Homoerotyczne spojrzenia i polityka

Czy powstała wystawa bezpieczna i przewidywalna? Jednak nie. Mimo rozmaitych zastrzeżeń "Ars Homo..." zawiera duży potencjał polityczny.

22.06.2010

Czyta się kilka minut

"Melissa & Lake", Durham, Płn. Karolina, 1998 r. / fot. Courtesy Regen Projects, Los AngeLes © Catherine Opie /
"Melissa & Lake", Durham, Płn. Karolina, 1998 r. / fot. Courtesy Regen Projects, Los AngeLes © Catherine Opie /

Wieszczono, że wystawa "Ars Homo Erotica" w warszawskim Muzeum Narodowym zaszokuje, wywoła oburzenie. Tak się nie stało. Nie gorszy i nie bulwersuje. Nie słychać głosów protestu. Nie widać (na razie?) demonstrujących przed szacownym gmachem muzeum. Co to oznacza? Że nie jest warta uwagi? Czy nie zasługuje na coś więcej niż wzruszenie ramion lub wyznania popularnej krytyczki, która ogłosiła w nobliwej i wielce konserwatywnej gazecie, że "zmasowane uderzenie penisów we wzwodzie" nie dostarcza jej emocji?

Piotr Piotrowski, obejmując w ubiegłym roku stanowisko dyrektora, zapowiedział nowe spojrzenie na rolę Muzeum Narodowego. Ma ono pełnić funkcje krytyczne. Stać się miejscem debaty dotykającej istotnych kwestii, którymi aktualnie żyje społeczeństwo. "Ars Homo Erotica" jest rodzajem jego manifestu, zapowiedzią innego muzeum, wyłamującego się z obowiązujących dotąd w Polsce wzorców.

Grecka mitologia

Kurator wystawy Paweł Leszkowicz zaproponował spojrzenie gejowskim okiem na sztukę dawną i współczesną. Antyczne wazy, płótna barokowych mistrzów, klasycystyczne rzeźby, obrazy i rysunki Anny Bilińskiej-Bohdanowicz, Jana Matejki, Józefa Simmlera i wielu innych ze zbiorów warszawskiego muzeum umieścił obok twórczości powstającej dziś w Europie Środkowej i Wschodniej (ale nie tylko). Nie jest to jednak wystawa sztuki tworzonej wyłącznie przez gejów i lesbijki. O orientacji seksualnej wielu z artystów z przeszłości zazwyczaj niewiele wiemy. Pokazano za to obecność motywów homoseksualnych w kulturze europejskiej od czasów antyku do współczesności. Przypomniano dobrze znane wątki z greckiej mitologii. Jest tu Hiacynt i Apollo, Ganimedes, Achilles i Patrokles, Diana i Kalisto, ale także bohaterowie zaczerpnięci ze starożytnej historii: ateńscy Tyranobójcy Harmodios i Aristogejton czy ukochany przez cesarza Hadriana Antinous. Zaprezentowano również postacie wywodzące się z tradycji judeochrześcijańskiej: Dawida i Goliata, św. Sebastiana. To kwestia bardziej dyskusyjna i dotykająca problemu dzisiejszego czytania sztuki dawnej przez rozmaite współczesne kody interpretacyjne.

Wątpliwości może wzbudzić także zgromadzenie na wystawie licznych XIX-wiecznych aktów. W przeważającej mierze są to akademickie studia, których wykonywanie było stałym elementem w edukacji artystycznej. Ich "homoseksualność" to wtórny, współczesny dodatek, spojrzenie na nie dzisiejszym okiem. Owszem, Paweł Leszkowicz ma rację, podkreślając nieobecność męskiego aktu w polskiej historii sztuki i muzealnictwie. To temat zmarginalizowany, uznawany za mało istotny. Tego typu prace są rzadko pokazywane, ale z trudnością można zobaczyć także akty kobiece wykonywane przez Wojciecha Gersona, Franciszka Żmurkę i wielu innych malarzy. Wystawa dotyka tu znacznie szerszego problemu obecności cielesności i seksualności w polskiej kulturze.

Desakralizacja

Jednak znacznie ciekawsze od tych historycznych remanentów jest zestawienie na wystawie dzieł z przeszłości z obecnie powstającymi. W filmie Karola Radziszewskiego - dzisiejszej wersji opowieści o św. Sebastianie - żołnierze ubrani w polskie mundury dokonują egzekucji na koledze. Obecność tego wideo wśród płócien XVI- i XVII-wiecznych malarzy dobrze pokazuje zjawisko przejmowania wątków religijnych przez kulturę świecką i pozbawianie ich sakralnego znaczenia. Rzymski święty od dawna stał się jedną z "gejowskich ikon". Więcej, przykład św. Sebastiana pokazuje, jak patrzymy na współczesność przez dawne ikonograficzne wzorce (ile razy chociażby podobny motyw pojawia się we współczesnym filmie).

Wzajemne oświetlenie się sztuki z różnych epok to częsta praktyka we współczesnym wystawiennictwie. "Ars Homo..." jest także próbą modnych dziś prób "przepisywania" kolekcji muzealnych, innego ich oglądania, aktualizacji, sprawdzania, czy można je pokazać w nowy, odkrywczy sposób. Jednak w przypadku tej wystawy trudno mówić o jakichś spektakularnych odkryciach. Z ciemnych magazynów nie wydobyto "zagubionych arcydzieł". Dla nikogo nie powinno to być zaskoczeniem. Nie oczekiwałem zresztą podobnych dokonań. Wystawa traktowana jedynie jako stworzenie zbioru "wybitnych", "poruszających dzieł" to trochę archaiczny koncept. Przy czym, może paradoksalnie w tej ekspozycji, w założeniach wywrotowej, dominuje estetyczne spojrzenie na twórczość - czego nie kryje jej kurator. W gruncie rzeczy mamy do czynienia z dość konserwatywnym konceptem.

Nie oznacza to, że w Muzeum Narodowym zabrakło dzieł wybitnej klasy. Jest ich kilka, jak wyjątkowej urody portret Antoniego Cierplikowskiego - głośnego fryzjera Dwudziestolecia - pędzla Keesa van Dongena. Po raz kolejny też pokazano wielkość XIX-wiecznej malarki Anny Bilińskiej-Bohdanowicz. Jej studia mężczyzn, brutalne, bez upiększeń, to jeden z najmocniejszych punktów warszawskiej ekspozycji. Może czas, by zajęła należne sobie miejsce w polskiej historii sztuki. Udało się również wydobyć kilka ciekawych czy zaskakujących, a całkowicie zapomnianych prac, jak "Akt męski leżący tyłem" Aleksandra Lessera. Jednak oglądający "Ars Homo Erotica" niewiele dowie się o społecznym funkcjonowaniu tych dzieł w przeszłości.

Wystawa nie pokazuje, w jaki sposób traktowano te prace, czy i w jaki sposób odczytywano ich erotyczny kontekst. Nie mówi wreszcie o twórczości bezpośrednio związanej z homoerotyką (która powstawała od starożytności): jaki był jej obieg, jak ją zbierano i przechowywano. Zapewne nie można zrobić takiej wystawy jedynie w oparciu o zbiory jednego muzeum. Na wystawę podobną do "Seduced. Art and Sex from Antiquity to Now", pokazywanej przed kilkoma laty w londyńskiej Barbican Art Gallery, przyjdzie nam pewnie jeszcze długo czekać.

Prywatne, publiczne

Czy powstała wystawa bezpieczna i przewidywalna? Jednak nie. Mimo rozmaitych zastrzeżeń "Ars Homo..." zawiera duży potencjał polityczny. Dzieje się tak przede wszystkim dzięki obecności nowszej sztuki. Wystawa przypomina o XX-wiecznych twórcach mówiących wprost o homoseksualizmie, jak Krzysztof Jung. Pokazuje także powstającą w ostatnich latach sztukę poświęconą kwestiom gejowskim, czasami wprost homoerotyczną.

Wybór słodkawych męskich aktów może trochę znużyć. Zbyt wiele tu banału i oczywistości. Znacznie ciekawsza jest część poświęcona kwestii lesbijskiej. Udało się w niej pokazać coś więcej niż tylko pożądanie. Chociażby na fotografiach Catherine Opie możemy zobaczyć codzienność żyjących razem kobiet, w scenach domowych, prywatnie. Seksualność okazuje się istotnym, ale tylko jednym z wymiarów ich funkcjonowania.

Podobnie interesująca jest twórczość odnosząca się do trudnych, a nawet dramatycznych kwestii. Znalazły się tu obrazy przemocy, ale też wykluczania. Jego powody bywają różne. Może nim być AIDS, o czym przypomina praca wybitnej fotograficzki Nan Goldin, ale też po prostu inność, odmienność. Białoruska Grupa Bergamot stworzyła para-program informacyjny, pokazujący los homoseksualistów w ich kraju. Zdjęcia Chorwata Igora Grubica upamiętniają zagrzebskiego geja zamordowanego przez tamtejszych skinheadów. Jest wreszcie głośne zdjęcie rosyjskiej grupy Niebieskie Nosy (Blue Noses) przestawiające całujących się milicjantów, swojego czasu poddane cenzurze i niewypuszczone przez celników z kraju. To świetny przykład stosunku tamtejszych władz do odmienności.

Zdaję sobie sprawę, iż ktoś może powiedzieć, że cała ta tematyka została już całkowicie "oswojona" i wprowadzona do głównego obiegu artystycznego. Zwrócić uwagę, że "gejowskie" prace można zobaczyć na wielu wystawach, coraz częściej także w Polsce. Jednak całkiem inny kontekst nadaje im Muzeum Narodowe.

Sztuka nośna, niebezpieczna

Polski spór nie dotyczy istnienia w społeczeństwie osób o odmiennej, nieheteroseksualnej orientacji, lecz ich obecności w sferze publicznej, "manifestowania" - jak to się określa - ich seksualności. To jest podstawowa linia konfliktu, o czym dobrze przypomina obecność na wystawie prac Karoliny Breguły, wykonanych na potrzeby Kampanii Przeciw Homofobii. Na tych zdjęciach pozornie nie ma nic, co mogłoby bulwersować. Pary gejowskie i lesbijskie są tak bardzo "normalne". To właśnie wywołało oburzenie. Akcja "Niech nas zobaczą" została uznana za atak, naruszenie obowiązujących norm. Homoseksualizm może według zwolenników tego poglądu funkcjonować jedynie w sferze prywatnej.

Krytycy wystawy - jeszcze przed jej otwarciem - zasadnie podejrzewali, że "Ars Homo..." może pomóc w legitymizacji homoseksualizmu, uczynić z niego jeden z równoprawnych wątków współczesnej kultury. Nie należy bagatelizować tych krytycznych głosów, a tym bardziej wykpiwać. W ten sposób nie uniknie się sporu. Być może - paradoksalnie - te wypowiedzi przypominają, że sztuka nie jest tylko eskapistyczną rozrywką i nadal może być społecznie nośna, a nawet niebezpieczna.

Ars Homo Erotica, Muzeum Narodowe, Warszawa, wystawa czynna do 5 września br. Kurator Paweł Leszkowicz.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2010