Internet w polityce

Piękny mit głosi, że internet pozwala przekraczać bariery etniczne, klasowe i polityczne, daje głos w sferze publicznej tym, którzy dotąd musieli milczeć, oraz buduje nieograniczone wspólnoty ludzi zjednoczonych podobnymi celami. W tym sensie ma stanowić nową - tyleż rewolucyjną, co pozytywną - jakość w życiu publicznym. Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Owszem, internet zmienia politykę. Nie zawsze jednak na lepsze - pisze w KRYTYCE POLITYCZNEJ (7-8) Adam Leszczyński.

Po pierwsze, rozwiały się marzenia o wyzwolicielskim potencjale sieci: “wolne słowo osłabia dyktatury, ale żadna jeszcze nie upadła tylko dlatego, że skrytykowano ją w internetowych czatach". Częściowo jest to kwestia zasięgu: przykładowo, despotyczny rząd w Zimbabwe podjął próby cenzurowania internetu, ale i tak z tego medium korzysta tam ledwie kilka procent najzamożniejszych mieszkańców, więc cokolwiek zostanie napisane w sieci, nie będzie miało większego znaczenia. W Chinach z kolei dostęp do internetu ma prawie 100 mln osób, z których połowa ma mniej niż 24 lata i dobre wykształcenie - jest to więc siła, z którą trzeba się liczyć. Równocześnie reżim wie, że upowszechnienie sieci to warunek modernizacji kraju, a ta - obok nacjonalizmu - legitymizuje dziś tamtejszych komunistów. Zabrał się zatem do tytanicznego zadania cenzurowania sieci: za krytykę władzy w internecie do więzienia trafiło ponad 100 osób, policja nadzoruje listy dyskusyjne i prywatne e-maile oraz blokuje dostęp do stron, które uzna za niepożądane. Skutecznie używa do tego najnowocześniejszej technologii, choć wcześniej cenzurę internetu uważano za technicznie niewykonalną. Prócz Chin stosuje ją także wiele krajów arabskich (m.in. Arabia Saudyjska) oraz innych satrapii (choćby Iran): “Kaganiec, który próbują założyć na internet, pozostaje dziurawy - ale wystarczająco skuteczny, aby dyktatorzy mogli czuć się bezpiecznie".

Nie wiadomo też, jakie ma być miejsce internetowej debaty w liberalnej demokracji. Cass Sunstein, profesor Uniwersytetu Chicago, zwrócił uwagę na paradoksalną “lokalność" światowej sieci: w efekcie anonimowości internautów fora dyskusyjne poświęcone polityce stały się “areną chamstwa (bo publicznemu wypowiadaniu się w sieci towarzyszy zwykle podwyższony poziom agresji: wiele debat kończy się obelgami) albo kółkami wzajemnej adoracji - a nie miejscem integrującej obywateli debaty o sprawach publicznych". Dlatego wedle Sunsteina internet nie tylko nie wspiera demokracji, ale jej zagraża.

Zdaniem entuzjastów cyberdemokracji internet ma umożliwić każdemu - w tym grupom dotąd marginalizowanym - łatwe dotarcie do nieograniczonej widowni. Tyle że sieć stała się szybko ulubionym obszarem działalności radykałów (w tym neofaszystów), a międzynarodówka terrorystyczna odkryła w niej sposób na oficjalną i poufną komunikację, a wkrótce może też narzędzie do zamachów. Okazało się nadto, że sukces w sieci odniosły - z nielicznymi wyjątkami - tradycyjne media, dla których internet stanowi tylko kolejny kanał dystrybucji. W internecie dyskutuje się na każdy temat - na równych prawach funkcjonują alternatywne serwisy informacyjne i fora seksualne. Jak tu zostać zauważonym w tej dżungli? Nadto internauci szukający informacji najczęściej wybierali to, co już znali. Przygotowywanie własnych informacji jest drogie. Startujące serwisy mogą wprawdzie korzystać z pracy ochotników-amatorów, ale wtedy szwankuje jakość przekazu. Zwykle więc decydują się użyć materiałów, które wyprodukował kto inny - lecz wtedy stają się przedłużeniem mediów tradycyjnych. Z kolei tzw. blogi polityczne, czyli zaangażowane komentarze, z racji amatorstwa autorów (a też ich zadufania i zacietrzewienia) nie są w stanie zastąpić profesjonalnego dziennikarstwa.

Internet nie przyniósł również zmniejszenia kontroli społeczeństwa w krajach demokratycznych. Przeciwnie: służy do ograniczenia wolności obywateli i prawa do prywatności. Pomysłowość prywatnych firm jest nieograniczona: przykładowo w USA powstała lista Amerykanów, którzy wystąpili przeciwko swym lekarzom o odszkodowanie za błąd w sztuce - w efekcie lekarze mogą odmówić przyjęcia potencjalnie ryzykownego pacjenta, nawet jeśli jego pozew był uzasadniony. O rządowych narzędziach kontroli elektronicznej komunikacji wiadomo zaś tylko, że istnieją - ale nie wiemy, na ile są skuteczne i do jakich celów wykorzystywane.

Na czym zatem polega polityczna siła internetu? Po pierwsze, ułatwia on obywatelską kontrolę nad władzą: “Kiedy tajemnica państwowa znajdzie się w sieci, nie ma sposobu, aby zablokować jej powielanie - nie potrafi tego ani FBI, ani chińskie Biuro Bezpieczeństwa Publicznego. Inny przykład to “Project Censored" - spis newsów, których z powodów politycznych nie wydrukowały amerykańskie gazety". Po drugie, internet okazał się sprawnym narzędziem integrowania grup o podobnych poglądach: przez sieć zorganizowano demonstracje alterglobalistów w Seattle w 1999 r., dla organizacji typu Amnesty International jest ona głównym sposobem dystrybucji raportów i mobilizowania sympatyków. Dzięki internetowi udało się też zebrać miliony dolarów dla demokratycznych kandydatów na prezydenta USA - tyle że ci przegrali, a internet nie pomógł im w poszerzeniu politycznej bazy.

KB

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2005