Horyzont za mgłą

U schyłku mojej drogi umysłowej widzę coraz wyraźniej, że jako człowiek poznający znajdujemy się na miejscu bardzo skromnym, a jako człowiek historyczny - w chwili niebezpiecznej.

18.04.2004

Czyta się kilka minut

---ramka 418438|prawo|2---Stan rozproszenia, w jakim znajduje się nasza kultura, sprawia, że łatwiej mi się dowiedzieć, co o mnie piszą w Ameryce, niż co o mnie piszą w Polsce. Ze znacznym więc opóźnieniem przeczytałem szkic Przemysława Czaplińskiego “Stanisław Lem - spirala pesymizmu" z jego książki “Ruchome marginesy".

Czapliński przeczytał mnie bardzo dokładnie. Zajął się jednak nie artystyczną stroną mojego języka czy też wątków fabularnych, ale tym, co nazwałbym futurognozją, odmianą ponadtemporalnej filozofii analizującej poszczególne etapy ludzkiego poznania i działania. Uważa, że od początkowego optymizmu przeszedłem do pesymizmu, a równocześnie podkreśla: “Lem, zmieniając poglądy, zawsze zagarnia etap wcześniejszy, nigdy nie pali za sobą mostów (...); Lem dzisiejszy, wyrażający obawy katastroficzne, nie jest kimś radykalnie różnym od Lema dawnego, optymistycznie patrzącego w przyszłość, ponieważ obu łączy przekonanie, że istotę sytuacji człowieka i ludzkości wyznacza przewaga możliwości nad koniecznościami".

Przetłumaczyłbym to na mój język, nie tyle humanisty, ile człowieka, któremu bliższe są biologia i nauki ścisłe. W 1964 roku ukazała się moja “Summa technologiae"; nie jest od rzeczy dodać, że Francis Fukuyama miał wtedy lat 11 i chodził do szkoły powszechnej. Napisałem tam, że człowiek wytworzył technologię, która okazała się siłą coraz bardziej rwącą i pociągać zaczęła za sobą swego twórcę. Wraz z rozszerzaniem frontu działalności ludzkiej na lądzie, morzu i w powietrzu postępuje zagubienie. W nauce, ale i w technologii, mamy coraz więcej możliwości, a równocześnie coraz mniej wiemy o tym, co właściwie należy robić i gdzie tkwią nasze ideały.

Osobny rozdział w mojej “Summie" poświęciłem “rekonstrukcji człowieka". Widziałem w niej możliwość usuwania chorób, słabości, niepełnosprawności, szkodliwych elementów dziedziczności. Problem ma jednak awers i rewers, nie jest tak, że możemy po prostu usunąć z substancji dziedzicznej geny, które są tylko szkodliwe, i wtedy otrzymamy człowieka lepszego.

Tomasz Mann mówił, że geniusz to choroba. Wiemy już mniej więcej, co to jest iloraz inteligencji albo iloraz emocjonalny, nie ma jednak ilorazu potencji twórczych. Nie udało się stworzyć miar, które by pozwalały na stwierdzenie, że w danej rodzinie potencjał twórczy powiększał się, i to bez szkody dla potencjału biologicznego. Choroba piętnująca życie tak nieodwracalnie jak epilepsja może się łączyć z genialnym pisarstwem, jak u Dostojewskiego, i nie wiemy, czy te czynniki nie były u niego nierozłączne.

Powiada Czapliński, że ja być może dlatego przestałem pisać prozę fabularną, ponieważ już znaleźliśmy się w miejscu, gdzie rozpoczyna się przyszłość, a czysto wyobrażalne możliwości przekształcania człowieka stają się realnością. Powiedziałbym tak: jeśli się zastanawiamy nad tym, co jest możliwe, zawsze można znaleźć pewne ograniczenia. Na przykład nigdy nie będziemy mogli przepowiadać stanu klimatu na dłuższą metę, należy on bowiem do tak zwanych zjawisk ekwipotencjalnych. Wyobraźmy sobie półkulę albo gładki bochen chleba, na którego wierzch kładziemy kulkę metalową: nie ma żadnego sposobu, by dokładnie ustalić, w którą stronę ta kulka się potoczy. Wiemy tylko, że gdy się już toczyć zacznie, będzie się toczyć coraz szybciej.

Dotyczy to także postępów nauki. Przez kilka lat po upadku socjalizmu maniakalnie czytałem zagraniczne periodyki naukowe. Prenumerowałem amerykańskie pismo “Science", dostawałem z Rosji “Prirodę", nabywałem francuską “Science et Vie", niemiecką “Wissenschaft" i jeszcze z Anglii “New Scientist". Zeszyty piętrzyły się na moim biurku, nie byłem w stanie wchłonąć ich zawartości; powiedziałem kiedyś, że czuję się jak podróżny, który usiłuje dogonić pociągi jadące w rozmaitych kierunkach. Dlatego od nowego roku została mi tylko “Priroda" i “New Scientist".

Wracam do sprawy poniekąd centralnej: autoewolucji człowieka. Stworzyliśmy technologię, która całe nasze środowisko doskonaliła i przemieniała. Jedynym elementem, który przez tysiąclecia pozostawał niezmienny, był człowiek w swojej biologicznej naturalności. Teraz niektórzy zabierają się do jej doskonalenia. Nie można jednak tego robić, jeśli się nie wie, jaki rodzaj perfekcji ścigamy. Od najpierwszych pojazdów typu rydwanu do współczesnego auta da się wykreślić drogę maszynowej ewolucji. My tymczasem wiemy, że pochodzimy od antropoidów i należymy do Naczelnych, że mamy więcej mózgu i sądzimy, że również więcej rozumu niż pobratymcze gatunki jak szympans czy orangutan, zupełnie natomiast nie wiemy, jak miałby wyglądać przyszły człowiek.

W numerze “Science", który do mnie dotarł, zanim to pismo przestałem prenumerować, znalazłem podobiznę owego przyszłego człowieka: miał krótkie nogi, potężne łydy, silnie rozwinięty kręgosłup, by mu dysk nie wypadał, krtań obniżoną, by nie dławił się podczas spożywania zupy, i wyglądał po prostu koszmarnie. Na szczęście była to niezobowiązująca koncepcja jakiegoś anatomofizjologa, która, mam nadzieję, nigdy nie doczeka się realizacji.

Czapliński widzi u mnie kilka postaci katastrofizmu, które nazywa katastrofizmem antropologicznym, scjentyficznym i akceleracyjnym, czyli związanym z nieobliczalnością cywilizacyjnego przyspieszenia. Konsekwencją tego przyspieszenia jest - pisze dalej - “znikliwość teraźniejszości", rodzaj fantomatyzacji rzeczywistości i jej odjednoznacznienia. Tak rzeczywiście jest, ale dotyczy to tylko niewielkich wycinków rzeczywistości; większość świata ludzkiego żyje w dalszym ciągu w warunkach sprzed dwustu lat.

W dodatku znajdujemy się w dość niebezpiecznym miejscu historii. Światowa równowaga, ów stan, kiedy kulka znajduje się jeszcze na szczycie półkuli, trwała w latach zimnej wojny, oba mocarstwa bowiem trzymały się w szachu i żadne nie odważyło się powiedzieć “mat". Teraz niebezpieczeństwo nuklearyzacji rośnie, możliwość użycia tak zwanej “brudnej" bomby atomowej staje się coraz bardziej prawdopodobna. Jeśli coś zostało raz odkryte, nie daje się już zakryć. I zawsze jakaś cząstka nowych technologii wymknie się spod kontroli.

Przebudzony potwór islamskiej ekstremy rośnie i uniezależnia się nawet od samego bin Ladena. Hiszpanie sądzili, że unikiem wyjdą z zagrożenia, jeśli wybiorą nowy rząd, który wycofa się z Iraku. Zaledwie postanowienie takie zapadło, już odkryto przygotowania do kolejnego zamachu. Terroryści idą za ciosem, nie chodzi o uderzenia od przypadku do przypadku, ale o planowane oddziaływanie na państwa demokratyczne w celu skłonienia ich do uległości. Sprzyja to narastaniu chaosu w świecie, co wpływa też na sytuację poznawczą.

Czapliński dokonał pewnej nadinterpretacji moich książek, które powstawały na przestrzeni 50 lat, scalając ich zawartość myślową pod kilkoma hasłami. To właściwie nie jest futurologia, bo nie chodzi o przyszłe odkrycia ani o to, co ludzie będą jedli za sto lat, ale o to, co w ogóle będzie z człowiekiem. Poznajemy coraz więcej, ale wikłamy się w tym poznaniu i horyzonty zachodzą mgłą. W miarę rozszerzania się naszej wiedzy poznajemy ogrom naszej niewiedzy.

W szczególności dotyczy to konstrukcji naszych własnych organizmów. Oczywiście jak tylko pojawiły się pierwsze mapy genomu człowieka, zaraz niektórzy dżentelmeni głosić zaczęli humorystyczną wizję biotechnologicznej produkcji części zapasowych: w skrzyniach czekać będą nowe serca, wątroby i nerki, a człowiek stanie się nieśmiertelny. To szaleńcze urojenia.

Dziwimy się, że szczur ma 90 proc. tej samej genetycznej informacji, co człowiek. Ale to wcale nie jest dziwne: geny to jakby litery, z których składają się zapisy dziedziczne. W alfabecie łacińskim mamy 24 litery, z których złożyć można zarówno wulgarne napisy na płocie, jak i sonety Szekspira. Osobliwe jest raczej to, że ludzie, którzy rozpoznali te pierwsze litery, uznali, że mogą już dokonać udoskonalenia gatunku ludzkiego.

---ramka 418437|strona|2---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2004