Wojna w Gazie stała się tlenem dla innych ognisk zapalnych na Bliskim Wschodzie. Oto ich mapa

Bliski Wschód od dekad przyzwyczaił świat do tego, że jest regionem absorbującym i potencjalnie bardzo kłopotliwym. Jednak to, co się dzieje od pięciu miesięcy, to inny kryzys niż wszystkie poprzednie. Jak bardzo inny? I co to oznacza dla nas i dla Europy?

05.03.2024

Czyta się kilka minut

Przegląd ochotników do sił zbrojnych Ruchu Hutich. Dystrykt Bani Hushaysh w Jemenie, 22 stycznia 2024 r. /  Fot. Khaled Abdullah / Reuters / Forum
Przegląd ochotników do sił zbrojnych Ruchu Hutich. Dystrykt Bani Hushaysh w Jemenie, 22 stycznia 2024 r. / Fot. Khaled Abdullah / Reuters / Forum

Rzadko zdarza się, aby miejsce peryferyjne, niewielkie nawet w skali regionu (powierzchnią trochę tylko większe od Krakowa) i nieoczywiste, gdy idzie o jego status polityczny, generowało tak potężną i niebezpieczną energię. Mowa o Strefie Gazy.

W cieniu Gazy

Obecna odsłona konfliktu palestyńsko-izraelskiego trwa już niemal pięć miesięcy. Niebywały w swojej skali i brutalności atak Hamasu na Izrael z 7 października 2023 r. przyniósł śmierć blisko 1200 Izraelczyków (cywilów i wojskowych), co było największą tragedią w historii tego państwa i na długo poderwało wiarę obywateli w jego siłę i prestiż w regionie.

Reakcja Jerozolimy była również bezprecedensowa. Zmasowane ataki na Strefę Gazy przyniosły śmierć 30 tysiącom jej mieszkańców, głównie cywilom. Dla porównania: dwa lata agresji rosyjskiej na Ukrainę miały kosztować życie kilkunastu tysięcy cywilów. Do tego wedle różnych szacunków mamy 1,9-2,3 miliona wewnętrznych uchodźców w Strefie Gazy i 250-500 tysięcy Izraelczyków ewakuowanych z bezpośredniego zaplecza konfliktu. Operacja izraelska trwa dalej – szykowane jest uderzenie na Rafah w południowej części Strefy, gdzie stłoczeni są obecnie jej mieszkańcy.

Wybuch konfliktu wokół Gazy i jego charakter stały się tlenem dla innych ognisk na Bliskim Wschodzie – obok Zachodniego Brzegu Jordanu także w Libanie, Jemenie, Syrii i Iraku, gdzie doszło do gwałtownego zaostrzenia działań wojennych. Stał się również swego rodzaju wspólnym mianownikiem dla tych wszystkich konfliktów, połączył je, zuniwersalizował i spolaryzował ich percepcję.

Bliski Wschód stał się niejako przedłużeniem konfliktu w Gazie, a potencjalne skutki Gazy nabrały regionalnego i globalnego ciężaru.

Czarne chmury nad Libanem

Tradycyjnie pierwszoplanową rolę odgrywa tutaj Liban, a ściśle: libański Hezbollah, organizacja polityczno-militarna kontrolująca południową część tego państwa i posiadająca własne siły zbrojne. Izrael zawsze postrzegał Hezbollah jako przeciwnika dużo groźniejszego niż Hamas, a ponadto organicznie powiązanego z Iranem, który otwarcie wzywa do zniszczenia państwa Izrael.

Od samego początku obecnej wojny Izrael forsuje tezę o synchronizacji działań między Hezbollahem, Hamasem i Iranem oraz o groźbie otwarcia drugiego frontu na północy. Dla Hezbollahu presja na Izrael to rzeczywiście zarówno kwestia jego wiarygodności, jak i sens istnienia. Perspektywa nowej wojny izraelsko-libańskiej z jednej strony znacząco wpłynęła na wojskowe zaangażowanie USA w rejonie konfliktu (co miało podnieść koszty ewentualnej eskalacji), a z drugiej strony pozwoliło Izraelowi podjąć działania „uprzedzające i odwetowe” przeciwko Hezbollahowi.

Nigdzie indziej przywódcy nie umierają podczas sprawowania urzędu tak często jak w Afryce

W wielu krajach na tym kontynencie panują starcy, którzy zdobyli władzę tak dawno, że uważają ją za swoją własność. Na to nakłada się przekonanie, że stan ich zdrowia jest pilnie strzeżoną tajemnicą państwową. Zmarły w lutym prezydent Namibii Hage Geingob był wśród nich wyjątkiem.

Jak dotąd do eskalacji jednak nie doszło, a efektem napięć na pograniczu libańsko-izraelskim są ograniczone mimo wszystko nękające działania Hezbollahu wymierzone w północny Izrael i stale zaostrzające się ataki izraelskie na Liban. W ich efekcie zginąć miało blisko 400 bojowników, głównie z Hezbollahu, nie licząc strat cywilnych oraz w infrastrukturze.

Problem jednak narasta – Izrael nie może czuć się bezpiecznie, mając za miedzą Hezbollah (a w domyśle: Iran). Dopiero osłabienie albo nawet likwidacja Hezbollahu byłaby miarą strategicznego sukcesu rządu Netanjahu. W świetle spekulacji z końca lutego nie można wykluczyć, że to pełnoskalowa wojna przeciw Hezbollahowi, a nie niewdzięczne zajmowanie Rafah, będzie głównym celem Izraela.

Jemen i Huti: uderzenie w światowy handel

Kolejnym obok Libanu punktem zapalnym stał się dziś Jemen. Do tej pory wojna, która w tym kraju trwa od 2014 r., ograniczała się do samego Jemenu (chwilami przenosząc się na teren sąsiedniej Arabii Saudyjskiej). Zaczęła się jako konflikt wewnętrzny między jemeńskimi sunnitami (wspieranymi przez Saudów) a szyitami (mającymi poparcie Iranu). Gdy górę wzięli szyici – zorganizowani w Ruch Huti – wiosną 2015 r. w konflikt zaangażowała się koalicja państw regionu na czele z Arabią Saudyjską. Rozstrzygnięcia to nie przyniosło. Dziś Huti kontrolują sporą część kraju, w tym stolicę Sanę i wybrzeże Morza Czerwonego.

Teraz, w odpowiedzi na wojnę w Gazie, Huti podjęli próby ostrzelania rakietami celów w Izraelu (nieskuteczne), a następnie, już skuteczniejsze, ostrzeliwania i zajmowania statków handlowych płynących „po sąsiedzku” – przez Zatokę Adeńską i Morze Czerwone. Zarysowała się perspektywa zablokowania jednego z najważniejszych szlaków morskich świata, okresowo skutkująca przekierowaniem dwóch trzecich transportu – zwłaszcza kontenerowego – na trasę prowadzącą wokół Afryki. Wydłuża to czas podróży o ponad 10 dni i podnosi trzykrotnie koszty transportu towarów z Azji do Europy.

W odpowiedzi na to od grudnia 2023 r. uruchomiona została operacja wojskowa „Prosperity Guardian” („Strażnik Pomyślności”), kierowana przez USA i z udziałem 20 innych państw. Uczestniczące w niej okręty i samoloty chronią statki handlowe i prowadzą regularne ataki na cele w Jemenie – na należące do Hutich bazy, stanowiska rakiet i dronów itd. Od lutego dołączyła tu unijna operacja „Aspides” i pojawiły kolejne okręty z Europy (w tym fregata z Niemiec). Sytuacja jest rozwojowa.

infografika Lech Mazurczyk

Syria i Irak: reaktywacja wojny zastępczej

Do gwałtownego zaostrzenia sytuacji doszło też na terenie Iraku i Syrii. Począwszy od października główną osią napięcia stały się tu regularne ataki rakietowe, które proirańskie milicje prowadzą na bazy amerykańskie. Do lutego było ich ok. 170, a rannych zostało w nich łącznie 150 amerykańskich żołnierzy. Kulminacją był atak na bazę o kryptonimie „Tower 22”, położoną na jordańsko-syryjskim pograniczu: 28 stycznia zginęło tam troje Amerykanów.

Działaniom sił proirańskich towarzyszą izraelskie ataki na cele irańskie w Syrii (skutek to m.in. kilkunastu zabitych wysoko postawionych oficerów irańskich, w tym szef wywiadu specjalnej jednostki Al-Qods) oraz odwetowe ataki amerykańskie, których kulminacją były zmasowane uderzenia jako odpowiedź na śmierć żołnierzy – wyraźnie zarysowała się wówczas groźba otwartego konfliktu między USA i Iranem.

Globalny kryzys migracyjny dotyka też Amerykę Południową, ostatnio zwłaszcza Chile. Nasza relacja z granicy chilijsko-peruwiańskiej

Chile jest jednym z tych krajów Ameryki Południowej, do których przybywa najwięcej imigrantów. Wielu pieszo i przez pustynne wyżyny w Andach, uważane za jedno z najmniej przyjaznych człowiekowi miejsc na świecie. Rozmawialiśmy z tymi, którzy dotarli tu z Wenezueli.

Napięcie w obu krajach podnoszą tutaj dodatkowo operacje tureckie przeciw Kurdom związanym z Partią Pracujących Kurdystanu, PKK (skalę walk pokazuje 21 poległych po stronie tureckiej), aktywizacja Państwa Islamskiego (pokonane jako twór parapaństwowy, przetrwało ono pod postacią struktur podziemnych) i irańskie ataki rakietowe wymierzone w cele na terenie irackiego Kurdystanu, które Irańczycy wiążą z Państwem Islamskim (szyicki Iran jest skonfliktowany z sunnickimi bojownikami Państwa Islamskiego).

Teheran pod presją

Niepokojącym kontrapunktem dla Gazy stały się także wydarzenia w samym Iranie.

Kraj ten doświadczył szeregu ataków cybernetycznych i bombowych na infrastrukturę krytyczną (Teheran oskarża o to Izraelczyków). Wyjątkowo krwawy i spektakularny był zamach bombowy w mieście Kerman, dokonany tam na cmentarzu w trakcie obchodów czwartej rocznicy śmierci generała Kasema Sulejmaniego. Ten legendarny szef jednostki Al-Qods, odpowiedzialny za wspieranie sił proirańskich w regionie, zginął na lotnisku w Bagdadzie, zabity rakietą z amerykańskiego drona na rozkaz prezydenta Trumpa; pochowany został w Kermanie. Dwóch zamachowców-samobójców zdetonowało w tłumie ładunki, zabijając 94 żałobników. Do ataku przyznało się Państwo Islamskie.

Nadto Iran balansował przez moment na krawędzi konfliktu z nuklearnym Pakistanem, gdy 16 stycznia ostrzelał rakietami pakistańskie terytorium. W odpowiedzi Pakistan ostrzelał rakietami cele na terytorium Iranu. Oba kraje atakowały tu bazy separatystów beludżyjskich – to zbrojny ruch, który za cel stawia sobie niepodległość Beludżystanu, górzystej historycznej krainy podzielonej między Iran, Pakistan i Afganistan. Ciągu dalszego jednak już nie było.

Iran: klucz do wielkiej wojny

Konflikt w Gazie uruchomił więc napięcia i konflikty o ogromnym potencjale, których (niemal) nikt nie chce, ale nad którymi niezwykle trudno jest zapanować.

Przede wszystkim: ujawnił i podniósł znaczenie niepaństwowych graczy, z całą specyfiką ich uwarunkowań, interesów i emocji, od których zależy ich oparcie społeczne. Skrajnym przykładem jest Hamas, który zainicjował obecną fazę konfliktu; w dalszej kolejności to Hezbollah, Huti, proirańskie milicje w Iraku i Syrii. Wszystkie te siły określa się – zasadniczo słusznie – mianem proirańskich i Teheranowi przypisuje się – co pozostaje już dyskusyjne – sprawczą kontrolę nad ich działaniami.

Wojny i susza sprawiły, że nad Sudanem, Etiopią i całym Rogiem Afryki znów zawisła groźba klęski głodu

Na terenach objętych walkami przestało działać trzy czwarte szpitali i przychodni, a ludzie umierają na choroby, które w czas pokoju nie zagrażałyby ich życiu. Drogi są nieprzejezdne, żołnierze ograbiają karawany z żywnością: czy w tych warunkach można udzielić skutecznej pomocy humanitarnej?

Wątek irański jest kluczowy dla potencjału eskalacji kryzysu na Bliskim Wschodzie. Przy założeniu, że Teheran istotnie stoi za działaniami swoich klientów, należałoby przypisać mu chęć nieograniczonego eskalowania konfliktu kosztem Izraela i interesów USA. Przyjęcie takiej perspektywy oznaczałoby z kolei dojrzewającą od lat bezpośrednią konfrontację między Izraelem i USA z jednej, a Iranem z drugiej strony. Czyli wielki konflikt o nieprzewidywalnych konsekwencjach.

Tymczasem – mimo fundamentalnej różnicy interesów, emocjonalności i nieufności między Waszyngtonem a Teheranem – dziś wszystko wskazuje na ogromną determinację obu stron, żeby takiego konfliktu nie doszło.

Wszystko, tylko nie eskalacja

Co uderzające, takie samo – mitygujące – podejście prezentują Arabia Saudyjska (lokalny rywal Iranu), inne państwa Zatoki Perskiej i Turcja. Wstrzemięźliwie i mitygująco działają też Stany: niezależnie od ogólnego wsparcia dla Izraela USA wysłały do regionu flotę głównie po to, aby zniechęcić Hezbollah do otwarcia drugiego frontu. Wstrzemięźliwie reagowały też na ostrzały swoich baz (aż do momentu, gdy padły ofiary śmiertelne) i unikały ataków na cele stricte irańskie. Sygnałem politycznym z USA było też publiczne rozważanie całkowitej ewakuacji sił amerykańskich z Syrii i Iraku.

Z drugiej strony Iran – zdecydowanie bardziej przestraszony groźbą konfrontacji niż jej szukający, a przy tym racjonalny i wyrachowany – wspiera wprawdzie nadal swoich klientów, wykorzystuje ich jako element odstraszania, ale jednocześnie nie wywiera presji na Hezbollahu, by ten uderzył na Izrael, a także dba, by rakiety Hutich spadały tylko na jemeńskich (a nie saudyjskich) wodach terytorialnych. Wreszcie – Iran faktycznie ogranicza swoją obecność w Syrii i Iraku.

W tym ostatnim przypadku chodzi o trwającą – pod silną presją izraelską – ewakuację irańskiej kadry oficerskiej czy o spektakularną wizytę szefa Al-Qods w Bagdadzie, gdzie otwarcie dyscyplinował on szefów milicji szyickich po ostrzale „Tower 22”. Ostentacyjnie i symbolicznie wizyta ta miała nawiązać do śmierci Sulejmaniego, a praktycznie doprowadziła do zastopowania ataków na bazy USA.

Widać, że ani Iran, ani USA nie chcą wielkiej wojny w regionie. W przypadku Iranu to racjonalna kalkulacja: reżim irański jest osłabiony; uważa też, że czas gra na jego korzyść. Z kolei dla Amerykanów jedynym pewnym efektem byłyby niewyobrażalne koszty, zwłaszcza w roku wyborczym.

Próżnia z konsekwencjami

Kolejnym – po Iranie – kluczowym uwarunkowaniem dla sytuacji na Bliskim Wschodzie jest narastająca próżnia polityczna. Podnosi ona ryzyko destabilizacji.

Skąd próżnia? USA od lat minimalizują swoją obecność w regionie, a możliwości Iranu do reżyserowania procesów regionalnych są ograniczone. Wprawdzie podejmuje się próby rozwijania mechanizmów osłabiania napięć. To zwłaszcza odnowienie dialogu – w miejsce konfrontacji – między Iranem a Arabią Saudyjską, Turcją a Iranem i państwami arabskimi, Izraelem a państwami Zatoki Perskiej. Będące efektem świadomości ryzyka, próby te są jednak niedostateczne wobec wyzwań.

Przykładem próżni pozostaje Syria, gdzie – mimo napięć z ostatnich miesięcy – ograniczanie swojej obecności testują i Irańczycy, i Amerykanie i gdzie spada sprawczość Rosji (skoncentrowanej na wojnie na Ukrainie). Inny przykład to skrajna bezradność i bierność Egiptu wobec konfliktu w Gazie.

Czas dla radykałów

Słabnięcie tradycyjnych graczy państwowych zwiększa pola działania dla graczy lokalnych, w tym niepaństwowych (np. wspomnianych sił proirańskich i szyickich). Otwiera też przestrzeń dla radykalnych sunnitów – niemal niewidocznych w ostatnich latach. Dotyczy to głównie pozostałości po Państwie Islamskim: po przerwie zaktywizowało się w Syrii (ataki na siły rządowe i Kurdów), Iranie (zamach w Kermanie) i Turcji (m.in. atak na kościół katolicki w Stambule w styczniu).

Próżnia polityczna i towarzyszące jej przetasowania w połączeniu z emocjonalnym ładunkiem wojny w Gazie tworzą klasyczną mieszankę, która – taki był schemat w ostatnich dekadach – zapowiada zmianę generacyjną i aktywizację radykałów. Skutki tego widać też poza regionem, w Europie (liczne manifestacje propalestyńskie, przy czym – podobnie jak w USA – można zauważyć konsekwentny wzrost dystansu wobec Izraela całej opinii publicznej), a także w Afganistanie i Azji Centralnej – zamachy w Kermanie i Stambule przeprowadzili etniczni Tadżycy i obywatele Rosji, a pod stambulski kościół podjechali autem na łódzkich numerach rejestracyjnych (tureckie media piszą, że auto miało wjechać do Turcji rok wcześniej i nie było używane przez ten czas; innych wątków polskich – prócz oczywiście polskiego konsula z rodziną w kościele w czasie zamachu – tutaj nie było).

Przed egzystencjalnymi wyzwaniami znów stają Kurdowie w Syrii i Iraku, dociskani przez Turcję, a także szereg innych sił, takich jak choćby wspomniani Beludżowie, którzy przy okazji styczniowej konfrontacji Iranu i Pakistanu okazali się ich wspólnym problemem (i polem możliwej współpracy w ich zwalczaniu).

Co dalej z Gazą?

W tej tak napiętej i skomplikowanej sytuacji cały czas fundamentalną niewiadomą pozostaje Gaza. Po pięciu miesiącach walk Izrael nie rozstrzygnął starcia metodami wojskowymi i musimy liczyć się z jego kontynuacją oraz pomnożeniem dotychczasowych kosztów (zdobycie Rafah nie daje już możliwości dalszej ucieczki w ramach Gazy).

Co gorsza, Izrael powstrzymuje się od wskazania politycznych celów operacji – zarówno wobec samej Gazy, jak też całokształtu konfliktu izraelsko-palestyńskiego; nie wiadomo, na jakich warunkach wojna miałaby się skończyć, o pokoju i porządku powojennym nikt w Izraelu i z Izraela nie rozmawia. Można się obawiać, że sama pacyfikacja Gazy nie wystarczy do osiągnięcia wewnętrznych celów politycznych, tj. odbudowy zaufania społeczeństwa izraelskiego wobec własnego państwa (a tym bardziej obecnego rządu).

Kuszącą opcją dla rządu Izraela pozostaje zatem wykorzystanie obecnej mobilizacji, aby podjąć próbę rozbicia Hezbollahu i odepchnięcia Iranu. Za tą pokusą idzie ryzyko konfliktu jeszcze ostrzejszego niż ten w Gazie i ryzyko bezpośredniego starcia z Iranem. To ostatnie Izrael zapewne chętnie by podjął, o ile miałby nadzieję na bezpośrednie – choćby niechętne – wsparcie ze strony USA.

Kłopoty dla Europy

Bliski Wschód od dekad „przyzwyczaił” świat do tego, że jest regionem ważnym, absorbującym i potencjalnie bardzo kłopotliwym.

Z każdym kolejnym kryzysem widoczne stają coraz większe ograniczenia aktorów zewnętrznych (supermocarstw, mocarstw), rosnąca inicjatywa regionalnych aktorów państwowych z ich logiką, emocjami i interesami (Iran, obecnie zaś głównie Izrael) oraz – co najbardziej niepokojące – sprawczość niepaństwowych i antysystemowych aktorów, na czele z organizacjami terrorystycznymi (Hamas, Huti).

Jednak ta „autonomizacja” procesów zachodzących na Bliskim Wschodzie nie oznacza marginalizacji problemu. Przeciwnie, każdy kolejny kryzys w tej części świata rozszerza listę negatywnych skutków dla Europy – zarówno w kontekście problemów międzynarodowych, jak też wewnętrznych (konflikt „przenosi” się na ulice francuskie, niemieckie, brytyjskie) i tych związanych z bezpieczeństwem czy migracjami.

A przy obecnym natężeniu emocji, w roku wyborczym – w USA oraz wielu krajach Europy – oraz przy niepewności co do przyszłości Ukrainy (i jej miejsca wśród priorytetów Zachodu) problemy te ważą coraz więcej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Bliski Wschód: kryzys inny niż wszystkie