucyjnej, w odpowiedzi na co szef tej formacji zasugerował, że Irańczycy będą ścigać "Dżundallah" na terenie Pakistanu, wzorując się na USA, których lotnictwo operuje na terytorium pakistańskim przeciw talibom.

Skąd takie groźby, było nie było, wojny z Pakistanem?

Istotny jest irański kontekst wewnętrzny: w zamachu zginął jeden z najważniejszych dowódców Gwardii Rewolucyjnej, formacji, która jest fundamentem reżimu. Po sfałszowanych wyborach prezydenckich władze Iranu mają problem z legitymizacją. Spektakularne uderzenie w ich fundament, w Gwardię, staje się uderzeniem w reżim - osłabia go, bo jest sygnałem dla opozycji, że główny element obronny systemu nie jest nietykalny. To może zachęcić część środowisk opozycji do podobnych kroków. Już teraz są one spychane w radykalizm, w przyszłości niektóre grupy mogłyby podjąć działania zbrojne. Ostrą reakcją władze Iranu chcą przestrzec naśladowców.

Amerykański dziennikarz Seymour Hersh, który jako pierwszy opisał np. sprawę więzienia Abu Ghraib, twierdził w 2008 r. na łamach "New Yorkera", że USA wspierały finansowo "Dżundallah". Czy to nie odbiera moralnej legitymacji do działań Zachodu w Afganistanie? Wychodzi na to, że owszem, ścigamy terrorystów, jeśli to nie są "nasi" terroryści.

Rzeczywiście pojawiały się informacje, że USA zatwierdziły specjalny budżet, mowa była o 400 mln dolarów, dla wspierania organizacji opozycyjnych wobec władz w Teheranie, zarówno pokojowych, jak i zbrojnych. Nie wiadomo, czy ten plan zrealizowano. Ale nawet jeśli w przeszłości do "Dżundallahu" trafiły fundusze z Zachodu, to od takich działań - nazwijmy to: nie do końca zgodnych z zasadami praw człowieka - Stany zaczęły odchodzić jeszcze pod koniec kadencji Busha, a na pewno już pod rządami Obamy.

Wydaje się mało prawdopodobne, by wywiady USA czy Wielkiej Brytanii były bezpośrednio zaangażowane w ten zamach, zwłaszcza gdy Obamie bardzo zależy na podjęciu dialogu dyplomatycznego z Iranem. A zamach miał miejsce kilkadziesiąt godzin przed kolejnym spotkaniem przedstawicieli Iranu i mocarstw z Rady Bezpieczeństwa ONZ, na temat irańskiego programu atomowego.

Skoro mówimy o irańskich ambicjach atomowych: czy realny jest atak Izraela na Iran?

Mało realny. To element działań propagandowych Izraela czy nawet Iranu, którego władzom na rękę jest tworzenie atmosfery zagrożenia ze strony Izraela. Dzięki temu odwracają uwagę społeczeństwa od coraz bardziej skomplikowanej i chaotycznej sytuacji politycznej w kraju. Po sfałszowanych wyborach reżim irański cierpi na kryzys legitymizacji i rozmowy z Zachodem czy wizja militarnego zagrożenia ze strony Izraela stają się dla niego formą takiej legitymizacji.

Alastair Crooke, specjalista od Środkowego Wschodu, były negocjator z ramienia USA i UE w konflikcie palestyńsko-izraelskim, twierdzi, że Zachód popełnia błąd, przyjmując za swoją perspektywę Izraela, który w sporze z Iranem odwołuje się do Holokaustu. Crooke twierdzi, że spór o irański program atomowy to element głębszego konfliktu między Izraelem a Iranem: o dominację w regionie. Dotąd dominował Izrael, teraz mocarstwem regionalnym staje się Iran. Czy Polska robi słusznie, stając wraz z USA i UE po stronie Izraela?

Błędem wydaje mi się interpretowanie głównej dynamiki stosunków na Bliskim Wschodzie jako rywalizacji między Izraelem a Iranem. W rywalizacji o wpływy uczestniczy tu więcej krajów, np. Turcja i Iran coraz ostrzej konkurują o wpływy w Libanie i Syrii. Natomiast jeśli idzie o spór Izrael-Iran: ze strony Izraela mamy tu silne poczucie - inna sprawa, na ile zasadne - że zbudowanie przez Iran bomby atomowej może być śmiertelnym zagrożeniem, skoro Iran deklaruje wrogość do państwa izraelskiego.

Ale to nie jest kwestia opowiedzenia się po jednej czy drugiej stronie. Zachodowi zależy, by broń jądrowa nie wpadała w ręce kolejnych aktorów międzynarodowej polityki, i to nieprzewidywalnych.

W tym regionie posiadanie broni jądrowej nie będzie wpływać stabilizująco, jak miało to miejsce w przypadku USA i ZSRR, gdy szachowano się wizją zagłady i wojna była "zimna", a nie "gorąca". Rozkręcenie wyścigu atomowego na Bliskim Wschodzie - bo po Iranie podobne ambicje zgłoszą kolejne kraje - może skończyć się wojną "gorącą".

To zakładałoby, że irańskie władze mają skłonności samobójcze. Przez 30 lat, jakie minęły od "islamskiej rewolucji" w Iranie, jego władze w polityce zagranicznej postępowały dość racjonalnie.

W ostatnich latach irańskie władze bardzo się zmieniły. Mówi się, że w Iranie rządzą duchowni. Owszem, przez ponad 20 lat od rewolucji główne skrzypce grali przywódcy duchowi. Ale kilka lat temu zaczął się proces militaryzacji systemu politycznego. Coraz bardziej ogranicza się też rolę elementów demokratycznych, jakie kiedyś istniały, jak wybór prezydenta czy parlamentu. Od pojawienia się na scenie politycznej Ahmadineżada i związanych z nim ludzi, wywodzących się ze struktur siłowych, Iran zmierza w stronę dyktatury wojskowej. O ile 5-6 lat temu system był relatywnie racjonalny i przewidywalny, to nie wiadomo, jaki będzie za kilka lat, gdy "frakcja militarna" będzie coraz silniejsza. Polityka zagraniczna Iranu może stać się nieprzewidywalna. Dużą rolę odgrywa też zaplecze ideologiczne prezydenta; jest on silnie motywowany religijnym fundamentalizmem.

Co sądzić o rewelacjach zachodnich mediów, że Ahmadineżad jest Żydem, którego rodzina przeszła na islam?

Po Iranie od dawna krąży plotka, że jego ojciec, z zawodu kowal, który z rodziną przeniósł się ze wsi do Teheranu, był wyznania żydowskiego i zmienił religię. To niewykluczone, Iran jest wieloetniczny, religijny przywódca Ali Chamanei jest z pochodzenia Azerem. Z tym że plotki nie da się zweryfikować. To typowe dla Iranu: irańska psyche żyje teoriami spiskowymi.

Wyobraźmy sobie, że pewnego dnia Iran ogłasza, iż ma bombę atomową. Co wtedy?

O tym, że Iran już-już będzie mieć broń jądrową, mówi się od dekady i nadal jest mało prawdopodobne, aby stało się to w perspektywie nawet kilku lat. Być może w ogóle do tego nie dojdzie. Bo, wbrew pozorom, nie jest to przesądzone. Sankcje i inne działania społeczności międzynarodowej ograniczają legalne możliwości Iranu. A "czarny rynek" atomowych technologii bardzo się skurczył po tym, jak raz czy drugi ujęto osoby handlujące tymi technologiami, np. słynną siatkę pakistańską, która handlowała właśnie z Iranem.

PIOTR KRAWCZYK (ur. 1978) jest analitykiem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. W latach 2007-2008 był konsulem w ambasadzie RP w Kabulu. Specjalizuje się w tematyce Iranu, Afganistanu, krajów Azji Centralnej i Południowej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2009