Gdzie ślepota jest klątwą

S. Rafaela, założycielka szkoły dla niewidomych dzieci w Kibeho: Gdy w Rwandzie rodzi się niewidome dziecko, rodzina często jest izolowana w lokalnej społeczności. Rozmawiała Patrycja Bukalska

15.11.2011

Czyta się kilka minut

Siostra Rafaela / fot. Magdalena Słodzinka /
Siostra Rafaela / fot. Magdalena Słodzinka /

Patrycja Bukalska: Kibeho to jedyna szkoła dla niewidomych dzieci w Rwandzie?

Siostra Rafaela: Wcześniej istniała szkoła integracyjna z internatem, dla kilkudziesięciu dzieci. To było nieszczęśliwe połączenie dzieci na wózkach, głuchych, niewidomych i upośledzonych umysłowo. W jednej sypialni mieszkali chłopcy na wózkach i niewidomi - jedni drugim nie mogli pomóc. Pracowałam wtedy w RPA. Dostałam informację, że w Rwandzie sytuacja niewidomych dzieci jest trudna. Że w kraju jest 20 tys. niewidomych dzieci, które się nie uczą. Za zgodą Zgromadzenia i z pomocą przyjaciół pojechałam do Rwandy. To był rok 2006.

Jakie były początki?

Nie miałam nic. Zgromadzenie zapewniło mi pomoc, ale raczej duchową niż materialną, bo przecież prowadziliśmy już szkoły w RPA i Indiach. Dzięki znajomym dotarłam do pani prezydentowej Marii Kaczyńskiej, która poradziła mi, abym przygotowała dokumenty, a ona postara się pomóc. I tak się stało. Udało mi się kupić w Rwandzie kawałek ziemi i wróciłam do Warszawy z kosztorysami. W styczniu 2007 r. zaproszono mnie do MSZ i zapytano, ile oczekuję. Odparłam, że każda pomoc jest cenna. Obiecano, że MSZ pokryje 100 proc. kosztów budowy szkoły. Najpierw postawiliśmy dom gospodarczy z kuchnią i budynek internatu, a potem resztę. Gdy w czerwcu 2008 r. dwa budynki były ukończone, starałyśmy się przyjąć pierwsze dzieci.

Dlaczego: "starałyśmy się"?

Bo byłyśmy jeszcze nieznaną instytucją. Trzeba było nawiązać kontakty z miejscowymi władzami, a także z misjonarzami. Biskup naszej diecezji, Rwandyjczyk, poprosił, bym przygotowała informację o szkole na konferencję episkopatu. Rozdano ją biskupom, a ci przekazali ją proboszczom. Nawiązałam też kontakt z Rwandyjską Unią Niewidomych, która skierowała do nas pierwszą trójkę dzieci. Po ogłoszeniu w kościele w Kigali przyszła kolejna trójka...

Trudno przekonać rodziców, by oddali dzieci do Waszej szkoły?

W Rwandzie pokutuje przesąd, że ślepota to klątwa. Jeśli rodzi się niewidome dziecko, taka rodzina jest izolowana, zwłaszcza w małych wsiach. Dzieci chowane są przed otoczeniem, wręcz w jakichś komórkach... Zwykle są bardzo zaniedbane, opuszczone.

Problemem jest odnalezienie tych, które potrzebują pomocy?

Tak było na początku, teraz już nie. Wiadomość o szkole rozeszła się szybko. Już pod koniec grudnia 2008 r. miałyśmy 17 dzieci. Przychodzili kolejni rodzice. Bywało, że sąsiedzi, którzy wiedzieli, że gdzieś jest niewidome dziecko, kontaktowali taką rodzinę z nami. Poza tym opieka lekarska jest bardziej dostępna, rodzice przynoszą dzieci na szczepienia. Jeśli dziecko ma wadę wzroku, trafia do szpitala w stolicy, gdzie pracuje okulista z Belgii. Zaczął pracę pod koniec 2008 r., wkrótce odwiedził nas i odtąd kieruje do nas nowe niewidome dzieci. Dziś mamy w szkole i internacie 72 uczniów. Teraz są na wakacjach, bo rok szkolny kończy się w październiku, a zaczyna w styczniu.

Ile dzieci możecie pomieścić?

Sto to nasz limit. W międzyczasie zmieniła się struktura nauczania. Dotąd było 6 klas podstawówki i 6 szkoły średniej, teraz jest 9 lat podstawówki i 3 szkoły średniej. To dla nas problem, bo nasze dzieci powinny zatem ukończyć 9 klas, a nie mamy tyle miejsca w szkole i internacie. Musiałyśmy podjąć decyzję o rozbudowie szkoły. Mamy 10 klas, a potrzeba 18, jak też cztery pomieszczenia warsztatowe do nauki zawodu. Kupiłyśmy kawałek ziemi, są plany i kosztorys. Teraz musimy zdobyć fundusze.

Jak radzicie sobie z utrzymaniem szkoły na co dzień?

Szkoła żyje... z Opatrzności Bożej. Są też dwie fundacje, które bardzo pomagają: polska "Watoto" i belgijska "Light for the World". I są "adopcje serca", gdy indywidualni darczyńcy wspierają finansowo naukę konkretnego dziecka.

Jak dzieci czują się w szkole?

Przyjmujemy dzieci od 5. roku życia. Na początku malcy płaczą, ale z czasem zaczynają traktować nasz ośrodek jak swój dom. Przypomnę: rwandyjskie rodziny są liczne, często nie ma kto zająć się niewidomym dzieckiem. Bywa, że jest całkiem odrzucane przez rodzinę. Z naszych dzieci kilkoro nie ma gdzie pojechać na święta czy wakacje. Natomiast te, których rodziny choć troszkę się nimi interesują, chętnie je odwiedzają.

Nauka polepsza ich status społeczny?

Już po rocznym pobycie u nas dziecko zwykle umie pisać i czytać. Zabiera ze sobą tabliczkę brailowską, pisze i czyta, co jest atrakcją dla całej wsi, a dla rodziców powodem do dumy. Ale są i inne historie. Pewna lekarka z RPA chciała pomóc niewidomemu dziecku i umieścić je u nas. Poprosiła o pomoc rwandyjskiego kolegę lekarza, który jednak przekonywał, że ważniejsze jest zajęcie się widzącymi dziećmi. Pytał: "Po co zajmować się niewidomym?".

Po szkole nie trafią znów na margines?

Poradzą sobie, proszę się nie martwić. W naszej szkole są przygotowywane do życia, do samodzielności. W nowym budynku szkolnym planujemy zorganizować pracownie: dziewiarską, stolarską, garncarską i wyplatarnię. Niewidome dziecko to człowiek, należy mu się szacunek i pomoc. Mamy chłopca, który stracił wzrok w 9. roku życia. Matka, gdy się o tym dowiedziała, odeszła. Został sam, jedzenie dawały mu sąsiadki i to one dowiedziały się, chyba od proboszcza, o naszym ośrodku. Teraz chłopiec jest najlepszym uczniem. Mówi, że nauka i szanse na przyszłość zmieniły jego nastawienie do życia, bo wcześniej myślał o samobójstwie.

Jak wygląda sprawa wiary?

Staramy się wychowywać dzieci w duchu chrześcijańskim, ale pierwszym kryterium jest fakt, czy dziecko jest niewidome. Mamy dzieci z domów katolickich, protestanckich i jedną muzułmankę. Przed przyjęciem dziecka przeprowadzamy wywiad z rodzicami, pytamy też, czy dziecko jest ochrzczone. Jeśli rodzice mówią, że nie, i że nie chcą go ochrzcić, niczego nie narzucamy. Pytamy też, czy dziecko może uczestniczyć w nabożeństwach. Jeśli nie, to tak musimy ułożyć zajęcia i opiekę, aby miał się kto nim zająć również podczas Mszy.

Czy widać jeszcze ślady wojny z 1994 r.?

U dzieci oczywiście nie, są zbyt małe, ale wśród pracowników tak. Niektórzy stracili całą rodzinę lub sami omal nie zginęli. Jedna z pracownic uratowała się ze stosu zwłok, w które została wrzucona. Zwłaszcza w okolicach rocznicy widać, że trauma jest obecna.

Jak pracuje się duchownym w Rwandzie, np. w porównaniu z Indiami?

W Indiach jest inny stosunek do misjonarzy, tam zatwierdzenie szkoły zajęło mi półtora roku. W Rwandzie jest łatwiej, choć przed wojną było chyba jeszcze łatwiej. Teraz jest różny stosunek do misjonarzy, są zaszłości, które mogą być barierą. Ale dominuje życzliwość.

Dlaczego siostra tam jest?

Ja? Ja wypełniam swoje powołanie.

Siostra Rafaela

W Rwandzie jest kawałek Polski: to szkoła dla niewidomych dzieci w Kibeho. Zbudowano ją za pieniądze polskiego MSZ, a prowadzą ją franciszkanki z podwarszawskich Lasek. Szkołę stworzyła siostra Rafaela (Urszula Nałęcz). W stanie wojennym działała w Prymasowskim Komitecie Pomocy, który opiekował się więźniami.

W 1989 r. wyjechała do Indii, gdzie utworzyła szkołę dla niewidomych dzieci, a potem podobną w RPA. Siostra Rafaela otrzymała właśnie nagrodę "Pontifici - Budowniczemu Mostów", przyznaną przez warszawski Klub Inteligencji Katolickiej. W uzasadnieniu czytamy, że to jej "wyobraźni, energii, ogromnej pracy i poświęceniu" zawdzięczają swe powstanie szkoły w Indiach, RPA i Rwandzie.

S. Rafaela zaprasza na stronę www.triuno.pl.

Darowizny na budowę szkoły można wpłacać na konto złotówkowe w Polsce:

Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża, ul. Piwna 9/11, 00-265, Warszawa,

nr konta: 36 1020 1013 0000 0902 0120 3744

z dopiskiem: budowa szkoły w Rwandzie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2011