Feralne oczko

Kilka razy dziennie otrzymujemy zdumiewające informacje: o doradcach posłów Kubika, Błochowiakówny i Jaskierni, o automatowych wojnach gangów, związkach sportu z hazardem i polityką, spotkaniach prokuratorów na strzelnicy, konferencjach i kontr-konferencjach prasowych, wreszcie o tradycyjnych Białych Księgach. Historia jednorękich bandytów pokazuje, że ktoś aż za bardzo chciał pomóc szczęściu.

14.12.2003

Czyta się kilka minut

 /
/

10 kwietnia Sejm zmienił prawo hazardowe. Była to już 21. - jak w grze w oczko - korekta ustawy o grach losowych i zakładach wzajemnych, licząc od jej uchwalenia w 1992 r. Ostatnia nowelizacja była interesująca nie tylko ze względu na zakres regulacji, ale też z powodu okoliczności, w jakich ją uchwalono. Wprowadziła trzy nowe gry hazardowe. Dwie - wideoloterie i telebingo - objęto monopolem państwowym. Trzecią nazwano “grą na automatach o niskich wygranych", czyli “jednorękich bandytach". O automatach tych było głośno po zeznaniach gangstera “Masy", który twierdził, że “Pruszków" objął “opieką" branżę automatów do gier eksploatowanych poza kasynami i salonami gier. Zmiany ustawy o hazardzie te właśnie automaty do gier zalegalizowały.

Stanowiły one przedmiot troski posłów już w poprzedniej kadencji parlamentu. We wrześniu 1998 r. zgłoszono nawet projekt ustawy dopuszczający prowadzenie takich gier (“gry w innych automatach" o wygranej do 50 złotych), przewidujący zamiast 45 proc. podatku ryczałt w wysokości 3 tys. złotych rocznie od automatu i uchylający częściowo jurysdykcję ministra finansów nad takimi grami. Wśród 70 wnioskodawców znaleźli się m.in. Jerzy Jaskiernia, Henryk Długosz, Bogdan Lewandowski, Lech Nikolski, Jacek Piechota, Zbigniew Sobotka, Marek Wagner i Danuta Waniek. Posłom chodziło o “zniesienie dyskryminacji miejscowości liczących poniżej 50 tys. mieszkańców", “rozszerzenie usług" i zalegalizowanie... 300 tysięcy automatów. Oszacowanie spodziewanych skutków finansowych rozpoczynało się wszystko wyjaśniającym “Gdyby założyć...". Sejm odrzucił projekt w pierwszym czytaniu.

Nie drzwiami, to oknem

Również do rządowego projektu ustawy z 1998 r., zwiększającej nadzór państwowy nad grami hazardowymi, usiłowano doczepić legalizację gier na automatach urządzanych poza oficjalnymi kasynami i salonami. Orędownicy zmian znajdowali się niemal we wszystkich klubach. Intrygujące było głosowanie klubu SLD za poprawką Marka Wikińskiego, najbardziej aktywnego wtedy w sprawach automatów posła, wprowadzającą nowy rodzaj automatów hazardowych, powszechnie dostępnych w barach i sklepach. Wikiński chciał, żeby można było na nich wygrywać jednorazowo nie więcej niż 10 euro. Niemal cały klub SLD głosował za, tylko troje posłów przeciw (Izabella Sierakowska, Włodzimierz Cimoszewicz i Zbigniew Siemiątkowski). Czy w sprawie legalizacji niektórych automatów ogłoszono dyscyplinę klubową? Nie wiadomo.

Posłowie Wikiński i Lewandowski postulowali przesunięcie terminu wejścia w życie projektu rządowego, zakładającego restrykcyjne podejście do nielegalnych automatów. Propozycje Wikińskiego zmierzały w kierunku objęcia automatów do tzw. gier o niskich wygranych rocznym ryczałtowym podatkiem w wysokości tysiąca euro od automatu. Sporo wesołości wzbudzała w komisji sejmowej kwestia lokalizacji kasyn i salonów gier na automatach, gdy perorowano o konieczności zapewnienia rozrywki ubogim. Poseł Wikiński proponował umożliwienie prowadzenia kasyn w miastach od 200 tysięcy mieszkańców, zamiast od 250 tysięcy. Jerzy Jaskiernia postulował umożliwienie lokowania salonów gier na automatach w miastach liczących powyżej 25 tysięcy mieszkańców (zamiast 50 tysięcy). Prace nad prawem hazardowym były dla wielu posłów zapewne bardzo emocjonujące, skoro w raporcie Banku Światowego “Korupcja w Polsce" z 11.10.1999 r. napisano m.in.: “W roku 1992 opłata za blokowanie nowelizacji ustawy o kasynach gry opiewała na 500000 USD, w ostatnim okresie natomiast sięga równowartości ok. 3 mln USD - wywiad z posłem". Po nielicznych protestach i żądaniu przez marszałka ujawnienia źródła informacji, Bank nie podał źródła i usunął ten fragment z raportu.

Automaty do gier o niskich wygranych usiłowano jeszcze legalizować w 2001 r. Projekt uzyskał wymaganą liczbę podpisów, ale marszałek Sejmu dał pierwszeństwo ustawom związanym z prawem europejskim.

Po zwycięstwie SLD w 2001 r. legalizacja automatów do gier i ich uprzywilejowanie podatkowe przebiły się jako projekt rządowy skierowany przez premiera do Sejmu 19 lipca 2002 r. Oprócz gier na automatach ustawianych m.in. w lokalach gastronomicznych, wprowadzono dwie gry objęte monopolem, z których jedną można transmitować bez ograniczeń w telewizji, a drugą, stanowiącą w istocie pewną wersję gier na automatach, można urządzać nawet w szkolnych internatach.

Hazard z Konstytucją

Lektura ustawy, jak też jej rządowego uzasadnienia, budzi zdziwienie każdego, kto przeczytał przysłany mu niegdyś przez prezydenta tekst Konstytucji RP. Rządowa zmiana prawa hazardowego wydaje się naruszać Konstytucję w sprawach fundamentalnych: rzetelności procesu ustawodawczego oraz nieuzasadnionego naruszenia praw i swobód obywatelskich.

Art. 2 Konstytucji stanowi, że “Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym". Zapis ten nakłada na organy władzy publicznej obowiązek konsultacji decyzji odnoszących się do kwestii istotnych dla obywateli ze względu na wyznawane przez nich przekonania, możliwość podejmowania działalności gospodarczej czy ograniczenia swobód obywatelskich. Prawo hazardowe nie spełnia tych warunków, ponieważ wkraczając w sferę praw i wolności obywatelskich, nie zostało poddane zaopiniowaniu przez podmioty wywodzące się spoza kręgu władzy wykonawczej. Minister finansów, autor projektu ustawy, napisał w uzasadnieniu, że “projekt został poddany konsultacjom społecznym, do których zostali zaproszeni przedstawiciele organizatorów gier i zakładów wzajemnych". Nie wiadomo jednak, kto z kim się w ministerstwie spotykał, bo - jak wyjaśnił dyrektor departamentu gier w Ministerstwie Finansów, Marek Oleszczuk: “Spotkanie związków pracodawców prowadzących gry hazardowe z pracownikami Ministerstwa Finansów, które odbyło się 17 maja 2002 r., nie było protokołowane".

Całą litanię zarzutów można przytoczyć na poparcie tezy o naruszeniu art. 7. Konstytucji o działaniu władzy publicznej na podstawie i w granicach prawa. Przede wszystkim przy sporządzaniu projektu omawianej ustawy rząd naruszył: Regulamin pracy Rady Ministrów, Regulamin Sejmu, ustawę o Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, ustawę o służbie cywilnej, a zapewne także Kodeks postępowania administracyjnego.

Zgodnie z art. 12. ust. 3. Regulaminu pracy Rady Ministrów projekt ustawy winien zostać skierowany do Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego, jeśli dotyczy funkcjonowania samorządu. Zmiana prawa hazardowego powinna zostać skierowana do tej Komisji po tym, jak zwiększono liczbę ośrodków gier i umożliwiono prowadzenie działalności hazardowej bez ograniczeń. Zwiększenie liczby kasyn powinna poprzedzać opinia samorządów w tej sprawie, przynajmniej w największych miastach. Koszty związane z negatywnymi skutkami ustawy (m.in. zapewnienie bezpieczeństwa w okolicach salonów gier, zwalczanie uzależnień) ponoszą samorządy, podczas gdy pobierany podatek od gier jest dochodem państwa.

Uzasadnienie prawie prawdziwe

Zgodnie z art. 34. ust. 2. regulaminu pracy Sejmu, uzasadnienie projektu ustawy powinno przedstawiać rzeczywisty stan rzeczy w normowanej dziedzinie. Tymczasem w uzasadnieniu podano nieprawdziwe informacje, że “do Ministerstwa Finansów wpływają liczne postulaty w sprawie stworzenia możliwości prawnych dla wprowadzenia na rynek gier nowych produktów". Zaś już po uchwaleniu ustawy poinformowano, że “prace w Ministerstwie Finansów nie były i nie są podejmowane na wniosek indywidualnych podmiotów i w związku z tym nie jest możliwe podanie nazw podmiotów zgłaszających postulaty w sprawie wprowadzenia nowych produktów". W uzasadnieniu rząd podał też, że “niewykorzystane są lokalizacje w małych miejscowościach przy jednoczesnym zainteresowaniu podmiotów otwieraniem ośrodków w dużych miastach, gdzie wolnych lokalizacji brakuje".

Ale i tutaj, mając już pewność uchwalenia ustawy, Ministerstwo Finansów 11 kwietnia br. przyznało się, że nikt takich potrzeb nie zgłaszał: “Samorządy nie sygnalizowały braku kasyn w dużych miastach, a w omawianej sprawie prezydent Warszawy nie zajmował stanowiska". Gołosłowne było więc wskazanie posłom w uzasadnieniu projektu: Warszawy, Zakopanego czy Sopotu jako miast, które chcą kasyn. Podano też fałszywe dane. W informacji o wysokości dotychczasowych wpływów z podatku od gier na legalnych automatach napisano: “Ustalona (około 500 euro miesięcznie) wysokość zaproponowanego ryczałtu wynika z analizy dotychczasowych wpływów z gier na automatach urządzanych w ośrodkach gier działających na podstawie zezwolenia". Tymczasem oparcie się na danych z “Informacji za rok 2000 o funkcjonowaniu ustawy o grach losowych, zakładach wzajemnych i grach na automatach" daje inny wynik: 400 euro.

Regulamin pracy Sejmu zobowiązuje do przedstawienia skutków finansowych i społecznych uchwalenia projektu. Nie uczyniono tego. Stwierdzono tylko, że projekt “powinien spowodować wzrost wpływów do budżetu państwa". Brak natomiast informacji o innych skutkach finansowych. A przecież zwiększono dopłaty do stawek w grach liczbowych o 5 proc. do łącznej wysokości 25 proc. stawki i rozszerzono bazę podatkową, równocześnie minister kultury stał się dysponentem nowego, gigantycznego środka specjalnego (ponad 100 mln złotych do wydania poza kontrolą parlamentu). Poza tym, ze względu na przedmiot regulacji - upowszechnienie działalności postrzeganej jako społecznie niepożądaną (gry hazardowe), konieczne było oszacowanie i przedstawienie skutków społecznych wprowadzenia ustawy w życie. Ze względu na powoływanie się w uzasadnieniu do ustawy na konieczność ochrony nieletnich, ustalenie skutków społecznych ustawy powinno było nastąpić w oparciu o opinię Rzecznika Praw Dziecka, jako organu powołanego do tego na mocy Konstytucji.

Naruszenie ustawy o służbie cywilnej polegało na niezastosowaniu się przez urzędników Ministerstwa Finansów do pisemnego polecenia wydanego jeszcze przy okazji poprzedniej nowelizacji, w 2000 r. Poleceniem tym wiceminister finansów nakazał dyrektorowi departamentu gier sporządzanie notatek z wszelkich kontaktów służbowych i przyjmowanie wniosków w formie pisemnej. Ministerstwo Finansów, zapytane o protokół ze spotkania z podmiotami zainteresowanymi zmianą ustawy, odpowiedziało piórem dyrektora departamentu, że “nie było ono protokołowane". Jest to o tyle dziwne, że poprzednia nowelizacja odbywała się z udziałem powołanej przez ówczesnego ministra Leszka Balcerowicza komisji opiniodawczej, w skład której wchodziły osoby spoza resortu (m.in. UOP i Policja), i której posiedzenia były protokołowane.

Wspaniałomyślna poprawka

Stosownie do art. 32. ust. 1. Konstytucji wszyscy są równi wobec prawa. Tymczasem ustawodawca z nieujawnionych powodów uprzywilejował podatkowo właścicieli “jednorękich bandytów". Podatek od tych automatów w pierwszym roku obowiązywania ustawy jest ośmiokrotnie mniejszy od faktycznie płaconego od “zwykłych" automatów, a nawet określono jego wysokość w walucie innej niż w pozostałych grach. Interesującym zdarzeniem - zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy - była dyskusja w czasie jednego z posiedzeń komisji sejmowej, kiedy to posłanka Anita Błochowiakówna najprawdodopodobniej zgłosiła poprawkę czterokrotnie zmniejszającą podatek od gier na automatach o niskich wygranych w stosunku do rządowego projektu. Ze stenogramu z posiedzenia komisji wynika, że nieoczekiwana obniżka podatków została przez nią wcześniej uzgodniona z wiceministrem finansów. Pewnie przez zapomnienie rząd nie poinformował komisji, ile na tej operacji straciło państwo zrzekając się części wpływów na rzecz właścicieli automatów.

Bałagan panował również w czasie prac parlamentarnych. Przez dziwny zbieg okoliczności mało brakowało, aby podatkowi od gier nie podlegały zakłady wzajemne. Z ustawy “wypadło" kilka słów podobno przez... czyjeś zapomnienie. Tak więc podmioty prowadzące zakłady beneficjantami nowelizacji nie są. Oprócz właścicieli już teraz legalnych automatów, są nimi natomiast z pewnością urzędnicy Ministerstwa Finansów, którzy przyznali sobie dodatkowe apanaże za egzaminowanie z tej ustawy osób prowadzących gry hazardowe. Szkoda, że w ogólnym zamieszaniu nie zauważyli sprzeczności swojej nowej zdobyczy z przepisami określającymi wynagrodzenie urzędników służby cywilnej...

Kto zbiera burzę

Ustawa weszła w życie ponad cztery miesiące temu. Przed dwoma tygodniami, listopadowej nocy z wtorku na środę, Andrzej Barcikowski - szef ABW podzielił się z posłami swoją wiedzą o tematach bieżących prac dziennikarskich. Jego wystąpienie oceniono jako próbę wywołania tematu zastępczego. Część posłów opozycji poszła wytyczoną przez działacza SLD ścieżką i zaatakowała szefa NBP. Wtedy Barcikowski się wycofał.

Trzy dni później dzienniki zamieściły na pierwszych stronach artykuły o gdańskim śledztwie, w którym przewija się wątek korupcji lidera SLD, Jerzego Jaskierni. Przypomniano jego próby wyprowadzenia automatów hazardowych poza kasyna. Wytknięto mu towarzystwo lobbystów, przed którymi ostrzegał wcześniej Barcikowski. W końcu udowodniono kłamstwo. Rozpętała się burza. Gazety szybko ustaliły, że firma asystenta Jaskierni działała na rynku opanowanym przez mafię hazardową, a skruszony gangster - “Masa" wymieniał ją jako związaną z SLD. Ujawniono bałagan w sejmowej podkomisji oraz fakt zamieszania jej przewodniczącego, Jana Kubika w sfałszowanie pisma Ministerstwa Finansów w sprawie gier na automatach. Czytelnicy i widzowie - jak przez angielską pocztę - kilka razy dziennie otrzymywali świeże porcje zdumiewających informacji: o “doradcach" Kubika, Błochowiakówny i Jaskierni, o automatowych wojnach gangów, związkach sportu z hazardem i polityką, spotkaniach prokuratorów na strzelnicy, konferencjach i kontr-konferencjach prasowych, wreszcie o tradycyjnych Białych Księgach.

Po burzy wszyscy nadal są na swoich miejscach. “Afera jednorękich bandytów" zbiegła się z publikacją wyników badań Transparency International nad korupcją. Polska zajęła w nich ostatnie miejsce spośród krajów rozszerzonej Unii. Jak widać zasłużenie.

Jacek Bartmiński jest prawnikiem i historykiem sztuki, absolwentem KSAP. Do 2001 r. był doradcą w Ministerstwie Finansów, obecnie pracuje w NIK.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2003