Ewangelia i Ketman

Jak się zachować, gdy za przynależność do uczniów Chrystusa trzeba zapłacić dużą cenę? Dzięki Bogu, w dzisiejszej Polsce nikt nie wymaga od nas męczeństwa, ale są inne sytuacje graniczne, w których trzeba powiedzieć: "znam Jezusa".

17.06.2008

Czyta się kilka minut

Znakomita analiza zachowań zbudowanych na bazie lęku przed prześladowaniem wyszła spod pióra Czesława Miłosza. Autor "Zniewolonego umysłu" pyta, dlaczego ludzie zamiast twarzy często pokazują maskę. Zdaniem Poety chodzi o nieświadome kierowanie się dalekowschodnią grą o nazwie ketman. Ma ona swoje źródło w zagrożeniu ludzkiego losu, a pomyślana została w celu obrony własnych myśli i uczuć. Nie chcąc być sponiewieranym, wyśmianym, zranionym, człowiek kluczy i udaje tego, kim nie jest.

Oczywiście, że Miłosz chciał opisać mechanizmy zachowań w systemie totalitarnym, ale jego spostrzeżenia nadal są aktualne. Gra w ketman jest nie tylko obyczajem społecznym przyjętym w trudnych okolicznościach, ale też grą karierowiczów każdego pokolenia. Pozwala zmieniać poglądy, podpisać się pod każdym wyznaniem wiary, brać udział w różnorakich obrzędach, wprowadzać przeciwnika w błąd. Grający sznuruje sobie usta i nie mówi o prywatnych przekonaniach. Nie cofa się nawet przed fałszowaniem własnych książek, czyli własnych myśli.

Tę grę podejmuje się nie tylko po to, aby ratować siebie. Ludzie nakładają maski, gdy - jak to ujmuje Miłosz - "chcą realizować siebie wbrew czemuś". I tu jest sedno problemu. Istnieje przecież duża różnica pomiędzy życiem "wbrew czemuś", a życiem "dla czegoś". To pierwsze jest zniewoleniem, to drugie - wolnością. Pierwsze jest życiem z maską, drugie jest afirmacją własnych poglądów, myśli, również namiętności i grzechu. Jednak prawdziwe intencje zawsze ujrzą światło dzienne. Czytamy bowiem w Ewangelii, że "Nie ma nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć". Tutaj jest zarówno kara, jak i nagroda.

Lepiej, choć trudniej, jest żyć w prawdzie o sobie. O tym, w co się wierzy, a nawet jakie rozterki się przeżywa. Musiał być tego świadom Pan Jezus i dlatego trzykrotnie przypominał uczniom: "Nie lękajcie się", "Nie trwóżcie się", "Nie bójcie się". Chrześcijaninowi nie wolno się bać ludzi, choćby myśleli oni inaczej i kierowali się innymi wartościami. Chrześcijanin nie powinien się bać, ponieważ w sercu przyjął Ewangelię, która nie jest skierowana przeciwko komuś, a jest propozycją drogi życia dla wszystkich. Chrześcijanin nie może się bać ludzi, bo nawet jeśliby ktoś go zranił, to i tak zrani tylko jego zewnętrzną powłokę. Chrześcijanin, jak prorok, ufa bezgranicznie Bogu. To w jego ręku są nasze losy. On jest jedynym Panem historii. Historii rodzaju ludzkiego i naszej historii osobistej. "Nawet włosy na naszej głowie są policzone".

Bo jest w nas taka sfera, której nic i nikt nie dosięgnie. I nawet jeśli wydaje się, że przegrywamy życie, to my sami nie żałujemy niczego. Zawsze przyznaje się do nas Bóg, mieszkający w naszej duszy. Lecz by móc tak żyć, potrzeba nie tylko wyzbyć się lęku. Potrzeba także aktu wiary. W Boga. W siebie. W człowieka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2008