Gdy nie masz na prąd. Reportaż z Bejrutu

W Libanie słowu „kryzys” towarzyszą coraz to nowsze przymiotniki. Jest kryzys polityczny, ekonomiczny, walutowy, wodny, żywnościowy, paliwowy, medyczny oraz – dziś najbardziej widoczny – energetyczny.
z Bejrutu

26.09.2022

Czyta się kilka minut

Kolejka w piekarni w Trypolisie,  w której chleb sprzedawany jest po niższych niż zwykle cenach dzięki dotacjom z pomocy zagranicznej. Większość pszenicy importowanej przez Liban pochodziła wcześniej z Ukrainy. 27 lipca 2022 r. / IBRAHIM CHALHOUB / AFP / EAST NEWS
Kolejka w piekarni w Trypolisie, w której chleb sprzedawany jest po niższych niż zwykle cenach dzięki dotacjom z pomocy zagranicznej. Większość pszenicy importowanej przez Liban pochodziła wcześniej z Ukrainy. 27 lipca 2022 r. / IBRAHIM CHALHOUB / AFP / EAST NEWS

Poranek w centrum libańskiej stolicy. Młoda kobieta wchodzi do placówki Blom Banku i wyciąga z torebki pistolet. Biorąc obecnych jako zakładników, domaga się pieniędzy. Gdy przerażeni pracownicy spełniają jej prośbę, ucieka przez okno z tyłu budynku. Zabiera ze sobą 12 tys. dolarów amerykańskich i ok. 30 mln funtów libańskich (według obecnego kursu czarnorynkowego to niecałe 800 dolarów).

Co wyróżniało ten incydent od klasycznych napadów na banki, to fakt, że kobieta żądała wydania własnych pieniędzy – potrzebowała ich, aby opłacić leczenie chorej na raka siostry. Podjęcie ich z banku w Libanie w inny sposób nie jest dziś możliwe.

Bliskowschodnia Szwajcaria

Kobieta nazywa się Sali Hafez, ma 28 lat i jest projektantką wnętrz. Jak powiedziała dziennikarzom lokalnej telewizji Al-Dżadid TV, którzy wkrótce po napadzie przeprowadzili z nią wywiad, pistolet był w rzeczywistości zabawką jej 5-letniego siostrzeńca. „Pokrzyczałam trochę, ale nie chciałam nikomu zrobić krzywdy – powiedziała. – Nie miałam innego wyjścia”.

Wcześniej Sali Hafez odwiedzała bank wielokrotnie, prosząc o wypłatę gotówki. Jej konto, podobnie jak konta wielu Libańczyków, było zamrożone. Dwa dni przed napadem spotkała się z dyrektorem placówki. Błagała go, tłumacząc, że bez tych pieniędzy jej siostra może umrzeć.

Choć razem z siostrą miały w banku ok. 200 tys. dolarów, dyrektor obiecał jej wypłatę jedynie 200 dolarów miesięcznie – i to w dodatku w libańskiej walucie, która należy do najmniej stabilnych na świecie. Ta kwota nie wystarczyłaby nawet na zastrzyki, które siostra Sali Hafez musi codziennie przyjmować, a na pewno nie na drogie leczenie za granicą, które mogłoby uratować jej życie. Rodzina sprzedała już większość mebli, by opłacić leczenie. Zanim Sali wzięła do ręki zabawkowy pistolet, rozważała sprzedaż nerki.

Młoda kobieta należy do tych, którym jeszcze do niedawna dobrze się powodziło. Bo Liban wcale do biednych krajów nie należał. Na ulicach wciąż zobaczyć można drogie samochody – choć nawet wielu właścicieli porsche nie zawsze stać dziś na benzynę.

Kiedyś Liban określany był mianem „Szwajcarii Bliskiego Wschodu”. Podobieństw do tego europejskiego kraju było kilka – choćby niewielka powierzchnia, pokryte śniegiem góry, różnorodność społeczna, a przede wszystkim bardzo rozwinięty system bankowy. Liban wychwalano także za liberalizm obyczajowy i względną stabilność. Aż do roku 1975, gdy rozpoczęła się 15-letnia wojna domowa.

Kiedy się zakończyła, w latach 90. XX w. na gruzach zaczęto budować banki i korporacje, a kraj powoli wracał do dawnej świetności. Wprawdzie wojenni watażkowie stali się politykami, a osoby, które po zakończeniu konfliktu zbrojnego w 1990 r. przejęły władzę, trzymają się jej do dziś. Jedną z nich jest Riad Salame, który tuż po wojnie stanął na czele ­Banque du Liban, banku centralnego.

Zamrożone konta

Salamego nazwano „magikiem finansów”, gdy zarządzany przez niego ­Banque du Liban oraz inne banki zaczęły oferować wysokie stopy procentowe Libańczykom, którzy wpłacali na konta dolary. Z jeszcze wyższego zysku mieli cieszyć się depozytariusze wpłacający funty libańskie. Uczestniczyły w tym także inne banki oraz politycy, którzy często są ich akcjonariuszami. Dzięki polityce Salamego funt libański utrzymywał także stały kurs względem dolara amerykańskiego (do 2019 r. jeden dolar wart był 1500 funtów).

Wkrótce jednak okazało się, że libański system bankowy, uważany za jeden z najlepszych na świecie, jest w rzeczywistości oparty na oszustwie, które pozwalało wysoko postawionym osobom na pranie brudnych pieniędzy. Dzieło Salamego to tzw. schemat Ponziego, czyli rodzaj piramidy finansowej.

Libańskie banki kusiły klientów wysokimi stopami procentowymi, choć w rzeczywistości nie generowały żadnego zysku. Kraj zaciągał pożyczki, a dotychczasowi klienci otrzymywali pieniądze kolejnych osób, które wpłacały swoje środki. Banki pożyczały więc od jednych po to, aby spłacić drugich. Taka sytuacja nie mogła trwać wiecznie.

Losy Riada Salamego i Charlesa Ponziego (zm. 1949), od którego nazwiska pochodzi określenie tego rodzaju oszustwa finansowego, są jednak różne. Włosko-amerykański oszust został w końcu pociągnięty do odpowiedzialności. W przypadku Libanu jednak, choć naruszone zostało prawo finansowe, zamieszanych w to było zbyt wiele wysoko postawionych osób, a one są zwykle w tym kraju ponad prawem.

Z ujawnionych jesienią 2021 r. „Pandora Papers” – zbioru prawie 12 mln dokumentów, opublikowanych przez międzynarodowe konsorcjum dziennikarzy śledczych – wynika, że Salame, a także premier Nadżib Mikati i wielu innych decydentów wyprowadzili swoje pieniądze z Libanu do rajów podatkowych, jeszcze zanim prawda o oszustwie ujrzała światło dzienne. W efekcie to depozytariusze, tacy jak Sali Hafez, płacą cenę za politykę finansową Salamego. Konta Libańczyków zostały zamrożone trzy lata temu i od tego czasu nie mogą oni wypłacić swoich pieniędzy. Nikt nie wie, czy kiedykolwiek je odzyskają.

Wszystkie rodzaje kryzysu

– Dziś większość Libańczyków żyje na podobnym poziomie, bo ci, którzy mieli oszczędności w dolarach, stracili do nich dostęp – mówi mi Ghina, lokalna pracowniczka Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej. – Część z nas po prostu nie ma pieniędzy, a inni mają je na rachunkach, ale nie mogą ich wypłacić.

Gdy razem z Ghiną odwiedzałam beneficjentów fundacji PCPM, zrobiłyśmy przy okazji kilka dodatkowych przystanków po drodze – w piekarniach. Ghina chciała kupić chleb dla swojej rodziny. Niestety, każdy sprzedawca kręcił głową z zatroskaniem i tłumaczył, że z powodu wojny w Ukrainie w całym kraju zabrakło mąki.

Ale nie tylko przez rosyjską inwazję na Ukrainę w Libanie brakuje podstawowych dóbr. Od kilku lat w tym kraju słowu „kryzys” towarzyszą coraz to nowsze przymiotniki. Jest kryzys polityczny, ekonomiczny, walutowy, wodny, żywnościowy, paliwowy, medyczny (bo ludzi nie stać na leki) i – chyba najbardziej widoczny – kryzys energetyczny. Czasem jeden kryzys wynika z drugiego, np. w wyniku kryzysu ekonomicznego Libanu nie stać na to, aby kupić od innych krajów prąd czy gaz.

– Nie wiemy, jaki kolejny kryzys nas czeka – usłyszałam przed przeprowadzką do Libanu, w sierpniu 2021 r.

Pierwszym nowym arabskim słowem, którego wtedy się nauczyłam, było „kahraba”, czyli prąd. Bo o tym, czego najbardziej brakuje, często się mówi. Trudno wyobrazić sobie, aby w Polsce po powrocie do domu od progu pytano, czy jest prąd. On jest dla nas wciąż trochę jak powietrze. Tymczasem dla Libańczyków stał się już niemal dobrem luksusowym. W sieci płynie rzadko, a generatory są drogie. Dlatego zwykle dostępny jest tylko przez parę godzin dziennie, a i wtedy jego moc jest ograniczona.

Gdy nie masz na lodówkę

Poprzednio do Libanu pojechałam w roku 2017. Wtedy był to zupełnie inny kraj, doświadczający wówczas przede wszystkim kryzysu uchodźczego.

W tym maleńkim państwie, wielkości średniego polskiego województwa, liczącym niespełna 7 mln ­mieszkańców, osiedliło się ponad milion syryjskich uchodźców. Nie starczyło dla nich ­mieszkań, a oni nie mieli pieniędzy, bo Liban, w ­którym się schronili przed wojną niszczącą ich kraj od 2011 r., był znacznie droższy od ich ojczyzny. Wielu mieszkało więc w garażach i barakach. Na czynsz i tak nie mieli. Wspierały ich organizacje międzynarodowe, w tym od 2012 r. także Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej, dopłacając syryjskim rodzinom do czynszu.

Ghina przypomina sobie pewnego Syryjczyka, który dostał od PCPM wsparcie finansowe na zapłatę czynszu: – Rozpłakał się. Zapytałam, dlaczego, a on wyjaśnił, że gdy tłumaczyliśmy mu, że to darowizna celowa, na zapłatę czynszu, on zastanawiał się, skąd wziąć pieniądze na zakup lodówki. Jego żona ma cukrzycę, w lodówce powinni przechowywać insulinę, która jest dla niej niezbędna. Poza tym, żeby lodówka działała, trzeba oczywiście mieć prąd, a on nie miał na generator...

– W moim domu prąd z sieci jest tylko przez godzinę, i to co jeden lub dwa dni – dodaje Ghina. – To tyle co nic, musimy więc dodatkowo płacić za generator. Ale nie każdego na to stać. Płaca minimalna to 675 tys. libańskich funtów, czyli według obecnego kursu mniej niż 20 dolarów. To ledwo starczy na opłaty za generator, na zapłacenie rachunku za zużycie prądu już nie wystarczy.

– Dlatego wielu z naszych podopiecznych musi zrezygnować z generatora, to dla nich za duży wydatek – kontynuuje Libanka. – Ograniczają też zakupy żywności, przestają na przykład kupować ryby, jedzą coraz mniej protein. Bez działającej lodówki jedzenie szybko się psuje, kupują więc tylko to, co szybko zjedzą. Na marnowanie żywności ich nie stać.

Mimo to, gdy Ghina dzwoni do Nawal, jednej z podopiecznych PCPM, aby uprzedzić ją o naszej wizycie, starsza pani z przejęciem zastanawia się, czym poczęstować gościa z zagranicy. Kryzys z pewnością nie zniszczył jednego: legendarnej bliskowschodniej gościnności.

W poszukiwaniu chleba

Sytuacja Libanu zaczęła pogarszać się w 2019 r. To wtedy konta bankowe zostały zamrożone, a libańska waluta – i wraz z nią pensje większości Libańczyków – zaczęła drastycznie tracić na wartości. Ceny jednak idą w górę. Firmy, które mają taką możliwość, starają się więc podnosić wynagrodzenia, ale nie są w stanie nadążyć za szalejącą inflacją.

– Ktoś, kto zarabiał kiedyś półtora miliona funtów, czyli według kursu sprzed kilku lat tysiąc dolarów, teraz może dostawać np. 7 milionów funtów. Ale dziś to mniej niż 200 dolarów. Za taką kwotę nie da się przeżyć – mówi Ghina. – Nie sądzę, aby libańskie firmy były w stanie podnieść wynagrodzenia tak, żeby nadążyć za inflacją. Ci, którzy pracują w organizacjach pozarządowych, mają szczęście, bo zarabiają w dolarach.

Pozostali, czyli większość Libańczyków, biednieją. Przedstawiciele klasy średniej, którzy w bankach przechowywali swoje oszczędności, nie mają do nich dostępu, bo banki też nie mają pieniędzy. Zatem już nie tylko syryjscy uchodźcy, ale też coraz więcej ubogich Libańczyków potrzebuje pomocy.

Drożeje także benzyna. Podczas mojego pobytu w Libanie w ciągu kilku miesięcy cena za przejazd taksówką wzrosła dwukrotnie. A Bejrut nie należy do miast, po których łatwo poruszać się transportem publicznym. Przejazd przykładowo z Ras el Nabaa do Hamry (ok. 4 km), który jeszcze w styczniu tego roku kosztował ok. 30 tys., dziś kosztuje już 60 tys. funtów. Kierowca, zanim przyjedzie, dzwoni do pasażera, aby negocjować wyższą cenę. Inaczej przejazd mu się nie opłaca, bo ceny w aplikacji, służącej do wzywania taksówki, rosną wolniej niż cena benzyny.

Gdy rząd umówił się z bankiem centralnym, że ten będzie dopłacać do cen paliwa, Libańczycy stali w długich kolejkach na stacjach benzynowych. Kiedy zdecydowano o zniesieniu dopłaty, ceny paliwa drastycznie wzrosły. Rosną też ceny innych produktów, bo ich producenci ponoszą coraz większe koszty transportu. Wraz z kryzysem paliwowym i ekonomicznym narastają problemy z dostępem do prądu, bo generatory są zasilane paliwem.

Podobnie wzrastają ceny pieczywa. Chleb, do którego kiedyś rząd również dopłacał, od października 2019 r. zdrożał trzynastokrotnie. Nie dość zresztą, że jest drogi, to i tak brakuje go na półkach sklepowych – w szczególności w mniejszych miejscowościach.

To dlatego Ghina, która mieszka w Al-Batrun, ok. 50 km na północ od Bejrutu, a pracuje w stolicy, została poproszona przez swoją rodzinę, by poszukała chleba w Bejrucie.

– Młodzież może się przyzwyczaić do zamienników – tłumaczy. – Ale jak wytłumaczyć babci, że nie ma chleba? Przez całe swoje życie jadła na śniadanie chleb z hummusem czy baba gannoush, pastą z pieczonego bakłażana.

Najbardziej znienawidzony

W ostatnich tygodniach doszło do jeszcze kilku innych napadów na banki, przeprowadzonych przez zdesperowanych depozytariuszy. Miesiąc temu niejaki Basam Szejk Husejn przetrzymywał zakładników przez kilka godzin. Udało mu się dzięki temu wypłacić ok. 35 tys. dolarów z posiadanych 200 tys., które ma zamrożone na koncie; pozwoliło mu to zapłacić za hospitalizację ojca. Z kolei Abdallah Assaii, mieszkaniec doliny Bekaa, wziął kilkudziesięciu klientów i pracowników banku jako zakładników, aby wypłacić swoje oszczędności. Obu uznano później za bohaterów.

Zanim sięgnęli po taką metodę, wcześniej klienci próbowali innych sposobów. W październiku 2021 r. wojsko interweniowało przeciw właścicielom rachunków, którzy obrzucali bank kamieniami. W lutym tego roku doszło do starć, w których wojskowi użyli pałek; byli ranni.

Riad Salame, obwiniany za kryzys ­finansowy, jest dziś prawdopodobnie najbardziej znienawidzonym człowiekiem w Libanie. Dziennikarze „Beirut Today” zapytali niedawno Libańczyków, co by zrobili, gdyby obudzili się w jego skórze.

„Złożyłbym rezygnację ze stanowiska” – odpowiedział mężczyzna w średnim wieku.

„Oddałabym ludziom ich pieniądze, w szczególności osobom w potrzebie” – odpowiedziała kobieta.

„Kupiłbym sobie bugatti” – zażartował młody chłopak.

„Zabiłabym się” – odpowiedziała młoda dziewczyna. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 40/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Gdy nie masz na prąd