Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jednym z takich pracodawców jest Media Expert. Na przykładzie przeprowadzonej tam kontroli Państwowej Inspekcji Pracy doskonale widać sedno modelu wyzysku opartego na nadmiernym obciążeniu obowiązkami zawodowymi. Wyniki tej kontroli dobrze jest czytać razem z opublikowanym mniej więcej w tym samym czasie raportem rocznym grupy kapitałowej TERG, do której należy przeszło 450 sklepów wspomnianej sieci elektromarketów.
Płaca i praca
Wyniki TERG za rok 2019 są faktycznie imponujące. Wpływy wyniosły 6,7 mld złotych, co pozwoliło na osiągnięcie zysku netto w wysokości 275 mln zł. 120 mln złotych zysku poszło na dywidendę dla akcjonariuszy. Czyli głównie dla Marka, Macieja i Teresy Grzebitów. Bo TERG to stuprocentowo polska firma rodzinna ze Złotowa w Wielkopolsce. Nawet sama nazwa TERG to nic innego jak skrótowiec od nazwiska współzałożycielki biznesu Teresy Grzebity. Firma od dobrych paru lat znajduje się na wznoszącej. W branży elektromarketów zdołała powtórzyć strategię zastosowaną wcześniej w handlu detalicznym przez Biedronkę oraz Polo-Market. Swoją obecnością w mniejszych i średnich miastach potrafiła uszczknąć swój kawałek tortu konsumowanego przez takich gigantów jak niemiecki Media Markt (grupa Metro AG). Złośliwi cmokają, że Grzebitowie zdołali też na zawsze zapisać się w historii polskiej kultury popularnej. Chodzi oczywiście o piosenkę Eweliny Lisowskiej „Media Expert – włączamy niskie ceny”, która spokojnie mogłaby się bić o miano najbardziej krzykliwego kawałka w historii polskiej reklamy.
W raporcie rocznym firma poinformowała również o wzroście wydatków na płace (poszły w górę w sumie o 16 proc.). Gdyby w tym miejscu postawić kropkę, można tylko klasnąć z zachwytem. Oto polska firma dzielnie daje odpór zagranicznemu kapitałowi. Wprawdzie sami właściciele są bogaci, ale nie zapominają też o pracownikach.
POLECAMY: „Woś się jeży” – autorski cykl Rafała Wosia co czwartek na stronie „TP” >>>
Niestety obraz ten zmienia się znacząco, jeśli uwzględnimy w nim raport Państwowej Inspekcji Pracy z kontroli przeprowadzonej w marketach Media Expert między październikiem a grudniem 2019 roku. O wynikach kontroli poinformowała na początku stycznia działająca w TERG Solidarność. Najbardziej jaskrawe przypadki łamania prawa w Media Expert dotyczą głównie przeładowania pracą. PIP donosi, że firma nie wywiązuje się z obowiązku zapewnienia nieprzerwanego 11-godzinnego odpoczynku pomiędzy dyżurami oraz dni wolnych od pracy. Na masową skalę występuje też problem z urlopami (pracownicy mają bardzo dużo dni zaległych). Nadmierne obciążanie ludzi nadgodzinami i braki w dokumentacji tych nadgodzin (co przekłada się potem na wynagrodzenia dla pracowników). Firma nie potrafi także należycie zaplanować pracy swoich zespołów. Dyżury wyznaczane są na ostatnią chwilę, co nie pozwala pracownikom w normalny sposób planować życia prywatnego.
Te problemy ze złą organizacją pracy i przeładowaniem obowiązkami wyjaśniają się, jeśli raz jeszcze spojrzymy do raportu rocznego. Czytamy w nim, że w ubiegłym roku zatrudnienie w firmie wzrosło o 2 proc. Czyli bardzo nieznacznie. W tym samym okresie firma dość prężnie się rozwijała. Liczba sklepów wzrosła o 39. Odnotowano również kilkunastoprocentowy wzrost sprzedaży materiałów i produktów. Słowem – firma robiła dużo więcej przy pomocy niemal niezwiększonego poziomu zatrudnienia. To nie mogło skończyć się inaczej niż nadmiernym obciążeniem obowiązkami. I właśnie to wykazała kontrola PIP.
Nasza góra lodowa
Wydaje się, że ten zestaw naruszeń praw pracowniczych w Media Expert pokazuje jedynie czubek góry lodowej. Faktycznie bowiem nadmierne obciążenie pracą jest w Polsce na porządku dziennym. Smutny to spadek po latach wysokiego bezrobocia, gdy (zwłaszcza na prowincji) z bezgraniczną wdzięcznością brało się każdą pracę, nie pytając nawet o warunki. Bo takie pytanie mogło przecież zostać uznane za roszczeniowość i fanaberię. Po stronie pracodawców dominowało zaś przekonanie, że obłożenie pracą zwiększać można stale. W razie czego opór da się przecież przezwyciężyć dosypaniem odrobiny grosza (zaoszczędzonego uprzednio na tym, że obowiązki wykonywane przez dwóch ludzi ogarnia teraz jeden pracownik). Miejmy nadzieję, że to, co widzimy, to początek końca takiego modelu kapitalizmu w Polsce.