I sam diabeł nie wymyśli

27.03.2006

Czyta się kilka minut

TYGODNIK POWSZECHNY: - ,,Gwałtowny jest gniew, zapalczywość - nieubłagana, a kto się ostoi przed zazdrością?" - pyta biblijna Księga Przysłów. Czy Pani potrafi ostać się przed tym grzechem?

ANNA DYMNA: - Podejrzewam, że poprosili mnie Panowie o rozmowę, gdyż jestem aktorką, a o aktorach często się mówi, że bywają chorobliwie zazdrośni. Zapewniam, że przed zazdrością można się ostać nawet w teatrze. Wbrew temu, co się sądzi o aktorach, szczególnie o aktorkach, znam wielu ludzi teatru, którzy wydają się od niej wolni, ponieważ są spełnieni i szczęśliwi, a tylko spełnienie i szczęście chroni przed ,,zielonookim potworem".

- Nie wszyscy aktorzy są spełnieni...

- W teatrze każdy pragnie błyszczeć i być najlepszym, ale by poczuć szczęście, niekoniecznie trzeba stać w pierwszym szeregu. Znałam aktorów spełnionych, choć skromnie stali na drugim planie. W złotym okresie Teatru Starego pracowały w nim wielkie gwiazdy, jak Jerzy Trela czy Wiktor Sadecki, ale prawdziwą siłą zespołu byli aktorzy drugiego szeregu, którzy swoją wielkość pokazali np. w inscenizacjach Swinarskiego. Jeden z moich nieżyjących już kolegów nigdy nie zagrał większej roli, otrzymywał tylko role epizodyczne, ale nie tracił pogody ducha i cieszył się, że pracuje w tym zespole, że jest potrzebny.

Nienawiść

Czym jest zazdrość, zrozumiałam dopiero grając w filmie Jurka Hoffmana ,,Do krwi ostatniej". Plenery kręciliśmy w małym miasteczku i do epizodycznych rólek Hoffman zatrudnił dziewczyny z miejscowego teatru. Gdy pewnego razu weszłam do garderoby, ujrzałam scenę, która zmroziła mi krew w żyłach: dwie aktorki pobiły się o rękawiczki. W ich oczach ujrzałam prawdziwą nienawiść, biły się po twarzach... Były to artystki niespełnione, nigdy wcześniej nie grały w filmie, a gdy już zagrały - nieważne, że ich rola ograniczała się do kilku słów - każda chciała być lepsza od koleżanki. Widząc ich twarze, zrozumiałam, że gdybym była prowincjonalną aktorką, gdybym nigdy nie grała w filmie, w telewizji, być może zazdrościłabym wszystkim, którzy są znani i wielbieni. Przecież każdy aktor - z wielkiego miasta czy z prowincji - wierzy w swój talent, ale nie każdy otrzymuje szansę, by zabłysnąć lub z różnych powodów ją zaprzepaszcza. Niektórym nie sprzyja szczęście, cierpią więc bardzo i zazdroszczą. Są niedowartościowani i nieszczęśliwi. Ludzie szczęśliwi nie zazdroszczą.

- Więc powiada Pani, że nigdy nie poczuła zazdrości?

- Ależ poczułam, tyle że nie w pracy. Przyznam się, że odczuwam zazdrość na widok każdej kobiety w ciąży, ale to zazdrość, która mnie nie boli, lecz wzrusza. Okropnie zazdroszczę ciężarnym, że przed nimi jest magiczny moment, gdy usłyszą po raz pierwszy głos swojego dziecka. Raz przeżyłam taką chwilę. To był najszczęśliwszy moment w moim życiu. Co prawda pamiętam, jak podle czułam się w ciąży, ile przytyłam, jaki ból przeżyłam przy porodzie, ale macierzyństwo okazało się moim prawdziwym spełnieniem. Panowie, nie macie pojęcia, ile tracicie nie zachodząc w ciążę, i powinniście zazdrościć kobietom...

- Mhm...

- Nie wierzycie? Trudno. Zazdrość to intymna sprawa i nie potrafię o niej wiele powiedzieć. Na scenie byłam szczęśliwa, nawet gdy uświadamiałam sobie, że nie jestem najwybitniejszą aktorką w zespole.

- Powiada się, że zazdrości nie czują młodzi, bo wszystko jest przed nimi, a gdy z wiekiem zaczynają rozumieć, że nie rzucą świata na kolana - ogarnia ich smutek na widok cudzego dobra...

- Nieprawda, młodzi mają w sobie często zazdrość wprost zwierzęcą i łatwo ulegają pierwotnym instynktom. Czy dziecko nie bywa zazdrosne, nie walczy o zabawki lub o to, by rodzice okazywali mu więcej serca niż rodzeństwu? Czy młode dziewczyny nie czują zazdrości na widok koleżanek, które mają nową kieckę?

Z zazdrością można walczyć, ale najpierw trzeba osiągnąć dojrzałość, bo dojrzałość pomaga zapanować nad emocjami. W młodości mogłam odczuwać zazdrość, ale teraz, mając swoje lata, wiem, na co mnie stać, i staram się zdobyć tylko to, co możliwe. Nie czuję się ograniczona, bo wraz z dojrzałością otwierają się przede mną, jak przed każdym, nowe możliwości, choć gram coraz mniej, jak każda aktorka po pięćdziesiątce. Czasami oglądam filmy, w których grałam w młodości, więc mógłby szlag mnie trafić, gdy patrzę na siebie sprzed dwudziestu pięciu lat - byłam taka szczupła i tak wdzięcznie podskakiwałam. A teraz co? Jednak każda rzecz ma swój czas, każdy wiek jest piękny. Czasu nie da się zatrzymać, ale w przemijaniu można odnaleźć harmonię. Jeśli się ją znajdzie, można bez nienawiści przyglądać się młodym i pięknym kobietom. W młodości przyjaźniłam się z Zofią Jaroszewską, wspaniałą aktorką, która mogłaby być moją babcią i która traktowała mnie jak ukochane dziecko. Podziwiałam jej miłość do młodych ludzi. Postanowiłam kiedyś być taka sama, bo to było piękne. Teraz z premedytacją uczę w szkole teatralnej, aby się ustrzec przed zazdrością wobec młodych aktorek. Traktuję je jak swoje dzieci, trzymam za nie kciuki, życzę sukcesów i cieszę się, jakby to były moje sukcesy. Gram dziś w ,,Mewie" Czechowa Arkadinę, kobietę dojrzałą. Przed laty grałam młodą Ninę Zarieczną, którą teraz gra Ania Cieślak. Ania jest śliczna i pełna wdzięku. Patrzę na nią ze wzruszeniem, jakbym widziała siebie sprzed lat. Zazdrość jest głupia i niesie jedynie cierpienie.

Obsesja

- Dlatego też ktoś powiedział, że jest nowotworem ludzkiego serca. Wszystkie inne grzechy główne wydają się jedynie utratą miary wobec tego, co samo w sobie jest dobre - wobec pieniędzy, jedzenia, zaszczytów, odpoczynku, bliskości cielesnej. Tylko zazdrość jest bezinteresownie zła...

- Zdarza się, że jest chorobliwym obliczem miłości. Metafora raka wydaje się tu trafna - wyrastają chore komórki, które wprawdzie narodziły się z miłości, lecz miłością już nie są, bo w sercu człowieka panuje jedynie obsesja, podejrzenia, niepewność i strach. Wierzę jednak, że dzięki pracy nad sobą można się ostać przed zazdrością.

- Czy zawsze? Ma Pani syna, lada moment przedstawi on Pani jakąś młodą osobę...

- Już przedstawił.

- Max Scheler pisze o trudnej sytuacji teściowej: ,,Znosić bez tłumienia zazdrosnej nienawiści okoliczność, że istota od urodzenia ukochana i darząca nawzajem miłością, istota, o którą się dbało wszelkimi sposobami, nagle zwraca swe uczucia ku innej istocie, w dodatku płci żeńskiej, czyli własnej, ku istocie, która dla obiektu miłości niczego jeszcze nie dokonała, a mimo to czuje się uprawniona, by wszystkiego żądać; znosić to na domiar tak, by cieszyć się jeszcze z tego (...) - jest to sytuacja, której sam diabeł nie mógłby sprytniej wymyślić".

- Michał ma dobry gust. A przed syndromem teściowej ustrzeże mnie moja dobra pamięć. Poszłam na studia, mając siedemnaście lat, rok później poznałam Wiesia Dymnego. Miałam własne życie, pochłaniało mnie całkowicie, ale nigdy się nie odwróciłam od rodziców, których bardzo kochałam. Oni to wiedzieli i nie mieli żadnego żalu, że się pozornie oddalam. Gdy mój jedyny syn, największy skarb, skończył 19 lat, pozwoliłam mu się wyprowadzić - dla jego i mojego dobra: bym nie czuwała nad nim jak kwoka i by miał prawo do błędów, tak jak i ja kiedyś miałam. Popełnia więc konieczne błędy, a ja milczę i się nie wtrącam, nawet jeśli niepokoją mnie niektóre jego wybory. Oczywiście, jestem zawsze, gdy mnie potrzebuje, i wiem, że i na niego mogę liczyć. Mówię, co myślę o jego sympatiach, jedynie gdy mnie o to prosi. Przedstawia mi swoje dziewczyny, lubię je i myślę, że nie będę straszną teściową. Jestem z synem w przyjaźni i nie boję się go stracić, a gdy się ożeni, nie zostanę w pustce - bo zanim Michał się wyprowadził, wypełniłam swoje życie tak, bym była zawsze komuś potrzebna. Mam teraz dużo "dzieci", które też kocham, i wiem, że one bardzo mnie potrzebują. To zaś, co pisze Scheler, mogło się zalegnąć jedynie w głowie mężczyzny.

Niewinność

- Czy niepełnosprawnym, którymi się Pani opiekuje, można czegoś zazdrościć?

- Na pewno nie niepełnosprawności, która jest ciężkim doświadczeniem i nieszczęściem. Cierpienie może człowieka złamać, wewnętrznie wypalić, zwłaszcza gdy skazany jest na samotność. Znam jednak chorych, którzy pokonali pokusę zgorzknienia, zamknięcia się, złości na świat i los. Zazwyczaj ktoś im pomógł wyjść z izolacji spowodowanej cierpieniem; ktoś, kto był w podobnej sytuacji albo po prostu ich kochał. Tacy ludzie, mimo fizycznej czy umysłowej kruchości, są niezwykle piękni i pełni radości. Im rzeczywiście można zazdrościć.

- Czego?

- Tego, że potrafią docenić to, co mają. Potrafią cieszyć się każdą chwilą. My, zdrowi, mamy stłamszone uczucia przez nasze zdrowe mózgi. Kalkulujemy, kombinujemy, wiemy, co wypada, a czego nie wypada, stajemy po czyjejś stronie, jesteśmy wyrachowani. Niepełnosprawni umysłowo tego nie potrafią. Dla nich nie istnieje czas - przeszłość i przyszłość - tylko chwila. Prowadzę warsztaty terapeutyczne dla osób niepełnosprawnych umysłowo w Radwanowicach. Kiedy do nich przyjeżdżam, jestem niezwykle serdecznie witana. Oni potrafią się cieszyć każdym człowiekiem, czego im szczerze zazdroszczę. Gdybyśmy my, z naszymi zdrowymi mózgami, potrafili mieć serca takie jak oni! Tymczasem nasze serca są często kompletnie zniszczone. Nastał taki czas, że boimy się siebie nawzajem, oddalamy od siebie. Czasami gdy oglądam telewizję, wyłączam dźwięk i patrzę na chore twarze polityków, zeżarte nienawiścią i ironią. Kontrast z dziwnymi buziami moich podopiecznych z zespołem Downa jest zdumiewający. To są prawdziwe dzieci Boże. Zazdroszczę im spontaniczności, czystości serca, niewinności.

Choć czasami zdarzają się i wśród nas piękne istoty. Dzień przed śmiercią odwiedziłam ks. Jana Twardowskiego. Leżał w szpitalu, pod kroplówkami i tlenem. Gdy na mnie popatrzył, zobaczyłam piękną i jasną twarz - twarz człowieka, który potrafi się cieszyć drugim. Tacy ludzie pokazują, jak bardzo potrzebujemy siebie nawzajem. Na co dzień, niestety, wstydzimy się do tego przyznać; więc cierpimy, pijemy wódkę, knujemy przeciwko sobie, miotamy się.

- Paradoksalnie beznadziejna ułomność może wzbogacać?

- Nie ma sytuacji beznadziejnych. Kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno.

- Pamiętamy scenę z filmu dokumentalnego o wspólnotach Arki, opiekujących się niepełnosprawnymi umysłowo, przedstawiającą zawody sportowe. Wśród zdrowych startował chłopak z zespołem Downa. Początkowo biegł z innymi, ale gdy zobaczył przyjaciół na trybunach, podbiegł do nich i zaczął się serdecznie witać, zapominając o zawodach. Po ludzku przegrał, ale czy nie pokazał, co jest naprawdę ważne?

- Kto tu jest chory? - można zapytać. My, biegnąc w szale za urojonymi celami, czy on, który dostrzegł drugiego człowieka? Może powinniśmy się w naszej gonitwie częściej zatrzymywać i podać komuś rękę?

- Zazdrościmy innym szczęścia, radości. Czy takie uczucie może być dobre?

- Może, jeżeli daje nam do myślenia i mobilizuje do pracy nad sobą. Najgłupsza jest zazdrość z powodu tego, że ktoś inny ma rzecz, której ja nie mam. Ile trzeba żyć, żeby zrozumieć, że nawet jeśli będziemy mieli wszystko, to nie o to przecież chodzi? Jeśli masz coraz więcej i więcej, przestaje cię w końcu cokolwiek cieszyć.

- Czego kobiety zazdroszczą mężczyznom?

- Ja niczego. Bardzo się cieszę, że jestem kobietą.

- Nie irytują Pani przejawy społecznej i kulturowej dyskryminacji?

- Nie czuję się gorzej traktowana. Nie mam męskich ambicji. Cieszę się z tego, co robię jako kobieta: z rodzenia, gotowania obiadów, roztaczania kobiecych wdzięków. Mężczyźni robią inne rzeczy i wspólnie się uzupełniamy. Wiesiu Dymny nauczył mnie na przykład obróbki mebli: okazało się, że on lepiej przycina i hebluje, a ja lepiej obrabiam papierem ściernym i maluję. Miałam więcej cierpliwości, więc robiłam żmudne i delikatne rzeczy. Wiedziałam, kiedy mam pokostować, kiedy zapuszczać bezbarwnym, kiedy malować. Dlaczego mamy sobie zazdrościć? Nawet jeśli popatrzymy na geometrię ciała, świetnie się we wszystkich miejscach dopełniamy.

- Czy ktoś kiedyś okazał wobec Pani swoją zazdrość?

- Swego czasu przyszła do mnie koleżanka i ze złością zapytała: "Przepraszam cię, ale w czym jestem gorsza od ciebie? Dlaczego ty grasz główne role, a ja nie?". To była dziwna rozmowa. Na początku nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Zaczęłam się zastanawiać, w czym ona jest lepsza ode mnie. Była młodsza, miała wspaniałego męża. Powiedziałam w końcu, że przecież ma tyle powodów do szczęścia. Gdy poddamy się zazdrości, stajemy się ślepi, tracimy poczucie własnej wartości i wpadamy w pułapkę: im gorzej o sobie myślimy, tym bardziej zazdrościmy innym. W takiej sytuacji może pomóc czyjeś dobre słowo, pochwała, dowartościowanie. Grasz epizod, ale grasz go genialnie i jest to docenione - wtedy nie ma zazdrości o większe role.

Podziw

- A jak chronić się przed tą pokusą?

- Gdy rodzi się w nas pokusa zazdrości, możemy ją chyba przemienić w podziw - to mogłaby być praktyczna wskazówka. Zazdrość i podziw mają coś wspólnego - skupienie uwagi na innych, choć zazdrość jest destrukcyjna, a podziw wzbogaca. Gdy kogoś podziwiamy, rodzi się w nas pragnienie naśladowania, robienia równie wspaniałych rzeczy; nasze serce mięknie, staje się bardziej wrażliwe.

Przyzwyczailiśmy się nazywać ludzi bez rąk czy bez nóg niepełnosprawnymi ruchowo. Tymczasem są to często niezwykli ludzie, którzy potrafią robić rzeczy wzbudzające podziw. Organizuję teraz kampanię reklamową o przywracaniu godności takim ludziom. Chcę dla nich zbudować ośrodek nad morzem i potrzebuję pieniędzy. Mam już dwa krótkie filmy. W pierwszym Maciek Stuhr siedzi przy stole, na którym stoi plastikowa butelka i szklanka. W drzwiach pojawia się dziewczyna - nie wiemy, kim ona jest - i patrzy na Maćka z zaciekawieniem. On odkręca butelkę, po czym nie używając rąk usiłuje nalać wodę do szklanki. Robi to zębami, nogami, miażdży, rozlewa. Wreszcie Ania, która od urodzenia nie ma rąk, podchodzi do niego z uśmiechem, siada, nogami nalewa wodę do szklanki i z wdziękiem podaje ją Maćkowi, też nogami. On patrzy na nią z podziwem, a może z zazdrością? Dopowiem, że Ania na co dzień wszystko robi nogami, np. pięknie pisze i haftuje. W drugim filmie występuje Maja Ostaszewska, która zawiązuje sobie oczy, bierze białą laskę i wyrusza na warszawskie Stare Miasto. Po drodze ma schodki, pryzmy śniegu, krawężniki. Potyka się, wywraca, siada bezradna na ławce, na której siedzi chłopak - niewidomy Tomek. On zabiera od niej laskę, bierze ją pod rękę i sprawnie przeprowadza przez ulicę. To jego codzienna droga.

Co roku organizuję na krakowskim Rynku imprezę "Zwyciężać mimo wszystko". W tym roku odbędzie się ona 17 i 18 czerwca, a jej tematem będą prawdziwe zwycięstwa człowieka. Już dwa razy odbył się mecz siatkówki między paraolimpijczykami z protezami nóg czy rąk a sprawnymi gwiazdami sportu i estrady, m.in. Zbyszkiem Zamachowskim, Artkiem Dziurmanem, Maćkiem Stuhrem, Arturem Partyką. Gdy gwiazdorzy mieli grać pierwszy raz, z nonszalancją mówili o pewnej wygranej - grali przecież z "kulasami". Tymczasem dostali okropnego łupnia. Następnego roku, wiedząc już, z kim walczą, zawzięli się, ale znów przegrali. Wtedy Zamachowski z niedowierzaniem powiedział: "Popatrz, oni są dobrzy, bo ćwiczą. Dlatego są tacy sprawni!". "Jak to? - pytam. - Niepełnosprawni sprawni?".

Nasz podziw bywa dziwny, paradoksalny: zazdrościmy komuś kalectwa, które ktoś przezwyciężył, stając się od nas sprawniejszy. Tego rodzaju zazdrość może spowodować, że przestaniemy wreszcie narzekać, inaczej na siebie spojrzymy i zaczniemy nad sobą pracować. Właściwie błogosławiona zazdrość.

ANNA DYMNA jest aktorką teatralną i filmową, założycielką Fundacji Mimo Wszystko (więcej na stronie: ), prowadzi warsztaty terapii artystycznej z osobami niepełnosprawnymi umysłowo, a wraz z Fundacją Św. Brata Alberta organizuje Festiwal Twórczości Teatralno-Muzycznej Osób Niepełnosprawnych Intelektualnie ,,Albertiana".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
ANNA DYMNA jest aktorką. Założycielka i prezes Fundacji „Mimo Wszystko”, która właśnie obchodzi 10-lecie istnienia. Pomysłodawczyni Ogólnopolskiego Przeglądu Twórczości Teatralno-Muzycznej Osób Niepełnosprawnych „Albertiana” oraz Festiwalu Zaczarowanej… więcej
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2006